07-09-2010, 16:20
Łza jak deszczu kropla rozbryźnięta o parapet mych emocji,
Drąży ścieżkę śladów w ciągu niezliczonych kilometrów,
Dojrzeć - dotrzeć chce do celu wykwintnego zamrużenia,
Oczodołów przemęczonych w ukojeniu sennych strzępów.
Rozpierzchnięty ból po ciele nasmarować maścią serca,
Tęskny ból to nie znieczulone zamaskowane łaknienie,
To w cierpliwości oczekiwanie przyjścia w chwale,
Tych jutrzenek najśmielszych co dnia Tobą oplatanych.
Nadzieją spowite wegetacji na jutro przetrwanie,
Ona trzymając ku górze zwichnięty szkielet desperacji,
Pozwala - Daje tę możliwość, by móc uwierzyć w sens,
Naszpikowany bezsensem w samym meritum istnienia.
Więc wszystko to co robię, robię przepełniony,
Tym słodkim pojutrzem, które nadal rozbryzga,
Uparcie o ten parapet póki łzawić nie przestanie,
A Słońce tylko w twym zapachu bijącą łuną zalśni.
Drąży ścieżkę śladów w ciągu niezliczonych kilometrów,
Dojrzeć - dotrzeć chce do celu wykwintnego zamrużenia,
Oczodołów przemęczonych w ukojeniu sennych strzępów.
Rozpierzchnięty ból po ciele nasmarować maścią serca,
Tęskny ból to nie znieczulone zamaskowane łaknienie,
To w cierpliwości oczekiwanie przyjścia w chwale,
Tych jutrzenek najśmielszych co dnia Tobą oplatanych.
Nadzieją spowite wegetacji na jutro przetrwanie,
Ona trzymając ku górze zwichnięty szkielet desperacji,
Pozwala - Daje tę możliwość, by móc uwierzyć w sens,
Naszpikowany bezsensem w samym meritum istnienia.
Więc wszystko to co robię, robię przepełniony,
Tym słodkim pojutrzem, które nadal rozbryzga,
Uparcie o ten parapet póki łzawić nie przestanie,
A Słońce tylko w twym zapachu bijącą łuną zalśni.