Via Appia - Forum

Pełna wersja: Pomysł Na Śmierć
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
I[/size]

Nie próbowałem nawet wmawiać sobie, że to nie prawda czy pomyłka. Przyjąłem wszystko spokojnie tak jakbym właśnie dowiedział się o wypuszczeniu na rynek nowego rodzaju gumy do żucia. Pomyślałem tylko sobie, że cholernie szkoda, że za dwa lata są finały Mistrzostw Europy w piłce nożnej u nas, a ja nie obejrzę nawet jednego meczu.
Rak płuc w zaawansowanym stadium, jakieś pół roku życia przede mną. Każdy normalny człowiek by się załamał, nie przyjmowałby tego do wiadomości, a może nawet dałby sobie uciąć rękę, że lekarze się pomylili. Ale ja chyba nie jestem normalny.
- Niestety nie możemy nic zrobić. Choroba została wykryta zbyt późno, a teraz operacja byłaby prawie pewną śmiercią. Przykro mi – takie oto słowa usłyszałem 16 Pażdziernika 2010 roku.
Ja, Adam Zawistowski. Dziewiętnastoletni student pierwszego roku Filologii Angielskiej. W tym dniu chyba nawet lekarz był zdumiony moją reakcją na tę wiadomość. Właściwie mógł mi to powiedzieć po prostu tak
- Chłopie umierasz, to twoje ostatnie pół roku - Być może taka forma przekazu informacji bardziej by mną wstrząsnęła.
Tak naprawdę najbardziej obawiałem się reakcji w domu. Płaczu rodziców, wyrazów współczucia rodziny. Najchętniej w ogóle nie wracałbym tego dnia do domu, tylko wynajął pokój w jakimś odległym kraju na pół roku, tak żeby nikt mnie tam nie znalazł. Na samą myśl o tych szlochach, lamętach i pocieszaniu robiło mi się niedobrze. Ale po głowie zaczął mi chodzić nieuporządkowany jeszcze pomysł, którego pełny kształt miałem poznać za kilkadziesiąt minut.




II

Wychodząc ze szpitala czułem wciąż rosnące podniecenie. Oczywiście nie było to zwykłe podniecenie o podłożu seksualnym. Przypominało ono oczekiwanie takie jak odczuwamy jako dzieci chociażby w Boże Narodzenie oczekując na prezenty.
Pierwszy moment szoku przeżyłem gdy nagle spostrzegłem, że idę w przeciwnym kierunku niż ten w którym mieszkam. Wyglądało to tak jakby nogi nie współpracowały z resztą ciała i podążały one w kierunku tylko sobie znanego celu. Zamyśliłem się , dlatego poszedłem w inną stronę pomyślałem. Przecież nie codziennie dostaje się informację, że umierasz. Jakiś ślad w mojej głowie to jednak musiało zrobić. Jednak po ,,odzyskaniu’’ kontroli w nogach wcale nie miałem ochoty zmieniać kierunku. Pomysł powoli rodzący się w szpitalu zaczął się powoli składać w całość.
Niezbyt śmiałe słońce październikowego popołudnia powoli chowało się za budynkami, a ja wciąż szedłem, ale teraz wiedziałem już gdzie, wiedziałem też, że w kieszeni mam portfel z pieniędzmi, które dostałem z dużym poślizgiem za letnią pracę przy budowie domu znajomych, było to około tysiąca złotych.
Mijając kolejne skrzyżowania skręciłem w małą, prawie niewidoczną uliczkę między dwoma budynkami, taką w której to często chowają się uciekinierzy w kiepskich filmach akcji klasy B. Przez moment czułem się przytłuczony ogromem sytuacji i ciężarem jaki ona za sobą niesie. Chyba przez cały ten czas byłem w lekkim amoku, być może mój mózg tak właśnie zareagował na wiadomość o rychłym stuknięciu do bram Świętego Piotra.
Zbliżając się jednak do celu mojej jeśli można to tak nazwać wycieczki czułem jak napięcie i podniecenie staje się coraz przyjemniejsze i napędzające do działania.
Po kilku minutach marszu Warszawskimi zaułkami doszedłem do starej kamienicy otoczonej zaniedbanym i średnio przypominającym swój pierwowzór ogrodem. O miejscu tym słyszałem tylko z rozmów ze znajomymi, którzy od swoich znajomych o tym miejscu słyszeli. Poczułem nagle lekki ucisk z żołądku, a po chwili bezruchu podszedłem do ogromnych dwuskrzydłowych drzwi, które mogłyby zapewne opowiedzieć wiele ciekawych historii gdyby tylko miały głos.
Nieśmiało wyciągnąłem dłoń i zapukałem do drzwi, do których nigdy w normalnej sytuacji nie odważyłbym się zapukać. Teraz wydarzenia miały się już toczyć bardzo szybko.

III

Drzwi były otwarte, a moim oczom ukazał się obraz zaniedbanego i okropnie zakurzonego korytarza, który wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Każdy krok wzbudzał we mnie lęk i niepokój. – Skoro już tu jesteś to zrób to do końca – nagle taka myśl przeleciała mi przez głowę. Szedłem więc dalej licząc każdy krok dla zabicia nieprzyjemnych wizji tego co zaraz zobaczę, które skutecznie wyparły przyjemne podniecenie i atmosferę oczekiwania.
Wreszcie dostrzegłem koniec długiego korytarza i spostrzegłem trzy pary drzwi, jedne na wprost mnie i dwie pary po ich przeciwległych stronach. Instynktownie zapukałem do środkowych naprzeciwko mnie. Te były już zamknięte. Ciszę wypełnił odgłos pukania
- Czego – odezwał się ktoś ochrypłym, jakby przepitym tanią wódką głosem
- Ja w sprawie ciężkiego towaru, słyszałem, że mogę go tu dostać – mówiłem to z lekkim niepokojem. Dowiedziałem się od znajomych, że lekki towar to dragi, a ciężki to ten po który właśnie tu przyszedłem.
- Coś ty za jeden? Nie pies?
- Nie, po prostu słyszałem o was od znajomych, potrzebuję towaru
- Kolego pamiętaj, jeden fałszywy ruch i mózgu będziesz szukał na ścianie. Rozumiemy się kolego?
- Tak ma się rozumieć – wyczułem w swym głosie nieco ironiczny ton, być może zabrzmiało to pod tak pod wpływem silnego stresu
Wtem drzwi z potężnym piskiem otworzyły się, a pierwszą rzeczą jaką ujrzałem była twarz, a raczej gęba właściciela przepitego głosu. Tak jak ją sobie wyobrażałem, pulchna, zarośnięta i pełna bruzd, modelowa facjata typa z pod ciemnej gwiazdy.
- Hej dzieciak, a po co tobie spluwa, co?
- Trenujemy z kumplami strzelanie do celu. Chcemy wypróbować cos ostrzejszego – szybko wymyślone kłamstwo z wyjątkową łatwością przyszło mi do głowy, ale jego banalność uderzyła mnie dopiero po jakimś czasie.
- Cel, pewnie do zwierząt się strzela nie?
- Nie no co pan, kartonowe pudełka mamy, złożyliśmy się i mnie wysłali. – Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiej kontroli. Przez moment czułem się jak na policji.
- Dobra, szczerze mówiąc to gówno mnie obchodzi na co ci ta klamka właź dalej, idź za mną.
Po wejściu za nazwijmy go ,,typem’’ dostrzegłem, że jest nieco wyższy ode mnie, na oko coś koło metra osiemdziesiąt pięć. Typ prowadził mnie przez ciemne pomieszczenie z zakrytymi roletami oknami, które na myśl przywałowało mi nieco klub jazzowy, ciągle wypełniony dymem papierosowym. Tak to pomieszczenie można było nazwać swojego rodzaju klubem jazzowym, tyle, że bez jazzu. Na narożnych fotelach pod zasłoniętymi oknami siedziało parę typów pokroju tego, za którym szedłem. Po drugiej stronie dostrzegłem coś co można nazwać barem. Na wysokim barowym krześle siedziała dziewczyna, była to znana w dzielnicy panna lekkich obyczajów nie pracująca jednak na własną rękę, ale dla alfonsa, o którym każdy słyszał, ale chyba nikt go nigdy nie widział.
Po chwili zbliżyliśmy się do stalowych zasłoniętych kratami i solidnie zamkniętych drzwi.

IV

W tym momencie dotarło do mnie to co chcę zrobić. Plan był już idealnie ułożony. Ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego co właśnie zaplanowałem i co skutecznie realizuje.
Moja pierwsza myśl po wiadomości o chorobie, dotyczyła tych sześciu miesięcy. To z jedne strony dużo i mało. Nie wyobrażałem sobie życia przez ten czas, leżąc i czekając na śmierć. Wolałem mieć to już za sobą. Chciałem wszystkim ulżyć cierpienia. Te pół roku wykończyłoby moją matkę, babcię i cała resztę rodziny. Nie mógłbym na to patrzeć.
Jednocześnie myślałem też o sobie. Czekać pół roku na śmierć? To chyba lepiej byłoby załatwić to od razu. Teraz wydawało mi się, że tak będzie najlepiej.
Dlaczego pistolet? Nie wyobrażałem sobie wiązania pętli na szyi, ani łykania tabletek i czekania na efekt. Strzał w skroń wydawał mi się najpewniejszym sposobem skrócenia tych sześciu miesięcy do kilku godzin.

Po około dwóch minutach męczarni z otwieraniem drzwi znaleźliśmy się w środku. Po wejściu ujrzałem rzędy regałów i półek, pełnych kartonowych pudełek. O ich zawartości bez problemu się domyśliłem. To tutaj znajdował się arsenał, którego tak solidnie strzegą metalowe kraty i grube, stalowe drzwi.
- To z czego będziecie strzelać z tymi twoimi kumplami. Namyślaj się szybko bo mam jeszcze paru klientów.
- Coś niewielkiego, jakaś kieszonkowa, mała klamka – Typ podszedł do jednego z regałów, wziął pudełko i zaczął otwierać, nie przerywając powiedział:
- To wam powinno wystarczyć. Niewielka zabaweczka, coś w sam raz dla takich amatorów.
- Skąd pan wie że jestem amatorem? – Zapytałem nieco żartobliwie
- Nie wyglądasz mi na seryjnego mordercę.
Po otworzeniu paczki moim oczom ukazał się czarny pistolet o rzeczywiście niewielkich rozmiarach, od pierwszego spojrzenia wiedziałem, że to ten.
- Ok. biorę. Jeszcze może amunicję do niego. Mógłby pan go naładować i zabezpieczyć.
- Ma być gotowy do akcji ta? Wiesz śmierdzi mi to, ale mamy kryzys i szef nie kazał się zbytnio wtrącać, jak ludzie dają kasę to mam dawać to co chcą. No właśnie kasa. Tysiąc.- Zapewne w normalnych okolicznościach bym się targował, ale w sumie co mi zależało. Zabawne było tylko to, że nieświadomie ponad miesiąc ciężko pracowałem na narzędzie, które za chwilę odeśle mnie na wieczny spoczynek. Życie jest przewrotne.
- Coś drogo. – Wyjąłem jednak bez zastanowienia portfel i wyciągnąłem z przegródki dziesięć stuzłotowych banknotów i wręczyłem je Typowi. Ten naładował broń i zablokował zawijając w folię i wręczył mi pakunek
- Trzymaj, tylko zapamiętaj. Jak ktoś cię zwinie to jedno słowo skąd masz pukawkę i jesteś już martwy – te słowa zabrzmiały wyjątkowo kuriozalnie w kierunku człowieka, który od ponad godziny jest niemal trupem.
- Spoko, będę trzymał język za zębami (Zależy jak się ułoży podczas upadku)
- Masz towar to spadaj.
- Ok to żegnam. – Odpowiedzi nie dane mi było jednak usłyszeć
Wracając zdziwiony dostrzegłem, że korytarz był znacznie krótszy niż mi się wydawało.
Podchodząc do wyjścia poczułem przypływ nagłego strachu, wymieszany z dziwnym znacznie innym od wcześniejszego podnieceniem. - Niech się dzieje - pomyślałem wychodząc.




V



Nie miałem zamiaru daleko odchodzić, ani szukać jakiś wytwornych miejsc. Zależało mi bowiem na tym żeby znaleziono mnie jak najszybciej, tak żeby rodzina nie czekała na mnie z nadzieją, że wrócę przez kilka dni. Wybrałem stary opuszczony budynek, który znajdował się całkiem niedaleko kamienicy, o której ktoś kiedyś powiedział, że handluje się w niej śmiercią.
Podróż do opuszczonego budynku zajęła mi około dziesięciu minut. Starałem się w tym czasie nie myśleć o tym co za chwilę zrobię. Chciałem po prostu przeżyć te ostatnie parę minut bez jakichkolwiek głębszych myśli. Co czeka nas po śmierci? Czy wiara ma coś do tego? Byłem chrześcijaninem, ale nie zbyt głęboko wierzącym, raczej wynikało to z tradycji rodzinnych. Po głowie chodził mi kawałek So Far Away chłopaków z Avenged Sevenfold, którzy napisali go po śmierci swojego niespełna trzydziestoletniego perkusisty.
Piosenka ta rozkleiła mnie, a tego próbowałem uniknąć. Teraz poczułem, że to już nie zabawa. Właśnie wybieram między życiem i śmiercią. Gdy akurat w moim wewnętrznym odtwarzaczu leciał refren ,,Jak mam żyć bez tych, których kochałem ‘’ rozbeczałem się jak dziecko które boi się zastrzyku. Świat jest chujowy i do dupy. Proste, banalne, brutalne prawdy rządzące naszym światem zaczęły do mnie docierać. ,, Mam ci tak wiele do powiedzenia, a ty jesteś tak daleko’’ . Kolejne słowa przelatywały przez moją głowę. Na szczęście na mojej drodze, brudnych warszawskich zaułków nie było ludzi. Ryczałem jak dziecko, ale wiedziałem, że muszę to zrobić, nie mogę teraz myśleć tylko o sobie. Teraz cały tragizm tego dnia z opóźnieniem zaczął do mnie docierać.
Doszedłem do celu mej ostatniej podróży. Opustoszała zapadająca się rudera zdradzała obecności kogoś jeszcze.
Przekraczając coś co kiedyś było progiem poczułem, że nie jestem tu sam, że jest tu ktoś lub coś co albo mi przeszkodzi, albo pomoże w ostatniej części planu. Przysiadłem na gruzowisku żeby odwinąć broń. Wyjąłem ją z dziwnym przeczuciem, że nie jestem sam. Mówiono o tym miejscu dom samobójców. Na pewno będą mnie tu szukać.
Odwinąłem broń i odbezpieczyłem. Choć nie chciałem tego, przed oczami przeleciały mi obrazki wszystkich bliskich mi osób. Czułem się tak mały w wielkim, dziwnym świecie. Trzęsąca się ręka zaczęła się powoli unosić, zimno lufy dotknęło delikatnie skroni. Nagle zaczął dzwonić telefon. Odbierać czy nie. Można sprawdzić kto to. Nie chciałem żeby dźwięk telefonu był ostatnim dźwiękiem jak mi dane będzie słyszeć na tym świecie. Nie wiedzieć czemu odebrałem nie patrząc kto do mnie dzwoni. Chyba nie chciałem umierać. Podświadomie liczyłem na ratunek
- Pan Zawistoski?
- Tak a z kim rozmawiam?
- Doktor Michalski, rozmawialiśmy rano. Zadam teraz panu pytanie. Zawistowski czy ski
- wski
- Proszę pana z całego serca pana przepraszam. Nastąpiła fatalna pomyłka. Jest pan zdrowy, a kaszel i plucie krwią były tylko oznakami przemęczenie. Najmocniej przepraszam w imieniu całego szpitala. Takie błędy nam się…

VI

Odgłos padającego telefonu wydawał się być słyszalny w całej stolicy. Jeszcze głośniejszy okazał się dźwięk upadającego ciała i przeraźliwego płaczu, który z czasem zmienił się w śmiech do złudzenia przypominający chichot małego dziecka. W domu samobójców narodziło się właśnie nowe życie.
Cytat:Nie próbowałem nawet wmawiać sobie, że to nie prawda czy pomyłka -
Ekhem jak piszemy słowo nieprawda?

Cytat:Przypominało ono oczekiwanie takie jak odczuwamy jako dzieci chociażby w Boże Narodzenie oczekując na prezenty.
oczekiwanie, oczekując - coś Ci się powtórzyło

Cytat: Wyglądało to tak jakby nogi nie współpracowały z resztą ciała i podążały one w kierunku tylko sobie znanego celu.
- one jest niepotrzebne, wiadomo, że chodzi o nogi

Cytat:Zamyśliłem się , dlatego poszedłem w inną stronę pomyślałem.
- przecinek Ci się przesunął za daleko
Cytat:Przecież nie codziennie dostaje się informację, że umierasz.
- i znowu to samo niecodziennie piszemy łącznie Tongue
Cytat: Jakiś ślad w mojej głowie to jednak musiało zrobić.
- słowo zrobić radziłabym zmienić, na pozostawić
Cytat: Jednak po ,,odzyskaniu’’ kontroli w nogach wcale nie miałem ochoty zmieniać kierunku.
- imho lepiej brzmi na zmianę kierunku

Cytat:Pomysł powoli rodzący się w szpitalu pomysł zaczął się powoli składać w całość.
powoli, powoli - kolejne powtórzenie
dodatkowo jest pewnien problem z czasem, bohater już przecież ze szpitala wyszedł Smile

Cytat:Niezbyt śmiałe słońce październikowego popołudnia powoli chowało się za budynkami, a ja wciąż szedłem, ale teraz wiedziałem już gdzie, wiedziałem też, że w kieszeni mam portfel z pieniędzmi, które dostałem z dużym poślizgiem za letnią pracę przy budowie domu znajomych, było to około tysiąca złotych.
- po pierwsze pojawiło się kolejne powoli, w poprzedzajacym je zdaniu były już 2,po drugie tego kolosa przydałoby się rozbić ;P

Cytat:Zbliżając się jednak do celu mojej jeśli można to tak nazwać wycieczki czułem jak napięcie i podniecenie staje się coraz przyjemniejsze i napędzające do działania.
- wtrącenie przydałoby się oznaczyć przecinkami i nie staje się tylko stają, a to napędzające dziwnie mi nie pasuje
Cytat:Po kilku minutach marszu Warszawskimi zaułkami doszedłem do starej kamienicy otoczonej zaniedbanym i średnio przypominającym swój pierwowzór ogrodem.
- warszawskimi, tutaj jest to przymiotnik i jest on pisany małą literą, poza tym nie wiem o co chodzi z tym pierwowzorem, jaki on jest? tego nie wiadomo, radziłabym to zmienić
Cytat:Poczułem nagle lekki ucisk z żołądku, a po chwili bezruchu podszedłem do ogromnych dwuskrzydłowych drzwi, które mogłyby zapewne opowiedzieć wiele ciekawych historii gdyby tylko miały głos.
- raczej nagle poczułem i zapewne mogłyby

Cytat:Szedłem więc dalej licząc każdy krok dla zabicia nieprzyjemnych wizji tego co zaraz zobaczę, które skutecznie wyparły przyjemne podniecenie i atmosferę oczekiwania.
- tu proponowałabym cos zmienić lub rozbić na 2 części

Cytat:Wreszcie dostrzegłem koniec długiego korytarza i spostrzegłem trzy pary drzwi, jedne na wprost mnie i dwie pary po ich przeciwległych stronach.
- dostrzegłem, spostrzegłem - kolejne powtórzenie

Cytat:Instynktownie zapukałem do środkowych naprzeciwko mnie. Te były już zamknięte.
- piszesz, że były 3 pary drzwi, więc jeśli puka do środkowych to do środkowych, słowo naprzeciwko rozbija całe zdanie i gryzie, oj mocno gryzie wszystko dookoła

Cytat:Te były juz zamknięte.
- nie wydaje Ci się, że coś zgrzyta? bo mi tak
Cytat:- Czego – odezwał się ktoś ochrypłym, jakby przepitym tanią wódką głosem
- po czego przydałby się znak zapytania, a po głosem kropka
a swoją drogą czy różni się głos przepity tanią wódką, od przepitego drogą? Ja jakoś różnicy nigdy nie zauważyłam....

Cytat:- Nie, po prostu słyszałem o was od znajomych, potrzebuję towaru -
kropeczka aż błaga o postawieniu jej na końcu zdania Tongue

Cytat:- Tak ma się rozumieć – wyczułem w swym głosie nieco ironiczny ton, być może zabrzmiało to pod tak pod wpływem silnego stresu
- no zobacz kolejna kropka skamla o zainteresowanie

Cytat:- Cel, pewnie do zwierząt się strzela nie? -
a tu przecinek przydałby się po strzela

Cytat:Typ prowadził mnie przez ciemne pomieszczenie z zakrytymi roletami oknami, które na myśl przywałowało mi nieco klub jazzowy, ciągle wypełniony dymem papierosowym
- rolety są zwykle zaciągnięte, okna zaś zakryte, zasłonięte

Cytat:Na narożnych fotelach pod zasłoniętymi oknami siedziało parę typów pokroju tego, za którym szedłem.
- oooo jak wygląda narożny fotel? Bo ja słyszałam o narożnym kanapach, nawet mam taką jedną, ale o fotelu to nie słyszałam... Parę typów? Mało gramatycznie.
Cytat:Na wysokim barowym krześle siedziała dziewczyna, była to znana w dzielnicy panna lekkich obyczajów nie pracująca jednak na własną rękę, ale dla alfonsa, o którym każdy słyszał, ale chyba nikt go nigdy nie widział.
- ja to widzę tak: po siedziała dziwecznyna kropka i bez nikt go

Cytat:W tym momencie dotarło do mnie to co chcę zrobić. Plan był już idealnie ułożony. Ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego co właśnie zaplanowałem i co skutecznie realizuje.
- imho: pierwsze zdanie bez "to", drugie połączone z trzecim spójnikiem a(ja dopiero...), realizuje z ę na końcu

Cytat:To z jedne strony dużo i mało.
- imho: bez to i chochlik: jedne(j)

Cytat:Te pół roku wykończyłoby moją matkę, babcię i cała resztę rodziny.
- cał(ą)

Cytat: O ich zawartości bez problemu się domyśliłem.
- spójrz tylko na to...

Cytat:- To z czego będziecie strzelać z tymi twoimi kumplami.
- pytanie zwykle kończy się znakiem zapytania Tongue

Cytat:- Skąd pan wie że jestem amatorem? – Zapytałem nieco żartobliwie
- po pierwsze przed ŻE stawiamy przecinek, po drugie - i nie będę już tego powtarzać - po co ta duża litera w dialogach? Jest niepotrzebna.

Cytat:- Ma być gotowy do akcji ta?
- przecinek przed ta

Ten naładował broń i zablokował zawijając w folię i wręczył mi pakunek - i kropka
Cytat: - te słowa zabrzmiały wyjątkowo kuriozalnie w kierunku człowieka, który od ponad godziny jest niemal trupem.
skierowane do człowieka - imho

Cytat:Byłem chrześcijaninem, ale nie zbyt głęboko wierzącym, raczej wynikało to z tradycji rodzinnych.
- imho - co raczej wynikało - brak spójności
Cytat:Przekraczając coś co kiedyś było progiem poczułem, że nie jestem tu sam, że jest tu ktoś lub coś co albo mi przeszkodzi, albo pomoże w ostatniej części planu
. - coś, coś

Cytat:Mówiono o tym miejscu dom samobójców
- Miejsce to nazywano domem samobójców, czy inaczej, ale nie tak.


Dobrze, tyle chciałam powiedzieć. Tekst nie jest zły. Kiedy przeczytałam, go po raz pierwszy spodobał mi się, dopiero czytając drugi raz znalazłam błędy.
Tak na marginesie powiem, że mógłbyś/mogłabyś odrobinę zmienić końcówkę. Mam wrażenie, że akcja tam jest zbyt szybka i niedopracowana - chodzi mi o część z telefonem. Zakończenie niezmiernie mnie rozbawiło. Poza tym, dodam, że z taką sytuacją miałam już kontakt. Znajomemu wykryli białaczkę, której jednak nie miał.
Ah coś jeszcze miałam rzec... Już wiem. Zauważyłam, że( podobnie jak ja) masz skłonności do częstego używania słów to, tych, ta, itp. Radzę dużo czytać, by unikać takich zgromadzeń.
nie zamierzałam być złośliwa, komentując Twoje dzieło Tongue
pozdrawiam,
Kali
Dzięki za konstruktywną krytykęSmile Większość baboli spowodowana jest po prostu późną porą pisania i brakiem korekty po ukończeniu. Fajnie, że jest takie forum gdzie komuś chce się pisać takie komentarzeSmile