01-09-2010, 09:48
Wakowało stanowisko i należało je zapełnić. Problem ten zakwalifikowano do łatwych: starczy skrzyknąć wolnych, niezależnych, samorządnych znajomych i do ataku! Ale nie w moim miasteczku, gdzie znajomych brakuje od zawsze. Godne zaufania osoby siedzą po mamrach, a niedobitki smutasów, walają się po rozdrożach.
Po ciągutkowych debatach uradzono zgodnie, że zanim znajdzie się NOWEGO, z sąsiedztwa sprowadzi się awaryjnego pajaca i na miejscu dokona szkolenia.
*
Zazwyczaj senne miasteczko ożywiło się pod wpływem świeżego niezguły. Stary przestał już rozbawiać kogokolwiek: wytrzebiony z entuzjazmu, przemykał się ze swoim ociężałym dowcipem pomiędzy płotami, powoli gibał się na nagrobkową stronę, zamyślał na nieznaną intencję i drzemał w pozach co najmniej niecenzuralnych. Ręce miał znoszone, brzuch nieforemny, a nogi sękate. Nadawał się na złom dla clownów. Stare kawały nikogo już nie bawiły i nadaremnie robił wywrotki na bananach. Rzucanie tortem w burmistrza też było nudne za setnym razem.
Nowy był za to śmieszek i jajcarz; tryskał humorem i pomysłami. Był to facet jeszcze nie rozdeptany przez życie, żył samotnie i oszczędnie, a najważniejsze: miał własny sprzęt rozweselający! Po godzinach błaznowania nazywał się mgr Czcigodny.
Jak to nowy, nie zostawił na nas suchej nitki, a na deser sparodiował sam siebie.
Tymczasem, gdy młody łupał dowcipem, jego poprzednik przechodził na emeryturę; przygasł, oklapł, pożywiał się kleikiem i dygał na ryby.
Po ciągutkowych debatach uradzono zgodnie, że zanim znajdzie się NOWEGO, z sąsiedztwa sprowadzi się awaryjnego pajaca i na miejscu dokona szkolenia.
*
Zazwyczaj senne miasteczko ożywiło się pod wpływem świeżego niezguły. Stary przestał już rozbawiać kogokolwiek: wytrzebiony z entuzjazmu, przemykał się ze swoim ociężałym dowcipem pomiędzy płotami, powoli gibał się na nagrobkową stronę, zamyślał na nieznaną intencję i drzemał w pozach co najmniej niecenzuralnych. Ręce miał znoszone, brzuch nieforemny, a nogi sękate. Nadawał się na złom dla clownów. Stare kawały nikogo już nie bawiły i nadaremnie robił wywrotki na bananach. Rzucanie tortem w burmistrza też było nudne za setnym razem.
Nowy był za to śmieszek i jajcarz; tryskał humorem i pomysłami. Był to facet jeszcze nie rozdeptany przez życie, żył samotnie i oszczędnie, a najważniejsze: miał własny sprzęt rozweselający! Po godzinach błaznowania nazywał się mgr Czcigodny.
Jak to nowy, nie zostawił na nas suchej nitki, a na deser sparodiował sam siebie.
Tymczasem, gdy młody łupał dowcipem, jego poprzednik przechodził na emeryturę; przygasł, oklapł, pożywiał się kleikiem i dygał na ryby.