Via Appia - Forum

Pełna wersja: Dzieje Magów
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Moja "powieść" zainspirowana dziełami Trudi Canavan. Sens w sumie jest bardzo podobny do tego, jaki znajdziemy w książkach tej wspaniałej autorki, ale starałam się, żeby wydarzenia, miejsca, postacie i ogólny rozwój wydarzeń były inne, stworzone tylko przeze mnie. Narazie jest tylko prolog i pierwszy rozdział, bo piszę to coś od niedawna, więc nie krzyczeć jeśli długo nie będę aktualizować.



PROLOG


Niebo powoli rozjaśniały promienie wschodzącego słońca. Z mroku wyłaniała się przepiękna, zielona dolina z niewielkimi polanami, które były zabarwione przez różnokolorowe kwiaty. Wśród drzew i krzewów można było dostrzec zwierzęta skubiące trawy i liście. Nieco dalej przepiękną dolinę przecinał strumień z krystalicznie czystą wodą.

Był sam środek upalnego lata. Mimo bardzo wczesnej pory ludziom i zwierzętom doskwierał niewyobrażalny upał. Starzy mówili, że to jedno z najgorętszych lat, jakie pamiętają. Powietrze było tak nagrzane, że powodowało trudności w oddychaniu. Zmniejszał się również poziom wód w rzekach i jeziorach. Powoli, dzień za dniem, zaczynało brakować żywności. Kupieckie karawany miały kłopoty z dotarciem do bardziej oddalonych miasteczek i wiosek.

W samym środku Ilturinu, stolicy krainy Karadon, pogoda była równie dokuczliwa. Szczególnie dla tych, którzy zmuszeni byli mieszkać w biednych, zatłoczonych dzielnicach. Ilość tłoczących się na ulicach miasta tylko potęgowała odczuwalny skwar. Niedostatek pieniędzy sprawiał, że uboga ludność głodowała i nie mogła pozwolić sobie na zużywanie dużych ilości wody. Większość zasobów przeznaczona była dla mieszkańców bogatej części miasta, dla tych poza dawnymi murami i tych, którzy szkolili się w ogromnej szkole. Tamta ludność uważała się za kogoś ważniejszego od zwykłych ludzi. Byli to bogacze, którzy mogli pozwolić sobie na ogromne wydatki. Poza murami znajdował się również pałac, należący do króla i jego najbliższej rodziny.

Nastoletni chłopiec przemierzał dobrze znane uliczki miasta, całe zawalone śmieciami i innymi nieczystościami. Mieszkał w tych okolicach przez całe swoje krótkie życie. Doskonale wiedział, którędy wiedzie najkrótsza droga do placu, na którym mieli zebrać się mieszkańcy miasta. Był to coroczny rytuał, podczas którego, według opowieści innych, działy się fascynujące rzeczy. Jeszcze nigdy nie udało mu się tam dostać, jego rodzina zawsze wymyśliła coś, żeby trzymać go z daleka od tego miejsca. Kiedy pytał, dlaczego nie może pójść tam razem z innymi wyjaśniali, że jest to bardzo niebezpieczne. Był strasznie podekscytowany tym, co może się wydarzyć.

Kiedy dotarł na miejsce ujrzał tłumy ludzi pchające się w kierunku bram dzielnicy. Mimo, że napierali z całych sił i rzucali butelkami nie byli w stanie przedrzeć się przez barierę. Kiedy udało mu się przepchnąć przez kilka rzędów ludzi, dostrzegł kilku magów, patrzących na tłumy z niechęcią i odrazą. To właśnie oni podtrzymywali barierę, które oddzielała ich od rozszalałego tłumu. Wielu z nich próbowało się przedrzeć, lecz bariera odrzucała każdego z nich daleko od murów. Nawet najsilniejsi nie byli w stanie jej pokonać. Jeden z mężczyzn, przed którego się wepchnął uderzył go w plecy. Chłopiec wylądował w błotnistej kałuży. Jego ubranie natychmiast nasiąknęło brudną wodą. Teraz nie różnił się niczym od całej rozwrzeszczanej hałastry. Z trudem podniósł się z ziemi i dalej przepychał się jak najbliżej bramy. Musiał to w końcu zobaczyć. Po raz pierwszy umknął swojemu wujowi i nie chciał stracić takiej okazji. Przecież mogła się już więcej nie trafić.

W końcu przepchnął się na sam przód. Był niewielkiego wzrostu, więc ułatwiało mu to przedzieranie się między ludźmi. Teraz stał twarzą w twarz z magami, których nienawidzili wszyscy ludzie spoza muru. Słyszał wiele opowieści o tym, jak źle byli traktowani przez nich biedni ludzie. Magowie nigdy nie udzielali im pomocy, nikt nie miał na tyle pieniędzy, żeby skorzystać z usług nawet najmarniejszego uzdrowiciela. To właśnie przez takich jak oni zginęła jego matka, nikt nie potrafił jej udzielić pomocy, a Mag – uzdrowiciel stwierdził, że póki mu nie zapłacą, nic dla niej nie zrobi. W końcu po kilkunastu dniach męczarni jego matka zmarła, a ojciec zniknął, zostawiając go samego. Miał szczęście, że przygarnął go wuj, który samotnie wychowywał już trójkę swoich dzieci. Jego ciotka zmarła tuż po urodzeniu ostatniego dziecka. Był najstarsi z całej czwórki, dlatego pomagał wujowi w prowadzeniu sklepiku. Sprzedawali tanie materiały na ubrania i mieli sporo klientów, ale ten interes nie przynosił im wiele majątku. Ceny musiały być niewielkie, żeby ich towar w ogóle ktoś kupował. Mieszkali w niewielkiej chatce nad rzeką, miała zaledwie dwie izby sypialne i jedną kuchenną. Było to niewiele, ale i tak więcej, niż posiadali niektórzy.

Otrząsnął się z zamyślenia w chwili, kiedy poczuł kłujący ból w boku. Ktoś stojący za nim wymachiwał w kierunku Magów nożem i musiał trafić akurat w niego. Odwrócił się, spojrzał na tłum i zatoczył do tylu, w stronę bariery. Przygotował się na to, że zostanie odepchnięty i poczuje jeszcze większy ból niż dotychczas. Zamiast tego zalała go fala gorąca i po chwili uderzył plecami w kamienne bloki placu. Przerażony spoglądał na to, co się dzieje wokół. Dopiero po chwili zorientował się, że znajduje się po drugiej stronie bariery, z dala od niebezpiecznego tłumu.

Rana w boku strasznie bolała, nie był w stanie się poruszać. Dzięki temu przynamniej trochę łagodził ból. Kiedy trwał w bezruchu znikał przeszywający każdy centymetr ciała prąd, który przenikał jego ciało. Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że ktoś podnosi go z ziemi. Krzyknął, a jego umysł zalała fala ciemności.

Sem

Więc tak... Przeczytałam ^^ Ciekawie się zaczyna i będę na bieżąco śledzić ten wątek Smile
Jest kilka powtórzeń, jednak nie będę ich wypisywać dokładnie, bo zwyczajnie nie chce mi się tego robić (wybacz Big Grin)
Wolę skupić się na tekście, a ten ani mnie nie urzekł ani nie wywołał odczuć negatywnych, ale to przecież tylko prolog. Czegóż szczególnego można się po nim spodziewać Smile
W sumie na rozwój akcji troszkę poczekasz, bo nie lubię zbyt szybkiego rozwoju i potrafię ciągnąć jeden dzień przez 5-6 rozdziałów jak mnie najdzie ochota. Więc rozdział pierwszy też za dużo nie wnosi.




ROZDZIAŁ 1

Pewien uczony Mag wypowiedział kiedyś bardzo mądre słowa: rodzimy się, razem z naszym przeznaczeniem, które ujawnić się może w każdej chwili naszego krótkiego życia. Zostały one zapisane już setki lat temu. Nikt nie jest jednak w stanie stwierdzić, czy rzeczywiście na takich zasadach funkcjonuje świat.


* * *

Czerń powoli zaczęła się rozjaśniać, pojawiło się więcej barw. Ostatnie, co pamiętał, to niewyobrażalny ból i czyjś dotyk. Jakieś delikatne dłonie podnoszące go z nagrzanych kamieni. Uchylił powieki, ale natychmiast musiał je zamknąć. Pomieszczenie, w którym się znajdował było przeraźliwie białe. Nie był w stanie patrzeć na jasne ściany.
Usłyszał nad sobą jakieś głosy, ale wolał się nie odzywać. Nie wiedział nawet, gdzie się znajduje. Może to ktoś, kto chce go skrzywdzić jeszcze bardziej niż tamten mężczyzna na placu? Po chwili stwierdził, że ból w boku zmalał, do tej pory nie zwrócił na to uwagi. Nie zniknął całkowicie, ale nie był już tak silny jak wcześniej. Odprężył się i zaczął wsłuchiwać w otoczenie. Nie poznawał tych odgłosów, nie były takie jak w mieście i nad rzeką, w jego domu. Był ciekawy, co się tak naprawdę wydarzyło. Martwił się również o wuja. Nie wiedział przecież, gdzie poszedł, więc może się denerwować. Nie miał również pewności, przez ile czasu był nieprzytomny i ile jeszcze będzie musiał pozostać tutaj gdzie jest.
Usłyszał cichy szmer i poczuł, że ktoś się nad nim pochyla, badając jego puls. Bał się poruszyć, udawał, że nadal jest nieprzytomny. Jego ciekawość była ogromna, jednak strach brał w tym momencie górę, a zdrowy rozsądek podpowiadał, że lepiej nie reagować na dotyk obcego człowieka. Starał się oddychać jak najspokojniej, żeby nie zdradzić, że jest przytomny. Usłyszał kroki i dźwięk zamykanych drzwi, a po chwili usłyszał przytłumioną rozmowę. Najwyraźniej odbywała się w innym pomieszczeniu, sąsiadującym z tym, w którym się znajduje.

-Jak myślisz mistrzu, kiedy chłopak się obudzi? – Głos, którym zadano pytanie był zdecydowanie damski, pełen ciepła i troski.

-Powinien odzyskać przytomność już niedługo. To nie była bardzo groźna rana, ale to taki młody chłopiec. Na pewno będzie w szoku, kiedy się obudzi.

-Co z nim zrobią? Odeślą go z powrotem do miasta?

-Nie mam pojęcia. Według mnie powinniśmy się nim zainteresować, ale nie wiem, co powiedzą na ten temat inni. Muszę iść na spotkanie, zajmij się nim pod moją nieobecność.

-Dobrze mistrzu, zawiadomię cię, jeśli odzyska przytomność.

Ciche kroki powoli zbliżały się ku drzwiom do jego sali. Uchyliły się cichutko i do pomieszczenia ktoś wszedł. Z rozmowy, którą usłyszał podejrzewał, że to owa kobieta o przyjaznym głosie. Próbował ponownie otworzyć oczy, ale ponownie oślepiło go jasne światło. Jęknął cicho, strasznie zaschły mu usta. Od dawna nie pił, w domu wuja musieli oszczędzać wodę. Ta z rzeki do niczego się nie nadawała, była strasznie zanieczyszczona.
Poczuł, że ktoś przykłada mu szkło do warg i delikatnie je przechyla. Woda, którą dostał była przyjemnie chłodna i smakowała wspaniale.

-Coś cię boli? Dokucza ci bok?

-Oczy… światło…

-Poczekaj chwilkę, zaraz się tym zajmę.

Usłyszał jak odchodzi od łóżka, na którym leżał i po chwili w pokoju zrobiło się nieco ciemniej. Wróciła do niego i poprawiła mu poduszkę oraz koc, którym był okryty.

-Spróbuj teraz otworzyć oczy. Nie jest już tak jasno, więc nie powinno boleć. Musisz być głodny. Byłeś nieprzytomny bardzo długo, zaraz coś ci przyniosę.

Wyszła z pokoju, a on ponownie spróbował uchylić powieki. Światło nie było już tak ostre, ale nadal powodowało niewielki ból oczu, aż zaczęły łzawić. Próbował je otrzeć rękoma, ale te nie chciały go słuchać. Całe jego ciało było ociężałe, a każda próba poruszenia się przynosiła ból. Nie był tak mocny jak po zranieniu, ale równie dotkliwy i nieprzyjemny. Wydawało mu się, że po jego ciele biegają mrówki i każda, co chwile go gryzie. Uczucie to nie należało do przyjemnych.

Kiedy kobieta wróciła do pokoju niosąc talerz udało mu się zmusić ręce do poruszania się. Pół siedział, opierając się o poduszkę i rozglądał się po sali. Nieznajoma była niezwykle piękna. Miała długie do pasa, czarne włosy i tego samego koloru oczy, które przyjaźnie błyszczały. Szata w zielonym kolorze wskazywała na to, że musiała być jednym z Magów. Nie był w stanie stwierdzić, ile ma lat, ale na pewno nie była stara. Uśmiechała się ukazując dwa rządki równych, białych zębów. Postawiła naczynie na stoliczku i przyniosła drugą poduszkę, żeby mógł wygodniej usiąść. Pomogła mu wygodniej się usadowić i przeniosła tacę z jedzeniem ze stolika na jego kolana. Nieufnie zerknął na talerz, ale jego zawartość wygadała normalnie. Znajomi zawsze ostrzegali go, żeby nigdy nie brał nic od Magów, bo może być zatrute, ale jego żołądek był silniejszy od umysłu. Natychmiast pochylił się nad talerzem i zaczął pałaszować. Zupa smakowała znakomicie, tak jak ta, którą dawniej robiła dla niego matka. Kiedy zawartość talerza zniknęła kobieta siadła na brzegu łóżka i zabrała jedną z poduszek, pomagając mu się wygodniej ułożyć.

-Powiesz mi jak masz na imię? To trochę denerwujące, że nie wiem, jak powinnam się do ciebie zwracać, a będziemy spędzać razem sporo czasu w najbliższej przyszłości. Jeszcze trochę tutaj poleżysz, jesteś bardzo osłabiony.

Chłopiec zerknął na nią spod przymkniętych powiek. Nie wiedział, czy podanie Magowi imienia jest bezpieczne. Niektórzy w mieście mówili, że Mag znając czyjeś imię może go przekląć, a nawet zabić za pomocą czarów. Na razie nie potrafił zaufać tej kobiecie do tego stopnia, za bardzo obawiał się o życie swoje i całej rodziny, jaka mu pozostała.

-Nie musisz się obawiać, wiem, co mówią o nas ludzie spoza murów. To wszystko nie jest prawdą. Nigdy nie zrobiliśmy krzywdy normalnym ludziom. – Wyciągnęła ku niemu rękę i odgarnęła mu włosy opadające na czoło. – Chcemy tylko, żebyś powrócił do zdrowia.
Nie odpowiedział, nadal leżał z przymkniętymi powiekami, mając nadzieję, że uda mu się zasnąć i chociaż na chwilę pozostawią go w spokoju.



* * *


Kobieta zamyślonym wzrokiem spoglądała na swojego młodego podopiecznego. Do tej pory miała styczność jedynie z bogaczami, którzy dorastali w obecności Magów i nie mieli żadnych oporów podczas rozmów z nimi. Czasami byli nawet bardzo niemili, to zależało od tego jak bardzo byli rozpieszczani przez swoich rodziców. Tamtym dzieciakom nie brakowało niczego, dostawali wszystko, czego pragną. Tacy jak ten chłopiec nie mieli niczego prócz rodziny, rzadko posiadali jakikolwiek majątek. Większość z nich musiała mieszkać w spelunach, nie było ich stać nawet na wynajęcie pokoju w marnej tawernie. Nie miała pojęcia, jak dotrzeć do kogoś, kto przez całe życie bał się trafić w ręce Magów, a teraz jest pomiędzy nimi. Postanowiła, że poinformuje o wszystkim swojego Mistrza. On będzie wiedział, co powinna teraz zrobić.

~Mistrzu, chłopak się obudził. Co powinnam zrobić? Strasznie się nas boi, nie chce nawet powiedzieć, jak ma na imię.

~Na razie nie rób nic, po prostu przy nim posiedź. To normalne, że nie chce nic mówić, na pewno opowiadano mu o nas straszne historie.

~Jak rozkażesz mistrzu. Przypilnuję go do twojego powrotu.

~Powinienem wrócić najpóźniej za godzinę. Cały czas naradzają się, co począć z tym chłopcem. Jego przebicie się przez naszą barierę sugeruje, że ma magiczny dar. Coś takiego jeszcze się nie przytrafiło, więc mają dylemat.

~A co ty o tym sądzisz Mistrzu?

~Według mnie powinniśmy go uczyć bez względu na jego pochodzenie. Sama widziałaś, co się działo, kiedy był nieprzytomny. Jego magia próbuje się wyrwać na zewnątrz. Gdyby nie szybka reakcja moglibyśmy zostać ranni, kiedy wszystko w pokoju zaczęło się unosić.

~Musisz ich przekonać Mistrzu. Chłopak zasługuje na lepsze życie. Gdybyś tylko mógł zobaczyć, jaki on był wygłodzony. Myślałam, że połknie nawet talerz, który mu przyniosłam.

~Postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby ich przekonać, ale nic nie obiecuję. No i jest jeszcze możliwość, że sam chłopak nie wyrazi zgody na pozostanie tutaj i naukę w naszych szeregach.

~Wygląda na rozsądnego młodzieńca. Jeśli mu wytłumaczymy, co może się stać w wypadku braku szkolenia, powinien zostać razem z nami. Ale na razie musimy zdobyć w jakiś sposób jego zaufanie. Może tobie się to uda Mistrzu.

~Porozmawiamy po moim powrocie Galio. Teraz muszę przekonać innych.

Galia poczuła, jak jej Mistrz zrywa telepatyczne połączenie. Modliła się, aby jego argumenty dotarły do innych. Może niedawno była jeszcze nowicjuszką, ale nawet ona była w stanie wyczuć magię promieniującą od chłopca. Musiał, więc mieć bardzo silny dar, inaczej nic by w nim nie dostrzegała, nie miała jeszcze tak dobrze rozwiniętych zmysłów postrzegania.

Oczekiwanie na przybycie Mistrza było istną katorgą. Chłopak nadal nie chciał nic powiedzieć, więc zapadła pełna napięcia i niepewności cisza. Nie mając nic do roboty w myślach przypominała sobie zaklęcia lecznicze, których niedawno się uczyła. Nie były skomplikowane, w końcu dopiero zaczynała naukę uzdrowicielstwa. Zaledwie dwa tygodnie temu wybrała tą profesję, po tym jak zakończyła podstawowe szkolenie Magów.

Sekundy i minuty wlokły się niemiłosiernie, powoli zaczynała mieć dość bezczynnego siedzenia. Mistrz jednak chciał sam zająć się chłopakiem, nie mogła go przecież zawieść skoro obiecała poczekać aż wróci. Musiała jakoś wytrzymać to napięcie. W pewnym momencie dostrzegła, że pacjent ma jakieś niemiłe sny, więc zastosowała na nim zaklęcie uspokajające, którego nauczyła się na samym początku praktyk u Mistrza. Było najbardziej przydatne, kiedy w żyłach rannych krążyła adrenalina i nie pozwalali na udzielenie sobie pomocy. Do tej pory zajmowała się jednak tylko uczniami, między którymi wybuchały bójki. Do jej zadań należało, więc opatrywanie zadrapań, skaleczeń i podawanie mikstur na magiczne wycieńczenie. Nie mogła się doczekać, aż rozpocznie naukę bardziej złożonych zaklęć. Wtedy będzie mogła pomagać nie tylko niesfornym uczniom, ale również bardziej rannym ludziom. Ale minie jeszcze wiele czasu, zanim dojdzie do tego poziomu. Teraz musi być cierpliwa i pilnie uczyć się podstawowych zaklęć i tworzenia magicznych mikstur. Nigdy nie przepadała za Alchemią, ale była gotowa się poświęcić, żeby móc uzdrawiać chorych.

Minęła niemal godzina, zanim Mistrz pojawił się w skrzydle przeznaczonym na szpital. Wyglądał na zmęczonego, widocznie trudno było mu przekonać innych, o ile w ogóle się udało. Przystawił sobie stołek i usiadł koło swojej uczennicy. Sprawdził coś przy rannym chłopcu, wyglądało na to, że sprawdza jego tętno, a potem osłuchiwał płuca.

Młodzieniec ponownie otworzył oczy, żeby zobaczyć, kto przyszedł. Przez chwilę przyglądał się nieznajomemu. Poznawał ten głos, więc musiał to być ten sam mężczyzna, który wcześniej się nim zajmował. Wodził wzrokiem za starcem. Wyglądał przyjaźniej niż Galia, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jak dziadek, którego nie widział od bardzo dawna.
Starzec spojrzał prosto w niepewne oczy chłopca, jakby chciał odczytać jego myśli. Uśmiechnął się pod nosem na widok tego, co tylko on potrafił w tej chwili dostrzec.

Tak, to bardzo rozsądny chłopiec. Jeśli uda nam się go przekonać do pozostania tutaj, na pewno będzie wspaniałym Magiem. Dobrze, że rada pozwoliła mu tu pozostać. Ma bardzo ogromny potencjał i silny dar. Oby tylko inne dzieciaki się do niego nie dorwały, zanim nie zyska, chociaż odrobinę pewności siebie.


-Galio, za kilka minut masz zajęcia, powinnaś już iść, jeśli nie chcesz się spóźnić. – Puścił oko do swojej uczennicy tak, żeby chłopiec tego nie dostrzegł. – Nie chciałbym znowu wysłuchiwać narzekania twojego nauczyciela na to, że zawsze przychodzisz za późno.

-Już idę mistrzu. – Zmarszczyła brwi, a później na jej twarzy pojawiło się zrozumienie. – Tylko zabiorę podręczniki i już mnie nie ma.

Galia podniosła się z krzesła, które zajmowała i pospieszyła w kierunku drzwi. Początkowo pomyślała, że Mistrz zapomniał o jej zwolnieniu z najbliższych zajęć. Dopiero po kilku sekundach zrozumiała, o co chodzi. Chłopak najwyraźniej się jej bał i Mistrz chciał, żeby poczuł się nieco pewniej. Szybko wyszła z sali pozostawiając tą dwójkę samą.

Mam nadzieję, że Mistrzowi pójdzie lepiej niż mi. Nie znam żadnego innego Maga, któremu mogłoby się udać zdobycie zaufania tego młodego człowieka.


* * *


Dag niepewnym wzrokiem wpatrywał się w mężczyznę, którego Galia nazywała Mistrzem. Oczy staruszka miały ciepłą, brązową barwę, a jego włosy, dawniej prawdopodobnie w kolorze podobnym do włosów, teraz już niemal całkowicie pokrywała siwizna. Uśmiechał się do niego przyjaźnie, jakby bez słów chciał go przekonać, że jest w jego obecności bezpieczne. Chłopak ze zdziwieniem stwierdził, że w głębi duszy zaczyna mu wierzyć i ufać. Mężczyzna w końcu usiadł na krześle obok jego łóżka i przyłożył mu ponownie dłoń do czoła.

-Powiesz mi wreszcie kolego, jak masz na imię? Jeśli chcesz wiedzieć, mnie nazywają Rotherem.

-Mam na imię Dag, proszę pana. Gdzie ja jestem? Moja rodzina na pewno się niepokoi. Powinienem wrócić do domu, żeby ich powiadomić, co się stało.

-Tak, więc Dagu, znajdujesz się obecnie w Domu Uzdrawiania, na terenie Gildii Magów. Niestety, nie możemy cię jeszcze wypuścić. Nie jesteś do końca zdrowy, a rana, jaką otrzymałeś była bardzo poważna. Mężczyzna, który pchnął cię nożem uszkodził jedną z twoich nerek. Jeśli chcesz, możemy poinformować twoją rodzinę, co się stało. I tak nie było cię w domu bardzo długo. Leżysz tutaj już drugi tydzień.

-Kiedy będę mógł stąd wyjść? Wypuścicie mnie, prawda? – Spojrzał niepewnie na starszego mężczyznę. – Mam obowiązki w domu, muszę pomagać wujowi. Beze mnie na pewno jest mu ciężko.

-Nie wyjedziesz stąd zbyt szybko, niestety twój wuj będzie musiał sobie radzić sam przez ten czas. Jak już wspomniałem, rana była poważna i nie jest jeszcze do końca zagojona. Poza tym jest jeszcze coś ważnego, o czym musisz się dowiedzieć.

-Co to takiego? Mam nadzieję, że nic złego nie przytrafiło się moim bliskim.

-Nie Dagu, nic z tych rzeczy. Jednak jest to ważna sprawa. Kiedy przeleciałeś przez nasze zabezpieczenia, stało się oczywiste, że posiadasz dar. Masz w sobie magię, którą musisz nauczyć się kontrolować. W innym wypadku ty i osoby z twojego otoczenia mogą być w poważnym niebezpieczeństwie.

-Ale jak to możliwe? Przecież nigdy nie wykazywałem żadnych zdolności magicznych.

-Do tej pory twój dar był uśpiony. Teraz jednak powoli zaczyna się budzić. Twoje ciało zareagowało natychmiast, kiedy zostałeś ranny i samoczynnie zaczęło się leczyć. Jest to jednak powolny proces, któremu musimy dopomóc, ponieważ nie potrafisz ukierunkować swojej mocy. Ona z kolei uniemożliwia nam uleczenie cię, przez co proces regenerowania zniszczonych tkanek się wydłuża.

-Czyli jestem zmuszony tutaj zostać, dla mojego własnego dobra. Na jak długo?

-W najlepszym przypadku, kilka tygodni. Musisz jednak wiedzieć, że jeżeli nie wstąpisz do naszej Gildii, rada starszych na pewno postanowi, żeby odebrać ci moc.

-Odebrać? Co to znaczy? Czy stanie mi się coś złego?

-Tego nie wiemy. Nie mamy pewności, jak to się zakończy, bo jeszcze nikt nie zrezygnował z przyjęcia pomocy. Magowie z bogatych domów zmuszani są do edukacji przez swoje rodziny, a do tej pory jeszcze nigdy nie mieliśmy adeptów spoza dawnych murów miasta.

-To znaczy, że jestem zmuszony tutaj zostać. Nie mam innego wyjścia, w innym przypadku mogę zginąć. Czy jeśli nauczę się panować nad magią, będę mógł odejść? Bez żadnych konsekwencji?

-Każdy człowiek posiadający magiczny dar musi przejść przynajmniej podstawowe szkolenie. Nauka podstaw w Gildii trwa przez trzy lata, w najlepszym wypadku, czasami dłużej. Wszystko zależy od umiejętności danej osoby. Dopiero wtedy adept może zdecydować, czy odejdzie, czy zostanie, aby uczyć się dalej.

-Uczyć się dalej? Czego?

-Widzę, że jesteś bardzo ciekawski. To dobrze. Będziesz szybciej zdobywać wiedzę. Wracając do twojego pytania, Gildia dzieli się na kilka różnych frakcji. Noszą oni różne kolory szat, żeby łatwiej było ich rozpoznać. Ja i moja pomocnica, która była tu wcześniej jesteśmy Uzdrowicielami i nasze szaty mają kolor zielony. Prócz uzdrowicieli są jeszcze Wojownicy, o szatach w brązowym kolorze i Alchemicy w czerwonych szatach. Adepci, którzy dopiero się szkolą chodzą w granatowych strojach, a nasz przywódca w szatach czarnych. Jego pomocnik prócz koloru szat swojej frakcji ma czarny pas, oznaczający jego władzę nad adeptami, ale tak samo jak cała reszta podlega Wielkiemu Mistrzowi. On natomiast podlega tylko samemu królowi, nikt inny nie ma na niego wpływu.

-To nieco skomplikowane – burknął pod nosem Dag. – Będzie mi ciężko zapamiętać te wszystkie kolory i zasady, jakie tutaj panują.

-Nie przejmuj się. Każdy na początku ma z tym problemy. Po kilku tygodniach stanie się to czymś normalnym. A teraz wypoczywaj. Mam kilka spraw do załatwienia. Nie przeszkadza ci, że zostaniesz na trochę sam?

-Nie proszę pana. Muszę trochę pomyśleć. W samotności będzie to dużo łatwiejsze niż przy kimś. Kiedy pan wróci?

-Za godzinę, może półtorej. A ty w tym czasie przemyśl wszystko dokładnie. Wrócę razem z pomocnikiem Wielkiego Mistrza, więc powinieneś wtedy już wiedzieć, czy chcesz zostać czy nie.

-Będę gotowy, na pewno.

-Mam nadzieję, że tak Dagu. A teraz wypoczywaj.

Rother cicho wyszedł z Sali pozostawiając chłopca samego, głęboko pogrążonego w myślach. Miał szczerą nadzieję, że Dag wybierze mądrze i pozostanie w gildii, chociaż przez pierwsze trzy lata. A kiedy już zacznie naukę i mu się to spodoba, być może zechce uczyć się dalej. Wtedy na pewno będzie mógł pomóc swojej rodzinie, bardziej niż teraz.

Oby tylko się nie przestraszył i nie zrezygnował. To wspaniały, inteligentny dzieciak. Szkoda byłoby zmarnować jego talent.
_________________

Sem

Nie podoba mi się sposób w jaki piszesz dialogi. Są strasznie okrojone, ograniczone do samych wypowiedzi. Dlatego pytam: gdzie czynności wykonywane przez mówiących? Tego typu wstawki sprawiają, że opisywana sytuacja staje się o wiele bardziej plastyczna. Pisząc fantastykę nie możesz ich ominąć. Zauważyłam też tendencję do nadużywania przecinków, ale każdemu się może zdarzyć ^^

Co to samej historii, nie jest jakaś specjalnie porywająca. Tak wiem... Początki Big Grin Domyślam się, że na akcję rodem z MIszyn Impasibul będę musiała jeszcze poczekać ;>
Ja jestem tępy ścisłowiec, gramatyka to mój największy wróg. A poza tym microsoft word wrzuca przecinki w autokorekcie gdzie się da. A co do tych dialogów to wiem, nie są super, będę jeszcze prowadzać do tego rozdziału poprawki. Jak je wprowadzę to dam znać.
Cytat:Niebo powoli rozjaśniały promienie wschodzącego słońca. Z mroku wyłaniała się przepiękna, zielona dolina z niewielkimi polanami, które były zabarwione przez różnokolorowe kwiaty. Wśród drzew i krzewów można było dostrzec zwierzęta skubiące trawy i liście krzewów. Nieco dalej przepiękną dolinę przecinał strumień z krystalicznie czystą wodą.
Powtórzenie. Ogólnie cały ten akapit jest dla mnie zbędny. Po co to pisać jak nie jest to ważne? Pokazujesz mi dolinę (na której nic się nie dzieje), a za chwilę przenosisz mnie do miasta.


Cytat:Był sam środek upalnego lata. Mimo bardzo wczesnej pory ludziom i zwierzętom doskwierał niewyobrażalny upał. Starzy mówili, że to jedno z najgorętszych lat, jakie pamiętają. Powietrze było tak nagrzane, że powodowało trudności w oddychaniu. Zmniejszał się również poziom wód w rzekach i jeziorach. Powoli, dzień za dniem, zaczynało brakować żywności. Kupieckie karawany miały kłopoty z dotarciem do bardziej oddalonych miasteczek i wiosek.
Tak samo tu.


Cytat:Mimo bardzo wczesnej pory ludziom i zwierzętom doskwierał niewyobrażalny upał
"Mimo bardzo wczesnej pory doskwierał niewyobrażalny upał" wystarczy.


Cytat:Poza murami znajdował się również pałac, należący do króla i jego najbliższej rodziny.
Piszesz o zachowaniu ludzi, a następnie opisujesz coś co nie pasuję i nie jest wcale istotne.


Cytat:Jeszcze nigdy nie udało mu się tam dostać, jego rodzina zawsze wymyśliła coś, żeby trzymać go z daleka od tego miejsca.
To dlaczego teraz go nie zatrzymali? Można było napisać coś o tym, jak to przechytrzył rodzinę.


Cytat:Teraz nie różnił się niczym od całej rozwrzeszczanej hałastry.
A wcześniej czym się różnił. Mam przez to rozumieć, że wszyscy zebrani byli upaćkani błotem?


Cytat:Teraz stał twarzą w twarz z magami
Jak mogli stać twarzą w twarz? Przecież oddzielała ich bariera.
Raczej stał naprzeciw.


Cytat:Jego ciotka zmarła tuż po urodzeniu ostatniego dziecka. Był najstarsi z całej czwórki, dlatego pomagał wujowi w prowadzeniu sklepiku. Sprzedawali tanie materiały na ubrania i mieli sporo klientów, ale ten interes nie przynosił im wiele majątku. Ceny musiały być niewielkie, żeby ich towar w ogóle ktoś kupował. Mieszkali w niewielkiej chatce nad rzeką, miała zaledwie dwie izby sypialne i jedną kuchenną. Było to niewiele, ale i tak więcej, niż posiadali niektórzy.
No okej, rozumiem, że pałał nienawiścią i dobrze, że to padałaś, ale to? To tak jakby pisać o zupie a skończyć na d... Trochę konsekwencji i zachowania szablonu. Jak opisujesz scenę, to opisuj scenę, a nie przechodzisz na zachowania ludzi, czy co tam innego.


W ogóle jakie dzikusy. Machają nożami, nie patrzą gdzie. Dźgają dzieci i nawet się tym nie przejmują.



Cytat:Rana w boku strasznie bolała, nie był w stanie się poruszać. Dzięki temu przynamniej trochę łagodził ból.
Strasznie to brzmi.

Za mały fragment, żeby ocenić fabułę czy bohatera. Te niepotrzebne opisy. Skupiasz się na rzeczach, które w ogóle nie są ważne. Nie patrzyłem na przecinki, ale kilka rzuciło mi się w oczy. Ale tak to w miarę plastycznie napisane.


PS
Oceniałem tylko prolog, rozdział, który teraz zauważyłem, ocenie jutro.
Miasto opisuję cały czas jedno i to samo, a polanka będzie występować w kolejnych rozdziałach. Poza tym, lubię rzucać opisy przyrody.
To powinna być opisana w następnych rozdziałach. Wink
Poczytałem, przemyślałem a Tobie przedstawiam co następuje.
Opowieść wydaje mi się interesująca, ma potencjał żeby rozwinąć się w interesującą historię. Fakt, zaleciała nieco Harrym Poterem, ale tylko nieznacznie Smile Zresztą, co ja się czepiam, akademie magiczne występują u wielu autorów. Tak czy inaczej warto to kontynuować.

Strona techniczna : Tu jest niestety gorzej.
Pierwsza scena, ta z polanką. Opis ładny, a i owszem, tyle że ciut nieużyteczny. Można by go było wykorzystać jako bardzo fajną zajawkę gdyby na tej polance zdarzyło się coś co czytelnika zaciekawiło by na tyle żeby miał ochotę przedzierać się przez kolejne strony, przez gąszcz zdarzeń, wątków głównych i pobocznych, by dotrzeć wreszcie na końcu do rozwiązania. A tak, lipton... opisik istnieje sobie a muzom a czytelnik nie ma motywacji do śledzenia losów Daga, (które nawiasem mówiąc zapowiadają się interesująco), bo nie bardzo wie poco.
Trapią trapi ten tekst również sporo powróżeń. Na przykład już u samego początku raczysz nas taką ilością słówka "być" we wszelkiej odmianie, że starczyło by co najmniej na niewielką powieść Smile
Przydarza Ci się również zaimkoza ale na szczęście w dość łagodnej postaci, powoduje to jednak że miejscami tekst wydaje się nieco łopatologiczny..
Dialogi... No tu sporo pracy Cię jeszcze czeka. Jeśli wypowiedzieć je na głos, no cóż, wydają się nieco nienaturalne. Warto by je również dosmaczyć odrobiną komentarza.
Co by nie mówić, popracować nad opowiadaniem trzeba, bo i warto. Tak czy inaczej, czekam co dalej się w nim pojawi.
Pozdrawiam serdecznie.
Przeczytałem i tak średnio mi się podoba. No tak 4/5.
Chciałbym się dowiedzieć, w jakich miej więcej czasach toczy się akcja. Miejsce jest na pewno fantastyczne, ale do czasu nie ma pewności. Na pierwszy rzut oka powiedziałbym, że końcówka średniowiecza, ale mogę się mylić.
Nie podoba mi się, że nie robisz przy dialogach komentarzy narratora. Przy rozmowie dwóch osób można jeszcze z trudem to wytrzymać, ale jak już będzie trzy i więcej, to nie będziemy wiedzieli kto, co mówi.
Opisy bardzo mi się podobają, chociaż są nie na miejscu.
Fabuła jest ciekawa. Zaintrygowało mnie, co się stanie z tym chłopcem. Mam nadzieję, że zostanie tym magiem. Czekam na kontynuację.
Masz racje bardzo mocno zainspirowałaś się tą autorką a w szczególności gildią magów. Twoja powieść na pewno bardzo by mnie zainteresowała gdybym nie przeczytała wcześniej wspomnianej książki. Styl masz w porządku i ogólnie rzecz biorąc czyta się wszystko bardzo dobrze. I nie martw się nie ty jedna masz problemy z gramatykąSmile Ogólnie byłoby wspaniale gdyby nie bardzo mocna inspiracją trylogią czarnego maga.