18-08-2010, 19:39
Witajcie!
Chciałbym was zapytać, co myślicie o takim moim dylemacie, który wystąpił, gdy zacząłem ostatnio pisać swoją nową książkę.
Będzie ona nosić tytuł "Ostatni syn caratu" i traktować o żołnierzu Armii Czerwonej, który w duchu i przed przyjaciółmi deklaruje się jako antykomunista - nic dziwnego, jego ojciec, były oficer białej armii, został rozstrzelany przez bolszewików za "zdradę". Ale nie w tym rzecz. To jest treść, a ja mam problem z formą.
Chodzi o to, że zamierzam zastosować w tej książce formę "mieszaną" - większość treści będzie stanowiła tradycją narracja trzecioosobowa równoległa do wydarzeń II wojny światowej, ale wiele ma być w powieści fragmentów typu wspomnienia - siada sobie przy wódce, pardon, przy kawie, weteran z historykiem i nawija o dawnych czasach.
Taka forma ma swoje zalety - zaskakuje czytelnika przeniesieniem akcji w niespodziewanym momencie do współczesności i przedstawia dwa spojrzenia na ważne sprawy - te świeże i spontaniczne, oraz te z dystansu; a ponadto urozmaica książkę, dodaje do błota radzieckich okopów jakąś alternatywę w postaci ciepłego domu gdzieś w putinowskiej Rosji. Jednocześnie jednak przeplatanie z główną fabułą "wspominek" zabiera autorowi najważniejszy atut i "wzmacniacz emocji" jaki mają powieści wojenne (a którym to ten gatunek przeważa nad pozostałymi ), czyli niewiedza czytelnika aż do ostatniej strony, czy główny bohater przeżyje przedstawione wydarzenia. No i czy nie jest to aby zbyt brutalne odciąganie czytelnika od fabuły, czy nie rozprasza uwagi?
Bardzo cenna będzie dla mnie opinia was jako potencjalnych czytelników.
Pozdrawiam serdecznie,
niejaki Lelek.
Chciałbym was zapytać, co myślicie o takim moim dylemacie, który wystąpił, gdy zacząłem ostatnio pisać swoją nową książkę.
Będzie ona nosić tytuł "Ostatni syn caratu" i traktować o żołnierzu Armii Czerwonej, który w duchu i przed przyjaciółmi deklaruje się jako antykomunista - nic dziwnego, jego ojciec, były oficer białej armii, został rozstrzelany przez bolszewików za "zdradę". Ale nie w tym rzecz. To jest treść, a ja mam problem z formą.
Chodzi o to, że zamierzam zastosować w tej książce formę "mieszaną" - większość treści będzie stanowiła tradycją narracja trzecioosobowa równoległa do wydarzeń II wojny światowej, ale wiele ma być w powieści fragmentów typu wspomnienia - siada sobie przy wódce, pardon, przy kawie, weteran z historykiem i nawija o dawnych czasach.
Taka forma ma swoje zalety - zaskakuje czytelnika przeniesieniem akcji w niespodziewanym momencie do współczesności i przedstawia dwa spojrzenia na ważne sprawy - te świeże i spontaniczne, oraz te z dystansu; a ponadto urozmaica książkę, dodaje do błota radzieckich okopów jakąś alternatywę w postaci ciepłego domu gdzieś w putinowskiej Rosji. Jednocześnie jednak przeplatanie z główną fabułą "wspominek" zabiera autorowi najważniejszy atut i "wzmacniacz emocji" jaki mają powieści wojenne (a którym to ten gatunek przeważa nad pozostałymi ), czyli niewiedza czytelnika aż do ostatniej strony, czy główny bohater przeżyje przedstawione wydarzenia. No i czy nie jest to aby zbyt brutalne odciąganie czytelnika od fabuły, czy nie rozprasza uwagi?
Bardzo cenna będzie dla mnie opinia was jako potencjalnych czytelników.
Pozdrawiam serdecznie,
niejaki Lelek.