Via Appia - Forum

Pełna wersja: Fałszywe szczęście
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Sandra Muller - tak nazywała się kobieta winna za zabójstwo całej swojej rodziny. Miała wtedy dwóch synów i męża. Kiedy była młoda była szczęśliwą dziewczyną, poznała swojego męża Dericka na studiach, po których wzięli ślub. Jak łatwo się domyślić później nastąpiły narodziny pierwszego dziecka – Alana - i drugiego – Damiana. Wszystko było fantastycznie do tamtego dnia, kiedy jej mąż wrócił z pracy wściekły. Był on maklerem giełdowym. Po jakimś czasie okazało się, że wsadził bardzo grube pieniądze w interes, który miał im przynieść górę złota, a okazał się wielkim dnem. Wszystko zaczęło się psuć. Po woli wierzyciele zaczęli domagać się o swoje pieniądze, a komornicy konfiskować ich dorobek życia. Zaczęło się od drobnych rzeczy. Biżuteria, później telewizory, radia, inny sprzęt domowy, kończąc na samochodzie i domu. Nagle z dnia na dzień znaleźli się w dwupokojowym, zastępczym mieszkaniu z cieknącym kranem i rozwalającymi się meblami. Sandra i Derick doznali wtedy szoku. Lecz nie oni ucierpieli na tym najbardziej ale ich synowie. Nie umieli się odnaleźć w nowym miejscu i społeczeństwie – przecież byli ludźmi na poziomie, którzy w ciągu miesiąca zamieszkali na slumsach. Rozboje, kradzieże, narkotyki i alkohol. To była tutejsza codzienność. Z bogatej, uznawanej rodziny stali się biedakami mieszkającymi w najgorszej dzielnicy Cansas City w Missouri. Sandra trzymała się przez pierwsze parę tygodni chociaż nie było jej lekko. Derick zatrudnił się jako kelner w pobliskim barze, a chłopcy zaczęli chodzić do podrzędnej szkoły, która nie dorastała do pięt poprzedniej. Alan, który miał już osiemnaście lat zaczął pić. Wracał do domu pijany każdego prawie dnia. Jedynym dobrze trzymającym się członkiem rodziny był szesnastoletni Damian, który niewiadomo dlaczego – mimo, że był najmłodszy – najlepiej to wszystko znosił. Najwidoczniej był najmocniejszy psychicznie, chociaż to nie on powinien podtrzymywać rodzinę na duchu i pocieszać. W końcowej fazie załamania rodziny to on był belką podpierającą ich strop. To on podczas wielkiej awantury – co było codziennością nie tylko tutaj, w ich domu, ale także za ścianą u różnych sąsiadów – doprowadził do zgody. Przynajmniej tymczasowo…
- To twoja wina! Ty zainwestowałeś jakieś cholerne gówno, nie pytając nas o zdanie, nie pytając nikogo! Sam podjąłeś decyzję i to twoja wina, że jesteśmy na bruku!!! - wykrzykiwała Sandra Derickowi.
- Oczywiście! Wszystko co złe to moja wina! Wiem, zrobiłem błąd, ale musisz mi ciągle o tym przypominać?! Staram się przecież!
- Tak, jasne. Właśnie widzę jak się starasz… Poza tym i tak nie wiem o co się teraz mamy starać?! Mieszkamy w ruderze, żyjemy jak psy i jemy jak psy!
- Oczywiście to moja wina! – znów odzywa się Derick – powinnaś iść do pracy, a nie ciągle siedzisz załamana. Trzeba żyć dalej, a nie wytykać błędy tylko mi. Gdybyś tylko chciała podnieść tyłek i pójść do pracy…
W tym momencie cierpliwość Sandry się skończyła. Uderzyła Dericka otwartą dłonią w twarz, a po chwili jego policzek zrobił się czerwony. Wtedy to jego wściekłość powiększyła się o trzy razy. Zrobił krok w kierunku Sandry biorąc zamach, ale wtedy Damian chcąc ochronić matkę stanął w jej obronie. Przyjął cios za matkę, a Derick stanął jak wryty patrząc na nich wielkimi oczami z przerażeniem. Nie wiedział co zrobić. Uderzył własne dziecko, a co gorsza chciał pobić żonę! Coś, co kiedyś dla niego było niegodną rozumienia patologią stało się codziennością. Nie pozostało mu nic innego jak wyjść. Obrócił się na pięcie i zrobił krok w kierunku obdrapanych, ledwo trzymających się drzwi. Trzymając ręką na zardzewiałej klamce nacisnął ją, lecz przed wyjściem chciał spojrzeć na żonę i Damiana, których szlochy teraz słyszał za plecami, ale nie miał odwagi. Wyszedł bez słowa. Nie pokazywał się wtedy przez cały miesiąc. Przysyłał tylko pieniądze pocztą. Sandra przez tydzień nie miała siły go szukać z wściekłości i strachu. Siedziała tylko wpatrzona w okno nie robiąc nic. Można powiedzieć, że załamała się psychicznie do tego stopnia, że powiedziała przez ten tydzień zaledwie dwa zdania. Chłopcy dawali sobie radę, chociaż Alan nie wracał już do domu na noce, a dom był dla niego wyłącznie hotelem, gdzie mógł coś zjeść, odpocząć i się przespać jeśli w ogóle wrócił do domu. Chociaż Damian był na skraju swoich możliwości starał się nadal i pewnie gdyby wiedział co się zaraz stanie załamałby się tak jak reszta jego rodziny, albo poddał się alkoholowi, narkotykom czy innym nałogom. Miasto, które było dla niego wcześniej tak piękne stało się obrzydliwie brudne i okrutne. Z resztą nie tylko dla niego. Żył w ciągłym strachu i upokorzeniu. To on zajmował się faktycznie domem. Gdyby nie on umarliby z głodu, Alan wcale by nie wracał do domu, a jego matka dawno popełniłaby samobójstwo. Jednak w drugim tygodniu się polepszyło. Nie wiedział dlaczego, ale matka nagle zaczęła się do niego odzywać. Tabletki, które dostała od akwizytora, który odwiedził ją pewnego razu, kiedy została sama w domu. Wzięła na próbę jedno opakowanie i zaczęła zażywać. Akwizytor przekonał ją, że lek jest naprawdę niedrogi, a jeżeli odniesie pozytywny skutek na jej samopoczuciu, gdyż jest eksperymentalny, dostanie ona za to pieniądze. Sandra zgodziła się bez wahania i po zażyciu kilku tabletek widoczna była poprawa. Czuła się po prostu szczęśliwa, tak bez powodu. Czasami siadała przy oknie i traciła kontakt z rzeczywistością, ale to drobna cena za koniec skrajnej depresji, jakiej się dorobiła. Z dnia na dzień było coraz lepiej. Po miesiącu mogła już nawet normalnie funkcjonować. Wtedy to znów pokazał się akwizytor i dał jej kolejne opakowanie leku wraz z dwoma tysiącami dolarów.
- Jestem bardzo zadowolony z pani wyników – powiedział.
- Och dziękuję. Ja też bardzo jestem zadowolona. Jak widać lek skutkuje i cieszę się, że pojawił się pan w najodpowiedniejszym momencie.
- Niezmiernie mi miło z tego powodu. Do widzenia.
- Żegnam – odpowiedziała wręcz radośnie Sandra
- Na razie skutkuje… - powiedział do siebie odchodząc akwizytor.
Wszystko wróciło jakby do normy. Oprócz braku męża, domu, godnych warunków i ciągle zagłębiającym się alkoholizmem Alana wszystko było w porządku. Po miesiącu wrócił Derick z niezbyt pięknym kwiatem w ręku i skruszoną miną męczennika. Nie wiadomo co robił przez ten miesiąc, nie wiadomo gdzie był, co jadł. Sandra stanęła ja wryta przy otwartych drzwiach.
- Przebacz mi, Sandro – odezwał się po dłuższej chwili Derick.
Każda kobieta… Może prawie każda kobieta zachowała by się w inny, wręcz diametralnie inny sposób niż Sandra. Rzuciła ona się na szyję mężowi zadowolona i cała w skowronkach. Pewnie była pod działaniem leku, to nie był jej odruch, ale przez chwilę zaskoczony Derick nie wiedział o leku i poczuł się ogromnie szczęśliwy. Następne dwa miesiące były świetne, nie licząc warunków w jakich żyli. Już nawet Alan zaczął wracać w porę do domu i przestał prawie pić. Życie stało się dla Sandry prostsze z tabletkami, które przynosił akwizytor co miesiąc wręczając jej coraz większe sumy za zażywanie leku. Jej radość udzielała się mężowi i dzieciom. Raz udało się im nawet wyjść wieczorem do kina. Chociaż Sandra nie pamiętała kawałków filmu, ani połowy kolacji po kinie była wtedy przeszczęśliwa. Wszystko na swój sposób zaczęło się układać. Jednak wszystko byłoby dobrze gdyby nie transy w jakie wpadała Sandra, w których albo stawała w oknie i w nie patrzyła, albo zachowywała się wręcz irracjonalnie. Chociaż żyli coraz lepiej i dogadywała się z mężem nie powiedziała o tabletkach, które zażywa, a Derick nie zauważył, że dzieje się z nią coś niepokojącego. Transy Sandry stawały się coraz dłuższe, ale lek skutkował i po kilku następnych miesiącach jej świadomość znikała nawet na parę godzin. Najgorzej było wieczorami, bo rano, po śnie było wszystko dobrze. Raz nawet wyszła z domu i nie pamiętała gdzie się znajdowała. Kiedy odzyskała świadomość przeszczęśliwa poszła do łazienki i kiedy zobaczyła się w lustrze miała nową fryzurę. Jak do tej pory była szczupłą, rudowłosą kobietą o długich, falowanych włosach. Teraz jej fryzura skróciła się o trze czwarte i przeżyła chwilę szoku. Nie wiadomo czy to wynik zażywania tabletek czy tez nie, ale później stwierdziła, że nawet dobrze jej w tych włosach i wyszła z łazienki zadowolona. Później było już tylko gorzej. Wychodziła z domu na parę godzin, najczęściej kiedy nikogo nie było i rozmawiała z ludźmi, zaczepiała obcych, a raz nawet okradła sklep. Dowiedziała się tego z ust policjanta, kiedy to odzyskała świadomość na posterunku policji. Jednak nic nie ukradła i wypuszczono ją z grzywną wysokości pięciuset dolarów za niską szkodliwość czynu. Transy stawały się coraz dłuższe. W ostateczności wstawała i po godzinie wpadała w tras, po którym budziła się dopiero wieczorem. Nic wtedy nie pamiętała. Nie wiedziała co robiła, gdzie była, a wreszcie brak wiedzy o tym jak się zachowywała i co robiła wpłynął na jej życie. Zaczęła się bać. Bała się siebie. Postanowiła odrzucić tabletki i przestać je brać, ale kiedy tylko po czterech dniach bez leku jej stan się diametralnie pogorszył do stanu jeszcze skrajniejszej depresji postanowiła wrócić do tabletek. Zaczęła je znów brać i brała ich coraz więcej. Dotychczas starczała jej jedna, dwie dziennie. Teraz taka dawka nie dawała najmniejszych rezultatów. W końcu cztery tabletki dawały jej życie w amoku. Musiała wreszcie zdać sobie sprawę, że jest uzależniona. Najgorsze było to, że kiedy wpadła w trans nie wiedziała co robi, później tego nie pamiętając. Właśnie dlatego pewnego wieczora wzięła do ręki broń, którą kupiła w poprzednim transie, podeszła do pijanego, śpiącego w tym momencie Alana i wycelowała w niego z broni. Przez chwilę stojąc tak patrzyła na syna tępym wzrokiem i nacisnęła na spust pięć razy. PIĘĆ RAZY kula przeszyła twarz młodego, nic niewinnego chłopca. Według późniejszego raportu koronera: „Twarz miał całą zmasakrowaną, jego oko wypłynęło z gałki ocznej, a nos roztrzaskany na ścianie. Identyfikacja niemożliwa, zmasakrowany w dziewięćdziesięciu procentach. Zidentyfikowany po ubraniu i późniejszych zeznaniach matki”. Sandra na chwile zyskała świadomość, przerażona wydała głuchy okrzyk i dalej pogrążyła się w amoku. Usiadła na krześle i bujając się niczym upośledzone, nieszczęśliwe dziecko czekała na przyjście reszty członków rodziny, tym razem z nożem w ręku. Momentami odzyskiwała świadomość, ale były to tylko sekundy. Czuła się jak opętana. Nie wiedziała co nią kieruje. Siedziała tak przez dwie godziny, kiedy to Damian wrócił z zakupów, na które go posłała dając mu resztkę pieniędzy.
- Jestem, mamo – krzyknął.
Nie można sobie wyobrazić jego uczuć kiedy zobaczył matkę, idącą na niego z nożem w górze i tępym wzrokiem wbitym właśnie w niego.
- Mamo, co ty robisz?! – krzyknął i było to jego ostatnie zdanie w swoim krótkim życiu.
Sandra wbiła nóż w brzuch swojego syna. Damian upadł na ziemie korząc się z bólu. Sandra powoli przyklęknęła nad rannym synem i dźgała go nożem raz po razie. Po trzecim ciosie Damian już nie żył, ale ona wymierzała mu kolejny cios, jeszcze jeden i następny. W końcu chwilowo odzyskała świadomość i wielka łza spłynęła jej z oka, a następnie pogrążyła się w swojej gehennie i zapadła w trans. To, że odzyskiwała świadomość było pewnie zasługą chwilowej przerwy w zażywaniu tabletek, ale czy teraz miało to jakieś znaczenie? „Czternaście ran kłutych nożem kuchennym z średnią siłą dającą natychmiastową śmierć…” – napisał koroner. Cała we krwi siedząc na podłodze czekała, żeby zabić męża. Wrócił on do domu całkiem zadowolony, a nawet bardzo. Dostał awans. Przyniósł czekoladki dla żony i coś dla swoich synów. Kiedy jednak stanął w drzwiach przywitała go żona z nożem w ręku. Miał on lepszy refleks od niej i zdążył złapać ją i unieruchomić w kilka sekund. Odebrał jej nóż i wprowadził do domu, ale gdy zobaczył swojego nieżyjącego syna całego we krwi oniemiał. Rozluźnił uścisk i puścił żonę tak, że mogła się wyrwać i złapać metalowy pręt leżący przy drzwiach, a następnie uderzyła znieruchomiałego męża w brzuch. Derick upadł na ziemię i skręcił się z bólu. Następny cios Sandry był wycelowany w jego głowę, po którym stracił on przytomność. Później uderzała ona na oślep, także jego ciało było całe poobijane i dopiero później pojawiła się krew. Gdyby nie trafiła w tętnicę szyjną i nie wywołała krwotoku jej mąż pewnie by teraz żył. Nagle przestała go uderzać. Upadła na ziemię płacząc. Leżała tak nie mogąc się podnieść, a następnie w wielkim szoku postanowiła usiąść. Podczołgała się do męża:
- Derick… DERICK ODEZWIJ SIĘ! Proszę… - powiedziała cichym, prawie niesłyszalnym głosem.
Mąż się nie odezwał. Był martwy. Przynajmniej tak jej się wydawało. „Derick Muller wykrwawiał się przez dwie godziny zanim skonał” – głosił raport koronera. Następnie Sandra skuliła się w kłębek i w takim stanie spędziła cały dzień, a następnie drugi, aż do stracenia przytomności z głodu i wycieńczenia. „8 lipca 2008 roku znaleźliśmy nieprzytomną, półżywą kobietę o nazwisku Sandra Muller w stanie ciężkim. Siedziała ona pośrodku dwóch ciał – jej męża Dericka Mullera, zatłuczonego tępym narzędziem i Damiana Mullera – jej syna, zadźganego nożem kuchennym. Wszędzie było pełno krwi, a w następnym pokoju leżał jej drugi syn – Alan Muller, zastrzelony z broni palnej.” – napisał policjant Adam Bettrick przydzielony do tej sprawy. Dla policjantów było szokiem znalezisko trzech ciał i kobiety. Nie podejrzewali, że ona mogłaby zabić swoją rodzinę, jednak nic nie wskazywało na udział kogoś obcego. Sandra trafiła do szpitala, gdzie doszła do siebie. Kiedy była gotowa żeby zeznawać policjanci zadali jej mnóstwo pytań w obecności psychologa. Sandra przyznała się bez najmniejszego oporu do dokonania okrutnej zbrodni. Powiedziała także, że robiła to nieświadomie, pod wpływem zażywanych tabletek. Owszem, policja znalazła tabletki. Później nawet szukano akwizytora, zrobiono portret pamięciowy i sąd zdecydował zamknąć Sandrę na dwa lata w szpitalu psychiatrycznym. Okazało się, że tabletki, które brała działały na wzgórze w międzymózgowiu dając uczucie szczęścia, niestety pozbawiając początkowo chwilowej świadomości, a następnie dłuższej przymuszając do skrajnie niepożądanych działań. Przez ten czas chodziła na terapię do doktora Rawskiego i terapia rzeczywiście poskutkowała. Na początku było ciężko. Sandra zamknęła się w sobie i pogrążyła w tak skrajnej depresji, jaką można sobie wyobrazić. Na szczęście doktor Rawski to bardzo dobry specjalista i udało mu się wyprowadzić Sandrę do stanu, w którym mogła normalnie żyć. Była ona już teraz zupełnie inną kobietą. Wcześniej odważna, pełna życia, piękna kobieta stała się byłą narkomanką pełną obaw i tragicznej przeszłości. Wypuszczono ją z ośrodka i dostała ona jednopokojowe mieszkanie, ale także opiekuna, który odwiedzał ją raz, czasem dwa razy w tygodniu. Jej opiekunką była Annie Pole. Annie bardzo się starała, ale niestety Sandra siedziała w swoim domu przy zasłoniętych zasłonach samotnie, oglądając telewizję lub czytając senne romanse w swoim fotelu. Często zapominała nawet jeść. Pogrążona w wielkim smutku zamknęła się w sobie i rzadko kiedy cokolwiek mówiła. Annie nosiła jej jedzenie i potrzebne rzeczy. Czasami nawet próbowała z nią rozmawiać, choć z reguły był to tylko monolog. Sandra potrafiła całe dnie przesiedzieć w swoim fotelu nie robiąc praktycznie nic. Zdarzyło się jej w nim nawet spać. Przez pewien okres wstawała z niego wyłącznie na kilka minut. Wszystko toczyłoby się tym torem gdyby nie pojawił się On. Gdy zapukał do drzwi pociąg, którym jechała Sandra w stronę powolnej śmierci w samotności wykoleił się. Sandra wiedziała, że musi Mu otworzyć i pierwszy raz od wielu miesięcy podbiegła do drzwi z taką chęcią jakby w jej życiu wszystko było idealne.
- Witam, szanowną panią. Czy mogę wejść do pani jakże skromnego, lecz pięknego mieszkania? – zapytał Nieznajomy.
- Ależ oczywiście – odpowiedziała mimowolnie Sandra – zapraszam serdecznie.
Nawet nie wiedziała kiedy te słowa wymknęły się z jej ust. Wpuściła nieznajomego mężczyznę do domu jakby znała go od paru – może parunastu – dobrych lat. Był on ubrany w czarny, elegancki garnitur oraz pożółkły płaszcz. Był to mężczyzna niezwykłej urody – bardzo przystojny i wysoki – jednak w jego oczach było coś dziwnego. Coś bliżej nieokreślonego. Coś, co przy każdym spojrzeniu Sandry kazało jej natychmiast odwrócić wzrok. Biegała ona po mieszkaniu próbując okiełznać bałagan, jednak był on zbyt duży. Sandra postanowiła odsłonić zasłony i szybkim skokiem niczym skowronek złapała za jedną z nich próbując ją odciągnąć, jednak Nieznajomy krzyknął:
- NIE!
- Ależ czemu? – spytała.
- Lepiej jest tak jak teraz… Po prostu – odpowiedział.
- Och nie. Odsłonię… Będzie przytulniej… nalegała Sandra.
- Po prostu SIADAJ!!!
Natychmiast wykonała polecenie i mężczyzna zaczął mówić dalej:
- Nie. Nie chcę herbaty, ani nawet kawy – uprzedził jej pytanie jakby czytał jej w myślach – chcę porozmawiać…
- Oczywiście – wtrąciła się Sandra.
- Nie przerywaj mi, proszę. Nie chcę znów na ciebie krzyczeć moja droga – odpowiedział surowo – mam dla ciebie pewną propozycję.
W tym momencie oczy Sandry samowolnie powędrowały ku Jego oczom, ale natychmiast odwróciła wzrok.
- Mam moc i władzę sprawić, że znów będziesz szczęśliwa. Zapomnisz o wszystkim i zaczniesz od nowa. Wystarczy, że mi coś obiecasz.
- Wszystko! Obiecam Ci cokolwiek tylko chcesz! Przywróć moje szczęście – krzyknęła w podnieceniu.
- Dobrze. Obiecaj mi, że jeśli przyjdę do ciebie za dziesięć lat spełnisz jedno moje życzenie.
- Obiecuję – powiedziała.
- Więc dobrze. Żegnam – powiedział Nieznajomy, a kiedy Sandra obudziła się znad swoich rozmyślań już go nie było. Gdzie moje szczęście? – pomyślała. Zasnęła, a kiedy się obudziła nie znajdowała się już w starym obskurnym mieszkaniu zastępczym, ale w jej domu sprzed pożyczek swojego męża, sprzed tego wszystkiego! Nagle usłyszała głosy. Wyszła więc z sypialni i w kuchni znajdowała się jej cała rodzina śpiesząca się gdzieś jak zwykle. Synowie do szkoły, mąż do pracy. Pamiętała tylko spotkanie i nic więcej. Przywitała się, zrobiła pyszne śniadanie i nie mogła oprzeć się wrażeniu jakby nie widziała ich jakiś rok, a nie tylko jedną noc. Przytuliła każdego z osobna przed wyjściem, a z mężem namiętnie się pożegnała. To było jej szczęście! To był jej raj.

Po dziesięciu latach chłopcy byli już na studiach, Derick zyskał awans, a sama Sandra była przeszczęśliwa. Pewnego wieczoru jednak kiedy była sama gotując kolację swojej rodzinie ktoś zapukał do drzwi. Znów ogarnęło ją dziwne uczucie, że po prostu musi otworzyć drzwi, a kiedy to zrobiła wszystko wróciło. Wszystko znów pamiętała. W jednej chwili jej świat załamał się i rozleciał na kilkaset, może nawet kilka tysięcy małych kawałków.
- Witaj znów. Nie martw się. Pamiętasz umowę… - powiedział.
- Tak. Niestety tak.
- Tym razem załatwimy to szybciej. – odpowiedział wchodząc do środka i wyjął dziwnie wyglądające pudełko, które otworzył:
- Jeśli naciśniesz ten guzik, ktoś zupełnie obcy, nieznajomy tobie czy komukolwiek z twojej rodziny zginie. Może tuż obok, a może gdzieś na drugim końcu świata. To jest moja prośba. Naciśnij guzik. Możesz oczywiście nie naciskać go, ale wtedy… Nie mogę powiedzieć co się stanie.
To była najtrudniejsza decyzja w życiu Sandry. Chciała zachować rodzinę, ale skazywać kogoś na śmierć? Czy to aby na pewno działa? Może to tylko test? Pod wpływem chwili nacisnęła guzik. Nic się nie stało… Przynajmniej tak się jej wydawało. On znów zniknął razem z pudełkiem, a Sandra żyła dalej z myślą, że zabiła niewinnego człowieka, a co gorsza ze świadomością, że przecież zabiła swoją rodzinę. Pamiętała o tym. Tak… Nie mogła zapomnieć. Od tygodnia słyszała w głowie głos mówiący: „Zabij się. Tylko to cię może uratować od wiecznej męki na ziemi. ZABIJ SIĘ!”. Przez pewien czas nie słuchała tego głosu. Jednak jej psychika tego nie wytrzymywała. Przestała spać, prawie przestała jeść czy myśleć o czymś innym. Jednej nocy wymyśliła plan zabicia się. To była najgorsza noc w jej życiu. Strasznie bolała ją głowa i miała już tego wszystkiego dosyć. Głosy wygrały… Kiedy była sama, dna 22 października 2009 roku Sandra powiesiła się w garażu swojego domu. Kiedy wsiała już na linie zrobionej przez nią samą i ukrytej głęboko w szafce dostrzegła, że świat w którym żyła nie był prawdziwy. To wyimaginowany świat stworzony przez Niego! Nie było tu jej dzieci, ani męża. Była po prostu w swoim brudnym, zastępczym mieszkaniu i zobaczyła to dopiero gdy wisiała na stryczku u schyłku swojej śmierci. Przecież przez dziesięć lat nie wyszła z domu! Przez dziesięć lat mąż robił zakupy, przywoził dzieci ze szkoły, ona nawet nie miała zamiaru wychodzić. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że spędziła dziesięć lat szczęścia w swojej głowie. A tak naprawdę była to iluzja.
- Tak. Iluzja, moja droga – pojawił się nagle On i przemawiał do Sandry podczas jej walki z węzłem – dałem ci dziesięć lat szczęścia, a w zamian teraz wezmę twoją duszę!
Sandra wyzionęła ducha, a demon – czy czymkolwiek był On – otworzył to samo pudełko, z którym wcześniej przyszedł do Sandry i do niego wleciała jej dusza.
- Zawsze wiedziałem, że będziesz moja, kochanie. Zawsze… - i zniknął.
Temat tekstu jest niezły, a on sam wyglada na pisany pośpiesznie- (dla mnie) sprawia wrażenie niedopracowanego. Często używasz zwrotów zaczerpnietych z mowy potocznej, być może chcąc w ten sposób nadać treści jakiś charakter. Jeśli tak, zabieg ten uważam za zbędny, burzy on bowiem spójność tekstu, sprawia, że coś się z czymś gryzie. Tworzysz jedno zdanie, do niego dopasowując kolejne. Kiedy jednak jedno jest "kalekie" reszta też wypada blado. Wprowadzajac zmiany w kluczowym zdaniu, łatwiej bedzie wprowadzic zmiany w kolejnych.

A teraz to co rzuciło mi się w oczy:

Cytat:kobieta winna za zabójstwo całej swojej rodziny
ała,to mnie akurat ugryzło Smile
kobieta winna zabójstwa
w takiej formie mogłobybyć skazana za zabójstwo całej swojej rodziny, nie do końca też całej...

Cytat: Kiedy była młoda była szczęśliwą dziewczyną, poznała swojego męża Dericka na studiach, po których wzięli ślub.
to zdanie jakoś się gryzie, przynajmniej ja tak uważam

Cytat:Kiedy była młoda była szczęśliwą dziewczyną
czy "była" potrzebe jest aż 2 razy i to tak blisko siebie?

Cytat:poznała swojego męża Derica na studiach,
może by tak to przeredagować? albo zmienić szyk w zdaniu?
słowo swój jest niepotrzebne, nie poznała przecież czyjegoś męża i nie wzięła z nim ślubu ;p

Cytat:po których wzieli ślub.
zrezygnowałabym z frazy"po których" wydaje mi się zbędna

Cytat:Wszystko było fantastycznie do tamtego dnia, kiedy jej mąż wrócił z pracy wściekły. Był on maklerem giełdowym.
powtórzenie "było" po raz drugi

Cytat: Po woli wierzyciele zaczęli się o swoje pieniadze, a komornicy konfiskować ich dorobek życia

chochlik: powoli
ich wymazałabym lub umieściła po słowie dorobek

Cytat:Nagle z dnia na dzień znaleźli się w dwupokojowym, zastępczym mieszkaniu z cieknącym kranem i rozwalającymi się meblami.
może przecinek po nagle? lub w ogóle bez tego słowa?
fraza "z dnia na dzień" sama też daje wyobrażenie szybkości nastepujących zmian

Cytat:Sandra i Derick doznali wtedy szoku. Lecz nie oni ucierpieli na tym najbardziej ale ich synowie.
dałabym sobie spokój z wtedy, a drugie zdanie zmieniła

Cytat:Rozboje, kradzieże, narkotyki i alkohol. To była tutejsza codzienność.
nie lepiej brzmi : "Rozboje, kradzieże, narkotyki, alkohol. Tutejsza codzienność"?

Cytat:a chłopcy zaczęli chodzić do podrzędnej szkoły, która nie dorastała do pięt poprzedniej.
może: która nie dorstała poprzedniej do pięt?
tak na marginesie nie podoba mi się całe zdanie

Cytat:Alan, który miał już osiemnaście lat zaczął pić. Wracał do domu pijany każdego prawie dnia.
hmm, osiemnaście lat to nie jest wcale dużo, już jest zbędne
drugie zdanie nie podoba mi się prawie

Cytat:-To twoja wina! Ty zainwestowałeś jakieś cholerne gówno, nie pytając nas o zdanie, nie pytając nikogo! Sam podjąłeś decyzję i to twoja wina, że jesteśmy na bruku!!! - wykrzykiwała Sandra Derickowi.
czegoś brakuje po zainwestowałeś? czy mi się tylko tak wydaje?
bez zmiany zdanie lekko bezsensowne
zamiast wyrzykiwać poleciłabym słowo wygarniać lub została przy wersji wykrzykiwała Sandra

Cytat:powinnaś iść do pracy, a nie ciągle siedzisz załamana.
chochlik: zdnanie zaczynamy wielka literą

Cytat:Trzeba żyć dalej, a nie wytykać błędy tylko mi.
coś tu zgrzyta

Cytat:Gdybyś tylko chciała podnieść tyłek i pójść do pracy…
zwykle mówi się ruszyć tyłek...

Cytat:Wtedy to jego wściekłość powiększyła się o trzy razy.
warto sie tak rozdrabniać i robić skalę pojęć? od 1do 10? 100? czy procentowo? o 3 razy... wsciekłość 300 %?
może wystarszy samo wściekł się? naprawdę wsciekł?

Cytat:To on zajmował się faktycznie domem.
czy "faktycznie" jest konieczne?

Część tekstu po morderstwie jest dużo lepsza. Wymieniłam tylko kilka "rzeczy", które zwróciły moja uwagę. Pozwolisz, ze na tym skończę tę wyliczankę?

Jeśli dopracujesz tekst będzie naprawde niezły. Mam nadzieję, że znajdziesz na to czas ;p

Konto usunięte

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Sandra Muller - tak nazywała się kobieta winna za zabójstwo całej swojej rodziny.

"winna zabójstwa" ?

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Kiedy była młoda była szczęśliwą dziewczyną, poznała swojego męża Dericka na studiach

"Na studiach, jako młoda, szczęśliwa dziewczyna ... " ?

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Wszystko było fantastycznie do tamtego dnia, kiedy jej mąż wrócił z pracy wściekły.
Nie pasuje mi... jak już, to "fantastyczne". Ale i tak nie bardzo mi to leży ;]

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Był on maklerem giełdowym. Po jakimś czasie okazało się, że wsadził bardzo grube pieniądze w interes, który miał im przynieść górę złota, a okazał się wielkim dnem.

Chyba lepiej brzmiałoby "dużą ilość pieniędzy"...

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Wszystko zaczęło się psuć. Po woli wierzyciele zaczęli domagać się o swoje pieniądze

domagać się swojego udziału/swojej części zysku, "pieniędzy" się gryzie...

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Zaczęło się od drobnych rzeczy.

zaczęli/ zaczęło. Zastąp to czymś Tongue

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Lecz nie oni ucierpieli na tym najbardziej ale ich synowie.

"Lecz" bym wyrzuciła. Przed "ale", przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Sandra trzymała się przez pierwsze parę tygodni chociaż nie było jej lekko.

Przed "chociaż", mimo, że nie jestem pewna, postawiłabym przecinek.
(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Derick zatrudnił się jako kelner w pobliskim barze, a chłopcy zaczęli chodzić do podrzędnej szkoły, która nie dorastała do pięt poprzedniej. Alan, który miał już osiemnaście lat zaczął pić.

zaczęli/ zaczął - powtórzenie, zmień.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Wracał do domu pijany każdego prawie dnia.

"prawie każdego" - napisałabym w ten sposób.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Jedynym dobrze trzymającym się członkiem rodziny był szesnastoletni Damian, który niewiadomo dlaczego – mimo, że był najmłodszy – najlepiej to wszystko znosił.

Nie [spacja] wiadomo.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]ale także za ścianą u różnych sąsiadów – doprowadził do zgody.

Nie lepiej "wszystkich", zamiast różnych?

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]wykrzykiwała Sandra Derickowi.

Może lepiej "mężowi" ?

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]- Tak, jasne. Właśnie widzę jak się starasz… Poza tym i tak nie wiem o co się teraz mamy starać?! Mieszkamy w ruderze, żyjemy jak psy i jemy jak psy!

Po "nie wiem", raczej przecinek. Z szyku zdania wnioskuję, że to nie było pytanie, znak zapytania jest więc zbędny. I lepiej brzmiałoby "i jemu jak one".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Trzeba żyć dalej, a nie wytykać błędy tylko mi.

Albo "wytykać błędy innym", albo "a nie wytykać mi błędy"

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]W tym momencie cierpliwość Sandry się skończyła. Uderzyła Dericka otwartą dłonią w twarz, a po chwili jego policzek zrobił się czerwony. Wtedy to jego wściekłość powiększyła się o trzy razy.

Chyba lepiej by było, gdybyś napisał "wtedy jego wściekłość". Ah. I "powiększyła się trzy razy". Można powiększyć o trzy [np. oczka].

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Damian chcąc ochronić matkę stanął w jej obronie. Przyjął cios za matkę, a Derick stanął jak wryty patrząc na nich wielkimi oczami z przerażeniem.

"Przyjął cios za nią" - powtarzasz matkę. Skończ zdanie, i od nowego - "Derick (...)". Po "wryty", przecinek i może lepiej "wielkimi z przerażenia oczyma"...

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Nie wiedział co zrobić. Uderzył własne dziecko, a co gorsza chciał pobić żonę!

po "co gorsza", przecinek ;]

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Coś, co kiedyś dla niego było niegodną rozumienia patologią stało się codziennością.

po "patologią", przecinek ;]

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]plecami, ale nie miał odwagi.

Zawsze piszesz "ale", może zamień to na "jednak" ? - "nie miał jednak odwagi"

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]wpatrzona w okno nie robiąc nic.

Po "okno", przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]chociaż Alan nie wracał już do domu na noce, a dom był dla niego wyłącznie hotelem, gdzie mógł coś zjeść, odpocząć i się przespać jeśli w ogóle wrócił do domu.

Zauważyłeś, że trzy razy zostało użyte słowo "dom"? Zmień Tongue chociażby na "chałupa". I tak będzie lepiej brzmieć Tongue

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Chociaż Damian był na skraju swoich możliwości starał się nadal i pewnie gdyby wiedział co się zaraz stanie załamałby się tak jak reszta jego rodziny, albo poddał się alkoholowi, narkotykom czy innym nałogom.

Po "możliwości", przecinek. Po "nadal" i "załamałby się", przynajmniej tak mi się wydaje, również. Wystarczy "poddał alkoholowi" - kolejne "się" zgrzyta ;]

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Z resztą nie tylko dla niego.

Zresztą ;]

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]on zajmował się faktycznie domem.

"Faktycznie" jest zbędne ;]

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Tabletki, które dostała od akwizytora, który odwiedził ją pewnego razu, kiedy została sama w domu. Wzięła na próbę jedno opakowanie i zaczęła zażywać.

Pierwsze zdanie nie ma sensu Tongue

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]a jeżeli odniesie pozytywny skutek na jej samopoczuciu, gdyż jest eksperymentalny, dostanie ona za to pieniądze.

Nie pasuje mi. "a jeżeli nastąpi poprawa, lek bowiem nadal był w fazie eksperymentalnej, dostanie pieniądze za samo ich zażywanie." Czy coś w ten deseń...

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]i po zażyciu kilku tabletek widoczna była poprawa.

"nastąpiła poprawa" ?

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]ciągle zagłębiającym się alkoholizmem Alana wszystko było w porządku.

"pogłębiającym" ;]

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Po miesiącu wrócił Derick z niezbyt pięknym kwiatem w ręku i skruszoną miną męczennika. Nie wiadomo co robił przez ten miesiąc

"Miesiąc" ! - kolejne powtórzenie. "co robił przez ten czas", może?

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Może prawie każda kobieta zachowała by się w inny, wręcz diametralnie inny sposób niż Sandra.

Powtórzenie słowa "inny" trochę mi się rzuca w oczy.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]ale przez chwilę zaskoczony Derick nie wiedział o leku i poczuł się ogromnie szczęśliwy.

"Derick, nie wiedzący o leku, poczuł się" - tak brzmi lepiej.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]które przynosił akwizytor co miesiąc wręczając jej coraz większe sumy za zażywanie leku.

Po "miesiąc", przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]filmu, ani połowy kolacji po kinie była wtedy przeszczęśliwa.

po "kolacji", przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Wszystko na swój sposób zaczęło się układać. Jednak wszystko byłoby dobrze gdyby nie transy w jakie wpadała Sandra, w których albo stawała w oknie i w nie patrzyła, albo zachowywała się wręcz irracjonalnie.

"Wszystko" - powtórzenie. Sugerowałabym, żeby wyrzucić całe pierwsze zdanie i słowo "jednak" ;]
Myślę też, że stanie w oknie już jest nieco irracjonalne. Wiem z autopsji ;]

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Chociaż żyli coraz lepiej i dogadywała się z mężem nie powiedziała o tabletkach, które zażywa, a Derick nie zauważył, że dzieje się z nią coś niepokojącego.

Po "mężem", przecinek. I chyba lepiej "nie powiedziała mu"

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]świadomość przeszczęśliwa poszła do łazienki i kiedy zobaczyła się w lustrze miała nową fryzurę.

po "świadomość", przecinek. Po "łazienki" zakończyłabym zdanie i zlikwidowała "i"

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]o trze czwarte i przeżyła chwilę szoku.

"o trzy czwarte".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Nie wiadomo czy to wynik zażywania tabletek czy tez nie

Przecinek przed "czy".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Dowiedziała się tego z ust policjanta, kiedy to odzyskała świadomość na posterunku policji.

"dowiedziała się o tym, kiedy (...)"

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Jednak nic nie ukradła i wypuszczono ją z grzywną wysokości pięciuset dolarów za niską szkodliwość czynu.

Jak nic nie ukradła, to dlaczego niby "okradła na sklep"? Hmm, może w takim razie powinno być "napadła" ?

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]a wreszcie brak wiedzy o tym jak się zachowywała i co robiła wpłynął na jej życie.

po "wiedzy". przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Zaczęła się bać. Bała się siebie. Postanowiła odrzucić tabletki i przestać je brać, ale kiedy tylko po czterech dniach bez leku jej stan się diametralnie pogorszył do stanu jeszcze skrajniejszej depresji postanowiła wrócić do tabletek.

"bać"/"bała". Zmień. "odrzucić tabletki" i "przestać brać", to to samo, więc... I chyba lepiej brzmi "diametralnie się pogorszył". I nie "skrajniejszej", lepiej "głębszej".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Zaczęła je znów brać i brała ich coraz więcej.

"brać"/"brała".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Teraz taka dawka nie dawała najmniejszych rezultatów. W końcu cztery tabletki dawały jej życie w amoku.

"dawka nie dawała" ? - "dawka nie przynosiła"

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Najgorsze było to, że kiedy wpadła w trans nie wiedziała co robi, później tego nie pamiętając.

Jak na razie tylko taki skutek widać, więc skąd czytelnik ma wiedzieć, że są inne, mniej ważne?

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Właśnie dlatego pewnego wieczora wzięła do ręki broń, którą kupiła w poprzednim transie

Zastąp ten "trans", bo się w końcu zirytuję.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Przez chwilę stojąc tak patrzyła na syna tępym wzrokiem i nacisnęła na spust pięć razy.

Po "chwilę" i "tak", przecinki.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]PIĘĆ RAZY kula przeszyła twarz młodego, nic niewinnego chłopca.

Lepiej wytnij "nic".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]„Twarz miał całą zmasakrowaną, jego oko wypłynęło z gałki ocznej, a nos roztrzaskany na ścianie. Identyfikacja niemożliwa, zmasakrowany w dziewięćdziesięciu procentach. Zidentyfikowany po ubraniu i późniejszych zeznaniach matki”.

Bez sensu nieco... - "oko z gałki ocznej", " nos roztrzaskany na ścianie" [ nie wiem jakim cudem], powtórzenia "identyfikacji"...

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Nie wiedziała co nią kieruje.

Przecinek przed "co".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]- Mamo, co ty robisz?! – krzyknął i było to jego ostatnie zdanie w swoim krótkim życiu.

W "jego"

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Sandra wbiła nóż w brzuch swojego syna. Damian upadł na ziemie korząc się z bólu. Sandra powoli przyklęknęła nad rannym synem i dźgała go nożem raz po razie.

Sandra, Sandra, Sandra, może w końcu "kobieta" ?

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]„Czternaście ran kłutych nożem kuchennym z średnią siłą dającą natychmiastową śmierć…”

Przed i po "z średnią siłą", przecinki. I chyba "dających".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Wszędzie było pełno krwi, a w następnym pokoju leżał jej drugi syn – Alan Muller, zastrzelony z broni palnej.”

Po "krwi", lepiej byłoby zakończyć zdanie.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]napisał policjant Adam Bettrick przydzielony do tej sprawy. Dla policjantów było szokiem znalezisko trzech ciał i kobiety.

"policjant"/"policjantów" - powtórzenie. I "znalezisko" mi nie spasuje.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Kiedy była gotowa żeby zeznawać policjanci zadali jej mnóstwo pytań w obecności psychologa.

Przed i po "żeby zeznawać" - przecinki.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]a następnie dłuższej przymuszając do skrajnie niepożądanych działań.

Przecinek po "dłuższej"

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]terapię do doktora Rawskiego i terapia rzeczywiście poskutkowała.

Powtórzenie, egh... użyj, na przykład, "leczenie".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]w tak skrajnej depresji, jaką można sobie wyobrazić.

Przepraszam, ale skrajnej depresji NIE MOŻNA sobie wyobrazić.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]pełna życia, piękna kobieta stała się byłą narkomanką pełną obaw i tragicznej przeszłości.

Po "kobieta" - przecinek. "Byłą narkomanką"? Narkomani to jak harcerze, na zawsze nimi pozostają, chociażby skończyli z tym, co robili.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Opiekuna (...) razy w tygodniu. Jej opiekunką była Annie Pole.

Powtórzenie! Egh. "Osobą, której zadaniem było pilnowanie kobiety, została Annie Pole", na przykład.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]zasłonach samotnie, oglądając telewizję lub czytając senne romanse w swoim fotelu.

Po "zasłonach", przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Pogrążona w wielkim smutku zamknęła się w sobie i rzadko kiedy cokolwiek mówiła.

Wiemy, że się zamknęła Tongue Już o tym mówiłeś, nie musisz cały czas przypominać Tongue

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Gdy zapukał do drzwi pociąg, którym jechała Sandra w stronę powolnej śmierci w samotności wykoleił się.

Po "drzwi", również przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]mężczyznę do domu jakby znała go od paru – może parunastu – dobrych lat.

Przed "jakby" przecinek. Zamiast myślników, również użyłabym przecinków.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]przy każdym spojrzeniu Sandry kazało jej natychmiast odwrócić wzrok.

"Nakazywało".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Biegała ona po mieszkaniu próbując okiełznać bałagan, jednak był on zbyt duży.

Bez "ona" i po "mieszkaniu" - przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Odsłonię… Będzie przytulniej… nalegała Sandra.

Myślnik przed "nalegała".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]- Dobrze. Obiecaj mi, że jeśli przyjdę do ciebie za dziesięć lat spełnisz jedno moje życzenie.

Po "lat", przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]rozmyślań już go nie było. Gdzie moje szczęście? – pomyślała.

Po "rozmyślań", przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Zasnęła, a kiedy się obudziła nie znajdowała się już w starym obskurnym mieszkaniu zastępczym, ale w jej domu sprzed pożyczek swojego męża, sprzed tego wszystkiego!

Po "obudziła", przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]Wyszła więc z sypialni i w kuchni znajdowała się jej cała rodzina śpiesząca się gdzieś jak zwykle.

Zrobiłabym z tego dwa zdania. Pierwsze kończyło by się na "sypialni".

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]wrażeniu jakby nie widziała ich jakiś rok, a nie tylko jedną noc.

"Wrażeniu" i przecinek, proszę Tongue

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]wieczoru jednak kiedy była sama gotując kolację swojej rodzinie ktoś zapukał do drzwi.

Po "jednak", przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]On znów zniknął razem z pudełkiem, a Sandra żyła dalej z myślą, że zabiła niewinnego człowieka, a co gorsza ze świadomością, że przecież zabiła swoją rodzinę.

Po "zniknął", przecinek.

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]przestała jeść czy myśleć o czymś innym.

Przed "czy", przecinek...

(28-07-2010, 21:47)Nick_evergreen napisał(a): [ -> ]dna 22 października 2009 roku Sandra powiesiła się w garażu swojego domu.

Dnia.



Ufff. Wiesz, że spędziłam na tym jakieś 2 godziny? Heh. Jak widzisz dużo błędów. Te mniej szkodliwe, już pod koniec, nie mając siły, omijałam.

Powiem Ci, że temat dobry, ale... Nie bardzo mi się podobało. Może przez ilość błędów Tongue
Pracuj dalej, wyobraźnia to połowa sukcesu ;]

Pozdrawiam, Duś