Via Appia - Forum

Pełna wersja: Więź
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Słońce prażyło niemiłosiernie. Prawie nagie ciała lepiły się od potu w autobusowym ścisku. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Jedynie tłok w ogólnodostępnych środkach transportu świadczył o tym, że życie wre nadal.
Monika odgarnęła z twarzy kosmyk mokrych włosów, rozglądając się dookoła. Przez kark przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, gdy ujrzała szydercze spojrzenia grupki nastolatków, stojących nieopodal. Ci młodzi ludzie skupiali na sobie uwagę całego autobusu, jawnie wyśmiewając innych, oraz wytykając palcami, kto i dlaczego im się nie podoba.
Przycisnęła mocniej teczkę, którą dzielnie dzierżyła w ręku. Takie coś nie jest w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Nie teraz. Nie dzisiaj. W końcu nie na darmo rano zadecydowała. W końcu musi wziąć sprawy w swoje ręce! Jeśli dziś nie dostanie tej pracy, to już nigdy! Jeszcze kilka chwil, zaledwie kwadrans i znajdzie się w biurze. Oko w oko ze swoim szefem.... Lub raczej PRZYSZŁYM szefem, jeśli tylko spotkanie pójdzie tak jak to sobie zaplanowała.
Przed wyjściem sprawdziła dokładnie czy ma wszystko. CV, podanie o pracę, zdjęcia.... Na wszelki wypadek wzięła też parę dyplomów. Nie będą mieli, do czego się przyczepić! Nie pozwoli na to!
Dziewczyna jednak, w tej chwili, zamiast skupić się na przebiegu rozmowy, którą za moment będzie zmuszona przeprowadzić nie mogła przestać myśleć o gorącu, które paliło jej ciało. W myślach zadawała sobie pytanie, „Dlaczego akurat w dniu kiedy ona zamierza starać się o pracę muszą być 34 stopnie na termometrze? Dlaczego ona musiała odstawić się jak młoda pani prezes, kiedy na dworze jest taka temperatura?”. Swoją drogą musi śmiesznie wyglądać, pośród praktycznie nagich nastolatek i nastolatków ubrana w kostium z długim rękawem i spódnicę za kolana. Była na siebie zła. Wcale nie potrzebowała tej posady. Owszem. Chciała mieć swoje stanowisko... Chciała osiągnąć coś w życiu, ale czy to musi być akurat TO biuro i TEN budynek? Oczywiście, że nie!
Mogła teraz spokojnie siedzieć w domu z włączoną klimatyzacją i czytać książkę, którą przyniósł jej Sebastian. Mogła... Więc czemu nie została? Trudno powiedzieć… Chore ambicje? Przesadna wiara we własne możliwości? Któż to może wiedzieć?
Mimowolnie spojrzała na swoją dłoń. W miejscu, na którym widniała obrączka zauważyła delikatne zaczerwienienie. Widocznie ręką nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić do krążka, który Monika nosiła już od jakiegoś czasu. Minęło, bowiem dokładnie 6 miesięcy od momentu, kiedy stała przed ołtarzem i podniosłym, pewnym siebie głosem powiedziała "Tak". Gdyby tylko wiedziała, że od tego czasu wszystko zacznie przypominać monotonny program telewizyjny, który zwykł powtarzać się każdego wieczoru, 5 razy przemyślałaby wszystko, zanim zgodziła się wyjść za Arka.
Teraz, bowiem każdego wieczoru potrafiła, co do joty przewidzieć jak będzie wyglądać kolejny dzień. I nie myliła się, bo odkąd wyszła za mąż wszystkie dni wyglądały tak samo.
Zwykle siedziała sama do późnej nocy wykonując porządki i inne prace związane z domem. Arek wracał o różnych porach. - Ostatnio coraz późniejszych. Nienawidziła tego. A już napewno nie znosiła, że co rano dając jej całusa w policzek mówił "Dziś będę wcześniej. Obiecuję". I zawsze łamał dane słowo.
Monika pogrążona w swoistego rodzaju letargu nawet nie zauważyła, kiedy autobus przejechał przez Plac Zawiszy i powoli zbliżał się do Dworca Centralnego. Ona nie widziała, co znajduje się za oknem. Nie spostrzegła nawet, że obok niej zwolniło się miejsce. Starsza pani, która zajmowała ten fotel ustawiała się przy drzwiach i kiedy autobus zatrzymał się na Placu Starynkiewicza, wysiadła. Wsiadły dwie kobiety w kwiecie wieku, plotkujące głośno i chichoczące co jakiś czas jakby były pijane. Weszła także jakaś dziewczyna z małym dzieckiem na ręku i młody mężczyzna. Miał, co najwyżej 30 lat, ciemne włosy i głębokie zielone oczy.
- Przepraszam - powiedział do Moniki próbując przecisnąć się w głąb pojazdu. Ona jednak zamiast wykonać jakikolwiek ruch odwróciła jedynie głowę i spojrzała na twarz młodzieńca. On także, mimo upału, ubrany był dość specyficznie, mianowicie w czarną koszulę - co prawda z krótkim rękawem - i spodnie od garnituru. Na szyi uwiązany miał ciemny krawat.
W momencie, kiedy ich spojrzenia spotkały się poczuła jak ciepły dreszcz przechodzi jej po plecach. Przez moment nie mogła złapać tchu. Czuła się jakby coś ciężkiego spadło na jej serce i przyciskało je do piersi. Wiedziała również, że jej tętno przyspieszyło się.
Przez ułamek sekundy Monice wydawało się, że zna tego osobnika od dawna, że wie o nim prawie wszystko. I kiedy on patrzył w jej oczy... Właśnie w tej chwili wiedziała, że on czuje to samo. Tylko, dlaczego? Co takiego kierowało umysłami dwójki całkowicie obcych sobie ludzi, że poczuli jakąś bliżej nieokreśloną więź? Tak jakby rozpościerał się między nimi jakiś niewidzialny sznur, który pomału przybliżał ich do siebie.
Przez chwilę dziewczyna chciała spojrzeć czy rzeczywiście między nimi nie pojawiła się jakaś linka. Wystarczył jednak ułamek sekundy aby zrezygnowała. Poczuła bowiem, że nie chce spuszczać go z oczu. Boi się zatracić to, co zyskała w ciągu tych paru sekund... Choć gdyby ktoś ją zapytał, CO TAK NAPRAWDĘ zyskała, zapewne nie byłaby w stanie odpowiedzieć.
Jedno było pewne. W tej właśnie chwili ona, dojrzała kobieta, która dawno temu wyrosła z dziecięcych marzeń o pięknej i romantycznej miłości, nagle poczuła, że ta naprawdę istnieje.
Osoba patrząca na to wszystko z boku dowiedziawszy się, co takiego stało się między tą dwójką zupełnie obcych sobie ludzi i co było powodem ich intymnego niemalże zbliżenia powiedziałaby pewnie: "Wielkie mi, co? Jest to zapewne jeden z omamów spowodowanych tym wszechogarniającym upałem". Może i tak... Ale jeśli rzeczywiście tak było, Monika chciała, aby ten upał nigdy nie minął, a autobus nie dojechał na miejsce.
Coś takiego czuła po raz pierwszy. Z Arkiem, w którym była zakochana odkąd tylko się poznali, nigdy nie przeżyła czegoś podobnego. Owszem, na pierwszej randce czuła dreszcz szczęścia, a oddech był przyspieszony. Tak jest zapewne zawsze... Ale to? To było coś zupełnie innego. Głębokie przeżycie jakby spotkała właśnie swoją pierwszą miłość jeszcze ze szkolnych lat. Jakby coś jej się zwróciło. Słowa były niepotrzebne. Milczenie było dużo ważniejsze. Upajało.
Teraz wydawało jej się zabawne, iż zawsze obwiniała się o to, że nie potrafi rozmawiać z Arkiem. Dlaczego dopiero w tej chwili dotarło do niej, że nie trzeba umieć rozmawiać z ukochanym? To umiejętność milczenia we dwoje naprawdę się liczy. A z nim nigdy nie milczało się jej dobrze. Za każdym razem, gdy nikt nie miał nic do powiedzenia czuła się niepewnie. Jakby obawiała się, że już nie mają wspólnych tematów. A przecież małżeństwo nie jest po to, żeby rozmawiać...
W natłoku myśli czuła, że nie jest w stanie powstrzymać tego co się dzieje. W jej głowie pojawiało się coraz więcej pytań na które nie znała odpowiedzi. Nie była zresztą nawet pewna czy takowe w ogóle istnieją.
„Czy to możliwe? Czy ja naprawdę nigdy nie kochałam Arka?” – pytała sama siebie.
„Co się ze mną dzieje?” – zganiła się na moment odzyskawszy zdrowy rozsądek.. „Nigdy się tak nie zachowywałam. Czemu ten człowiek tak dziwnie na mnie wpłynął. Czyżby to był jakiś hipnotyzer?”
Przyjrzała się jeszcze raz mężczyźnie. W sumie możliwe, że omamił ją jakąś nieznaną jej mocą, której nie była w stanie pohamować. Być może bezwiednie poddała się woli jego czaru i teraz nie ze swojej winy na myśl przychodziły jej takie myśli, jakie nigdy nie przyszły by jej do głowy na trzeźwo. Myśli - dziwnie i nieprzyjemne.
Bo, jakby na to nie patrzeć, jest przecież dorosłą kobietą. W dodatku ma bardzo konkretne plany na przyszłość. Ma ułożone życie z człowiekiem, z którym jest związana węzłem małżeńskim.... Zaraz! Może właśnie, dlatego była świadkiem tego dziwnego uczucia, które zawładnęło całym jej ciałem. Bo przecież jakkolwiek na to nie patrzeć „to nie jest ona”! Nie jest potulnym stworzonkiem, które można ot tak oswoić. Nie jest biedną zagubioną dziewczynką, która tylko czeka na pomocną dłoń. Ona zawsze działa impulsywnie i nie znosi być zależna od kogokolwiek. Może dlatego w jej głowie zaświtał pomysł o pracy. Ona chciała być wolna, a 6 miesięcy temu wolność została jej odebrana. Dopiero teraz widzi, że popełniła błąd. Nie powinna była tego robić. Nie powinna była wychodzić za Arka. Ale cóż... Dziś tego nie zmieni. Dziś jest już za późno...
Chociaż...
No właśnie. Chociaż. "Chociaż" CO? Przecież nie zdradzi męża. Nie jest taka. Nie chce krzywdzić. I pomyśleć, że te wszystkie wątpliwości pojawiły się właśnie teraz. Kiedy wsiadł ten dziwny typ. Chrzanić go! Nie zrujnuje jej małżeństwa!
Tylko to uczucie... Czemu nie chce ustąpić? Czemu Monika nie chce, aby ustąpiło?
- Przepraszam? Czy wysiada pani teraz? - Zapytała jakaś kobieta z tyłu. Dziewczyna odwróciła się. Spojrzała na staruszkę podpierającą się o laskę, która stała za nią. Dopiero potem wyjrzała przez okno. Autobus zatrzymał się na Dworcu Centralnym. A więc stało się. Dojechała. Nie wpadli w żadną czarną dziurę, nic ich nie pochłonęło. Nikt nie zatrzymał czasu...
Tak naprawdę nadal był upalny poniedziałek. Nic nie zmieniło się w ciągu tych paru niezapomnianych chwil. No prawie nic... Bo zapewne nikt z pasażerów nie zauważył, że był świadkiem nawiązania się niewidzialnej więzi między dwojgiem nieznajomych.
Monika zrobiła pierwszy krok w stronę wyjścia. Wysiadła. Chwilę później autobus odjechał, a ona jeszcze długo stała patrząc jak znika w ulicznym chaosie. Dopiero, kiedy całkiem umknął z pola widzenia ruszyła do przodu jak zwykle pewnym siebie krokiem z głową podniesioną wysoko do góry.


***
Monika otworzyła gazetę przegryzając ją sucharem. Siedziała w kuchni, przy stole i nawet nie ubrała się do śniadania. Arka nie było już od jakiegoś czasu. Wyszedł do pracy zanim jeszcze zdążyła się obudzić. Ostatnio robił tak coraz częściej. Znikał bez słowa. Jakby w ogóle nie istniała. Dziś nawet nie było jej przykro z tego powodu. Nawet nie potrafiła udawać, że żałuje. Zresztą. Po co i przed kim miałaby grać zdruzgotaną, zawiedzoną żonę? Nie mieli nawet psa.
Na stronie 6 wzrok jej przykuł nagłówek na samej górze gazety.

"Młody, dobrze zapowiadający się adwokat Tomasz K. zginął w tragicznym wypadku na Placu Bankowym, wczoraj o godzinie 13.16. 29-letni mężczyzna przechodził w miejscu przejścia dla pieszych. Został potrącony przez ciężarówkę. Kierowca nieszczęsnego samochodu tłumaczy się tym, że w ostatniej chwili wysiadły mu hamulce. Śmierć nastąpiła na miejscu. Zostało wszczęte śledztwo, które ma ujawnić, kto odpowie za tą jakże tragiczną śmierć."

- Biedna rodzina... – powiedziała na głos - Muszą bardzo przeżywać to, co się stało. Ludzie mają różne problemy.... Chyba nawet nie wypada mi się przejmować tym, że nie dostałam tej pracy.
Dopiero teraz zobaczyła na dole małe, niewyraźne zdjęcie zmarłego.
- Zabawne... Dam głowę, że gdzieś go widziałam. Tylko gdzie? – zastanawiała się. - A co mi tam. Pewnie już się nie dowiem. – Dodała, wzruszając ramionami i ugryzła kolejny kęs.
marian2na napisał(a):Przez kark przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, gdy ujrzała szydercze spojrzenia grupki nastolatków, stojących nieopodal.
„Przeszedł jej” powinno być.

marian2na napisał(a):W końcu nie na darmo rano zadecydowała.
Co ona właściwie zadecydowała? Nie wiem, chyba to z tekstu nie wynika. A jeżeli wynika, to napisz to tak, żeby było czytelne.

marian2na napisał(a):Owszem. Chciała mieć swoje stanowisko...
Dlaczego to są da zdania? Powinny być połączone przecinkiem w jedno.

marian2na napisał(a):Widocznie ręką nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić do krążka, który Monika nosiła już od jakiegoś czasu.
„Ręka” - literówka

marian2na napisał(a):Minęło, bowiem dokładnie 6 miesięcy od momentu, kiedy stała przed ołtarzem i podniosłym, pewnym siebie głosem powiedziała "Tak".
O ile dobrze pamiętam, cyfr używamy w prozie tylko przy datach. W pozostałych przypadkach powinno się pisać liczebnik słownie.

marian2na napisał(a):Ona nie widziała, co znajduje się za oknem.
Nie musisz pisać, że to „Ona”. Forma czasownika wskazuje już osobę.

marian2na napisał(a):Przez ułamek sekundy Monice wydawało się, że zna tego osobnika od dawna, że wie o nim prawie wszystko. I kiedy on patrzył w jej oczy... Właśnie w tej chwili wiedziała, że on czuje to samo. Tylko, dlaczego? Co takiego kierowało umysłami dwójki całkowicie obcych sobie ludzi, że poczuli jakąś bliżej nieokreśloną więź? Tak jakby rozpościerał się między nimi jakiś niewidzialny sznur, który pomału przybliżał ich do siebie. 
Przez chwilę dziewczyna chciała spojrzeć czy rzeczywiście między nimi nie pojawiła się jakaś linka. Wystarczył jednak ułamek sekundy aby zrezygnowała. Poczuła bowiem, że nie chce spuszczać go z oczu. Boi się zatracić to, co zyskała w ciągu tych paru sekund...
W tym fragmencie cztery razy pada słowo „sekunda”. Unikaj powtórzeń.

marian2na napisał(a):Czemu ten człowiek tak dziwnie na mnie wpłynął. Czyżby to był jakiś hipnotyzer?”
Po „wpłynął” znak zapytania.
Pozbądź się tego drugiego zdania. Po prostu się pozbądź Tongue

marian2na napisał(a):...jakie nigdy nie przyszły by jej do głowy na trzeźwo.
Przyszłyby – łącznie.

marian2na napisał(a):Myśli - dziwnie i nieprzyjemne.
Literówka - „dziwne”

marian2na napisał(a):W dodatku ma bardzo konkretne plany na przyszłość.
Co to ma w tym momencie do rzeczy?

marian2na napisał(a):Bo, jakby na to nie patrzeć, jest przecież dorosłą kobietą. W dodatku ma bardzo konkretne plany na przyszłość. Ma ułożone życie z człowiekiem, z którym jest związana węzłem małżeńskim.... Zaraz! Może właśnie, dlatego była świadkiem tego dziwnego uczucia, które zawładnęło całym jej ciałem. Bo przecież jakkolwiek na to nie patrzeć „to nie jest ona”!
Powtórzenie.

marian2na napisał(a):Monika otworzyła gazetę przegryzając ją sucharem.
No comment.. Tongue

marian2na napisał(a):Zresztą. Po co i przed kim miałaby grać zdruzgotaną, zawiedzoną żonę?
Połącz przecinkiem te zdania, bo samo „zresztą” nie ma sensu bytu jako zdanie. Poza tym literówka - „zawiedzioną”.

marian2na napisał(a):Kierowca nieszczęsnego samochodu tłumaczy się tym, że w ostatniej chwili wysiadły mu hamulce. Śmierć nastąpiła na miejscu. Zostało wszczęte śledztwo, które ma ujawnić, kto odpowie za tą jakże tragiczną śmierć.
Żadna gazeta nie napisze o „nieszczęsnym” samochodzie. Jedną z podstawowych zasad redagowania informacji prasowej jest unikanie wyrazów nasyconych emocjonalnie. Kolejną zasadą jest unikanie języka potocznego, więc „wysiadły mu hamulce” też nie może być. Kolejne zdanie też jest zbyt kolokwialne. „Śmierć na miejscu” to typowy potoczny związek frazeologiczny. „Jakże tragiczną śmierć” - wracamy do zasady pierwszej.

Nie wymieniałem błędów interpunkcyjnych, bo jest ich bardzo dużo. Przejrzyj tekst pod kątem interpunkcji.

Jak widzisz, błędów jest sporo. Na tyle dużo, że skutecznie odwracają uwagę od treści. Fabuła zresztą sama w sobie nie jest zbyt wciągająca, nudziłem się. Banalna historyjka i do tego przejaskrawiona mocno. No bo przepraszam, ale kto normalny, widząc przystojniaka w autobusie, od razu ma myśli o rozbijaniu małżeństwa? A może nie o to tu chodzi? Może coś istotnego przeoczyłem? Jeśli tak, to niech to będzie dla Ciebie dowodem na to, że duża ilość błędów utrudnia skupienie się na fabule.