Via Appia - Forum

Pełna wersja: Miasto-ble, części: I, II
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Miasto, uporczywe, denerwujące, pełne zgiełku miejsce. Czytam więc po raz kolejny: „Posyp je odrobiną lata... Oprósz promieniami słońca... Zanurzysz w sennej ciszy, radosnej. Sprawisz, że utonie w upalnym lenistwie.” Gdzie znajdę potrzebne składniki? Dokąd udać się powinienem? „Przed siebie...” - więc idę.

Zniszczę miasto, znajdę lato... Zapanuje spokój.

***
A teraz dokąd? „Za Stonką skręć w tamtą” - poszedłem. W tamtą, czyli w lewo. Bo w tą, to w prawo. Tą i tamtą... Szkoda, że jestem leworęczny, przez to ciągle się mylę.
Szedłem dalej, aż dotarłem na dworzec. Nawet do kasy biletowej mnie zaprowadził. I do wagonu...
Pojechałem przed siebie.

***
„Zapukaj pukpuk, powiedz pomarańcza i właź do środka pewnym krokiem.” - głosiła wskazówka. Okej, więc tak zrobię.

Uczyniłem to i znalazłem się w ogromnym pałacu. Fajny jest, budzi grozę. Podłoga – czarne, wyszlifowane na glanc, kamienne płyty; takie same jak na lamperiach. Zdobiony, bialutki sufit na górze. Bordowe ściany po bokach... Ale tu pusto...

„10 kroków na wprost, następnie w tamtą, marmurowymi schodami na trzecie piętro” - więc idę. Jeden schodek, dwa schodki... Przy pięćsetnym przestałem liczyć, bo się skończyły. Drabinka i klapa w podłodze. „Jazda na górę” - wchodzę.

- Kim jesteś czarnoksiężniku? - zapytałem cieniutkim głosikiem, niczym przerażone koźlątko z jakiejś bajki.
- Nie jestem czarnoksiężnikiem, skąd ten pomysł? - odparł czarnoksiężnik tajemniczo.
- Wszelkie pomysły pochodzą z Wielkiej Księgi Pomysłów. Chcę zniszczyć miasto.
- Potrzebujesz lata, wiesz gdzie je znaleźć?
- Tutaj?
- Nie kochany, ale ci pomogę.
- Ja też mogę!
- Bleh, najpierw musisz ukraść cztery złote sztabki.

„Rób co ci każe” - więc zrobię.

***
Kronika kryminalna na brudno, wersja pierwsza.

Świadkowie naoczni: Krasnoludek Ludek i Biedronka Onka.
Przemieszczyce Bardze, 07 III 2010, około godziny 12.00


„Z Biedronką Onką przed sklepem <<Epem>> widzieliśmy śmygo. Po Biegł tam!”

Do zrobienia:
Dowiedzieć się czym/kim jest 'śmygo'.
Ustalić, który produkt w sklepie „Ep” nosi nazwę „Biegł”. (Myślę, że to coś w rodzaju kaszy jęczmiennej)

Inne adnotacje:
Przesłuchiwani świadkowie byli trzeźwi.
Biedronka Onka jest niemową.

Świadek naoczny – sprzedawczyni sklepu „Ep”: Emilianna Zmyślna
Przemieszczyce Bardze, 07 III 2010, około godziny 11:50

„Gdy tylko go zobaczyłam, wiedziałam, że to bandzior. Podpowiedziała mi to kobieca intuicja. Chwilę potem złapał cztery złote sztabki i wybiegł z budynku”

Ja: jak wyglądał ów bandyta? Miał jakieś znaki szczególne?

„Tak, na głowę miał naciągniętą podkolanówkę w kolorze grafitowym. Patrząc na oko, grubości 40 DEN, z lycry. To chyba nie jest dobry znak szczególny, gdyż można się go łatwo pozbyć. Nic więcej nie pamiętam. Skupiłam się przede wszystkim na podkolanówce, mam takie same. Dobra firma, nawiasem mówiąc...”

Adnotacje:
ustalić ilu karatowe były sztabki.
Poszukiwanie podkolanówki. (Być może będzie przepocona i uda nam się uzyskać kod DNA sprawcy!)


Kronika kryminalna na brudno, wersja druga.


Świadkowie naoczni: Krasnoludek Ludek i Biedronka Onka.
Przemieszczyce Bardze, 07 III 2010, około godziny 12.00


Ustalone informacje:
Jestem idiotą.
Krasnoludek jest jąkałą. Nazywa się Jerzy Krasnoludek.
Biedronka Onka, oficjalnie nazywa się Kazimierz Biedronka.
Wyżej podani mieszkańcy Przemieszczyc Bardzych wskazali mi kierunek, w którym pobiegł złodziej. Nie zrozumiałem ich wypowiedzi.

Świadek naoczny – sprzedawczyni sklepu „Ep”: Emilianna Zmyślna
Przemieszczyce Bardze, 07 III 2010, około godziny 11:50

Ustalone informacje:
Jestem idiotą.
Złodziej ukradł cztery złote sztabki serka topionego o smaku pieczarkowym.
Pani Zmyślna jest obdarzona ogromna wyobraźnią.


Kronika kryminalna na brudno, dodatek specjalny do wersji drugiej.

Prywatna rozmowa z miejscową czarownicą/wróżką.
(Nieoficjalna, acz dająca wiele cennych informacji.)


„To z pewnością Gerwazy Tembeszumeszaraterementatete. Jedna z moich wielkich kul mówi mi, ze jest on jedynym topionym serochochlikiem w okolicy.”

Adnotacje:
Poznać okoliczności topienia się pana Tembeszumeszaraterementatete.
Sprawdzić co oznacza słowo „chochlik”.

***

Gerwazy Tembeszumeszaraterementatete czekał na dostarczenie okupu za lato. Wiedział, że Konstanty się wywiąże z umowy – przecież miasto go denerwowało niezwykle. On był jednym z tych dziwaków, którzy w wolnych chwilach jeżdżą do lasu by tam spędzić sporo czasu... Zabawiać się z dziewiczą naturą i zabijać pająki.

Ileż można na serek czekać, do diabła!?

***
- Halo, halo piekło! Gerwazy Tembeszumeszaraterementatete na linii! Lucyferze, jesteś proszony do telefonu!
- Halo, halo Gerwazy?
- Halo, halo Lucyferze? Ile muszę czekać na serek?
- Nie wiem, ale mam chwilę czasu, więc mogę Ci go trochę potopić.
- Do diabła, dziękuję.
Hmmm... Nie powiem - miałeś pomysł, ba, miałeś wizję! ale do mnie w ogóle nie przemówiła. Gra słów ciekawa, warsztat też niczego sobie, ale ... trzeba lubić.
W sumie pozostawiam bez komentarza Big Grin
Bardzo fajne. Masz oryginalny pomysł na tą powieść/opowiadanie i to duży plus. Czyta się przyjemnie, masz bardzo dobry styl. Podoba mi się, że piszesz na luzie, że tak powiem. Nie ma rzeczy niepotrzebnych. Ogólnie rzecz biorąc podoba mi się i czekam na ciąg dalszy.
Kolego drogi, autorze kochany. Nie wiem co chciałeś mi jako czytelnikowi przekazać w tym tekście. Od dawna nie czytałem tak zakręconego opowiadania Wink
Błędów nie znalazłem, więc nie będę się nad nimi rozpisywał, bo i nie ma nad czym. Jednak dziwnie się poczułem po lekturze "Miasta...", niby fajnie napisane i przeleciałem po tekście jak piorun, ale w sumie to niczym mnie nie zachwyciło, może poza nowatorskim sposobem konstrukcji zdarzeń. W głowie niewiele mi zostało, ale niejaka radocha z czytania była. Jednak na dłuższą metę myślę, że zmęczyłbym się takim tekstem.
Cóż więcej mogę powiedzieć? Psychodel górą!
Danek
„Podkolanówkę do kosza precz” - wyrzuciłem więc tę świadczącą o mojej winie rzecz. Serek nieco roztapiał mi się w płaszczyku, co martwiło mnie niezmiernie. Odrobina nieuwagi, niewielkie uszkodzenie złotej folijki i złodziejem pozostać będę musiał po raz kolejny.
„Nie jęcz, idź szybciej” - więc idę. Czarnoksiężnik czeka na serkowego człowieka, czyli mnie... Miasta nienawidzę – ble. Przebieram nogami czym prędzej, czym mocniej...

Puk, puk, pomarańcza, pięćset schodków, klapa w podłodze, wchodzę...

- Dzień dobry Czarnoksiężniku! Z okupem za lato przybywam.
- Za późno zdecydowanie, diabły stopiły mi serek od ręki, czekać nie musiałem.
- A co z miastem teraz? Lata potrzebuję.
- Nic nie poradzisz, lata nie dostaniesz.
- Cóż mam więc uczynić?
- Musisz posiać zamęt.
- Gdzie go dostanę?
- Przy sklepie.

„Zdobądź co trzeba” - zdobędę

***
- Do diabła, znowu będę czekać... - mruczał pod nosem zdenerwowany Gerwazy. - Ten Konstanty się nie przykłada, niezła z niego ślamazara... Latem miasto chce usypiać, a sam zaspany i w zadania niezaangażowany.

- Zamętu potrzebuję, do diabła! Z Lucyferem proszę!
- Już wołam.
- Gerwazy, grzeszniku ulubiony? Masz ochotę na serek topiony?
- Zamętu potrzebuję tym razem.
- U nas mętów co niemiara... Zza których mętów ci przynieść?
- Najlepiej zza alkoholików.
- Zamówienie zostanie zrealizowane w przeciągu sześciu godzin.
- Do diabła, dziękuję.

***
Analizuję, analizuję dogłębnie polecenie czarnoksiężnika i go nie rozumiem zaprawdę. Akcja ze sztabką była łatwiejsza... a teraz zamęt rozrywa moją głowę. Tyle jednak nie wystarczy, by spełnić misję...

„Rusz głową” - ruszam przecież, do diabła!

Pstryk! Na środku drogi znienacka wyłoniła się z kałuży kudłata, rogata postać.
- Do usług, sir – rzekła. - Przysyła mnie mistrz wszechświata, pan zła i mroku, prawny właściciel otchłani monsieur Lucyfer. Chciał pan ruszyć głową, jeśli mój perfekcyjny słuch mnie nie myli?...
- Owszem, miałem taki zamiar... Nie mniej jednak nie wiem w jaki sposób powinienem to uczynić. Istnieje przecież wiele sposobów ruszania głową – począwszy od zwykłego myślenia, poprzez snucie refleksji, aż do popadania w zadumę...
- Och, Konstanty. Nie możesz być tak bardzo pragmatyczny! Kiwnij szyją w lewo... Teraz w prawo. Już rozumiesz?
- W którą stronę powinienem się odwrócić?
- Tam gdzie zamęty.
- Do diabła, nie rozumiem!
- Te, tłumów nam tu nie potrzeba, nie wzywaj imienia pana i tak dalej... Lucyfer nakazał działać w konspiracji, gdyż Gerwazy również korzysta z naszych usług.
- Kto? Czarnoksiężnik?
- On jest krasnalem... Nieważne zresztą. Sprawy mają się jasno – diabeł jest istotą przekupną i niemoralną. Nie jest lojalny współpracownikom, sprzeda nawet swojego brata, a ponadto myśli tylko i wyłącznie o sobie. Lucyfer pomaga Gerwazemu, ale nie łączy ich nic wyjątkowego, więc postanowił sprawdzić, co możesz zaoferować... On da ci zamęt szybki i bezbolesny, oraz będzie cię informował na bieżąco o poczynaniach Gerwazego. Co ty na to?
- Chcę zniszczyć miasto... Zresztą, nie ufam ci i tak.
- Wszystko można kupić, nawet zaufanie... Mając nieograniczone zasoby świat staje się nieco łatwiejszy.
I co ja mam napisać? Tekst jak dla mnie bardzo chaotyczny, w połowie zgubiłam się w nim. Nie nadążam już kto kim jest, czego chce i co robi. Postaraj się jakoś bardziej do wszystko uporządkować. Treść ,ogłaby być na prawdę ciekawa gdyby tylko wszystko była napisane bardziej przejrzyście. Czekam na ciąg dalszy i mam nadzieję bardziej zrozumiały.
Cóż ja biedny czytelnik mogę powiedzieć więcej o tym tekście niż to co pisałem wyżej? Nie będę oszukiwał, że fajna taka surrealistyczna wizja świata z tymi całymi zamętami, latem itp. ale na dłuższą metę podziękowałbym za taki utwór. Na krótką chwilę fajnie się to czyta, ale gdyby miało to np 20-40 stron to już bym odpadł, nie mówiąc o bólu głowy i Weltschmerzu.

Nie wiem jak Ci to ocenić. Pierwszy raz w mojej karierze na forum pozostawię chyba tekst bez oceny.
A ja tam się trochę potrzepię z zachwytu. Napisać coś tak surrealistycznego to kawałek pisarskiego talentu trzeba mieć. No i o błędy w tekście trudno się doczepić Smile nieżle wykombinowane
Może dlatego, że surrealizm do mnie nie trafia, nie podobało mi się to opowiadanie Wink Surrealizm to dla mnie życie...
Widzisz Danku, trzepię się z zachwytu, bo ja nie potrafię tak pisać, do tego trzeba mieć moim zdaniem baardzo specyficzną wyobraźnię. Ja takiej nie mam Smile. To i autorowi zazdroszczę.
Myślisz, że dość duża dawka napojów wyskokowych + do tego ewentualne przedmioty kolekcjonerskie nie wytworzyłyby takiej specyficznej aury... hmmm surrealizmu? Big Grin
Oczywista, ciężko wtedy cokolwiek zanotować, ale mając dobrej jakości dyktafon... kto wie Wink
No tego...Być może Smile .. Ale po napojach wyskokowych chce mi się spać, a nie pisać Smile, a co do przedmiotów kolekcjonerskich, to może lepiej niech tam sobie w kolekcjach gdzieś leżą. Wątroba i cała reszta podrobów jeszcze mi się przydaje. Pozostanę więc przy moim "upiornie trzeźwym" stylu. Smile
PRZE-PRA-SZA-MY!
Sil, dziewczę drogie. Jaki tam oftop. My tu z Danonem dyskutujemy jeno jak wprowadzić się w odpowiedni stan świadomości by napisać tak surrealistyczne dzieło Smile, czyli cały czas tak jakby jesteśmy w temacie. W zasadzie teraz to tak se siedzimy i czekamy na autora dzieła, coby nam wyłuszczył jak w takie stany umysłu wchodzić należy. A że tak po cichu siedzieć nam nudno, to se odrobinkę pogadujemy Smile. Nie Danone? Smile
Sil, droga moja. Nie krzycz na nas, bo się jąkać zaczniemy Smile
Pozdrowionka.
Gorzki, jakbym mógł, to bym Ci polał w tym momencie! Toż, Sil, Gorzki ma absolutną rację. My som proste chopy, od tematu nie odbiegliśmy zanadto. Czekamy na autora, coby nas oświecił zanadto w naszych rozmyślaniach nad tekstem.
Si-si-sillll!
No masz-sz. Zaczę-czę-ło się.
Stron: 1 2