26-08-2010, 16:49
Z dedykacją dla Rafała, tekst powstał po burzliwej całonocnej dysksji
Jeżeli zaczynasz czytać ten tekst, pamiętaj, proszę: są to moje prywatne przemyslenia na pewne tematy. Postanowiłam je opublikować, a Ty, Drogi Czytelniku, możesz się z nimi zgodzić lub nie. Tekst ma skłonic do przemyśleń , nie do konfliktu na łamach wątku, czy linczowania kogokolwiek. Nie mam i nie miałam zamiaru nikogo obrażać.
Paolo Coelho w swojej książce „Jedenaście Minut” zawarł odważną, ale prawdziwą myśl. W każdym z nas tkwi perwersja. Potrzeba tylko impulsu, by wydobyć z nas to, co ukryte przed światem. Spoglądając niejako z boku na to, co dzieje się teraz, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie bardzo szybko dochodzi się do wniosku, że pisarz miał rację. Nazwać można to różnie, ale terminem, który najlepiej odzwierciedla jest „Społeczny sadomasochizm”. Dostrzec go można wszędzie, ale w naszym pięknym kraju, jak to zazwyczaj bywa, jest aż nadto wyraźny. Z czego to wynika? Z naszej pogoni za Zachodem i morderczą ucieczką przed zacofaniem. Wyścig wymknął się nam spod kontroli i biegniemy już tylko w owczym pędzie, nie wiadomo w imię czego. „Nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go”- powiedzonko nabrało sensu, jak nigdy wcześniej. Gorzej, że nie mamy pojęcia, co za potwór kryje się pod futerkiem.
Żeby zauważyć to, o czym piszę, wystarczy włączyć telewizor, lub komputer. Mass media od zawsze karmiły się sensacją. Teraz stała się jednak więcej, niż tania. Od kiedy napłynęła do nas fala popularnych programów typu „Talk show”, perwersja kwitnie. Do obserwacji upodobałam sobie jeden. Do sympatycznej pani Ewy, biegającej jak szalona po studiu z mikrofonem, przyjeżdżają tabuny ludzi z coraz to nowymi problemami. Od poważnych, do tak głupich, że czasem nie wiadomo, czy powinniśmy się śmiać, czy też popłakać. Przykłady się mnożą i dzielą. Ludzie uzewnętrzniają swoje najbardziej wstydliwe sekrety przed publicznością w studio i tysiącami przed telewizorem. Łzy leją się strumieniami, potężny pan z ekipy technicznej nie nadąża z chusteczkami.
Na wygodnych fotelach siedzą matka i córka. Ta ostatnia ma czternaście lat i przekonuje usilnie rodzicielkę, że w jej wieku picie alkoholu to nic złego. Tak, jak powroty do domu po północy. Kłócą się jak w zaciszu domowego ogniska; czekam, aż matka wyciągnie pas. To nic, że są pod ostrzałem kamer. Wywlekają na światło dzienne intymne fakty z życia. Czy już naprawdę rodzice nie mogą poradzić sobie z wychowaniem własnych dzieci i konflikty musza rozwiązywać w talk show? Na to wygląda. Żadne nie odczuwa cienia wstydu. Inne odcinki również obfitują w ciekawe tematy. Czterech mężczyzn opowiada, dlaczego są trzydziestoletnimi prawiczkami. Sprawa najwyższej wagi. No właśnie, dlaczego? Jeden chce to zrobić z Dodą, która nie wiedzieć czemu go nie chce. Kolejny czuje obrzydzenie do kobiet, inny czeka, aż jakaś pani sowicie zapłaci za jego kwiat. Zero zażenowania, mimo że publiczność nie kryje rozbawienia, a po powrocie do domów czeka na nich tłum, który wyśmieje każde wypowiedziane słowo. Mimo zmieniających się tematów konwencja programu pozostaje niezmienna. Setki ludzi odnajduje radość i zadowolenie w obwieszczeniu całemu światu, tego co kiedyś mówiło się w najciemniejszych zakamarkach domów, albo nie mówiło wcale. Czasem o czynach karalnych, tym samym ściągając na siebie odpowiedzialność karną. Przykład? Zacytuję zapowiedź jednego z odcinków: „Nie fikaj dziunia, bo pociągnę ci z buta ! Nikola ma 16 lat. Niedawno zatrzymała ją policja za ciężkie pobicie. Ofiara Nikoli, także dziewczyna, trafiła do szpitala z krwiakiem mózgu. Nikola bije kijem bejsbolowym – na razie nie chce używać noża, bo nie chce jeszcze – Nikola akcentuje słowo „jeszcze” - nikogo zabić. Mówi, że najpierw musi skończyć szkołę…” Kilka lat temu to były powody do wstydu, dziś dają „złote pięć minut” przed kamerami i chwilę sławy, za którą można zapłacić niewartą jej cenę.
Ten program nie jest wyjątkiem. Jest wiele innych, gdzie każdy może się wyżalić. Na każdego i na wszystko. Na rząd, sąsiada, kochankę, męża, żonę, czy dzieci. Nawet na kosmitów, którzy zniszczyli zboże rolnikowi. Pojawiła się niedawno seria programów, gdzie natchnieni reporterzy pomagają właśnie w takich sytuacjach. Najpopularniejszy temat od zarania dziejów i odkąd Praojciec Adam zmienił Lilith na lepszy model, czyli „Chłop przyłoił babie”. Co baba robiła kiedyś? Wymyślała małżonka od najgorszych i ewentualnie leciała na wieś, żeby kumom opowiedzieć. Dziś wygląda to inaczej, bo podnosi lament na cały kraj, pokazując przed kamerami imponującego siniaka na prawej piersi i grozi mężowi rozwodem. Czy to źle, że przestały się wstydzić przemocy i się na nią skarżą? Skąd, bardzo dobrze, że w końcu katowanie żony i dzieci nie uchodzi bezkarnie. Ale czemu sprawą tą, na własne życzenie owych pań zajmują się niewydarzeni często dziennikarze, zamiast służb do tego przeznaczonych, czyli policji? Co zyskuje taka żona? Na pewno rozgłos, chwilowe światło jupiterów i przez wioskę przewijają się stada ludzi, którzy robią wywiady środowiskowe. Przy okazji wychodzi na jaw kilka małych, smakowitych skandalików i powiat huczy przez miesiąc. Czego nie zyskuje? Pomocy. Najczęściej, kiedy samochód reporterów odjeżdża, chłop łapie sztachetę. A ona obrywa znowu, ale ze świadomością, że wie o tym cała Polska. Ma z tego chorą satysfakcję. I chyba jej z tym dobrze.
Witryny internetowe też krzyczą, epatują złem. Tu wojna, tam bójka, a tam reprezentacja Tobago wyprzedziła Polaków w rankingu FIFA. Komentarze pod artykułami zieją nienawiścią, ale też i wzajemnym żalem. Mam nieodparte wrażenie, że ludziom sprawia przyjemność czytanie o cudzym nieszczęściu. Cieszy ich fakt „to on, nie ja”. Wtedy z psychologicznego punktu widzenia jest to sadyzm. Ci, którzy dzielą się swoimi tragediami, często ze łzami w oczach przed milionami obcych i znajdują w tym perwersyjną przyjemność są masochistami. Pozorne jednoczenie się w bólu i wzajemne wsparcie. W rzeczywistości tylko satysfakcja. Mało w tym prawdziwych, ciepłych uczuć kierowanych do bliźniego.
Zabrakło w naszych gazetach, programach i stronach internetowych miejsca na pozytywne wydarzenia. To, co powinno łączyć, cieszyć i podnosić na duchu zepchnięto na margines życia. Widać to zwłaszcza w przypadku Polaków. Wstydzimy się dobra i tego co nam wychodzi. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że sportem narodowym jest piłka nożna, która jest jedyną dyscypliną, w której od lat siedemdziesiątych nie odnosimy sukcesów? Szczycimy się porażkami, z wygranej cieszymy się tylko pozornie. Jednak nie ma powodu, by negować media. Wszak popyt rodzi podaż.
Jeżeli zaczynasz czytać ten tekst, pamiętaj, proszę: są to moje prywatne przemyslenia na pewne tematy. Postanowiłam je opublikować, a Ty, Drogi Czytelniku, możesz się z nimi zgodzić lub nie. Tekst ma skłonic do przemyśleń , nie do konfliktu na łamach wątku, czy linczowania kogokolwiek. Nie mam i nie miałam zamiaru nikogo obrażać.
Paolo Coelho w swojej książce „Jedenaście Minut” zawarł odważną, ale prawdziwą myśl. W każdym z nas tkwi perwersja. Potrzeba tylko impulsu, by wydobyć z nas to, co ukryte przed światem. Spoglądając niejako z boku na to, co dzieje się teraz, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie bardzo szybko dochodzi się do wniosku, że pisarz miał rację. Nazwać można to różnie, ale terminem, który najlepiej odzwierciedla jest „Społeczny sadomasochizm”. Dostrzec go można wszędzie, ale w naszym pięknym kraju, jak to zazwyczaj bywa, jest aż nadto wyraźny. Z czego to wynika? Z naszej pogoni za Zachodem i morderczą ucieczką przed zacofaniem. Wyścig wymknął się nam spod kontroli i biegniemy już tylko w owczym pędzie, nie wiadomo w imię czego. „Nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go”- powiedzonko nabrało sensu, jak nigdy wcześniej. Gorzej, że nie mamy pojęcia, co za potwór kryje się pod futerkiem.
Żeby zauważyć to, o czym piszę, wystarczy włączyć telewizor, lub komputer. Mass media od zawsze karmiły się sensacją. Teraz stała się jednak więcej, niż tania. Od kiedy napłynęła do nas fala popularnych programów typu „Talk show”, perwersja kwitnie. Do obserwacji upodobałam sobie jeden. Do sympatycznej pani Ewy, biegającej jak szalona po studiu z mikrofonem, przyjeżdżają tabuny ludzi z coraz to nowymi problemami. Od poważnych, do tak głupich, że czasem nie wiadomo, czy powinniśmy się śmiać, czy też popłakać. Przykłady się mnożą i dzielą. Ludzie uzewnętrzniają swoje najbardziej wstydliwe sekrety przed publicznością w studio i tysiącami przed telewizorem. Łzy leją się strumieniami, potężny pan z ekipy technicznej nie nadąża z chusteczkami.
Na wygodnych fotelach siedzą matka i córka. Ta ostatnia ma czternaście lat i przekonuje usilnie rodzicielkę, że w jej wieku picie alkoholu to nic złego. Tak, jak powroty do domu po północy. Kłócą się jak w zaciszu domowego ogniska; czekam, aż matka wyciągnie pas. To nic, że są pod ostrzałem kamer. Wywlekają na światło dzienne intymne fakty z życia. Czy już naprawdę rodzice nie mogą poradzić sobie z wychowaniem własnych dzieci i konflikty musza rozwiązywać w talk show? Na to wygląda. Żadne nie odczuwa cienia wstydu. Inne odcinki również obfitują w ciekawe tematy. Czterech mężczyzn opowiada, dlaczego są trzydziestoletnimi prawiczkami. Sprawa najwyższej wagi. No właśnie, dlaczego? Jeden chce to zrobić z Dodą, która nie wiedzieć czemu go nie chce. Kolejny czuje obrzydzenie do kobiet, inny czeka, aż jakaś pani sowicie zapłaci za jego kwiat. Zero zażenowania, mimo że publiczność nie kryje rozbawienia, a po powrocie do domów czeka na nich tłum, który wyśmieje każde wypowiedziane słowo. Mimo zmieniających się tematów konwencja programu pozostaje niezmienna. Setki ludzi odnajduje radość i zadowolenie w obwieszczeniu całemu światu, tego co kiedyś mówiło się w najciemniejszych zakamarkach domów, albo nie mówiło wcale. Czasem o czynach karalnych, tym samym ściągając na siebie odpowiedzialność karną. Przykład? Zacytuję zapowiedź jednego z odcinków: „Nie fikaj dziunia, bo pociągnę ci z buta ! Nikola ma 16 lat. Niedawno zatrzymała ją policja za ciężkie pobicie. Ofiara Nikoli, także dziewczyna, trafiła do szpitala z krwiakiem mózgu. Nikola bije kijem bejsbolowym – na razie nie chce używać noża, bo nie chce jeszcze – Nikola akcentuje słowo „jeszcze” - nikogo zabić. Mówi, że najpierw musi skończyć szkołę…” Kilka lat temu to były powody do wstydu, dziś dają „złote pięć minut” przed kamerami i chwilę sławy, za którą można zapłacić niewartą jej cenę.
Ten program nie jest wyjątkiem. Jest wiele innych, gdzie każdy może się wyżalić. Na każdego i na wszystko. Na rząd, sąsiada, kochankę, męża, żonę, czy dzieci. Nawet na kosmitów, którzy zniszczyli zboże rolnikowi. Pojawiła się niedawno seria programów, gdzie natchnieni reporterzy pomagają właśnie w takich sytuacjach. Najpopularniejszy temat od zarania dziejów i odkąd Praojciec Adam zmienił Lilith na lepszy model, czyli „Chłop przyłoił babie”. Co baba robiła kiedyś? Wymyślała małżonka od najgorszych i ewentualnie leciała na wieś, żeby kumom opowiedzieć. Dziś wygląda to inaczej, bo podnosi lament na cały kraj, pokazując przed kamerami imponującego siniaka na prawej piersi i grozi mężowi rozwodem. Czy to źle, że przestały się wstydzić przemocy i się na nią skarżą? Skąd, bardzo dobrze, że w końcu katowanie żony i dzieci nie uchodzi bezkarnie. Ale czemu sprawą tą, na własne życzenie owych pań zajmują się niewydarzeni często dziennikarze, zamiast służb do tego przeznaczonych, czyli policji? Co zyskuje taka żona? Na pewno rozgłos, chwilowe światło jupiterów i przez wioskę przewijają się stada ludzi, którzy robią wywiady środowiskowe. Przy okazji wychodzi na jaw kilka małych, smakowitych skandalików i powiat huczy przez miesiąc. Czego nie zyskuje? Pomocy. Najczęściej, kiedy samochód reporterów odjeżdża, chłop łapie sztachetę. A ona obrywa znowu, ale ze świadomością, że wie o tym cała Polska. Ma z tego chorą satysfakcję. I chyba jej z tym dobrze.
Witryny internetowe też krzyczą, epatują złem. Tu wojna, tam bójka, a tam reprezentacja Tobago wyprzedziła Polaków w rankingu FIFA. Komentarze pod artykułami zieją nienawiścią, ale też i wzajemnym żalem. Mam nieodparte wrażenie, że ludziom sprawia przyjemność czytanie o cudzym nieszczęściu. Cieszy ich fakt „to on, nie ja”. Wtedy z psychologicznego punktu widzenia jest to sadyzm. Ci, którzy dzielą się swoimi tragediami, często ze łzami w oczach przed milionami obcych i znajdują w tym perwersyjną przyjemność są masochistami. Pozorne jednoczenie się w bólu i wzajemne wsparcie. W rzeczywistości tylko satysfakcja. Mało w tym prawdziwych, ciepłych uczuć kierowanych do bliźniego.
Zabrakło w naszych gazetach, programach i stronach internetowych miejsca na pozytywne wydarzenia. To, co powinno łączyć, cieszyć i podnosić na duchu zepchnięto na margines życia. Widać to zwłaszcza w przypadku Polaków. Wstydzimy się dobra i tego co nam wychodzi. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że sportem narodowym jest piłka nożna, która jest jedyną dyscypliną, w której od lat siedemdziesiątych nie odnosimy sukcesów? Szczycimy się porażkami, z wygranej cieszymy się tylko pozornie. Jednak nie ma powodu, by negować media. Wszak popyt rodzi podaż.