22-08-2010, 12:46
fragment większej całości
w tekście wykorzystałem cytaty z nocnych programów Piotra Kaczkowskiego emitowanych w "trójce" w latach 1982-1983
Ocalić od zapomnienia (3): Nocny program
Na imię mu było Duke ...
Kobieta z Wenus i mężczyzna z Marsa żyją sobie w blokowisku z betonu, jakich tysiące stoi na tym kawałku planety Ziemia, gdzie akcja się dzieje. Dzieje, a ściślej mówiąc przenosi wstecz, jak to we flashbackach, niegdyś romantyczniej zwanych retrospekcjami.
Trzydzieści osiem metrów kwadratowych na parterze jedenastopiętrowego wieżowca. M3 - dla młodego małżeństwa, z przestrzenią życiową według norm jeszcze gomułkowskich. Dwa pokoje, "ślepa" kuchnia, łazienka z toaletą - dwa w jednym, korytarzyk, na którym nie zmieści się szafka na płaszcze. Wyśniony pałac. Jeśli się wcześniej mieszkało w zimnej, wilgotnej suterenie, bez łazienki i centralnego ogrzewania. Przeprowadzali się w stanie wojennym - był wtedy czerwcowy upał, czołgi i ciężarówki z wojskiem zdążyły już zniknąć w koszarach. Mieszkają tu od roku, zdążyli się z miejscem oswoić, nacieszyć się. Jest normalnie, nareszcie. Ale poza tym nienormalnie, bardzo nienormalnie, zupełnie nienormalnie, kartkowo nienormalnie, absurdalnie nienormalnie - w pracy, na ulicach, w sklepach, w telewizji. Tylko szyba dzieli ich od nieprzyjaznego, uciążliwego świata za oknami. Ale jednak dzieli. Są po swojej stronie świata. Razem.
Jest sobota, przed dwudziestą trzecią. Przyciemnione światło. Dziecko już śpi w dziecinnym pokoju. W pokoju dorosłych gra radio. Program trzeci. Mężczyzna z Marsa zakłada szpulę z taśmą do magnetofonu. Widać, że lubi to robić, nieomal to celebruje. Kobieta z Wenus przygląda się jego dłoniom pieszczącym najważniejszy domowy sprzęt. Głupio być zazdrosnym o magnetofon, to tylko przedmiot - więc stara się nie być. Na ten magnetofon wydał dużo więcej niż miesięczną pensję, nawet nie powiedziała swoim rodzicom, ile naprawdę kosztował. I tak pukają się w głowę na jego lekkomyślność, zgoła nie poznańską rozrzutność. Ale on od początku ich znajomości powtarzał jej, że bez muzyki nie potrafiłby żyć i ona mu uwierzyła.
Będzie nagrywał. Muzyki mają sporo na taśmach, ale tu nie o muzykę chodzi, a w każdym razie nie o samą muzykę. Czekali na ten program, jak zwykle. Wróci pora na napisanie listów nigdy nie napisanych. A może znów będą pukać do drzwi kamienia? Wszystko może się stać, kiedy zanurzą się w wielką, czystą kroplę nocy, która spłynie do ich pokoju. Nawet godzina, której nie ma.
Przyszedł nic nie mówiąc. Na imię mu było Duke ...
Słyszą znajomy dźwięk syntezatora. Głos mówi: witaj, niewidzialny przyjacielu. Mówi do tysięcy, ale zwraca się do każdego z osobna, bo taki już jest. Z każdym z osobna prowadzi dialog. Kto z nas dwojga wymyślił drugiego?- pyta. Słowa - z pietyzmem wymawiane, wybrane wcześniej, ale trafiające w nastrój chwili. Muzyka współtworzy klimat. Muzyka jak splątane drzewa i muzyka obrośnięta mchem. Jest w niej wszystko. Jest świat w obłokach, jest noc, jest szczekanie psa i skrzypienie pióra, jest cudowność kwiatu róży i tykanie zegara. Remedium na to, co za oknami. Enklawa. Nadzieja. Bo nadzieja jest o stokroć mądrzejsza niż się o niej mówi.
Nadzieja jest potrzebna kobiecie z Wenus i mężczyźnie z Marsa, tu, na planecie Ziemia, gdzie przyszło im się z losem zmierzyć. Każde na swój sposób silne i każde na swój sposób kruche. Ale kiedy będą spleceni razem, splątani jak ciała kochanków w Kamasutrze, będą jak lina, której nikt i nic nie zerwie. Jeszcze tego nie wiedzą, a zanim to nastąpi, przejdą kryzysy i zawieruchy, będzie raz lepiej, raz gorzej, będą się ranić i godzić i udawać, że nic się nie obchodzą. Będą przechodzić z klasy do klasy życia. Dobrze, że nie wiedzą, co ich czeka.
Słowa. Ile słów trzeba było oswoić, by ktoś zechciał uwierzyć w kolory godzin? Dobrze, że jest cisza i są barwy, dalekie echo tych sprzed istnienia wzroku.
Na imię mu było Duke ... Marzył o tym, by być ptakiem lecącym nad morzem muzyki.
Słuchają razem, schowani w enklawie, oddzieleni na ten krótki czas od szponów i pazurów rzeczywistości. Brakuje im doświadczenia, brakuje im cierpliwości. Nie znoszą czekania. On chciałby zmienić ją, ona chciałaby zmienić jego. Słuchają Głosu, który mówi: doświadczenie uczy, że kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, ale patrzeć razem w tym samym kierunku. Słyszą to samo, ale rozumieją każde po swojemu, każde chce, by drugie patrzyło dokładnie w tym kierunku, co ono.
Ona chce, by ją przytulił. Chce zatrzymać go dla siebie. Dla siebie i dla córki. Mieć go przy sobie mądrego, ale zwariowanego, błękitnookiego, smukłego, bezczelnie pewnego siebie, pyszałkowatego sowizdrzała. Zapalczywego, ale delikatnego, przebrzydłego egocentryka, któremu zdaje się, że świat właśnie wstrzymał oddech w oczekiwaniu na jego pojawienie się na scenie, ale w tym mniemaniu niewinnego, jak Kubuś Puchatek, co najbardziej lubił bajki o sobie samym.
Mężczyzna z Marsa nie godzi się na to, co widzi wokół siebie, chce zmienić świat, a ona nie lubi jak on tak się szarpie, rzuca na uwięzi realiów, zapomina o swoich ograniczeniach. Z jednej strony jej to imponuje, ale z drugiej jest niebezpieczne i lekkomyślne. Wolałaby, żeby się dostosował do reguł narzucanych przez świat, tak byłoby lepiej dla nich, dla rodziny, dla domu. Nie możesz jak inni? Tak marzy o pogodnym, pozbawionym trosk życiu.
On potrzebuje wsparcia i akceptacji, bo dosyć się nasłuchał "dlaczego nie jesteś taki jak inni", całe dzieciństwo tak mu przeszło, nosi zbroję wojownika, twardziela, musi być macho, bo tak trzeba, jest przecież z Marsa, cholernemu światu nie można pokazać słabości, zwątpienia, bo zeżre cię żywcem, gdy tylko wyczuje niemoc. Teraz, kiedy zrzuca pancerz, jest wrażliwy, sentymentalny.
I bezbronny. I taki właśnie wchodzi do ogrodu pełnego marzeń i słów, które potrafią.
Przyszła niosąc w dłoniach zamyślenie - mówi Głos. O tak, dobrze powiedziane. Bo zamyślenie, to słowo, które trafia w sam środek tarczy.
Mój smutek to mój zamek, nikt go zdobyć nie może - to z Kierkegaarda. Wenusjanka patrzy na Marsjanina, ale nie dostrzega smutku, tylko wielkie zamyślenie. On jest teraz gdzie indziej, często to robi. Jest zazdrosna o jego myśli, że bywają daleko i bywają tam bez niej. Jest zazdrosna o jego zainteresowanie światem, wolałaby, żeby problemy domu rozwiązywał, a nie problemy świata.
Samotność - wyniosła, dumna i nieprzystępna księżna. Dokładnie tak. Skąd wiedział? Czarodzieje przecież mają to do siebie, że rozumieją wszystko.
Na imię mu było Duke, książę niepowtarzalności...
Ona potrafi najwspanialej na świecie milczeć, w jej milczeniu jest pytanie i odpowiedź, jest aprobata i zachęta, jest oczekiwanie i spełnienie. W tym miejscu, gdzie kończą się wszystkie słowa, jest zrozumienie. Kiedy są razem i nic nie mówią, to ona milczy do niego, a on? Nie wiadomo do kogo. Jego myśli wędrują gdzieś daleko jak ptaki, ona chciałaby je ściągnąć do domu.
On - skazany na wybór między marzeniem a obowiązkiem, nie może dojść do ładu ze swoim charakterem. Jest jak wilk stepowy, Harry Haller, z powieści Hermana Hesse - kontestator, który jednocześnie zazdrości innym małej mieszczańskiej stabilizacji, miota się między być a mieć.
Ona patrzy na tę jego szamotaninę, obserwuje jego złość, gniew i upór, trudno jej się z tym pogodzić, ale już wie, że on zawsze będzie miał swoją górę, na którą będzie się wdrapywał. Będzie, niczym bohater piosenki "The Boxer" Simona i Garfunkela, niósł ciężar wspomnień o każdym ciosie, który go powalił, ale zawsze wstanie gotowy do walki. A kiedy zdarzy się, że będzie lizał rany po zderzeniu ze światem interesów, pełen pretensji do losu, który obiecywał i zdradziecko oszukał, ona odnajdzie w sobie niezłomność polskich kobiet i stanie do konfrontacji z kryzysem. Nie domyślają się jeszcze, co im przeznaczone, kiedy tak żeglują po zaczarowanym oceanie, nad którym unosi się mgiełka muzyki.
Słuchają razem, chłoną słowa, cieszą się muzyką i wspólnym przeżywaniem. Szkoda, że w takich chwilach nie można naprawdę zatrzymać czasu. Cichnie wiatr, rozpływają się ostatnie dźwięki. Piękna, bez upływu czasu i bez bólu, nadchodzi delikatnymi stąpnięciami, ledwo muskając ziemię pokrytą kolorową mozaiką liści - kryształowa dama snu.
Kobieta z Wenus i mężczyzna z Marsa wstaną jutro i zanurzą się w codzienność. Jajka na twardo, czy na miękko, kochanie?
Przeszedł uśmiechnięty, gardził uproszczeniami... Na imię mu było Duke, książę niepowtarzalności.
w tekście wykorzystałem cytaty z nocnych programów Piotra Kaczkowskiego emitowanych w "trójce" w latach 1982-1983
Ocalić od zapomnienia (3): Nocny program
Na imię mu było Duke ...
Kobieta z Wenus i mężczyzna z Marsa żyją sobie w blokowisku z betonu, jakich tysiące stoi na tym kawałku planety Ziemia, gdzie akcja się dzieje. Dzieje, a ściślej mówiąc przenosi wstecz, jak to we flashbackach, niegdyś romantyczniej zwanych retrospekcjami.
Trzydzieści osiem metrów kwadratowych na parterze jedenastopiętrowego wieżowca. M3 - dla młodego małżeństwa, z przestrzenią życiową według norm jeszcze gomułkowskich. Dwa pokoje, "ślepa" kuchnia, łazienka z toaletą - dwa w jednym, korytarzyk, na którym nie zmieści się szafka na płaszcze. Wyśniony pałac. Jeśli się wcześniej mieszkało w zimnej, wilgotnej suterenie, bez łazienki i centralnego ogrzewania. Przeprowadzali się w stanie wojennym - był wtedy czerwcowy upał, czołgi i ciężarówki z wojskiem zdążyły już zniknąć w koszarach. Mieszkają tu od roku, zdążyli się z miejscem oswoić, nacieszyć się. Jest normalnie, nareszcie. Ale poza tym nienormalnie, bardzo nienormalnie, zupełnie nienormalnie, kartkowo nienormalnie, absurdalnie nienormalnie - w pracy, na ulicach, w sklepach, w telewizji. Tylko szyba dzieli ich od nieprzyjaznego, uciążliwego świata za oknami. Ale jednak dzieli. Są po swojej stronie świata. Razem.
Jest sobota, przed dwudziestą trzecią. Przyciemnione światło. Dziecko już śpi w dziecinnym pokoju. W pokoju dorosłych gra radio. Program trzeci. Mężczyzna z Marsa zakłada szpulę z taśmą do magnetofonu. Widać, że lubi to robić, nieomal to celebruje. Kobieta z Wenus przygląda się jego dłoniom pieszczącym najważniejszy domowy sprzęt. Głupio być zazdrosnym o magnetofon, to tylko przedmiot - więc stara się nie być. Na ten magnetofon wydał dużo więcej niż miesięczną pensję, nawet nie powiedziała swoim rodzicom, ile naprawdę kosztował. I tak pukają się w głowę na jego lekkomyślność, zgoła nie poznańską rozrzutność. Ale on od początku ich znajomości powtarzał jej, że bez muzyki nie potrafiłby żyć i ona mu uwierzyła.
Będzie nagrywał. Muzyki mają sporo na taśmach, ale tu nie o muzykę chodzi, a w każdym razie nie o samą muzykę. Czekali na ten program, jak zwykle. Wróci pora na napisanie listów nigdy nie napisanych. A może znów będą pukać do drzwi kamienia? Wszystko może się stać, kiedy zanurzą się w wielką, czystą kroplę nocy, która spłynie do ich pokoju. Nawet godzina, której nie ma.
Przyszedł nic nie mówiąc. Na imię mu było Duke ...
Słyszą znajomy dźwięk syntezatora. Głos mówi: witaj, niewidzialny przyjacielu. Mówi do tysięcy, ale zwraca się do każdego z osobna, bo taki już jest. Z każdym z osobna prowadzi dialog. Kto z nas dwojga wymyślił drugiego?- pyta. Słowa - z pietyzmem wymawiane, wybrane wcześniej, ale trafiające w nastrój chwili. Muzyka współtworzy klimat. Muzyka jak splątane drzewa i muzyka obrośnięta mchem. Jest w niej wszystko. Jest świat w obłokach, jest noc, jest szczekanie psa i skrzypienie pióra, jest cudowność kwiatu róży i tykanie zegara. Remedium na to, co za oknami. Enklawa. Nadzieja. Bo nadzieja jest o stokroć mądrzejsza niż się o niej mówi.
Nadzieja jest potrzebna kobiecie z Wenus i mężczyźnie z Marsa, tu, na planecie Ziemia, gdzie przyszło im się z losem zmierzyć. Każde na swój sposób silne i każde na swój sposób kruche. Ale kiedy będą spleceni razem, splątani jak ciała kochanków w Kamasutrze, będą jak lina, której nikt i nic nie zerwie. Jeszcze tego nie wiedzą, a zanim to nastąpi, przejdą kryzysy i zawieruchy, będzie raz lepiej, raz gorzej, będą się ranić i godzić i udawać, że nic się nie obchodzą. Będą przechodzić z klasy do klasy życia. Dobrze, że nie wiedzą, co ich czeka.
Słowa. Ile słów trzeba było oswoić, by ktoś zechciał uwierzyć w kolory godzin? Dobrze, że jest cisza i są barwy, dalekie echo tych sprzed istnienia wzroku.
Na imię mu było Duke ... Marzył o tym, by być ptakiem lecącym nad morzem muzyki.
Słuchają razem, schowani w enklawie, oddzieleni na ten krótki czas od szponów i pazurów rzeczywistości. Brakuje im doświadczenia, brakuje im cierpliwości. Nie znoszą czekania. On chciałby zmienić ją, ona chciałaby zmienić jego. Słuchają Głosu, który mówi: doświadczenie uczy, że kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, ale patrzeć razem w tym samym kierunku. Słyszą to samo, ale rozumieją każde po swojemu, każde chce, by drugie patrzyło dokładnie w tym kierunku, co ono.
Ona chce, by ją przytulił. Chce zatrzymać go dla siebie. Dla siebie i dla córki. Mieć go przy sobie mądrego, ale zwariowanego, błękitnookiego, smukłego, bezczelnie pewnego siebie, pyszałkowatego sowizdrzała. Zapalczywego, ale delikatnego, przebrzydłego egocentryka, któremu zdaje się, że świat właśnie wstrzymał oddech w oczekiwaniu na jego pojawienie się na scenie, ale w tym mniemaniu niewinnego, jak Kubuś Puchatek, co najbardziej lubił bajki o sobie samym.
Mężczyzna z Marsa nie godzi się na to, co widzi wokół siebie, chce zmienić świat, a ona nie lubi jak on tak się szarpie, rzuca na uwięzi realiów, zapomina o swoich ograniczeniach. Z jednej strony jej to imponuje, ale z drugiej jest niebezpieczne i lekkomyślne. Wolałaby, żeby się dostosował do reguł narzucanych przez świat, tak byłoby lepiej dla nich, dla rodziny, dla domu. Nie możesz jak inni? Tak marzy o pogodnym, pozbawionym trosk życiu.
On potrzebuje wsparcia i akceptacji, bo dosyć się nasłuchał "dlaczego nie jesteś taki jak inni", całe dzieciństwo tak mu przeszło, nosi zbroję wojownika, twardziela, musi być macho, bo tak trzeba, jest przecież z Marsa, cholernemu światu nie można pokazać słabości, zwątpienia, bo zeżre cię żywcem, gdy tylko wyczuje niemoc. Teraz, kiedy zrzuca pancerz, jest wrażliwy, sentymentalny.
I bezbronny. I taki właśnie wchodzi do ogrodu pełnego marzeń i słów, które potrafią.
Przyszła niosąc w dłoniach zamyślenie - mówi Głos. O tak, dobrze powiedziane. Bo zamyślenie, to słowo, które trafia w sam środek tarczy.
Mój smutek to mój zamek, nikt go zdobyć nie może - to z Kierkegaarda. Wenusjanka patrzy na Marsjanina, ale nie dostrzega smutku, tylko wielkie zamyślenie. On jest teraz gdzie indziej, często to robi. Jest zazdrosna o jego myśli, że bywają daleko i bywają tam bez niej. Jest zazdrosna o jego zainteresowanie światem, wolałaby, żeby problemy domu rozwiązywał, a nie problemy świata.
Samotność - wyniosła, dumna i nieprzystępna księżna. Dokładnie tak. Skąd wiedział? Czarodzieje przecież mają to do siebie, że rozumieją wszystko.
Na imię mu było Duke, książę niepowtarzalności...
Ona potrafi najwspanialej na świecie milczeć, w jej milczeniu jest pytanie i odpowiedź, jest aprobata i zachęta, jest oczekiwanie i spełnienie. W tym miejscu, gdzie kończą się wszystkie słowa, jest zrozumienie. Kiedy są razem i nic nie mówią, to ona milczy do niego, a on? Nie wiadomo do kogo. Jego myśli wędrują gdzieś daleko jak ptaki, ona chciałaby je ściągnąć do domu.
On - skazany na wybór między marzeniem a obowiązkiem, nie może dojść do ładu ze swoim charakterem. Jest jak wilk stepowy, Harry Haller, z powieści Hermana Hesse - kontestator, który jednocześnie zazdrości innym małej mieszczańskiej stabilizacji, miota się między być a mieć.
Ona patrzy na tę jego szamotaninę, obserwuje jego złość, gniew i upór, trudno jej się z tym pogodzić, ale już wie, że on zawsze będzie miał swoją górę, na którą będzie się wdrapywał. Będzie, niczym bohater piosenki "The Boxer" Simona i Garfunkela, niósł ciężar wspomnień o każdym ciosie, który go powalił, ale zawsze wstanie gotowy do walki. A kiedy zdarzy się, że będzie lizał rany po zderzeniu ze światem interesów, pełen pretensji do losu, który obiecywał i zdradziecko oszukał, ona odnajdzie w sobie niezłomność polskich kobiet i stanie do konfrontacji z kryzysem. Nie domyślają się jeszcze, co im przeznaczone, kiedy tak żeglują po zaczarowanym oceanie, nad którym unosi się mgiełka muzyki.
Słuchają razem, chłoną słowa, cieszą się muzyką i wspólnym przeżywaniem. Szkoda, że w takich chwilach nie można naprawdę zatrzymać czasu. Cichnie wiatr, rozpływają się ostatnie dźwięki. Piękna, bez upływu czasu i bez bólu, nadchodzi delikatnymi stąpnięciami, ledwo muskając ziemię pokrytą kolorową mozaiką liści - kryształowa dama snu.
Kobieta z Wenus i mężczyzna z Marsa wstaną jutro i zanurzą się w codzienność. Jajka na twardo, czy na miękko, kochanie?
Przeszedł uśmiechnięty, gardził uproszczeniami... Na imię mu było Duke, książę niepowtarzalności.