14-08-2010, 21:08
Wraz z nadejściem wiosny nawiedziła mnie pisarska niemoc. Próbowałem zebrać się w sobie, lecz spod pióra nie chciała wyskoczyć żadna fabuła. Po kilku krwawych bitwach, które stoczyłem z natchnieniem, wywiesiłem białą flagę i wyszedłem z domu. Nie zastanawiając się długo, poszedłem na rynek, aby spotkać kogoś bliskiego i przy kawiarnianym stoliku utopić pamięć o doznanych razach. Zajrzałem do "Słonecznej", zahaczyłem o "Kaprys", lecz nie spłynął na mnie nawet promyk nadziei. Niepocieszony, włożyłem dłonie do kieszeni płaszcza i ruszyłem w powrotną drogę. Gdy minąłem magistrat, zobaczyłem wystawę sklepu z "Różnościami", który prowadził mój kumpel, Edward. Edka nie widziałem od kilku tygodni, dlatego zdecydowałem się nawiedzić jego progi. Wszedłem do sklepu, przywitałem się z kumplem i dostrzegłem stojącą na ladzie stukającą maszynę do pisania. Przyjrzałem się ustrojstwu i zapytałem:
- Ona tak sama z siebie?
- Aha.
- A co to za marka?
- Mercedes.
- No, no - mruknąłem pod nosem. - A skąd ją wytrzasnąłeś?
Po chwili Edek oświecił mnie, że maszyna pochodzi z Krakowa i że otrzymał ją w ramach jakichś rozliczeń. Próbowałem wyciągnąć z kumpla coś więcej, ale ten tylko machnął ręką i powiedział:
- To maszyna jakiegoś poety. Ale nawet nie wiem, o kogo chodzi. Poza tym jest strasznie upierdliwa i przez cały czas nawija o Luizie. Mówię ci stary - Edek klepnął mnie w plecy - przy niej można tylko oszaleć.
Uśmiechnąłem się do kumpla, po czym przyjrzałem się maszynie. Podszedłem do lady i odczytałem zapisany na kartce fragment poematu:
"...Luizo mnie tu wszystko do łez do krwi
znane
Każdy znak na metalu i niebie
rozumiem
Popatrz to nasz sekretny alfabet
składany
W pejzażu zagrożonym mieczem
i piorunem..."
Zagwizdałem pod nosem i szybko oceniłem, że przydałaby mi się taka maszyna. Co prawda, oceniłem ją na zbyt sentymentalną jak na mój gust, ale i tak poczułem do niej sympatię. Natychmiast sięgnąłem do kieszeni płaszcza i wyłożyłem na ladę garść monet. Edward spojrzał na mnie z niesmakiem, lecz przystał w końcu na mało intratną wymianę.
Gdy wróciłem do domu, ustawiłem maszynę na biurku i wyczyściłem ściereczką jej zakurzony pancerz. Maszyna nabrała połysku i puściła do mnie poetyckie oko. Zrewanżowałem się jej pstryknięciem w klawisz i usiadłem w fotelu. Nie wiedząc kiedy, zasnąłem, lecz gdy przebudziłem się i podszedłem do maszyny, zaciekawił mnie efekt jej zmagań. Jeszcze raz przetarłem ją ściereczką i zanurzyłem się w nieznanych strofach:
"...bo inni powiedzą to za nas
i aureole
tęczowe aureole
...ech szkoda gadać
Panowie jeżeli to się uda
To zalejemy się jak jasna cholera"
- Ona tak sama z siebie?
- Aha.
- A co to za marka?
- Mercedes.
- No, no - mruknąłem pod nosem. - A skąd ją wytrzasnąłeś?
Po chwili Edek oświecił mnie, że maszyna pochodzi z Krakowa i że otrzymał ją w ramach jakichś rozliczeń. Próbowałem wyciągnąć z kumpla coś więcej, ale ten tylko machnął ręką i powiedział:
- To maszyna jakiegoś poety. Ale nawet nie wiem, o kogo chodzi. Poza tym jest strasznie upierdliwa i przez cały czas nawija o Luizie. Mówię ci stary - Edek klepnął mnie w plecy - przy niej można tylko oszaleć.
Uśmiechnąłem się do kumpla, po czym przyjrzałem się maszynie. Podszedłem do lady i odczytałem zapisany na kartce fragment poematu:
"...Luizo mnie tu wszystko do łez do krwi
znane
Każdy znak na metalu i niebie
rozumiem
Popatrz to nasz sekretny alfabet
składany
W pejzażu zagrożonym mieczem
i piorunem..."
Zagwizdałem pod nosem i szybko oceniłem, że przydałaby mi się taka maszyna. Co prawda, oceniłem ją na zbyt sentymentalną jak na mój gust, ale i tak poczułem do niej sympatię. Natychmiast sięgnąłem do kieszeni płaszcza i wyłożyłem na ladę garść monet. Edward spojrzał na mnie z niesmakiem, lecz przystał w końcu na mało intratną wymianę.
Gdy wróciłem do domu, ustawiłem maszynę na biurku i wyczyściłem ściereczką jej zakurzony pancerz. Maszyna nabrała połysku i puściła do mnie poetyckie oko. Zrewanżowałem się jej pstryknięciem w klawisz i usiadłem w fotelu. Nie wiedząc kiedy, zasnąłem, lecz gdy przebudziłem się i podszedłem do maszyny, zaciekawił mnie efekt jej zmagań. Jeszcze raz przetarłem ją ściereczką i zanurzyłem się w nieznanych strofach:
"...bo inni powiedzą to za nas
i aureole
tęczowe aureole
...ech szkoda gadać
Panowie jeżeli to się uda
To zalejemy się jak jasna cholera"