07-09-2010, 09:51
Pewnego dnia przyszedł do mnie diabeł.
Miał ładną, zdrową twarz, świeże, pachnące włosy i zadbane paznokcie. Stanął w progu i zmierzył mnie diablim wzrokiem.
- W czym mogę pomóc? - zapytałam.
- Nie potrzebuję niczego od ciebie. - powiedział. - Przyszedłem spełnić trzy twoje życzenia.
- Nie ja nie mam żadnych - odpowiedziałam. W jego oczach zobaczyłam radość. Nie wierzył w moje słowa. Jego pełna wyważenia twarz drgnęła lekko pod wpływem impulsu.
- Wszyscy mają jakieś pragnienia.
Powtórzyłam, że ja nie mam żadnego. W tym momencie przekroczył próg pokoju i usiadł przy stole, na najwyższym i najpiękniejszym krześle. Oparł głowę na łokciach, założył nogę na nogę i dawał znak, że wyraźnie na coś czeka.
Usiadłam obok niego i powtórzyłam.
- Nie mam żadnych życzeń. Ale może ty panie życzysz sobie czegoś? - zapytałam jak nakazywały mi maniery.
- Ależ owszem. Życzę sobie. Rozmowy.
- Słucham więc.
- Widzisz. Przyszedłem do ciebie nie bez celu. Mam dla ciebie propozycję.
- Jaką?
- My, tam w piekle, mamy taką zasadę. Każdy, do kogo przyjdziemy dostaje od nas trzy życzenia. Spełniamy każde, nawet najdziwniejsze. Nawet takie, którego spełnienie jest dla zwykłego człowieka niemożliwe. W zamian za to śmiertelnik oddaje nam swoją duszę. To taka żelazna umowa.
- Nie oddam ci swojej duszy. – powiedziałam spokojnie.
- Nie musisz. Wystarczy bowiem, że to podpiszesz. - powiedział wyjmując zza pazuchy cyrograf. Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale powstrzymałam się od komentarza. - Działa to w ten sposób, że jeśli nie spełnimy twoich życzeń, to twoja dusza nadal pozostaje wolna.
- Skoro tak... Co ci po tej umowie?
- Zupełnie nic! - wykrzyknął - o to chodzi.
- Jednak skoro nie potrzebujesz, żebym podpisała tą umowę, a ja nie mam trzech życzeń, to wcale nie muszę tego podpisać. Żadne z nas nic nie straci, ani nic nie zyska.
- Mylisz się moje dziecko - zaśmiał się. - Jeśli nie podpiszesz tej umowy, nie spełnię twoich życzeń, ale również nie opuszczę tego miejsca aż do chwili kiedy sam zechcę. A to znaczy, że przed nami dłuuugie lata przyjaźni - powiedział.
- Mam pracę. Nie możesz tu ciągle siedzieć! - zdenerwowałam się.
- Żaden problem! Podpiszesz tylko cyrografik i znikam. -powiedział z cwanym uśmiechem na ustach.
Wahałam się, ponieważ zwęszyłam w tym jakiś szemrany interes. Czemu miałabym podpisywać ten świstek papieru? Diabeł cały czas patrzył na mnie, jakby czekając na chwilę mojej słabości.
"Nie dam się!" - pomyślałam i powiedziałam.
- Nie dostaniesz mojego podpisu! Idź sobie do kogoś innego! - wykrzyknęłam.
Roześmiał się.
- Czego się boisz, dziecko?
- Niczego! - pewna siebie odpowiedziałam.
- Więc czemu tak ci zależy, żebym wyszedł? - czekając na odpowiedź z mojej strony, która nie padła dodał - Mam wyjść? Dobrze więc... Wyjdę. Ale najpierw uzyskam podpis, po który przyszedłem. - odpowiedział.
- Nic nie podpiszę!
- Mogę prosić herbatki? - zapytał uśmiechnięty. Zbita z tropu poszłam do kuchni i zrobiłam herbatę. W tym czasie zastanawiam się, co dalej robić. Czy wypędzić go na widły? A może podejść podstępem.
Z drugiej strony, naprawdę nie miałam żadnego życzenia, więc ... może podpisać i mieć to z głowy.
Kiedy weszłam do pokoju z herbatą, on siedział przed telewizorem i oglądał jakiś mecz. Nogi położył na stole i dopingował.
- Dalej! Dalej! Panie sędzio! Faulu nie było! Zapomniał pan? Przyjął pan łapówkę! Nie mogło być faulu.
Jak nietrudno się domyślić, nie kibicował żadnej drużynie. Położyłam przed nim herbatę i zapytałam:
- Czy masz może ochotę na ciasteczka do herbaty, diable?
- Mów mi Lucek. - odparł.
Usiadłam obok niego i zapytałam:
- Ty jesteś Lucyfer?
- W rzeczy samej, moja mała! - wstał i ukłonił się nisko.
- Więc to ty rządzisz piekłem? - pytałam dalej.
- Zgadza się.
- I ty spisujesz wszystkie prawa?
- Wszystkie prawa podziemi - z dumą oparł się na kanapie i znowu założył nogę na stół. Denerwowała mnie jego poufałość, ale nic nie powiedziałam.
- I nikt nie ma prawa ukarać cię, jeśli ktoś nie podpiszę cyrografu.
- Nikt.
- Więc czemu tak ci zależy?
- Mnie nie zależy. To tobie zależy.
- Nie rozumiem.
- Widzisz. Zapisujemy wszystkich, którzy podpisali cyrografy, oraz tych którzy cyrografów nie podpisali. W przypadku tych drugich robimy inspekcje co jakiś czas w celu zapewnienia im trzech życzeń, jakie tylko sami sobie wymarzą. Jeśli ktoś podpisze cyrograf, a nie ma życzeń jest wolny, jeśli nie podpisze, dręczymy go odwiedzinami do końca życia. Sama decyduj, co wybierasz.
- Ale to ty ustalasz prawa. Zmień je! - powiedziałam pewna siebie.
- Mam zmienić prawa, które istnieją od zarania dziejów? Dlatego, że mnie o to poprosisz? Nie mogę. Przykro mi.
- I nie wyjdziesz stąd dopóki nie podpiszę?
- Raczej wątpię - powiedział z uśmiechem. Denerwowało mnie, że on cały czas się śmieje.
- Dobrze! Podpiszę! Zdecydowałam. - Pod jednym warunkiem! Nigdy więcej nie będziesz mnie już nachodzić.
- Nigdy, królewno.
- Ani ty, ani żaden inny diabeł.
- Zgoda.
- Dawaj ten papier!
Podpisałam. Jakie było moje zdziwienie, kiedy diabeł roześmiał się szatańsko, gdy tylko odjęłam pióro od płótna. Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Śmiał się bez opanowania i sprawiał wrażenie psychicznie chorego.
Z przerażeniem słuchałam słów które wypowiadał.
- A teraz, zapraszam ze mną, koleżanko. - powiedział ukazując mi drogę ręką.
- Jak to? Przecież nie spełniłeś moich życzeń. Moja dusza nie należy do ciebie! - zaprzeczyłam przerażona.
- Jak to nie? - zaśmiał się znowu. - ! pierwsze życzenie: Idź sobie. Toż to idę przecież. 2. Nigdy mnie nie nachodź w TYM miejscu. Możesz być pewna, że tego nie zrobię. Jeśli zrobię ty odzyskasz duszę. 3. Zmień prawa podziemi. Już zmieniam. Od teraz wystarczy spełnić dwa życzenia! Czy pani czuje się usatysfakcjonowana?
- Nie! - krzyknęłam.
- NIEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - długo towarzyszył mi krzyk, gdy Lucyfer ciągnął mnie aż do bram piekieł.
Miał ładną, zdrową twarz, świeże, pachnące włosy i zadbane paznokcie. Stanął w progu i zmierzył mnie diablim wzrokiem.
- W czym mogę pomóc? - zapytałam.
- Nie potrzebuję niczego od ciebie. - powiedział. - Przyszedłem spełnić trzy twoje życzenia.
- Nie ja nie mam żadnych - odpowiedziałam. W jego oczach zobaczyłam radość. Nie wierzył w moje słowa. Jego pełna wyważenia twarz drgnęła lekko pod wpływem impulsu.
- Wszyscy mają jakieś pragnienia.
Powtórzyłam, że ja nie mam żadnego. W tym momencie przekroczył próg pokoju i usiadł przy stole, na najwyższym i najpiękniejszym krześle. Oparł głowę na łokciach, założył nogę na nogę i dawał znak, że wyraźnie na coś czeka.
Usiadłam obok niego i powtórzyłam.
- Nie mam żadnych życzeń. Ale może ty panie życzysz sobie czegoś? - zapytałam jak nakazywały mi maniery.
- Ależ owszem. Życzę sobie. Rozmowy.
- Słucham więc.
- Widzisz. Przyszedłem do ciebie nie bez celu. Mam dla ciebie propozycję.
- Jaką?
- My, tam w piekle, mamy taką zasadę. Każdy, do kogo przyjdziemy dostaje od nas trzy życzenia. Spełniamy każde, nawet najdziwniejsze. Nawet takie, którego spełnienie jest dla zwykłego człowieka niemożliwe. W zamian za to śmiertelnik oddaje nam swoją duszę. To taka żelazna umowa.
- Nie oddam ci swojej duszy. – powiedziałam spokojnie.
- Nie musisz. Wystarczy bowiem, że to podpiszesz. - powiedział wyjmując zza pazuchy cyrograf. Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale powstrzymałam się od komentarza. - Działa to w ten sposób, że jeśli nie spełnimy twoich życzeń, to twoja dusza nadal pozostaje wolna.
- Skoro tak... Co ci po tej umowie?
- Zupełnie nic! - wykrzyknął - o to chodzi.
- Jednak skoro nie potrzebujesz, żebym podpisała tą umowę, a ja nie mam trzech życzeń, to wcale nie muszę tego podpisać. Żadne z nas nic nie straci, ani nic nie zyska.
- Mylisz się moje dziecko - zaśmiał się. - Jeśli nie podpiszesz tej umowy, nie spełnię twoich życzeń, ale również nie opuszczę tego miejsca aż do chwili kiedy sam zechcę. A to znaczy, że przed nami dłuuugie lata przyjaźni - powiedział.
- Mam pracę. Nie możesz tu ciągle siedzieć! - zdenerwowałam się.
- Żaden problem! Podpiszesz tylko cyrografik i znikam. -powiedział z cwanym uśmiechem na ustach.
Wahałam się, ponieważ zwęszyłam w tym jakiś szemrany interes. Czemu miałabym podpisywać ten świstek papieru? Diabeł cały czas patrzył na mnie, jakby czekając na chwilę mojej słabości.
"Nie dam się!" - pomyślałam i powiedziałam.
- Nie dostaniesz mojego podpisu! Idź sobie do kogoś innego! - wykrzyknęłam.
Roześmiał się.
- Czego się boisz, dziecko?
- Niczego! - pewna siebie odpowiedziałam.
- Więc czemu tak ci zależy, żebym wyszedł? - czekając na odpowiedź z mojej strony, która nie padła dodał - Mam wyjść? Dobrze więc... Wyjdę. Ale najpierw uzyskam podpis, po który przyszedłem. - odpowiedział.
- Nic nie podpiszę!
- Mogę prosić herbatki? - zapytał uśmiechnięty. Zbita z tropu poszłam do kuchni i zrobiłam herbatę. W tym czasie zastanawiam się, co dalej robić. Czy wypędzić go na widły? A może podejść podstępem.
Z drugiej strony, naprawdę nie miałam żadnego życzenia, więc ... może podpisać i mieć to z głowy.
Kiedy weszłam do pokoju z herbatą, on siedział przed telewizorem i oglądał jakiś mecz. Nogi położył na stole i dopingował.
- Dalej! Dalej! Panie sędzio! Faulu nie było! Zapomniał pan? Przyjął pan łapówkę! Nie mogło być faulu.
Jak nietrudno się domyślić, nie kibicował żadnej drużynie. Położyłam przed nim herbatę i zapytałam:
- Czy masz może ochotę na ciasteczka do herbaty, diable?
- Mów mi Lucek. - odparł.
Usiadłam obok niego i zapytałam:
- Ty jesteś Lucyfer?
- W rzeczy samej, moja mała! - wstał i ukłonił się nisko.
- Więc to ty rządzisz piekłem? - pytałam dalej.
- Zgadza się.
- I ty spisujesz wszystkie prawa?
- Wszystkie prawa podziemi - z dumą oparł się na kanapie i znowu założył nogę na stół. Denerwowała mnie jego poufałość, ale nic nie powiedziałam.
- I nikt nie ma prawa ukarać cię, jeśli ktoś nie podpiszę cyrografu.
- Nikt.
- Więc czemu tak ci zależy?
- Mnie nie zależy. To tobie zależy.
- Nie rozumiem.
- Widzisz. Zapisujemy wszystkich, którzy podpisali cyrografy, oraz tych którzy cyrografów nie podpisali. W przypadku tych drugich robimy inspekcje co jakiś czas w celu zapewnienia im trzech życzeń, jakie tylko sami sobie wymarzą. Jeśli ktoś podpisze cyrograf, a nie ma życzeń jest wolny, jeśli nie podpisze, dręczymy go odwiedzinami do końca życia. Sama decyduj, co wybierasz.
- Ale to ty ustalasz prawa. Zmień je! - powiedziałam pewna siebie.
- Mam zmienić prawa, które istnieją od zarania dziejów? Dlatego, że mnie o to poprosisz? Nie mogę. Przykro mi.
- I nie wyjdziesz stąd dopóki nie podpiszę?
- Raczej wątpię - powiedział z uśmiechem. Denerwowało mnie, że on cały czas się śmieje.
- Dobrze! Podpiszę! Zdecydowałam. - Pod jednym warunkiem! Nigdy więcej nie będziesz mnie już nachodzić.
- Nigdy, królewno.
- Ani ty, ani żaden inny diabeł.
- Zgoda.
- Dawaj ten papier!
Podpisałam. Jakie było moje zdziwienie, kiedy diabeł roześmiał się szatańsko, gdy tylko odjęłam pióro od płótna. Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Śmiał się bez opanowania i sprawiał wrażenie psychicznie chorego.
Z przerażeniem słuchałam słów które wypowiadał.
- A teraz, zapraszam ze mną, koleżanko. - powiedział ukazując mi drogę ręką.
- Jak to? Przecież nie spełniłeś moich życzeń. Moja dusza nie należy do ciebie! - zaprzeczyłam przerażona.
- Jak to nie? - zaśmiał się znowu. - ! pierwsze życzenie: Idź sobie. Toż to idę przecież. 2. Nigdy mnie nie nachodź w TYM miejscu. Możesz być pewna, że tego nie zrobię. Jeśli zrobię ty odzyskasz duszę. 3. Zmień prawa podziemi. Już zmieniam. Od teraz wystarczy spełnić dwa życzenia! Czy pani czuje się usatysfakcjonowana?
- Nie! - krzyknęłam.
- NIEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - długo towarzyszył mi krzyk, gdy Lucyfer ciągnął mnie aż do bram piekieł.