18-08-2010, 22:43
Leżałem kiedyś w łóżku z Mistrzynią Asertywności. To duże małżeńskie łoże i zwykle leżę w nim z żoną. Własną, ma się rozumieć. Ale nie tym razem. Tym razem, i co tu ukrywać - nie był to odosobniony przypadek - leżałem z Nią. Cieszyłem się z tego spotkania, podobnie jak z poprzednich, choć były zwykle wyczerpujące. Moja Mistrzyni Asertywności była, jak przystało na osobę obdarzoną takim tytułem, niezwykle wymagająca. Było przed północą i oboje byliśmy już zmęczeni.
Jedną z wielu mniej lub bardziej dziwnych rzeczy, które potrafiła ode mnie wyegzekwować było głośne czytanie przed snem ulubionych książek. Siedziałem na łóżku, ustawiając się tak, by światło nocnej lampki padało na trzymaną w ręku książkę, ale nie oświetlało Jej twarzy. Czytając, co jakiś czas rzucałem w Jej kierunku spojrzenie. Była śpiąca, ale też jakby lekko znudzona, a może nawet zniecierpliwiona. Usiłowała znaleźć możliwie najwygodniejszą pozycję do snu, wtulając policzek to z tej, to z tamtej strony w poduszkę z wizerunkiem Puchatka . Nie przerywając lektury zastanawiałem się, czy nie jest może duszno, albo zbyt ciepło, ale nie było. Niedawno wietrzyłem sypialnię, a i temperatura była w sam raz, przynajmniej do takiej doszedłem konkluzji. A mimo to miałem wrażenie, że nie słucha mnie tak uważnie, jak powinna. Powinna, bo przecież się starałem. Potrafię pięknie czytać, nie gorzej od zawodowych aktorów, o lektorach nie wspominając. I zawsze podczas naszych spotkań daję z siebie wszystko. Dlatego zasługuję na porządne, uważne słuchanie, a nie jakieś tam.
Nie wyglądało na to, żeby, jak to się nie raz zdarzało, odpływała w ramiona Morfeusza. „Pewnie coś jej chodzi po pięknej główce” – zgadywałem w myślach. I miałem rację. Obróciła się szuru buru na drugi bok, tyłem do mnie i usłyszałem jej sugestywny głosik:
- Dziadku, przecież możesz jednocześnie czytać i drapać mnie po plecach?
Jedną z wielu mniej lub bardziej dziwnych rzeczy, które potrafiła ode mnie wyegzekwować było głośne czytanie przed snem ulubionych książek. Siedziałem na łóżku, ustawiając się tak, by światło nocnej lampki padało na trzymaną w ręku książkę, ale nie oświetlało Jej twarzy. Czytając, co jakiś czas rzucałem w Jej kierunku spojrzenie. Była śpiąca, ale też jakby lekko znudzona, a może nawet zniecierpliwiona. Usiłowała znaleźć możliwie najwygodniejszą pozycję do snu, wtulając policzek to z tej, to z tamtej strony w poduszkę z wizerunkiem Puchatka . Nie przerywając lektury zastanawiałem się, czy nie jest może duszno, albo zbyt ciepło, ale nie było. Niedawno wietrzyłem sypialnię, a i temperatura była w sam raz, przynajmniej do takiej doszedłem konkluzji. A mimo to miałem wrażenie, że nie słucha mnie tak uważnie, jak powinna. Powinna, bo przecież się starałem. Potrafię pięknie czytać, nie gorzej od zawodowych aktorów, o lektorach nie wspominając. I zawsze podczas naszych spotkań daję z siebie wszystko. Dlatego zasługuję na porządne, uważne słuchanie, a nie jakieś tam.
Nie wyglądało na to, żeby, jak to się nie raz zdarzało, odpływała w ramiona Morfeusza. „Pewnie coś jej chodzi po pięknej główce” – zgadywałem w myślach. I miałem rację. Obróciła się szuru buru na drugi bok, tyłem do mnie i usłyszałem jej sugestywny głosik:
- Dziadku, przecież możesz jednocześnie czytać i drapać mnie po plecach?