28-09-2010, 18:18
Ot, prosty tekścik spłodzony przeze mnie w międzyczasie.
Ta okropna kultura masowa...
Arbitralnie i po macoszemu traktują kulturę masową dzisiejsi tak zwani intelektualiści. Że płytka jest i treści głębszych nie porusza, że masy ludzkie ogłupia, że skupia się nie na przekazie wartości istotnych, a na zysku czerpanym z samego przekazu właśnie. Zbigniew Mikołejko prawi, że nudna jest i na doznania zmysłowe nade wszystko nastawiona. Mnie zaś zastanawia to, ile w tym prawdy, a ile truizmu elit, czy wręcz partykularnej zazdrości, ukazującej się w ostentacyjnej krytyce. Nie mogę pogodzić się ani z argumentami padającymi ze strony co bardziej wykształconych środowisk, ani z promowaną przez nich wizją kultury wysokiej, będącej jakoby jedynym słusznym ratunkiem dla zbłądzonej, konsumpcyjnej populacji XX wieku.
Kultura masowa, będąca epifenomenem zmian społeczno-gospodarczych końca XIX wieku, jest zjawiskiem niezwykłym, i z socjologiczno-historycznego punktu widzenia, i ze strony filozoficznej analizy kultury. Sam fakt uformowania się masowego odbiorcy, o charakterze nie wyłącznie biernego słuchacza, obserwatora, czytelnika - ale odbiorcy determinującego samą treść kultury, dotychczas tworzonej przez wyższe warstwy społeczeństwa, świadczy o bezprecedensowej specyfice zaistniałego fenomenu. Pluralizm cechujący dzisiejszą kulturę, bogaty koloryt światopoglądów, powszechnie każdemu dostępnych, to kolejna z osobliwości kultury popularnej, mająca swoją genezę w rozwoju nowych środków przekazu informacji. Naturalnie efektem wtórnym procesu umasowienia kultury jest jej spłycenie, a nawet strywializowanie. Nie podlega to wątpliwościom, aczkolwiek czy zgodzić się można na negatywną wizję ewolucji kulturowej, promowaną już przez Platona w starożytności?
Interesującym zjawiskiem występującym w obrębie kultury masowej, jest jej natężenie wprost proporcjonalne do zmian społeczno-politycznych występujących w świecie. Im bardziej zdemokratyzowane społeczeństwo, im bardziej spluralizowana scena polityczna, tym kultura popularna przybiera rolę dominującą. Wydaje się często, że elity społeczne, nierzadko reprezentujące tradycyjny konserwatyzm, kierują ostrze krytyki nie przeciwko kulturze masowej, a przeciwko samym transformacjom społeczno-politycznym - ponadto zaś przeciwko myśli egalitarnej, której sprzyja rozwój kultury powszechnie dostępnej każdemu. Ciekawym tego przykładem jest tęsknota Zbigniewa Mikołejki za zhierarchizowanym społeczeństwem XIX wieku. Doskonale, każdy tęskni za czymś z przeszłości, niemniej jednak nie mamy wieku dziewiętnastego a dwudziesty pierwszy, zaś kontekstu kulturowego, ani zmian dokonanych przez ten czas - zmienić nie sposób.
Główne nieporozumienia wokół kultury masowej wynikają z niezrozumienia tudzież z przeoczenia jej istoty - o czym przekonuje nas Robert Krasowski w swoim artykule "Pochwała kultury masowej". Warto zauważyć, że kultura popularna nie jest, i nigdy nie była, przeciwieństwem kultury wysokiej. Nie jest również jej wynaturzeniem. Wynika to nade wszystko z zupełnie odmiennych charakterów obydwu kultur. Popkultura na ogół przybiera formę rozrywkową, tymczasem kulturę poważną cechuje oblicze… poważne. Któż bowiem obecnie, dla czystej rozrywki, sięga po Mickiewicza, Moliera, Bacha, Arystofanesa, Dantego czy Horacego? – zapewniam, mały odsetek społeczeństwa. Chętniej siadamy przed telewizorem, komputerem, idziemy do kina (bynajmniej nie kameralnego) – tam natomiast zachwycamy się nową grą, filmem, bądź kolejnym odcinkiem ulubionego serialu. Czy świadczy to o „duchowym” upadku społeczeństwa? Skądże. Co najwyżej powiedzieć możemy, że kultura wysoka straciła swój monopol na rozrywkę, stając się jedynie nośnikiem wartości czy to moralno - etycznych czy patriotycznych.
Oczywistością jest, że trywialna kultura masowa, zdominowana przez rozrywkę, w dłuższej perspektywie czasowej może przynieść zbanalizowanie i uzmysłowienie (sensu stricte) doświadczenia ludzkiego. Czy widnieje w tym słabość? Oczywiście. Czy wkrada się tym samym swego rodzaju banał? Jasne, że tak. Człowiek jednakże nie jest doskonały – i nikt nie powiedział, że do doskonałości dążyć musi.
Wszelako nie zapominajmy o pozytywnych cechach kultury masowej – których jest, nolens volens, równie wiele jak pejoratywnych. Kultura masowa bowiem odegrała znaczącą rolę cywilizacyjną, gdzie największą jej zasługą było ucywilizowanie mas szarej biedoty, a także wzięcie udziału w tworzeniu powszechnej świadomości życia w demokratycznych społeczeństwach. Nie sądzę, iż bez jej kluczowego wpływu, Europa wyglądałaby tak jak dzisiaj. Nie zapominajmy również, że to kultura masowa pozwoliła w szerszej mierze na emancypację kobiet oraz innych grup, do dzisiaj uchodzących za mniejszościowe (homoseksualiści, ateiści itd.)
Chętnie pokusiłbym się na zadanie, za Krasowskim, pytania; przy czym zatem ludzie mają się bawić – przy wierszach Miłosza, przy mszach Pendereckiego, przy filmach Wajdy? Nie ujmując wartości, którą reprezentują wymienione przykłady, nie da się ukryć faktu, iż nie spełniają one normatywnych kryteriów sztuki rozrywkowej. Ciekawa zresztą wydaje się być wizja kultury umasowionej i zunifikowanej, opartej na wzorcach elitarnych… zamiast ulubionego programu telewizyjnego, pokroju Mam talent czy Milionerzy, oglądalibyśmy awangardowe sztuki Witkacego, zamiast Wiedźmina Sapkowskiego czy książek Paulo Coelho (bądź Stevena Kinga, dla nielubiących brazylijskiego pisarza), na naszej półce stałyby powiastki filozoficzne Woltera lub wszystkie dramaty Szekspira. Zapewne znalazło by się grono entuzjastów takiego pomysłu, jakkolwiek byłoby to grono niezbyt liczne.
Rozumiem zażenowanie elit, które z bólem patrzą na zmniejszające się terytorium zajmowane przez kulturę wysoką. Tego procesu jednakże ani się zatrzymać nie da, ani opóźnić. Kultura to wyraz ogólny myśli politycznej, filozoficznej, artystycznej – tym bardziej zrozumiały powinien być charakter kultury masowej, będącej wyrazem wyzwolonych mas ludzkich, a nie konkretnych grup społecznych. Wszelka krytyka zaistniałego stanu rzeczy, wydaje się być partykularnym egoizmem, zazdrością elit wobec prężnie rozwijanych i poniekąd chętnie odbieranych produktów kultury masowej.
Poczynione dotychczas konstatacje, wymagają ode mnie dodatkowego uzupełnienia. Mianowicie pod koniec wieku XX, wraz z rozwojem ruchu awangardowego oraz filozofii i sztuki postmodernistycznej, zmieniły się same kryteria oceny wytworów kulturowych. Otóż rzadko dzisiaj klasyfikacja dzieł sztuki czy tekstów kultury przebiega na podstawie ich indywidualnych walorów, albowiem istotniejsze stają się relacje pomiędzy odbiorcą a samym dziełem i przekaz z nich odczytywany – przez co i sama kultura masowa w nowym kontekście przybiera inny wyraz.
Nie lękajmy się drastycznych zmian dokonujących się na polu kultury. Nie obawiajmy się tysięcy książek w księgarniach, setek filmów w kinach, czy setek tysięcy odcinków serialowych w telewizji. W znacznej mierze zdajemy sobie sprawę z ich prostolinijności, aczkolwiek nie pokazujemy tego po sobie. Procesy zapoczątkowane pod koniec XIX wieku są nieodwracalne, ale zarazem zupełnie nonsensowna wydaje się myśl o ich odwracaniu. Całe szczęście posiadamy luksus samookreślenia się, mamy świadomość kultury w której żyjemy, przez co ona sama ma na nas wpływ mniej szkodliwy. Może z tego źródła płynie krytyka kultury masowej? Zapewne. Tymczasem ja, z pełną świadomością tej krytyki - w najbliższy weekend pójdę do kina obejrzeć interesujący mnie film - bo dzięki niemu i lżej mi na duszy, i zapewnię sobie zajęcie na sobotę – czego chcieć więcej od kultury masowej?
Ta okropna kultura masowa...
Arbitralnie i po macoszemu traktują kulturę masową dzisiejsi tak zwani intelektualiści. Że płytka jest i treści głębszych nie porusza, że masy ludzkie ogłupia, że skupia się nie na przekazie wartości istotnych, a na zysku czerpanym z samego przekazu właśnie. Zbigniew Mikołejko prawi, że nudna jest i na doznania zmysłowe nade wszystko nastawiona. Mnie zaś zastanawia to, ile w tym prawdy, a ile truizmu elit, czy wręcz partykularnej zazdrości, ukazującej się w ostentacyjnej krytyce. Nie mogę pogodzić się ani z argumentami padającymi ze strony co bardziej wykształconych środowisk, ani z promowaną przez nich wizją kultury wysokiej, będącej jakoby jedynym słusznym ratunkiem dla zbłądzonej, konsumpcyjnej populacji XX wieku.
Kultura masowa, będąca epifenomenem zmian społeczno-gospodarczych końca XIX wieku, jest zjawiskiem niezwykłym, i z socjologiczno-historycznego punktu widzenia, i ze strony filozoficznej analizy kultury. Sam fakt uformowania się masowego odbiorcy, o charakterze nie wyłącznie biernego słuchacza, obserwatora, czytelnika - ale odbiorcy determinującego samą treść kultury, dotychczas tworzonej przez wyższe warstwy społeczeństwa, świadczy o bezprecedensowej specyfice zaistniałego fenomenu. Pluralizm cechujący dzisiejszą kulturę, bogaty koloryt światopoglądów, powszechnie każdemu dostępnych, to kolejna z osobliwości kultury popularnej, mająca swoją genezę w rozwoju nowych środków przekazu informacji. Naturalnie efektem wtórnym procesu umasowienia kultury jest jej spłycenie, a nawet strywializowanie. Nie podlega to wątpliwościom, aczkolwiek czy zgodzić się można na negatywną wizję ewolucji kulturowej, promowaną już przez Platona w starożytności?
Interesującym zjawiskiem występującym w obrębie kultury masowej, jest jej natężenie wprost proporcjonalne do zmian społeczno-politycznych występujących w świecie. Im bardziej zdemokratyzowane społeczeństwo, im bardziej spluralizowana scena polityczna, tym kultura popularna przybiera rolę dominującą. Wydaje się często, że elity społeczne, nierzadko reprezentujące tradycyjny konserwatyzm, kierują ostrze krytyki nie przeciwko kulturze masowej, a przeciwko samym transformacjom społeczno-politycznym - ponadto zaś przeciwko myśli egalitarnej, której sprzyja rozwój kultury powszechnie dostępnej każdemu. Ciekawym tego przykładem jest tęsknota Zbigniewa Mikołejki za zhierarchizowanym społeczeństwem XIX wieku. Doskonale, każdy tęskni za czymś z przeszłości, niemniej jednak nie mamy wieku dziewiętnastego a dwudziesty pierwszy, zaś kontekstu kulturowego, ani zmian dokonanych przez ten czas - zmienić nie sposób.
Główne nieporozumienia wokół kultury masowej wynikają z niezrozumienia tudzież z przeoczenia jej istoty - o czym przekonuje nas Robert Krasowski w swoim artykule "Pochwała kultury masowej". Warto zauważyć, że kultura popularna nie jest, i nigdy nie była, przeciwieństwem kultury wysokiej. Nie jest również jej wynaturzeniem. Wynika to nade wszystko z zupełnie odmiennych charakterów obydwu kultur. Popkultura na ogół przybiera formę rozrywkową, tymczasem kulturę poważną cechuje oblicze… poważne. Któż bowiem obecnie, dla czystej rozrywki, sięga po Mickiewicza, Moliera, Bacha, Arystofanesa, Dantego czy Horacego? – zapewniam, mały odsetek społeczeństwa. Chętniej siadamy przed telewizorem, komputerem, idziemy do kina (bynajmniej nie kameralnego) – tam natomiast zachwycamy się nową grą, filmem, bądź kolejnym odcinkiem ulubionego serialu. Czy świadczy to o „duchowym” upadku społeczeństwa? Skądże. Co najwyżej powiedzieć możemy, że kultura wysoka straciła swój monopol na rozrywkę, stając się jedynie nośnikiem wartości czy to moralno - etycznych czy patriotycznych.
Oczywistością jest, że trywialna kultura masowa, zdominowana przez rozrywkę, w dłuższej perspektywie czasowej może przynieść zbanalizowanie i uzmysłowienie (sensu stricte) doświadczenia ludzkiego. Czy widnieje w tym słabość? Oczywiście. Czy wkrada się tym samym swego rodzaju banał? Jasne, że tak. Człowiek jednakże nie jest doskonały – i nikt nie powiedział, że do doskonałości dążyć musi.
Wszelako nie zapominajmy o pozytywnych cechach kultury masowej – których jest, nolens volens, równie wiele jak pejoratywnych. Kultura masowa bowiem odegrała znaczącą rolę cywilizacyjną, gdzie największą jej zasługą było ucywilizowanie mas szarej biedoty, a także wzięcie udziału w tworzeniu powszechnej świadomości życia w demokratycznych społeczeństwach. Nie sądzę, iż bez jej kluczowego wpływu, Europa wyglądałaby tak jak dzisiaj. Nie zapominajmy również, że to kultura masowa pozwoliła w szerszej mierze na emancypację kobiet oraz innych grup, do dzisiaj uchodzących za mniejszościowe (homoseksualiści, ateiści itd.)
Chętnie pokusiłbym się na zadanie, za Krasowskim, pytania; przy czym zatem ludzie mają się bawić – przy wierszach Miłosza, przy mszach Pendereckiego, przy filmach Wajdy? Nie ujmując wartości, którą reprezentują wymienione przykłady, nie da się ukryć faktu, iż nie spełniają one normatywnych kryteriów sztuki rozrywkowej. Ciekawa zresztą wydaje się być wizja kultury umasowionej i zunifikowanej, opartej na wzorcach elitarnych… zamiast ulubionego programu telewizyjnego, pokroju Mam talent czy Milionerzy, oglądalibyśmy awangardowe sztuki Witkacego, zamiast Wiedźmina Sapkowskiego czy książek Paulo Coelho (bądź Stevena Kinga, dla nielubiących brazylijskiego pisarza), na naszej półce stałyby powiastki filozoficzne Woltera lub wszystkie dramaty Szekspira. Zapewne znalazło by się grono entuzjastów takiego pomysłu, jakkolwiek byłoby to grono niezbyt liczne.
Rozumiem zażenowanie elit, które z bólem patrzą na zmniejszające się terytorium zajmowane przez kulturę wysoką. Tego procesu jednakże ani się zatrzymać nie da, ani opóźnić. Kultura to wyraz ogólny myśli politycznej, filozoficznej, artystycznej – tym bardziej zrozumiały powinien być charakter kultury masowej, będącej wyrazem wyzwolonych mas ludzkich, a nie konkretnych grup społecznych. Wszelka krytyka zaistniałego stanu rzeczy, wydaje się być partykularnym egoizmem, zazdrością elit wobec prężnie rozwijanych i poniekąd chętnie odbieranych produktów kultury masowej.
Poczynione dotychczas konstatacje, wymagają ode mnie dodatkowego uzupełnienia. Mianowicie pod koniec wieku XX, wraz z rozwojem ruchu awangardowego oraz filozofii i sztuki postmodernistycznej, zmieniły się same kryteria oceny wytworów kulturowych. Otóż rzadko dzisiaj klasyfikacja dzieł sztuki czy tekstów kultury przebiega na podstawie ich indywidualnych walorów, albowiem istotniejsze stają się relacje pomiędzy odbiorcą a samym dziełem i przekaz z nich odczytywany – przez co i sama kultura masowa w nowym kontekście przybiera inny wyraz.
Nie lękajmy się drastycznych zmian dokonujących się na polu kultury. Nie obawiajmy się tysięcy książek w księgarniach, setek filmów w kinach, czy setek tysięcy odcinków serialowych w telewizji. W znacznej mierze zdajemy sobie sprawę z ich prostolinijności, aczkolwiek nie pokazujemy tego po sobie. Procesy zapoczątkowane pod koniec XIX wieku są nieodwracalne, ale zarazem zupełnie nonsensowna wydaje się myśl o ich odwracaniu. Całe szczęście posiadamy luksus samookreślenia się, mamy świadomość kultury w której żyjemy, przez co ona sama ma na nas wpływ mniej szkodliwy. Może z tego źródła płynie krytyka kultury masowej? Zapewne. Tymczasem ja, z pełną świadomością tej krytyki - w najbliższy weekend pójdę do kina obejrzeć interesujący mnie film - bo dzięki niemu i lżej mi na duszy, i zapewnię sobie zajęcie na sobotę – czego chcieć więcej od kultury masowej?