16-09-2010, 16:40
-Dlaczego ja?!- krzyczał Adam, rzucając się o niegdyś pięknie zdobione, lecz teraz zgnite i zardzewiałe ściany Centuriona. Umierał. Trucizna powoli trawiła jego ciało. Nie znalazł antidotum, a czas mijał. Był pewien śmierci. Upadł zrezygnowany na wilgotną podłogę i nagle całe życie przebiegło przed jego oczyma. Adam był zwykłym, szarym urzędnikiem, do czasu tego pechowego lotu. Samolot, którym, leciał na wakacje, rozbił się o potężny, od lat wiszący w powietrzu wrak Centuriona. Niegdyś był on luksusowym sterowcem-hotelem, w którym wypoczywali najbogatsi ludzie świata. Aż do 13 lipca 2938, kiedy to jakaś ogromna, nieznana siła sprawiła, że wszyscy ludzie zniknęli ze statku. Od tamtego dnia Centurion wisiał w powietrzu niszczejąc powoli. Nie był on jednak tylko zimną stertą złomu. Tego dnia, gdy wszyscy pasażerowie zniknęli, jakaś niespotykana siła tchnęła w niego życie. Potrafił myśleć a nawet miał uczucia które wyrażał poprzez piski, stukot i inne dźwięki, które dało się osiągnąć przy pomocy znajdujących się na pokładzie przedmiotów. Wreszcie 13 lipca 3008, w 70. rocznicę swej tragedii zdołał przyciągnąć do siebie przelatujący właśnie samolot. Poza Adamem wszyscy pasażerowie zginęli. Jednak on musiał przeżyć. To było jego przeznaczeniem. Miał zapobiec kolejnemu wybuchowi tamtej siły, którą jak dowiedział się ze znajdujących się w przedziale kapitana dokumentów, była tzw. „Energia Tesli”. Centurion wisiał dokładnie w miejscu jej skupienia- wysoko nad ośnieżonymi szczytami Alp. Adam z początku błąkał się samotnie po statku nieświadom że pojazd jest żywą istotą. Zrozumiał to dopiero, gdy po dwóch dniach, skrajnie wyczerpany, dotarł do kabiny kapitana. Centurion uratował mu wtedy życie uruchamiając starą windę, którą podawano posiłki z kuchni. Na pokładzie wciąż znajdowało się wiele puszek z żywnością, które zachowały świeżość w chłodzie panującym na wraku. W trakcie wertowania starych dokumentów i innych pism znajdujących się w pokoju, Adam natrafił na informacje o cyklicznych wybuchach energii i o tym, że kolejny ma być tak potężny, że jeśli natrafi na jakąś przeszkodę, zostanie zwrócony w Ziemię i rozerwie ją na strzępy. Był zatem jedynym człowiekiem, który mógł zapobiec katastrofie. Miał na to tydzień. Wędrując po zrujnowanych korytarzach, zdał sobie sprawę z tego, że Centurion żyje i pomoże mu w odnalezieniu sterowni i uruchomieniu silników. Wkrótce zrodziła się między nimi specyficzna więź, pomagali sobie nawzajem i potrafili się ze sobą komunikować. Wszystko z początku szło dobrze, jednak droga do maszynowni była fragmentami zasypana złomem alb zalana wodą z popękanych miejscami rur. Adam musiał wypompowywać wodę i odciągać złom tarasujący przejście. Praca szła dosyć sprawnie i wkrótce droga do maszynowni stanęła otworem. Teraz wystarczyło tylko uruchomić potężne silniki Centuriona i odsunąć statek na bezpieczną odległość od epicentrum wybuchu energii. Piątego dnia zaczęły się problemy. Adam idąc do maszynowni z przedziału hotelowego, gdzie spał, pośliznął się na plamie oleju i wpadł do głębokiego na ok. 6 metrów szybu wentylacyjnego. Ocknął się po godzinie, leżąc na dnie z potwornym bólem głowy i złamanym prawym ramieniem. Miał szczęście, że gruba warstwa tłustego osadu zamortyzowała upadek. Gdy leżał na dole czekając na ratunek ze strony Centuriona, poczuł ogromne pragnienie. W pobliżu była tylko kałuża, więc Adam pochylił się nad nią, lecz nagle usłyszał złowieszczy brzęk i stukot rur znajdujących się w pobliżu. To Centurion ostrzegał go przed piciem z tej kałuży. Adam był jednak tak zdesperowany, że zignorował ostrzeżenia przyjaciela i zaczął pić łapczywie. Woda, która się w niej znajdowała, pochodził z chłodnicy i zawierała trujące substancje. Podniósł się z ziemi. Nagle zrobiło mu się duszno i zaczął się silnie pocić. Centurion zepchnął mu drabinę, po której wyczerpany wyszedł z szybu. Musiał teraz czym prędzej znaleźć skrzydło medyczne. Było ono jedynym miejscem, gdzie mógł znaleźć jakieś antidotum. Powlókł się więc w kierunku schodów prowadzących na drugi poziom, gdzie było wejście i zaczął je szukać. Był już u kresu sił, gdy Centurion zaprowadził go na miejsce. Skrzydło medyczne składało się z dwóch części. Pierwszą była ogromna sala z rzędami stalowych łóżek o obdartych i zniszczonych materacach. Drugą był gabinet połączony z magazynem leków i salą operacyjną do wykonywania prostych zabiegów. Adam udał się ostatkiem sił do magazynu. Był to obszerny pokój z sześcioma rzędami szaf wypełnionych różnymi lekami i opatrunkami. Samodzielne znalezienie antidotum zajęłoby tu wieki. Niemal dostał obłędu na ten widok. -Dlaczego ja?!- krzyczał kopiąc z wściekłością ściany Centuriona. Upadł w końcu zrezygnowany, gdy nagle ku jego zdziwieniu z jednej z szaf wypadła mała fiolka. Adam chwycił ją i obejrzał, dokładnie ocierając brud z etykiety. Była to apomorfina, bardzo silny środek wymiotny. Był uratowany. Czym prędzej otworzył buteleczkę i wypił zawartość. Po chwili środek zadziałał i Adam zwymiotował całą zatrutą wodę. Teraz mógł przystąpić do przesunięcia sterowca. Czym prędzej ruszył do maszynowni. Zostało mu już tylko 36 godzin a miał jeszcze mnóstwo pracy. Maszynownia była ogromnym pomieszczeniem, pełnym skomplikowanych mechanizmów, które należało ustawić w odpowiedniej konfiguracji, by Centurion mógł ruszyć z miejsca. Po dwunastu godzinach ciężkiej pracy zdołał wreszcie doprowadzić silniki do porządku. Teraz wystarczyło tylko przejść na mostek, który znajdował się w podwieszonej pod głównym pokładem oszklonej gondoli, wprawić w ruch stery kierunkowe i przesunąć statek. Adam był skrajnie wyczerpany, więc poszedł odpocząć przed manewrem. Dowlókł się wykończony do łóżka i padł na nie, momentalnie zasypiając. Obudził się po 10 godzinach, ruszył na dół, by zjeść coś i następnie zacząć manewr. Środek mostka zajmował sporych rozmiarów ster i tablica pełna zegarów. Po prawej stronie znajdował się zniszczony stolik na mapy, a po prawej luneta na statywie , radiostacja i przyrządy nawigacyjne. Adam zaczął przygotowania od uruchomienia podzespołów poprzez wciśnięcie znajdujących się na tablicy guzików. Jak na razie wszystko, szło dobrze, wskazówki zegarów drgnęły, co napełniło Adama nadzieją, że manewr się uda. Krzątał się dalej po mostku, kontrolując podzespoły i wykonując kolejne procedury startowe i wreszcie wszystko było gotowe. Chwycił mocno ster prawą ręką a lewą położył na dźwigni przepustnicy. Zaczął powoli kręcić sterem, jednocześnie ciągnąc za dźwignię. Centurion drgnął z początku ruszył powoli, lecz nabierał coraz większej prędkości. Adam musiał go przesunąć o co najmniej 6 km, by minąć epicentrum wybuchu, który miał być najsilniejszym w dziejach. Zostało już tylko kilka minut, gdy sterowiec w końcu minął strefę bezpośredniego zagrożenia. Teraz Adam usiadł na obszernym kapitańskim fotelu, by obejrzeć wybuch. Po pięciu minutach ogromna fala jasnego światła rozdarła niebo. Sterowiec zaczął drżeć i stukotać. Nagle coś wbiło go w fotel z ogromną siłą. Zdenerwowany spojrzał na nogi i omal nie dostał obłędu. Wtapiały się w statek, jak dwie woskowe świece, a on sam cały stawał się teraz jego częścią. W tym momencie zrozumiał wszystko. Pasażerowie wcale nie zniknęli z pokładu. Oni po prostu stali się częścią Centuriona. To oni żyli we wraku, oni nadawali mu życie. To z nimi rozmawiał, nie kto inny jak oni, mu pomagali. Teraz stawał się jednym z nich. Kolejnym ludzkim żywotem na zawsze złączonym z ogromnym perpetum mobile wiszącym na wieczność nad Ziemią.