Via Appia - Forum

Pełna wersja: Boskie Rachunki
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Witam wszystkich! To mój pierwszy post tutaj, do tej pory fora literackie były dla mnie czymś obcym, ale nastał chyba moment, by się przemóc. Tak więc przedstawiam pierwszą część mojej najnowszej pracy, miało to być raczej krótkie opowiadanie, ale chyba nic z tego nie wyjdzie. Lubie fantastykę, lecz raczej nie w tradycyjnym wydaniu, z rycerzami, smokami i elfami, ale to jest jak najbardziej opowiadanie fantasy (choć język i zachowanie postaci nie jest zbyt fantastyczne, a już na pewno nie utrzymane w średniowiecznych klimatach). Tak czy inaczej, gorąco zachęcam do lektury i oceny.

Boskie Rachunki
część pierwsza

Mechaniczny ptak skrzypiąc przekręcił głowę i patrzył teraz swoimi oczami z paciorków prosto na pochylającego się nad nim chłopaka. Dwa razy zatrzepotał stalowymi skrzydłami, jednym minimalnie wolniej od drugiego. Inspiracją projektu musiał być tukan lub inny egzotyczny gatunek o wielkim dziobie, za to śmiesznie malutkim ciałku.
- Szkaradztwo… - stwierdził młody mężczyzna i przewrócił oczami - Nie rozumiem, czym się tu zachwycać, przecież to najpaskudniejszy…
- Szkara-ara… dztwo… - wydobyło się nagle z wnętrza stalowego zwierzaka, a jego dziób na zawiasach zaczął się energicznie zamykać i otwierać – dztwo, dztwo, dztwo, dztwo…
- Łoł! - Chłopak momentalnie odsunął głowę i zrobił wielkie oczy, po chwili zachichotał i znowu zaczął przyglądać się zwierzakowi z bliska – Niesamowite!
Właściciel dziwacznej maszyny zaśmiał się tubalnie i trzepnął ptaka lekko w głowę, tak, że ten przestał powtarzać ostatnią sylabę. Zaczął za to skrobać metalowymi szponami niewysoką szafkę, na której stał, aż wióry leciały.
- Jak to działa? – Młodzian dociekliwym wzrokiem spojrzał na posiadacza mechanizmu – Chyba nie wsadził pan tam wróżki?! - Oburącz uniósł ptaka w górę i zaczął nim potrząsać, z wnętrza zwierzaka poczęły wylatywać niewyartykułowane dźwięki, a głowa obracać niesamowicie szybko wokół własnej osi.
Twarz właściciela ptaka w jednej chwili przybrała czerwony kolor, zagryzł on wargi i nadął policzki. Niedostrzegalnie szybkim ruchem wyrwał swoją własność z rąk chłopaka. Niesamowicie delikatnie odstawił go na miejsce, a gdy po kilku sekundach mechanizm się uspokoił i ptak znowu siedział spokojnie, patrząc martwymi oczami na obu mężczyzn, wypuścił powietrze z ulgą. Ale zaraz nabrał je z powrotem i obdarował chłopaka najgorszą wiązką przekleństw, na jaką było go stać.
- Dobra, dobra! Zamknij się już! – Młody mężczyzna odszedł od stoiska z ptakiem pospiesznym krokiem, odprowadzany krzykami właściciela, spojrzeniami gapiów i wydobywającym się z wnętrza ptaka „szkaradztwo, szkaradztwo, szkaradztwo!” – Idiota… -dodał cicho
Podszedł do pierwszej lepszej rzeczy, jaka zwróciła jego uwagę i już żałował, że w ogóle się zainteresował czymkolwiek, co to miasto ma do zaoferowania. Na ulicy było mnóstwo stoisk, wystaw i prezentacji, a wszystko związane było z szeroko pojętą nauką, zwłaszcza mechaniką i techniką. Ktoś pokazywał niezwykle skomplikowany okład naczyń, połączonych ze sobą cienkimi rureczkami, ktoś inny na oczach wszystkich tworzył dziwaczne urządzenia, wielu handlowało częściami i narzędziami, część projektami. Nad poziom tłumu wybijały się pokraczne , stalowe kominy, z których nieustannie wylatywał dym, czasem w dziwnych kolorach – wielu miało stoiska zaopatrzone w piece. Ludzie gadali, jak to na ruchliwych ulicach, ale od gwaru głośniejsze były odgłosy pracy różnych mechanizmów, często jednostajne i niezmienne. Wszystko to było ulokowane w szerokiej alei pomiędzy dwoma szeregami jednopiętrowych, różnokolorowych domków, tak wąskich, że od frontu mieściły się tylko drzwi i najwyżej jedno okienko, za to bardzo długich. Z okien na piętrze często wystawały postacie, zazwyczaj staruszków z długimi brodami. Dyskutowali oni miedzy sobą, nie zwracając uwagi ani tłum pod nimi, ani nawet na dym z pieców, który wiatr czasem niósł wprost na nich. Chłopak prychnął i schował ręce do kieszeni, zaczął się rozglądać, jakby od niechcenia. Zauważył stoisko, gdzie staruszek pokazywał dzieciom dziwaczną zabawkę - mniejszy od pięści pojazd, sam poruszający się po okręgu z malutkich szyn. Młodzian tym razem pokręcił tylko głowa, nie miał zamiaru przyglądać się z bliska niczemu więcej. Nagle ktoś położył mu rękę na ramieniu.
- Tutaj jesteś, mieliśmy się nie oddalać - kobiecy głos, choć delikatny był dla niego doskonale słyszalny w tłumie, jakby rozbrzmiewał we wnętrzu jego głowy - Już dałeś się poznać miejscowym, prawda?
Chłopak kątem oka spojrzał na swoja towarzyszkę, piękną, wysoką dziewczynę.
- Widziałaś? Facet ma chyba jakiś uraz związany z tą zabawką, po co to wystawia, jak nie chce, żeby ludzie oglądali? Mówiłem ci, że to miasto popaprańców.
- Chodź, za głośno tu – Młoda kobieta złapała go za nadgarstek i poczęła szybko wyprowadzać z tłumu, w kierunku niewielkiej, zaciemnionej wnęki miedzy domkami, gdzie przystanęli - Powinieneś się jednak delikatniej z tym obchodzić, Reunion. Ze wszystkim, w tym mieście. A najlepiej by było, jakbyś w ogóle niczego nie dotykał. Trząsłeś tym ptaszkiem jak … W sumie to trudno mi dobrać jakieś porównanie. Ale strasznie to robiłeś.
We wnęce było ciasno, trzy osoby nie dały by rady stać tutaj koło siebie. Dziewczyna obserwowała tłum, Reunion wszedł głębiej, oparł się o ścianę, skrzyżował ręce na piersi, spojrzał w przestrzeń przed siebie i wysunął podbródek.
- Chory człowiek – powiedział, mając na myśli właściciela mechanizmu – Rozumiem, gdybym robił tak z jego dzieckiem. Albo z piersiami jego żony. Ale to była cholerna zabawka, do tego brzydka jak noc.
- Dla tych ludzi te rzeczy są bardzo ważne – Kobieta spojrzała na niego
Reunion wzruszył tylko ramionami.
- Jeśli chcą marnować życie na takich głupotach, to ich sprawa – skwitował – A z tym ptakiem musiałem coś sprawdzić. Myślałem, że wsadził tam jakąś wróżkę czy gnoma, ale to nie mogło być tak. To coś mówiło moim głosem… A więc jakieś zaklęcie? W sumie naprawdę fajna rzecz… Kurwa! – krzyknął i uderzył się kilka razy pięścią w czoło.
-Co się stało? –wystraszona dziewczyna podbiegła do niego, ale on pokiwał jej na znak, że wszystko w porządku.
- Nie, nic… - Mlasnął z niesmakiem. - Tylko zdałem sobie sprawę, że to coś mnie zachwyciło. Mnie! To coś! Zachwyciło! A obiecałem sobie, że nie pozwolę, by cokolwiek w tym zepsutym mieście wywarło na mnie pozytywne wrażenie…
Osunął się na ziemie i przez chwile siedział z opuszczoną głową i smutnym wyrazem twarzy. Kobieta uśmiechnęła się i kucnęła przy nim.
- Jestem pewna, że nie wszystko tutaj jest złe – Poklepała go po ręce. – Rozwój jest, mimo wszystko dobry, prawda?
Chłopak spojrzał na nią spod łba i prychnął, ale chwycił ja za dłoń.
- Dobra jest bogini. I będę się modlić dwakroć zażarciej, by pozwoliła nam przetrwać w tej paszczy lwa – odpowiedział i zamilkł.
Minęła chwila, kobieta chciał wstać, ale on delikatnie ścisnął jej dłoń, dając znak, by przez chwile jeszcze tak zostali. Wtopił w nią swoje fiołkowe oczy, zwykle żywe, teraz smutne i wygasłe.
- Wiesz, że zrobię dla Ciebie wszystko, prawda, Syona? - zapytał, ale nie czekał na odpowiedź – Nie wiem, jaką misje masz tu do wykonania, nie przyszło mi przez myśl, żeby pytać. Poszedłem z tobą, gdy tylko mnie poprosiłaś, jak zwykle. Ale słuchaj. – Przyciągnął ją do siebie i kiwnięciem głowy wskazał na tłum – Ci ludzie, ludzie tego miasta… Zrywają nici przeznaczenia. Jeśli twoim zadaniem jest ich powstrzymać, tym chętniej ci pomogę. Ale nie wiem, czy podołam.
Puścił dłoń towarzyszki i poklepał się parę razy po twarzy. Uśmiechnął się szeroko , a w jego oczach znowu skakały ogniki.
- Czy moje nagłe zmiany nastrojów wciąż cię zaskakują? - spytał, śmiejąc się.
Dziewczyna pokiwała głową.
- Niezmiennie. Ale to cecha niezwykłych umysłów – Zachichotała i usiadła obok niego, opierając się o ścianę, położyła głowę na jego ramieniu.
Reunion zaciągnął się świeżym zapachem jej włosów, wiedział, że by mu pozwoliła. Obserwowali ludzi szybko się pojawiających i znikających z ich pola widzenia, ograniczonego kantami budynków.
- Widzisz w innych dobro - wypalił nagle Reunion. – To wielki dar. Ja go nie posiadam. On ci pozwoli przetrwać wszędzie, nawet tutaj, w stolicy wszystkiego, co ludzie mojego pokroju uważają z niewłaściwe. Zazdroszczę ci, że potrafisz być szczęśliwa w każdym miejscu.
- Tylko, jeśli ty jesteś ze mną – Zaśmiała się, a on jej zawtórował.
-Zawstydzasz mnie takimi wyznaniami – przyznał. – A rozpoczęcie krępujących tematów, to najlepszy znak, że pora kończyć rozmowę. Bierzemy się do roboty, jakakolwiek by ona nie była?
Syona pokiwała głową z uśmiechem.
- Bierzemy.

Wielu uwielbia historię, o powstaniu Toohitech, miasta umysłów, gdyż jest to piękna opowieść o sile ludzkiej dociekliwości i pogoni za wiedzą. Choć brakuje w niej rycerzy, smoków i księżniczek, nieustannie syci ona serca naukowców całego świata. A wszystko miało zacząć się ponad trzysta lat temu, w czasach, gdy ludy świata były ciemne i prymitywne, a rozwój i nauka nie były nawet w planach. Bo i zasadnych planów nie było. Nieznany z imienia magnat miał dosyć takiego stanu rzeczy. W wiosce na krańcu świata postawił on szkołę, zwaną Pierwszym Uniwersytetem i zebrał tam mędrców całego świata, podobnie jak on zaniepokojonych zastojem świata. Chciał sprawdzić w ten sposób, jak bardzo ludziom zależy na wiedzy, ilu postanowi rzucić wszystko i przybyć na kraniec świata. Przez pierwszy rok miał on mieć dwoje wychowanków, przez następny dziesięcioro, w następnym już ponad dwadzieścia dusz kształciło się w jego ośrodku. Po dekadzie powstał w tej mieścinie kolejny uniwersytet, po kilku latach jeszcze kolejny. Świat zaczął się powoli rozwijać, nie wiadomo, czy dzięki uniwersytetom, czy po prostu przyszła na to pora. Ale Toohitech już zawsze wyprzedzało wszystkie znane krainy, było snem ludzi pragnących wiedzy, było ojczyzną tak niesamowitych wynalazków, że mieszkańcy obawiali się je wypuszczać poza mury swego miasta, by nie zmieniły one na trwałe porządku świata. Świata, który z daleka obserwował poczynania miasta, żyjąc własnym tempem.
Reunion po godzinie spędzonej tutaj już wiedział, że nigdy nie polubi tego miasta. Dziwaczni mieszkańcy napawali go odrazą, miał dosyć nieustającego hałasu pracujących wszędzie dookoła mechanizmów. Wypił łyk piwa z potężnego kufla, miało metaliczny posmak, aż się zakrztusił.
- Cholera – załkał i schował twarz w dłoniach. – Skurwysyny… Nawet piwo jest przesiąknięte tym miastem…
Odsunął od siebie kufel i zakręcił się na dziwnym, wysokim, obrotowym taborecie, oparł łokcie o blat. Jeszcze nigdy nie widział takiej karczmy. Kamienne ściany, stoły z metalowymi nogami i szklanymi blatami, fotele i kanapy obite najprzedniejszą skórą. Okna były przysłonięte potężnymi, bordowymi kotarami, fantazyjnie spiętymi i tak długimi, że wiły się po podłodze, światło pochodziło z dziwacznych, przymocowanych do ścian i ustawionych na stolikach lamp. Gości siedziało tu niewielu, ale to nie była jeszcze pora, gdy takie przybytki są oblegane. Na podwyższeniu w kącie sali grajek dawał koncert skrzypcowy. Skończył właśnie jedną piosenkę, za co kilkoro ludzi nagrodziło go brawami, gdy schludnie ubrany i przystrzyżony karczmarz postawił przed Syoną zielonkawy płyn w niewielkim kieliszku.
- Co to? – Zaciekawiony Reunion nachylił się nad nią.
- Nie wiem - przyznała. – Ale miało ciekawą nazwę. Chodź – Zeskoczyła z wysokiego siedziska z kieliszkiem w ręce i ruszyła w stronę wolnego stołu w nawie.
Reunion powoli ruszył za nią, zostawiając piwo na barze. Rozsiadł się na niezwykle miękkiej kanapie, Syona wybrała fotel, upiła łyk z kieliszka i ostrożnie postawiła go na szklanym blacie.
- A więc. - Zaczął chłopak. – Co nasza pani inkwizytor ma do zrobienia w Toohitech?
Syona pokręciła głową.
- Miałeś mnie tak nie nazywać. Nigdy nie będę prawdziwym członkiem Inkwizycji. Zresztą, nie przyjęliby kobiety na żadne znaczące stanowisko. Zrobiliby ze mnie siepacza jakiegoś swojego mistrza i nawet nie mówiliby, na czym polega obecne zadanie.
- To trochę tak, jak ty postępujesz ze mną – Zaśmiał się Reunion.
Dziewczyna oburzyła się.
- Przestań! Nigdy nie traktowałabym cię jako swojego sługi. Nie moja wina, że nigdy nie pytasz, co mamy do zrobienia. I że zawsze się zgadzasz ze mną iść.
- Tak działam. – Reunion uśmiechnął się tylko. – Wierzę. Wierzę w ciebie, więc idę tam, gdzie ty i robię to, o co mnie poprosisz. Wierzę też w Inkwizycję. Nie należę do waszej wiary, ale wiem, że ich działania na pewno nie przyspieszą końca świata, a pewnie i go oddalą. Bogini czuwa nad wszystkimi dobrymi ludźmi, nie pozwoli mi zejść na złą drogę, póki będę kierował się wiarą.
Zamilkli. Gdy Reunion tworzył swoje, bądź co bądź, trafne i ładnie brzmiące życiowe mądrości, Syona starała się rozluźnić atmosferę, nie lubiła go zbyt poważnego. Teraz jednak wiedziała, że lepiej zachować względną powagę. On naprawdę nigdy nie pytał, jaką misję dostała, jako wolny wysłannik Inkwizytorium, po prostu szedł za nią i wykonywał polecenia. Choć zawsze były one w postaci próśb, on jednak jej nie odmawiał, nigdy. Syona wiedziała, że Reunion jest człowiekiem, któremu dodatkowe fakty tylko utrudniają działanie. Był jak zwierzę, parł przed siebie wiedziony instynktem. Gdy zna tylko cel, idzie do niego prostą droga. Jeśli na tej drodze będzie ściana – przebije się przez nią, nawet jej nie zauważy, póki się go nie poinformuje, o jej istnieniu. Dlatego Syona zawsze przekazywała Reunionowi informacje wyłącznie o naczelnym celu jej misji. Ale nigdy nie pomyślała, by traktować go jak zwierzę, psa, któremu wystarczy wskazać palcem, gdzie ma biec. Po prostu on sam byłby zły, gdyby wdając się w szczegóły, dziewczyna zabiła jego potencjał. Dochodziła jeszcze sprawa jej pracodawców, którzy surowo zaznaczali, by wziętym do zadań pomocnikom, czy to przyjaciołom, czy najemnikom, przekazywać tylko najniezbędniejsze informacje i to tuż przed samą misją. Czasem jednak bywały sytuacje, gdy powiedzieć trzeba wszystko, aż do najmniejszego szczegółu, a to była jedna z nich. Tym bardziej, że zadanie dotyczyło Reuniona jak żadne poprzednie, odnosiło się do jego wierzeń i uczuć. Syona wypaił jeszcze łyk napoju.
- Wybacz, Reunion – Dziewczyna zebrała się na uśmiech. – ale tym razem muszę ci powiedzieć o wszystkim. To bardzo poważne zadanie.
Do ich stolika podszedł karczmarz, niosąc kufel Reuniona, myśląc, że ten go zapomniał. Chłopak spojrzał na niego groźnie, ale ręką dał przyzwolenie, by postawić piwo na blacie. Poczekał, aż karczmarz odejdzie i podjął rozmowę.
- A więc mów, skoro naprawdę muszę wiedzieć. Tylko pamiętaj, że co by to nie było, nie zawaham się.
Syona pokiwała głową.
- Wiem. No dobrze – Zakaszlała w dłoń. - Widziałeś najwyższy budynek miasta?
Chłopak zastanowił się chwilę i skinął.
- Ten dziwaczy zamek z białego marmuru? W centrum? Z daleka, ale widziałem.
- To Świątynia Dumania – powiedziała Syona.
Reunion aż się zerwał i miał coś krzyknąć, ale opamiętał się i usiadł.
- Świątynia? – szepną. – Chyba im mor wyżarł mózgi! Naukowcy! Powinienem ich nauczyć, czym jest świątynia! Będę zbrojnym ramieniem bogini! Nie pozwolę, by swój przybytek nazywali świątynią! Naszym celem jest zniszczenie tego gniazda herezji, które samą swoją nazwą narusza zasadę dwóch sfer?
Syona nie spodziewała się, że już na tym etapie rozmowy u jej towarzysza obudzą się takie emocje. Dopiła zielony napój, który całkiem jej smakował, i spojrzała spokojnie na Reuniona.
- Niestety, nie. Cel jest dużo poważniejszy. – pocieszyła go.
Chłopak przewiesił głowę przez oparcie kanapy i westchnął głośno.
- W takim razie jakoś wytrzymam. I co dalej z tą… – zawahał się. – Z tym lokalem?
- Przeprowadzają tam bardzo ważne badania. - Syona nachyliła się nad stołem i przyciszyła głos – Badania, które trzeba powstrzymać za wszelką cenę.
Reunion uśmiechnął się szeroko, wyglądał trochę strasznie w słabym świetle, jaki dawała lampa na stoliku.
- Brzmi naprawdę ciekawie – Zachichotał. – Za wszelką cenę… Cóż to za badania?
Jego towarzyszka spojrzała na niego poważnie, położyła dłonie na blacie.
- Badania ogłoszone obliczeniami tysiąclecia – powiedziała. – Prowadzone tam są Boskie Rachunki.




I to już koniec pierwszej części. Wiem, że niewiele z niej wynika, ale głównym celem było przedstawienie bohaterów i miejsca akcji. Piszcie, proszę, czy interesuje was dalszy ciąg.
Krytycy może i powyjeżdżali, ale ja nie;] Co prawda krytykiem nie jestem, ale co tak ma tekst wisieć smutno i samotnie;] Reinee – to na Twoje własne życzenie;>
Do rzeczy.

W szczególe:
  • Mechaniczny ptak skrzypiąc przekręcił głowę i patrzył teraz swoimi oczami z paciorków prosto na pochylającego się nad nim chłopaka. – wydaje mi się, że zaimek zbędny. Trudno żeby ptak patrzył cudzymi oczami;] Plus zupełnie subiektywna rzecz: nie przepadam za formami „chłopak” i „dziewczyna” w tekście literackim. Są dla mnie zbyt potoczne. Ale co zrobić, każdy ma jakieś odchyły;]
  • Uwaga czysto kosmetyczna: spacje.
    Cytat:-(spacja)Szkaradztwo… -(spacja)stwierdził młody mężczyzna i przewrócił oczami -(spacja)Nie rozumiem, czym się tu zachwycać (...)
    i tak dalejWink
  • -Szkara-ara… dztwo… -wydobyło się nagle z wnętrza stalowego zwierzaka, a jego dziób na zawiasach zaczął się energicznie zamykać i otwierać – dztwo, dztwo, dztwo, dztwo…
    -Łoł! -chłopak momentalnie odsunął głowę i zrobił wielkie oczy, po chwili zachichotał i znowu zaczął przyglądać się zwierzakowi z bliska
    – trochę trąca powtórzeniem.
  • oburącz uniósł ptaka w górę i zaczął nim potrząsać, z wnętrza zwierzaka poczęły wylatywać niewyartykułowane dźwięki, a głowa obracać niesamowicie szybko wokół własnej osi. – od jakiegoś czasu zastanawiam się, co mi tu nie gra. Głównie te „niewyartykułowane” dźwięki. Zazwyczaj dźwięki takie określa się jako „nieartykułowane”, chyba nie zdarzyło mi się widzieć tego sformułowania z imiesłowem w aspekcie dokonanym. Plus nie wiem czy to „wylatywać” jest tu fortunne. Może przesadzam, ale przy „wylatywać” skojarzyły mi się jakieś trybiki, śrubki i koła zębate, a nie dźwiękiWink No i czyż mógł unieść ptaka w dół?;>
  • Niedostrzegalnie szybkim ruchem wyrwał swoją własność z rąk chłopaka. Niesamowicie delikatnie odstawił go na miejsce, a gdy po kilku sekundach mechanizm się uspokoił i ptak znowu siedział spokojnie, patrząc martwymi oczami na obu mężczyzn, wypuścił powietrze z ulgą. – z tego fragmentu wynika, że odstawił na miejsce chłopaka, a nie swoją własność. Plus powtórzenie. Plus tak naprawdę nie jest do końca jasne, kto patrzył martwymi oczami – ptak czy mężczyzna.
  • Ale zaraz nabrał je z powrotem (...) – chwali mu się – znaczy oddychał^^
  • Wszystko to było ulokowany (...) – „ulokowane”.
  • Z okien na piętrze często wystawały postacie, zazwyczaj staruszków z długimi brodami. Dyskutowali oni miedzy sobą, nie zwracając uwagi ani tłum pod nimi, ani nawet na dym z pieców, który wiatr czasem niósł wprost na nich. Chłopak prychnął i schował ręce do kieszeni, zaczął się rozglądać, jakby od niechcenia. Zauważył stoisko, gdzie staruszek pokazuje dzieciom dziwaczną zabawkę - mniejszy od pięści pojazd, sam poruszający się po okręgu z malutkich szyn. Nagle ktoś położył mu rękę na ramieniu. – staraj się jednak szukać synonimów. Wink Dlaczego w trzecim zdaniu nagle przeskakujesz na czas teraźniejszy? No i w ostatnim zdaniu nie wiadomo komu ktoś położył rękę na ramieniu – staruszkowi czy naszemu młodzianowi;]
  • -Tutaj jesteś, mieliśmy się nie oddalać - kobiecy głos, choć delikatny, był dla niego doskonale słyszalny w tłumie, jakby rozbrzmiewał we wnętrzu jego głowy -Już dałeś się poznać miejscowym, prawda?
    Chłopak odwrócił samą głowę i kątem oka spojrzał na swoja towarzyszkę, piękną, wysoką dziewczynę.
    – po pierwsze, tak o ile kojarzę, jeśli partia narracyjna nie odnosi się bezpośrednio do wydania odgłosu paszczą (coś typu „parsknął”, „powiedział”, „rzekł”, „zapytał” itp.), należy wypowiadaną przez bohatera kwestię zakończyć znakiem interpunkcyjnym, a po myślniku pisać od wielkiej litery. Ta sama uwaga do późniejszych fragmentów. Nie wykluczam tak naprawdę, że wcześniej też była z tym wtopa, ale przyznam, że mi to po prostu umknęło. Po drugie, jeśli wtrącasz coś po przecinku, należy to również „wytrącić” drugim przecinkiemWink Po trzecie: powtórzenie. Po czwarte, zjedzony ogonekTongue
  • We wnęce było ciasno, trzy osoby nie dały by rady stać tutaj koło siebie. - „by” z czasownikami w formach osobowych piszemy łącznie.
  • A obiecałem sobie, że nie pozwolę, by cokolwiek w tym zepsutym mieście wywarło na mnie pozytywne znaczenie – nie chodziło Ci przypadkiem o „wrażenie”? Wink
  • Osunął się na ziemie i przez chwile siedział (...) – „ziemię”, „chwilę”.
  • Chłopak spojrzał na nią spod łba i prychnął, ale chwycił ja za dłoń. – wydaje mi się, że tutaj powinno być „spode”. „Spod łba” nawet nie bardzo da się wymówić.
  • (...) by przez chwile jeszcze tak zostali.” – znów ogonek.
  • -Wiesz, że zrobię dla Ciebie wszystko, prawda, Syona? – dwie sprawy. Po pierwsze, w tekście literackim zaimki osobowe zapisuje się od małej litery, to nie list. Po drugie, imię na końcu. Brzmi nienaturalnie. Kiedy jesteś sam na sam z drugą osobą, czy podczas rozmowy wymieniacie nawzajem swoje imiona? Nigdy nie zdarzyło mi się spotkać z czymś takim na żywo, za to w tekstach – owszem, nawet często, niestety. Ja wiem, że jakoś trzeba wpleść w treść imię bohaterki, ale w ten sposób dialog staje się sztuczny.
  • Nie wiem, jaką misje masz tu do wykonania (...) – „misję”.
  • Obserwowali ludzie szybko się pojawiających i znikających z ich pola widzenia, ograniczonego kantami budynków. – „ludzi”.
  • A rozpoczęcie krępujących tematów, to najlepszy znak, że pora kończyć rozmowę. – ufff, bardzo dobrze. Rolleyes Za wcześnie jeszcze na ckliwe pogadanki, nie zamęcza się czytelnika czymś takim na trzeciej stronieBig Grin
  • A wszystko miało zacząć się ponad trzysta lat temu, w czasach, gdy ludy świata były ciemne i prymitywne, a rozwój i nauka nie były nawet w planach. Bo i zasadnych planów nie było. – powtórzenie. I to „zasadnych”... Nie rozumiem co to słówko tam robi. Word nie zrobił Ci jakiegoś psikusa?
  • W wiosce na krańcu świata postawił on szkołę, zwaną Pierwszym Uniwersytetem i zebrał tam mędrców całego świata, podobnie jak on zaniepokojonych zastojem świata. Chciał sprawdzić w ten sposób, jak bardzo ludziom zależy na wiedzy, ilu postanowi rzucić wszystko i przybyć na kraniec świata. – „kraniec świata” i „kraniec świata”... Nazwij to miejsce przynajmniej raz jakoś inaczej;>
  • Przez pierwszy rok miał on mieć dwóch wychowanków, przez następny dziesięcioro, w następnym już ponad dwadzieścia dusz miało się kształcić w jego ośrodku. – jak „dziesięcioro”, to i „dwoje”, a jak „dwóch”, to „dziesięciu”, tak myślę... Poza tym: skoro „miało”, to znaczy, że ostatecznie się nie kształciło, tak?;> Nawet jeśli przyjąć, że ta forma podkreśla, że jest przytoczona jakaś legenda (choć w innych zdaniach masz normalny czas przeszły, więc należałoby to pewnie ujednolicić w takim przypadku), to nadal trzy razy „mieć” w jednym zdaniu to ciut za dużo.
  • Po dekadzie powstał w tej mieścinie kolejny uniwersytet, po kilku latach jeszcze kolejny. Świat zaczął się powoli rozwijać, nie wiadomo, czy dzięki uniwersytetom, czy po prostu przyszła na to pora. – biorąc pod uwagę, że piszesz tylko o tym, że uczniowie siedzieli w tej mieścinie, a nie wspominasz ani słowem o tym, żeby ktokolwiek stamtąd wracał do domu i jakkolwiek wykorzystywał nabyte nauki, to raczej chyba po prostu przyszła na ten rozwój pora;] A tymczasem czytelnikowi nasuwa się inna rzecz: dlaczego niby ci wszyscy mędrcy nie mogli uczyć przedtem, zanim założono Pierwszy Uniwersytet? Wcześniej do nich żadni uczniowie się nie zgłaszali, a jak przyszło wyruszyć do szkółki na „krańcu świata”, to nagle tak chętnie wszyscy zaczęli tam ściągać? Trochę brakuje logicznego wytłumaczenia całego tego ruchu intelektualnego.
  • (...) by nie zmieniły one ta trwałe porządku świata. – „na”.
  • Świata, który z daleka obserwował poczynania miasta, żyjąc własnym tempem.
    Reunion po godzinie spędzonej tutaj już wiedział, że nigdy nie polubi tego miasta.
    – nie wydaje mi się, żeby można było „żyć tempem”. Może raczej „rytmem”? No i powtórzenie.
  • (...) fotele i kanapy obite najprzedniejszą skóra. – „skórą. I skoro tacy intelektualiści tam żyli, to nie przyszło im do głowy, że obijanie kanap w karczmie najprzedniejszą skórą jest po prostu niemiłosiernie niepraktyczne?;> To samo z kokardami;]
  • Na podwyższeniu w koncie sali grajek dawał koncert skrzypcowy. – w „kącie”;>
  • Wierzę też w Inkwizycje. – jeśli nie było kilku Inkwizycji, to zdecydowanie w „Inkwizycję”;]
  • Gdy Reunion tworzył swoje, bądź co bądź, trafne i ładnie brzmiące życiowe mądrości, Syona starała się rozluźnić atmosferę, nie lubiła go zbyt poważnego. Teraz jednak wiedziała, że lepiej zachować względną powagę. – w pierwszym zdaniu brakuje mi jakiegoś „zazwyczaj” czy czegoś w ten deseń. Podczas czytania mam wrażenie, że chodzi o tę konkretną sytuację i o te konkretne życiowe mądrości, przez co robi mi się zamieszanie przy „teraz” w kolejnym zdaniu. No bo jak to? W końcu rozluźnia czy zachowuje powagę?^^
  • On naprawdę nigdy nie pytał, jaką misje dostała, jako wolny wysłannik Inkwizytorium, po prostu szedł za nią i wykonywał polecenia, choć zawsze były one w postaci próśb, on jednak jej nie odmawiał, nigdy. – po pierwsze: znów to samo – „misję”. Po drugie: może warto by było to zdanie rozbić na dwa? Czytane jednym ciągiem robi się nieco męczące.
  • Był jak zwierzę, parł przed siebie wiedziony instynktem. Gdy zna tylko cel, idzie do niego prostą droga. Jeśli na tej drodze będzie ściana – przebije się przez nią, nawet jej nie zauważy, póki się go nie poinformuje, o jej istnieniu. – i znów szalejesz z czasami, praktycznie w każdym kolejnym zdaniu inaczej;>
  • Dlatego Syona zawsze przekazywała Reunionowi informacje wyłącznie o naczelnym celu jej misji. Ale nigdy nie pomyślała, by traktować go jak zwierzę, psa, któremu cel wystarczy wskazać gestem. Po prostu on sam byłby zły, gdyby wdając się w szczegóły misji, dziewczyna zabiła jego potencjał. Była jeszcze sprawa jej pracodawców, którzy surowo zaznaczali, by wziętym do zadań pomocnikom, czy to przyjaciołom, czy najemnikom, przekazywać tylko najniezbędniejsze informacje i to tuż przed samą misją. Czasem jednak były sytuacje, gdy powiedzieć trzeba wszystko, aż do najmniejszego szczegółu, a to była jedna z nich. Tym bardziej, że zadanie dotyczyło Reuniona jak żadne poprzednie, odnosiło się do jego wierzeń i uczuć. Syona wypił jeszcze łyk napoju. – mnóstwo dużo powtórzeń i jedna literówka – „wypiła”.
  • (...) ale tym razem musze ci powiedzieć o wszystkim. – „muszę”.
  • Do ich stolika podszedł karczmarz, niosąc kufel Reuniona, myśląc, że ten go zapomniał. Chłopak spojrzał na niego groźnie, ale ręką dał przyzwolenie, by postawić piwo na blacie. Poczekał, aż karczmarz odejdzie i podjął rozmowę. – fajna, naturalna scenka. Smile
  • -To Świątynia Dumania – powiedziała Syona – rech rech rech...;] Albo to było zamierzone, wtedy wyszła Ci piękna groteska, albo przypadkiem, wtedy wtopa XD I jeśli przypadkiem, to – ponieważ „Pan Tadeusz” jest jedną z podstawowych lektur – sugeruję zmienić tę nazwę. W przeciwnym razie Twoi mędrcy wyjdą na czcicieli Wielkiego Fekala;>
  • -Badania ogłoszone obliczeniami tysiąclecia – powiedziała –Prowadzone tam są Boskie Rachunki. – zwane dalej Boskim Wydalaniem?;>


W ogóle:
  • Technikalia – sporo powtórzeń, nieco wariuje interpunkcja, no i dość dużo czegoś, co wygląda mi na niechlujstwo: spacje przy myślnikach, ogonki przy czasownikach, literówki. Rzeczy, których dałoby się uniknąć, gdyby parę razy jeszcze przeczytać tekst przed wrzuceniem na forum;>
  • Toohitech – bardzo podoba mi się pomysł miasta. Brakuje co prawda logicznego uzasadnienia takiego obrotu sprawy, bo przytoczona legenda jest dość dziurawa, no i karczma z tymi skórzanymi kanapami i kokardkami przy oknach pasuje do tego jak pięść do nosa, ale sam pomysł fajny i dość nieźle zrealizowany. Piwo o metalicznym posmaku, dymiące kominy, no i samo otwarcie opowiadania – opis mechanicznego ptaka: to wszystko fajnie wprowadza czytelnika w klimat.
  • Bohaterowie – tak naprawdę wiele o nich nie wiadomo. Ot, ona jest piękną dziewoją, on... jakimś młodzieńcem. Nawet nie wiadomo, czy wyglądają bardziej jak ubogie mieszczaństwo, czy jak ktoś z wyższych sfer. O ich charakterach też wiele nie wiadomo oprócz tego, że są zaprzyjaźnieni i że chłopaczek jest rozchwiany emocjonalnieTongue No ale to było tylko pięć stron, może później się to wszystko rozjaśni.


Podsumowując:

Podoba mi się. Co prawda wykonanie trochę kuleje od strony technicznej, ale podoba mi się pomysł i chętnie poznam ciąg dalszy.
Bardzo, bardzo dziękuje za taką recenzje, tego właśnie było mi potrzeba Smile Chyba siedziałeś nad nią dłużej, niż ja nad opowiadaniem Smile

Co mogę powiedzieć? Interpunkcja oczywiście leży, absolutnie jej nie lekceważę, ale to chyba nigdy się u mnie nie poprawi. Nawet w opowiadaniu odstawionym na kilkanaście dni potrafię nie wyłapać masy byków. Zostaje mi liczyć, że czytelnicy je znajdą, a po korekcie praca będzie jako - tako wyglądać. Oczywiście nie mam zamiaru polegać tylko na innych, w przyszłości postaram się lepiej sprawdzać wszystko przed umieszczeniem tego w sieci.

Zdarzyły się tez zdania, które ewidentnie mnie radziły, ale nie było już pomysłu, jak je przeredagować.

Martwią mnie powtórzenia, kto by pomyślał, że będzie ich aż tyle. W czasie pisania zdarzało mi się zaciąć - gubić słowa, nie móc znaleźć synonimów. I to w najprostszych przypadkach, najbardziej widać to chyba na początku.

Jeśli idzie o treść - fragment trochę nieudolnie spisuje się samodzielnie - naprawdę prawie nic z niego nie wynika Smile Ale i tak jest już za długi, przeciąganie tylko po to, by dojść do scen opisów bohaterów/świata/czegokolwiek mogłoby tylko zaszkodzić. Po to zamieszczamy opowiadania we fragmentach, żeby nie odstraszać czytelnika ilością tekstu, a tu już ponad pięć stron...

Żałuję tylko, że nie zdążyło się pojawić nic więcej na temat bohaterów. Ale nie lubię opisywać wyglądu postaci tylko dlatego, że się pojawiły - pierwsza scena, pojawia się bohater, a czytelnik od razu się dowiaduje, że "był on brunetem o pociągłe twarzy ubranym w to a to...". Preferuje sytuacje, gdy osoba trzecia widzi protagonistów po raz pierwszy i kontempluje ich wygląd, lub gdy ich aparycja ma na prawdę znaczenie dla utworu.

Świątynia Dumania oczywiście zamierzona Smile Pierwotnie miała być Świątynia Umysłu, ale w od razu do głowy przyszła mi obecna wersja, tak kusząca, że nie dało się jej odrzucić Big Grin To takie małe nawiązanie, w pierwszej wersji chyba aż za bardzo widoczne, wiec dobrze, że ostatecznie mamy dumanie Smile

Uff, długi post... Ale nie uprzejmie byłoby dać odpowiedź w kilku zdaniach na taką wspaniałą recenzję, jeszcze raz gorąco dziękuje!

PS. Bardzo ważne pytanie - jak to jest z tymi błędami? Ktoś mi pomógł je wyłapać, co teraz? Poprawić tekst? Czy zostawić byki, w końcu są jakąś integralną częścią pracy? Nie wiem, jak to odbierać...
Ależ cała przyjemność po mojej stronie. Wink

Gdzieś chyba było napisane, żeby poprawiać teksty na bieżąco przynajmniej w tym zakresie, w jakim autor zgadza się z komentarzem...

Jeśli idzie o tych bohaterów, to oczywiście mam świadomość, że to tylko pięć stron i że nie ma co się spodziewać, że będzie to pięć stron wypchane charakterystykami. Wink Jak mówisz o tej sytuacji, że pojawia się bohater i narrator od razu wali pełen opis wyglądu, to od razu mi się przypomina Aleksander Dumas - u niego właśnie tak to jest XD Fakt, dla współczesnego czytelnika może to być ciut niezjadliwe, tym bardziej, że Dumas daje te opisy bardzo, bardzo szczegółowe. Wink

Z tymi powtórzeniami nie ma co rwać włosów z piersi: zdarzały się w sieci dużo bardziej hardcorowe teksty pod tym względem. Wink Głównie kłopot jest z tą "misją". Ale na przykład na samym początku, w scence z mechanicznym ptakiem, widać wyraźnie, że pilnujesz słownictwa i że pracujesz nad tym. Obecność powtórzeń (i literówek Wink ) składam na karb po prostu zwykłego przegapienia. Niestety - trzeba czytać aż oczy wypłynąBig Grin

Pozdrawiam i polecam się na przyszłość, jeśli naturalnie jeszcze zechcesz skorzystać z mojej pomocyWink
Skoro tak to w najbliższym czasie poprawie pierwszą część, by nie odstawała poziomem od reszty, bo od teraz planuje się naprawdę przykładać Smile Zamieszczam kolejną część, chyba jeszcze dłuższą, ale za to więcej w niej szybkich dialogów.

Boskie Rachunki
część druga

Kąciki ust Reuniona zadrgały nieznacznie.
- Boskie Rachunki … - wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym uniósł wzrok. – Będę spokojny… To tylko słowa…
Jego towarzyszka milczała. Syona nie wiedziała, czy Reunion mówi teraz do niej, czy do swojej bogini. Chłopak powoli przejechał ręką po twarzy.
- Kontynuuj – Znów patrzył na nią. - Już czuję, jaką radość sprawi mi to zadanie…
Syona pokiwała smętnie głową. To, co miało najbardziej rozsierdzić jej przyjaciela, zostało jeszcze niewypowiedziane.
- Od jakiegoś czasu te badania są podobno tematem numer jeden wśród światowej inteligencji, ja jednak dotąd nic o nich nie słyszałam. Tutejsi naukowcy już od dawna mieli zbierać dane - przerwała, by dobrze dobrać słowa. Miała ochotę pójść po kolejny napój. A najlepiej po coś mocniejszego -Ich ludzie jeździli po całym świecie w poszukiwaniu przypadków nekromancji.
- Proszę, proszę, proszę… - Reunion pokiwał głową . – A więc dochodzi do tego Czarna Sztuka… Ha, ha, ha! -Cichy śmiech przerodził się w chichot. – Już chyba nic mnie nie zdenerwuje, czara goryczy przelała się i przewróciła. Mam tylko nadzieje, Syona, że nie masz jakiegoś limitu ofiar. Albo zakazu puszczenia miasta z dymem!
Dziewczyna wbiła się w fotel, jej towarzysz robił się naprawdę straszny.
- Nie mam – powiedziała cicho. – Ale proszę cię, nie rób nic głupiego.
- Skoro prosisz, to oczywiście, że nie zrobię – Uśmiechnął się bardzo łagodnie i bardzo naturalnie. - Ale mów dalej, póki jestem w nastroju! Nawet nie wiesz, jaką frajdę sprawia mi słuchanie! To jak tarzanie się w ciepłym błocie! A potem jeszcze przychodzi ktoś i mówi, że to wcale nie jest błoto! Pełen odlot!
Syona wstała i przeszła naokoło stolika, Reunion śledził ją wzrokiem, usiadła obok niego.
- Co? – spytał.
- Będziesz spokojny? – Włożyła swoją dłoń w jego.
- Jestem.
- Wiem - odpowiedziała, choć szczerze wątpiła – Ale czy będziesz, gdy powiem ci resztę? Spodziewałam się, że tak to się potoczy… Chyba nie potrzebnie ciągnęłam cię tu ze sobą…
- Nie mów tak! - Reunion znów zdawał się być normalny, jakby słowa jego przyjaciółki były wiadrem zimnej wody. – Nigdy nie mów nic takiego, głupia! Jeśli jestem w tym mieście, to dlatego, że miałem się w nim znaleźć. A jeśli mam posłuchać o czymś, co tak mnie wkurwi, że rozpieprzę ten pierdolony burdel, to niech ten dziwaczny karczmarz biegnie po wodę, bo będzie gasił zgliszcza.
Dziewczyna spojrzała na niego spod równo przystrzyżonej grzywki. W ustach większości ludzi takie słowa byłyby żartem lub groźbą bez pokrycia, ale Reunion nie był jak inni. Nagle zaśmiał się, ale już nie szaleńczo, tylko normalnie, jakby zobaczył coś naprawdę śmiesznego, pochylił głowę i spojrzał jej prosto w oczy.
- A jeśli ty mnie poprosisz, żebym tego nie robił, to nie zrobię. Choćby nie wiem co.
Uśmiechnęła się do niego naprawdę szczęśliwa.
- Wiem, że to dla ciebie trudne. Posłuchasz dalej?
Wolną ręką przejechał po jej długich, ciemnych, prostych włosach, zaczął się bawić nawijając je na palec.
- Mów śmiało.
- A więc tak… – Przełknęła ślinę i przypomniała sobie, gdzie ostatnio skończyła. - Nie chodziło im tylko o nekromancje. Interesowały ich też wszelkie przypadki pojawienia się duchów czy zmartwychwstań.
- Zmartwychwstania są dobre – przerwał jej Reunion. – Bogini ma moc ożywiania.
- No widzisz! – Ucieszyła się Syona. – Znalazłeś cos dla siebie! Ogólnie chodziło im o wszelkie sytuacje zawiązania kontaktu ze zmarłymi. Przepytali setki ludzi, którzy mieli z nimi do czynienia, podobno kilka razy udało im samym porozumieć się z przywróconymi do życia. Interesowały ich zwłaszcza dwa tematy – gdzie teraz są umarli, oraz czy za życia byli dobrymi ludźmi.
Reunion zaśmiał się spokojnie.
- I co? – spytał. – Chcą wiedzieć, jak wygląda niebo? Mogę im powiedzieć.
- Nie, nie… -Syona wiedziała, że za chwilę zburzy dobry humor kompana, który sama do tej pory budowała. - Tworzą oni wzór. Dane mają z historii życia umarłych - biorą pod uwagę wszystko, ich fach, zamożność, ile lat żyli. Ale dwie liczby mają najważniejsze znaczenie.
- Jakie? – spytał powoli Reunion, chyba coś podejrzewał.
Syona mocniej ścisnęła jego dłoń.
- Ilość grzechów oraz dobrych uczynków - odpowiedziała starając się patrzeć mu prosto w twarz.
- A ten wzór? - Chłopak wiercił ją spojrzeniem. - Co z niego ma wychodzić? Na co on jest?
- To wzór – Nie wytrzymała i odwróciła głowę. – na dostanie się do nieba.
Zapadła cisza, podczas której oboje mogli słyszeć skoczną melodyjkę, jaką grał właśnie tutejszy muzykant. Syona pomyślała, że to wcale nie był dobry pomysł chwytać towarzysza za rękę. Jeśli ma mieć atak szału, może zacząć od zmiażdżenia jej dłoni. Jednak zamiast spodziewanej, wykrzyczanej długiej tyrady o herezji, jej zwalczaniu, zabijaniu różnych ludzi i paleniu ich domów, usłyszała tylko krótkie
- Co?
Znów spojrzała na Reuniona. Był spokojny i patrzył się gdzieś przed siebie. Poczuła, że mogłaby wyjąć swoją dłoń z jego, ale nie zrobiła tego.
- Wzór na dostanie się do nieba - powtórzyła, niepewna, czy dobrze robi. – Stosunek dobrych i złych uczynków, jaki wystarczy przekroczyć, by dostać się do raju.
Syona dopiero teraz zauważyła, że grajek krążył po lokalu ze swoją wesołą sonatą. Niespodziewanie wskoczył do nawy, gdzie siedzieli. Pląsał na około ich stołu, machając smyczkiem jak szalony. Syona patrzyła to na niego, to na Reuniona, który wciąż tylko gapił się ponuro w przestrzeń. Muzyk zatrzymał się za nimi i nie przerywając szalonej gry pochylił się, tak ze jego głowa znalazła się między ich. Z niesamowicie szerokim uśmiechem spojrzał najpierw na Syone, potem na Reuniona, potem wyprostował się i skacząc ruszył grać innym gościom.
Reunion niespodziewanie puścił dłoń przyjaciółki i sięgnął po swój kufel.
- Postaram się nie myśleć o smaku – rzucił i wypił porządnego łyka.
Syona patrzyła z niedowierzaniem.
- Nie masz ochoty kogoś zabić? – upewniła się.
Chłopak przełknął, co już miał w ustach i zatrząsł się, jakby go przeszedł zimny dreszcz, odstawił kufel i wytarł język dłonią.
- Zabójstwo jest jak piwko – stwierdził.
- Słucham?
- Kiepskie piwo pijesz szybko – wyjaśnił - Dobrym się delektujesz. Mocno trzymasz je w dłoni, delikatnie unosisz do ust, a potem sączysz, jak mleko matki.
Jego towarzyszka milczała. Nie przepadała za piwem, ale słuchała uważnie.
- Naukowcy bez moralności, nekromanci, łamiący zasady – kontynuował. – Dla mnie to śmiecie. Zabiłbym od razu. Gdy słyszę, że jakiś jest w pobliżu, wstaję i idę po niego. Mam ochotę zadać szybką śmierć, bo nie chce nawet długo na niego patrzeć. Są jak słabe piwo. Ale zabicie arcywroga musi mieć smak piwka serwowanego w pałacu bogini - rozmarzył się.
- Masz arcywroga? – spytała Syona.
- Chyba właśnie znalazłem. - Reunion uśmiechnął się. – A oto rytuał. Nie chcę tam iść od razu. Chce się przygotować. Powstrzymam tego, kto tworzy te heretyckie równania, choćbym sam miał tam zginąć. Wiesz jaka jest najgorsza ludzka cecha?
- Hm? – dziewczyna nie spodziewała się, że będzie jej teraz zadawać jakieś pytania – Najgorsza z ludzkich cech?
Reunion znów rozłożył się wygodnie na kanapie.
- Chęć zrozumienia – wyjaśnił. – To coś, co każe nadać wszystkiemu na tym świecie nazwę. Każe pisać definicje, poznawać i opisywać zasady działania. Dlatego tak nie cierpię naukowców. A jeszcze bardziej nienawidzę wzorów. Tego czegoś, co zamienia największe cuda w zbiór liczb. To daje człowiekowi poczucie władzy nad czymś, do czego w rzeczywistości się nawet nie umywa. Nad światłem, słońcem, wodą czy ogniem. A teraz i nad boginią.
Był bardzo poważny. Chyba jak nigdy, odkąd Syona go poznała. Chciałaby powiedzieć coś, co go rozchmurzy, ale obowiązki były ważniejsze.
- Wiesz, czemu nasza misja jest tak wielkiej wagi? – upewniła się.
Pokiwał głową.
- W tym mieście jest niewiele nici. Zaskakująco mało. Wciąż tworząc, uznając samych siebie za jedynych władców swojego życia, tutejsi niszczą przeznaczenie. Ale jest jedna, wyjątkowa nić - spojrzał w górę, jakby mógł dojrzeć to, o czym mówi przez dach – Potężna nić przeznaczenia o szkarłatnej barwie, jest jak rzeka krwi na niebie. A wypływa właśnie z tego białego zamku, z tej heretyckiej świątyni. Widziałem już kilka razy coś takiego. Nici ciągnące się na zachód, dalej, niż kiedykolwiek dotarł człowiek.
- Nici Końca Świata – stwierdziła Syona. – I jedna jest tutaj… A więc to pewne. Ale chwila, widziałeś ją już przedtem?
Reunion pokiwał głową. Zastanawiał się czy nie sięgnąć po kolejny łyk piwa, ale odpuścił. W rzeczywistości było mu potrzebne jedynie jako rekwizyt do przemowy o zabijaniu. Było tak wstrętne, że nie chciał brać go więcej do ust.
- Nie wiedziałem, czy ty wiesz – wyjaśnił. – Jeśli inkwizytorzy nie powiedzieliby ci, że to miejsce może być przyczyną końca świata, to mieliby ku temu powody. A ja nie chciałem cię martwić. Koniec... To na pewno przez te badania… Trzecia zasada – człowiek nie może zrozumieć bóstwa. Nigdy nie słyszałem, a tak jawnym jej pogwałceniu…
Reunion zamyślił się. Nie widział w swoim życiu wielu Nici Końca Świata, żadnej też nigdy nie zerwał, choć raz był światkiem takiego wydarzenia. Tym razem jest to na jego barkach. Wzór na dostanie się do nieba - to jak wyrycie bramy w nieboskłonie, całkowite zatarcie ludzkości i boskości. Nic dziwnego, że te szalone obliczenia mogą doprowadzić do końca. Westchnął.
Ktoś zajrzał do ich nawy, Reunion zerknął kątem oka. Mężczyzna w brudnej koszuli i szaroburych spodniach na szelkach. Na twarzy miał niewielką, prostokątną, białą maskę na sznureczkach, zasłaniającą tylko usta i nos, Jego oczu nie było widać przez dziwaczne, ciemne okulary na rzemieniu.
Od rana Reunion zobaczył tylu dziwacznie ubranych ludzi, że ten nie zrobił na nim wrażenia. Niespodziewanie przybysz podszedł do ich stołu, Syona patrzyła nań spokojnie.
- Głośno tu grają - powiedział młodym, lecz chrypliwym głosem i przejechał dłonią po krótkich, ciemnych włosach.
- Proszę siadać – odparła Syona. – W nawie jest całkiem cicho.
- Co takiego? – Reunion się zerwał. – Nie zapraszaj tego dziwaka! Won, popaprańcu! – Machnął ręką.
Dziwny nieznajomy nie ruszył się z miejsca.
- Panno Marshall - powiedział. – proszę wyprosić swojego przyjaciela.
- On jest moim pomocnikiem. - Dziewczyna spojrzała na niego ostro.
- Naprawdę? – Zamaskowany typ zerknął najpierw na Reuniona, potem na kieliszek i kufel na stole, potem znów na Syonę, która najwyraźniej zrozumiała, jak to musi wyglądać, ale milczała – A więc się rozgoszczę. – usiadł na fotelu.
Reunion prychnął i padł na kanapę.
- Co to za dupek? – spytał Syonę na tyle głośno, by przybysz usłyszał, on jednak nie zareagował, siedział prosto, z rękoma na oparciach fotela.
- Szczegółowe dane z Toohitech nie zdążyły dotrzeć, nim musiałam wyruszyć. - wyjaśniła dziewczyna, patrząc na zamaskowanego – Więc dostaję je na miejscu. To przedstawiciel tutejszej jednostki naszego wywiadu, pan…
- Przepraszam najmocniej - gość przerwał jej tak nagle, że aż podskoczyła. - Ten lokal jest bezpieczny, więc możemy tu mówić sobie po imieniu, ja jednak mam własne zasady. Wolałbym, żeby nie wymawiała pani głośno mojego nazwiska.
Reunion z trudem powstrzymał śmiech. Syona patrzyła na mężczyznę robiąc wielkie oczy.
- Eee… Tak, tak, oczywiście… - Oprzytomniała po chwili. – Przepraszam najmocniej.
Dziwny gość nie wykonał żadnego ruchu, nawet maska na jego twarzy nie ruszała się, gdy mówił.
- Nic nie szkodzi - powiedział. - Możecie się do mnie zwracać Pan Zamaskowany.
Reunion tak parsknął, że aż opluł sobie brodę.
- Ale tandeta - szepnął do Syony.
Prawy bark Pana Zamaskowanego drgnął nieznacznie.
- Co? – spytał.
- Nie, nic – Reunion zrobił minę niewiniątka.
Szpieg pokiwał głową.
- Czy pani towarzysz traktuje naszą sprawę poważnie? Chyba nie wie, o co toczy się walka…
- To chyba Pana Zamaskowanego powinniśmy o to spytać. – Reunion nachylił się nad stołem i spojrzał groźnie na szpiega.
Syona złapała go za ramię i usadowiła ponownie. Obaj byli niepoważni, a przynajmniej nie na tyle, na ile być powinni wykonując zadanie tej rangi. Najwyraźniej Pan Zamaskowany to, podobnie jak Reunion, oryginał.
- Proszę mówić , co pan dla nas ma… – Zawahała się. – Panie Zamaskowany…
Ten kiwnął głową, splótł ręce na brzuchu i zaczął mówić.
- Na początku przypominam - zaznaczył. - Że ten osobnik dowiaduje się wszystkiego na pani odpowiedzialność
- Oczywiście - odparła Syona, a szpieg kontynuował.
- Badania zaczęły się dobre trzy lata temu, same obliczenia prowadzone są jednak dopiero od kilku miesięcy, a informacje o nich do opinii publicznej przeniknęły parę tygodni temu. Nikt nie wie, ile jeszcze potrwają, lecz na pewno zbliżają się ku końcowi. Za wszystkim stoi Wielka Trójka – Uniósł trzy palce – tak mówią o nich pracownicy Świątyni.
Reunion wzdrygnął się, ale siedział dalej.
- Perlo Weed jest twarzą projektu – kontynuował Pan Zamaskowany, nie wiadomo, czy zauważył, co zrobił Reunion – To tutejszy idol, bardzo aktywny naukowiec i działacz miejski. Informacje o badaniach miały wypłynąć przypadkiem, lecz pewnikiem to on kontrolował cały proces. Druga osoba to Pitchblack Dalaver, magik-badacz.
- Alchemik Dalaver? – Zdziwiła się Syona. – Jest tutaj? Inkwizycja ściga go od dawna.
Pan Zamaskowany przytaknął.
- Gdyby tylko ludzie wiedzieli. W Toohitech też go za bardzo nie lubią. To on głównie prowadzi badania, Weed praktycznie nic nie robi, użycza tylko buźki i nazwiska by zebrać rzesze zwolenników. O trzeciej osobie wiemy tylko tyle, że istnieje. Nie wiadomo co robi, ani czy przebywa w ogóle w mieście. Ale wśród wtajemniczonych niejednokrotnie padało określenie Wielka Trójka, więc musi być ktoś jeszcze. Tyle że nie znaleźliśmy nikogo, kto dorównywałby Weedowi i Dalaverowi pozycją i możliwościami.
Szpieg przerwał i milczał dłuższą chwile, pokiwał głową.
- Musicie sobie kupić porządne ciuchy. No, chyba, że macie coś poza tym, w czym jesteście.
Syona i Reunion spojrzeli na siebie. On miał najzwyklejszą, białą koszulę, trochę już znoszone spodnie i swoją ulubioną, skórzaną kurtkę, na nogach ciężkie buty. Nie wyglądał źle, jak ktoś w każdej chwili gotowy wyruszyć w drogę. Syona z racji upodobań miała nieco bardziej skomplikowany strój, jednak wciąż wygodny - bardzo luźna, biała koszula, związana w pasie i nadgarstkach czerwonymi szarfami, skórzane spodnie na rzemykach i wysokie buty. Dama by się tak nie ubrała, chyba, że wybierałaby się na przejażdżkę konną. Dziewczyna lubiła kobiece stroje i gdy wiedziała, że będzie gdzieś na dłużej, zawsze miała coś przy sobie, ale tym razem zabrała tylko najpraktyczniejsze ubrania. W swoich oczach nie wyglądali źle.
- Nie mam nic lepszego - przyznała Syona.
- A ja tak – powiedział Reunion.
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona, ale nic nie mówiła.
- Nic się nie stało. - Pan Zamaskowany wydobył z kieszeni mieszek i położył go na stole, w środku zabrząkały pieniążki. – Kup sobie coś ładnego. Do Świątyni Dumania nie wpuszczają w byle czym.
No dobrze, to teraz ja się wypowiem. Na początku zawsze wskazuje zdania, które rzuciły mi się w oczy jako potencjalnemu czytelnikowi. Nie będzie inaczej tym razem. Do dzieła!

"z wnętrza zwierzaka poczęły wylatywać niewyartykułowane dźwięki, a głowa obracać niesamowicie szybko wokół własnej osi." --- ten fragment brzmi jakoś tak dziwnie po wprowadzeniu bezokolicznika "obracać" w drugiej części. Nie mam pomysłu jak to zmodernizować, dlatego ja bym przerobił całe zdanie.

"krzyknął uderzy ł się kilka razy pięścią w czoło" --- w tym fragmencie jest coś pomieszane, poza literówką coś tu jeszcze nie gra, ja bym to zmienił na coś takiego: "krzyknął uderzając się kilka razy pięścią w czoło"

Zauważyłem, że Nae już zajął się dogłębnie techniczną stroną tekstu. Mam nadzieję, że poprawiłeś usterki, co do których się zgadzałeś.
Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że opowiadanie podobało mi się, co nieczęsto się zdarza, więc możesz to stwierdzenie traktować jako pochwałę Wink

Sama idea postępu technologicznego w fantastyce nie jest nowa. Jednak od razu zaznaczę, że tego typu pomysły są dość ciężkie do zrealizowania. Czytając natomiast Twój tekst, jestem pod wrażeniem w jaki udało Ci się sprostać temu zadaniu. Dobrze wykreowany świat został dodatkowo ubarwiony przez samą postać chłopaka, który zachowywał się niezwykle naturalnie IMO i nie odstawał swoimi wypowiedziami czy działaniami. Tutaj należą Ci się gratulacje.

Coś więcej raczej ciężko powiedzieć, jako, że to był dopiero początek. Na pewno opisy są dobrej jakości i dobrze odwzorowują rzeczywistość. Są dość plastyczne i łatwo przyswajalne. To też jest na plus.
Większych uchybień nie znalazłem, aczkolwiek nie przeczytałem jeszcze wszystkiego. Ogólnie rzecz ujmując zaciekawiłeś mnie i nie omieszkam przejrzeć dalszych części.

Pozdrawiam
Danek

Komentarz do drugiej części:

"patrzył się gdzieś przed siebie" --- się jest tutaj raczej zbędne

"nie pewna, czy dobrze robi" --- niepewna

Hmmm. Druga część również trzyma poziom. Być może Nae znalazłby dużo więcej usterek, jest bardziej wnikliwy ode mnie, to jednak oceniając tekst pod kątem "poczytności" przyznaję, że jest to kawał dobrej roboty.
Opisy są bardzo dobre, dialogi nie trącą sztucznością, a opisy gestykulacji czy tego co robi dana postać podczas mówienia są bardzo rozbudowane. Jak do tej pory nie znalazłem niczego, do czego mógłbym się przyczepić jako zwykły czytelnik. Czyta się lekko i przyjemnie, pogratulować takiego stylu, jakim się posługujesz.
Ale pamiętaj! Nie spoczywaj na laurach i pozytywach, lecz cały czas doskonal swoje umiejętności, aby przy kolejnych częściach było jeszcze lepiej.

Pozdrawiam serdecznie.
Danek
To bardzo miła i przyjemna opinia, jednak spoczęcie na laurach nie wchodzi w grę. Wszystkie uwagi biorę oczywiście do serca i postaram się na dniach poprawić tekst pod ich kątem. Co do następnej części, to mam nadzieję że powstanie ( a właściwie będzie dokończona) dość szybko, lecz mam teraz pełno innych rzeczy do robienia.

Tak czy inaczej - dziękuje.
No dobrze. To na miłe rozpoczęcie dnia – i mam nadzieję, że będzie ono istotnie miłe. :P Zerknąłem do pierwszej części celem przypomnienia sobie w ogóle o co tu chodziło i już możemy jechać dalej.




W szczególe:
  • - Boskie Rachunki … - wycedził przez zaciśnięte zęby, poczym uniósł oczy ku górze. – drugie zdanie, a Ty już mi to robisz? ;> Po pierwsze: „po czym” oddzielnie. Po drugie: pleonazmy są FUJ;> Mógł unieść oczy ku dołowi? „unieść” = „przesunąć ku górze”, unikaj pleonazmów. A już zupełnie na marginesie, to jakoś mi w ogóle nie gra unoszenie oczu. Raczej wzrok... Bo oczy przecież są cały czas chyba w oczodołach, no nie? Ale to może być już utarty związek frazeologiczny, więc tu nie mam pewności i tylko zaznaczam swoje subiektywne odczucie.
  • - Kontynuuj – znów patrzył na nią. - Już czuję, jaką radość sprawi mi to zadanie… – ogólnie z dialogami nie jest źle, ale „znów patrzył na nią” nie oznacza odgłosu paszczą, nie jest bezpośrednim nawiązaniem do wypowiadania słowa „kontynuuj”, w związku z czym należy to zapisać inaczej. Najlepiej zajrzyj na przykład TUTAJ, przestudiuj dokładnie zawarte tam informacje i się stosuj. ;) W tym przypadku raczej nie jest rozdzielone wstawką narracyjną jedno zdanie, więc będzie pasowała ostatnia opcja.
  • - Wiem - odpowiedziała, choć szczerze wątpiła[.] – Ale czy będziesz, gdy powiem ci resztę? – tu z kolei masz piękny przykład opcji B z podrzuconego przeze mnie linka.
  • Chyba nie potrzebnie ciągnęłam cię tu ze sobą… – „niepotrzebnie”; „nie” z przymiotnikami i przysłówkami stopnia równego zapisuje się łącznie (czasem kontekst wymusza inną pisownię, ale to inna para trzewików).
  • Znalazłeś cos dla siebie! – „coś”.
  • Ogólnie chodziło im o wszelkie sytuacje zawiązania kontaktu ze zmarłymi. – no nie wiem. Wydaje mi się, że zawiązać to można raczej kokardkę, a kontakt się nawiązuje.
  • Muzyk zatrzymał się za nimi i nie przerywając szalonej gry pochylił się, tak ze jego głowa znalazła się między ich. – po pierwsze: nie jestem pewien co do umiejscowienia przecinka przy „tak że”. Wydaje mi się, że należałoby go przesunąć o jedno oczko do przodu. Po drugie: no właśnie – „że”. ;) Po trzecie: „jego głowa znalazła się między ich” brzmi jakoś kulawo. Choć to znów może być moje bardzo subiektywne i odosobnione wrażenie. Ja rozumiem, że tu chodzi, że między ich (głowami). Ale mimo wszystko takie nagie „ich” jakoś mi nie gra. Może byłoby prościej na przykład „między nimi”? Tak naprawdę wyjdzie na to samo... Ale nie wiem, to Twój tekst. ;)
  • Mam ochotę zadać szybką śmierć, bo nie chce nawet długo na niego patrzeć. – „chcę”.
  • Chce się przygotować. – jak wyżej. ;)
  • Nigdy nie słyszałem[/u], a[/u] tak jawnym jej pogwałceniu… – czy tu nie miało być „o”? (wtedy bez przecinka, oczywiście)
  • hoć raz był światkiem takiego wydarzenia. – odmień sobie „światkiem” w mianowniku – co dostajesz? No właśnie: „światek”. :P Czyli mały świat;] A tutaj chodzi raczej o „świadka”;) (jak nie jesteś pewien co do pisowni czegoś, zacznij od odmieniania sobie tego słowa. Zazwyczaj wtedy większość wątpliwości powinna się rozwiać, bo „d” z mianownika raczej Ci się nie przetransformuje w „t” w narzędniku;)
  • Więc dostaje je na miejscu. – „dostaję” – pilnuj ogonków;]
  • Wolałabym, żeby nie wymawiała pani głośno mojego nazwiska. (...) Możecie się do mnie zawracać Pan Zamaskowany. – na pewno „Pan”? ;)
  • -Ale tandeta - szepnął do Syony. – zgadzam się:P (poza tym brakuje spacji po myślniku;] )
  • - To chyba Pana Zamaskowanego powinniśmy się o to spytać. – naah, pytać w formie zwrotnej w ogóle tu nie pasuje;] Spytać Pana Zamaskowanego i już, bez żadnych tam „się”.
  • Syona i Reunion spojrzeli na siebie, on miał najzwyklejszą, białą koszulę, trochę już znoszone spodnie i swoją ulubioną, skórzaną kurtkę, na nogach ciężkie buty. – myślę, że tutaj swobodnie można by po „spojrzeli na siebie” uciąć zdanie i resztę dać po kropce. W jednym ciągu to dziwnie wygląda i źle się czyta.
  • Syona z racji upodobań miał nieco bardziej skomplikowany strój (...) - „miała”.
  • Pan Zamaskowany wydobył z kieszeni mieszek i położył go na stole, w środku zabrząkały pieniążki. – aaargh! *toczy pianę z ust* Nie „pieniążki”! Tylko nie „pieniążki”! Arrgh!



W ogóle:
  • Wykonanie – właściwie muszę powiedzieć, że nie jest źle. Powtórzeń praktycznie nie zauważyłem (ale może po prostu jest dla mnie za wcześnie;] ), dialogi zazwyczaj zapisane poprawnie (parę razy coś Ci się pokiełbasiło, ale ogółem nieźle), trochę ogonków pozjadałeś. Jasne, parę zdań można by przerobić, ale nie chcę aż tak ingerować w Twój tekst. W końcu jest Twój.
  • Fabuła – hmm... akcja dość wolno się posuwa do przodu. Ten fragment (trzy strony w Wordzie) to jedna, długa rozmowa przy stoliku. Co prawda czytelnik miał okazję poznać całą intrygę, ale myślę, że dobrze by było, żeby przy innych okazjach bohaterowie jednak cokolwiek robili, bo cała scena była bardzo statyczna.
  • Bohaterowie – w szczególności Reunion jest całkiem fajnie zarysowany. Z jego zachowania można odczytać już pewne cechy, a to jest bardzo cenne. Przy okazji on wyszedł Ci najbardziej naturalnie w czasie tej rozmowy, na przykład używanie przez niego rekwizytu – piwa, którego tak naprawdę wcale nie chciał pić.



Podsumowując:

Mimo potknięć, czyta się nieźle, a postacie są nawet całkiem naturalne. Zobaczymy jak to dalej będzie wyglądało. :)
Nae Mair, muszę się przyznać, że strasznie przyjemnie mi się zrobiło, gdy tylko zobaczyłem Twój post. Dlaczego? Bo nie muszę przewijać strony by zobaczyć całą listę błędów Big Grin W porównaniu z Twoim komentarzem do poprzedniego fragmentu - mogę mówić o małym sukcesie Smile To właśnie dzięki Tobie postanowiłem zwrócić większą uwagę na techniczną stronę opowiadania i mam nadzieję, ze to faktycznie widać. Z listą błędów na pewno się zapoznam dokładnie i nie omieszkam szybciutko poprawić co się da.

Co do fabuły, to oczywiście zdaję sobie sprawę, że mamy tutaj tylko jedną, długa rozmowę. Niestety, jakbym chciał, nie mógłbym tego poprowadzić inaczej. No, istniała jedna alternatywa - jako narrator przekazać czytelnikom wszystkie informacje, jakimi postacie wymieniły się w czasie rozmowy, wtedy pewnie zmieściłbym się w jednej stronie. Ale staram się unikać takich zabiegów. Akcja w karczmie jeszcze trochę potrwa (choć większa cześć już oczywiście za nami), dlatego nie mogłem dociągnąć akcji do momentu, gdy bohaterowie są już gdzie indziej, tylko po to, żeby cały fragment nie dział się tylko w jednym miejscu. Opowiadanie zapowiada się na naprawdę długie ( o ile będą chętni, by je czytać), a to, co wydarzyło się do tej pory, to nawet nie jest materiał na jeden rozdział. Liczyłem, że wprowadzenie nowej postaci doda smaczku, ale to jednak za mało.

Następna część jest praktycznie gotowa, ale wstrzymam się z jej publikacją. Chcę sprawdzić, czy gdy skończą się wakacje, będzie trochę więcej życia na forum. Nie liczę oczywiście na jakiś szał, ale dwójka komentatorów to trochę słabo w mojej opinii, przynajmniej jak na dwa fragmenty opowiadania a chciałbym wiedzieć co ludzie o nim myślą, nim posunę się dalej. Może to po prostu ja jestem zbyt niecierpliwy i za bardzo się spieszę, ale tak czy siak lepiej się wstrzymać.

Za komentarz oczywiście serdecznie dziękuję.
Cieszę się, że dialog z Tobą nie jest rzucaniem grochem o ścianę. Smile Nie spiesz się więc i spokojnie naszykuj kolejną część, a później się nią zajmiemy^^
Przeczytane, bardzo mi się podobało. Po pierwsze, cieszy mnie świat - nie jest to typowe, sztampowe fantasy z elfami i krasnoludami, tylko właściwie steampunk, który lubię o wiele bardziej Big Grin
Początkowo opowiadanie kojarzyło mi się z mangą FullMetal Alchemist, ale im dalej, tym bardziej się od tego oddalało (chociaż te humorystyczne fragmenty bardzo moim zdaniem w tym stylu).
Nie działo się może wiele, ale masz lekki styl, czytało się przyjemnie, tekst, można powiedzieć płynął, bez zastojów.
Poza Reunionem postacie nie są mocno zarysowane, ale liczę, że się to zmieni ; P On natomiast wyszedł świetnie, ma jakiś charakter, nie jest taki płaski, co widać po jego zachowaniu, oraz w dialogach. Może jest fanatykiem, ale właśnie to czyni go wyrazistym...
Napisałeś, że kolejna część jest właściwie gotowa...szczerze mówiąc, wolałbym poczytać o misji w Toohitech, niż o przygodach katowickiego paladyna.
Nie chcę wywierać presji, nie pisz na siłę, ale w Rachunkach, przynajmniej według mnie, tkwi większy potencjał.
No skoro tak, to wrzucam kolejną część Smile Przyznam, że ciężko mi się pisało ten fragment, błędów jest pewnie sporo, więc nawet nie proszę, żeby ktoś próbował je wyłapywać Big Grin Postaram się na bieżąco wszystko poprawiać, gdy tylko coś zobaczę.

Jest to koniec pierwszego rozdziału opowieści, zachęcam do lektury i komentowania.

Boskie Rachunki
część trzecia

- A co, w ładnym ubraniu wpuszczają każdego? – Reunion zaśmiał się i nachylił nad stołem, by zważyć mieszek w dłoni. – Ciężkawy. No, ale skoro tak, to kupisz sobie najwspanialszą suknię, jaką mają w tym parszywym mieście, Syona. Pod warunkiem, oczywiście, że nie będzie ze stalowych płyt i z kominem na plecach.
Pan Zamaskowany wypuścił głośno powietrze.
- Macie być ładnie ubrani, bo jesteście umówieni na spotkanie z Weedem, jutro o osiemnastej, dokładnie za dwadzieścia pięć godzin.
Reunion rzucił pieniądze z powrotem na blat i uśmiechnął się. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ale możliwość uściśnięcia ręki człowiekowi, który w jego umyśle urósł do rangi arcywroga, tuż przed tym, jak przystawi mu ostrze do gardła, była wyjątkowo kusząca.
- Spotkanie? A w jakiej sprawie? I jako kto na nim wystąpimy?
- Po kolei, po kolei. – Szpieg gestem nakazał jej milczenie. – Umówienie was to wielki sukces sukces moich ludzi. Podrzuciliśmy parę papierów, użyliśmy kilku metod perswazji i ostatecznie udało się załatwić wam wejście. A wystąpicie jako wy sami, pod prawdziwymi nazwiskami, jako oficjalna delegacja Inkwizycji. Wszystko zgodnie z prawdą, Oficjum dowiedziało się o prowadzonych badaniach i wysyła ludzi, by porozmawiać na ten temat.
Zrobił przerwę. Ani Syona, ani tym bardziej Reunion, nie mieli zamiaru pytać o metody perswazji, jakimi posłużył się Pan Zamaskowany. Równie dobrze mogła to być łapówka, jak i groźba zabicia rodziny. Potem jakiś wystraszony lub o wiele bogatszy pracownik Świątyni podrzucił napisany na szybko list z prośbą o spotkanie. Pytanie, czemu naukowcy się zgodzili? Może zależało im na utrzymaniu dobrych kontaktów z Inkwizycją? Chociaż na etapie badań, na jakim rzekomo już są, byłby to zbędny trud, takie przyjaźnie zawiera się, by zapewnić sobie spokój na lata. Syona poczuła dziwny niepokój, jaki ludzie czują zawsze, gdy drzwi, które mają wyważyć, nagle powoli się przed nimi otwierają. Dziewczynie wydawało się, jakby wszystkie siły, zarówno przyjaciele, jak i wrogowie, pchali ją w kierunku Świątyni Dumania. Ale nie zamierzała panikować. Może po prostu udzieliły jej się komentarze Reuniona, jakie to wielkie zło panuję w tym mieście. Z zamyślenia wyrwały ją dalsze wyjaśnienia Pana Zamaskowanego.
- Z naukowcami Toohitech nie ma się co bawić w przebieranki czy chowanego – wyjaśnił. - Ja i moi ludzie to zawodowcy, więc jakoś tu funkcjonujemy, ale czy wy dalibyście radę? Tego nie wiem.. Zbieranie informacji to ich specjalność. W każdym razie lepiej dać wam jawny powód przybycia, niż ryzykować, że odkryją wysłannika Inkwizycji, który potajemnie przybył do miasta, akurat w trakcie trwania tak ważnego projektu.
- Rozumiem. - Reunion kiwnął głową. - Wchodzimy, witamy się, nagle ja załatwiam Weeda, szukam i załatwiam Dalavera, szukam i załatwiam tego trzeciego. Co jeszcze? Aha, budynek! Wysadzamy?
Pan Zamaskowany powoli rozmasował sobie czoło.
- Nie, idioto! - wysyczał – Nie wysadzamy! A ty nie zabijasz Weeda, ani nikogo innego! Przynajmniej na razie.
- O, fantastycznie! - Uśmiechnięty Reunion klasnął w dłonie. - Czyli rozumiem, że idziemy tam pić rdzawą herbatkę?
-To nie takie proste! - Szpieg krzyknął, a gdy zorientował się, że podniósł głos, przygarbił się lekko i rozejrzał dookoła, zaczął szeptać. - Celem jest przerwanie badań, tak? Tyle, że nie mamy pojęcia, co to właściwie znaczy! Może trzeba zniszczyć jedną pracownie, może powybijać wszystkich naukowców, może wystarczy spalić dokumenty... A może zrobić jeszcze coś innego... Coś, z czym ja miałbym sobie nie poradzić...
Zwiesił głowę i pokiwał nią przez chwilę, zaraz jednak przypomniał sobie, że jest w środku wypowiedzi.
- W końcu po coś przysłali tutaj akurat was. Tak czy inaczej, to pierwszy problem. Drugi jest taki, że podziemia Świątyni ciągną się setki metrów w dół. A misja może wymagać zejścia choćby na ostatnie z pięter. Z moimi ludźmi staramy się wam jak najbardziej pomóc, odkąd tu jesteśmy przeczesujemy miejskie i publiczne księgozbiory w poszukiwaniu najdrobniejszych fragmentów planów Świątyni, składamy je jak układankę, korytarz po korytarzu. Większość oryginalnych planów architektonicznych już i tak pewnie dawno uległa zagładzie... Dajcie nam jeszcze kilka dni – poprosił. - Może znajdziemy naprawdę istotny fragment. A spotkaniem z Weedem wykorzystajcie do maksimum. Zdobądźcie jego zaufanie, popytajcie, rozejrzyjcie się trochę. I nie zdradzajcie, że inkwizycja wie więcej, niż jego zdaniem powinna. - Wyprostował się i odetchnął głęboko. - To jest plan, wszystko rozumiecie?
Syona przytaknęła, a Reunion warknął cicho, nie lubił, gdy ktoś zwracał się do niego w ten sposób, czuł, że rozmówca traktuje go wtedy jak idiotę. Nagle zwrócił uwagę na istotny szczegół – muzyka ucichła. Zerknął w bok i faktycznie, muzyk szybciutko pakował skrzypce w futerał. Pan Zamaskowany niespodziewanie zaśmiał się.
- No, ten zidiociały grajek wychodzi. Patrzcie, jak biegnie, pewnie nie chce się nawet minąć z Renosterem!
Szeroki uśmiech zagościł na twarzy Reuniona. Też zdążył już wyrobić sobie niezbyt pochlebne zdanie na temat skrzypka i jego głupawych melodyjek, więc oglądanie, jak dosłownie pędzi w kierunku wyjścia, sprawiało chłopakowi niemałą radość. Poczuł też zalążek sympatii do szpiega, identyczny gust muzyczny bardzo jednoczy ludzi.
- Kim jest Renoster? - zapytała Syona.
Renoster… A nieważne! - Pan Zamaskowany zaczął powoli wstawać. – Sami się pewnie przekonacie, a ja i tak siedzę tu już zbyt długo, muszę jeszcze przypomnieć barmanowi, że wcale z wami nie rozmawiałem.. Jutro o osiemnastej, to jest jasne, tak? Skontaktuje się z wami za jakiś czas. Posiedźcie tu jeszcze jakiś czas, możecie coś zamówić, ale się nie upijajcie. Jakby co – przyszliście tu wypocząć po podróży, ja jestem robotnikiem który wpadł się napić, siedziałem sam przy barze. Zresztą, i tak mnie pewnie nie widzieliście.
Reunion przewrócił tylko oczyma. Chyba wie, że nigdy nie widział Pana Zamaskowanego, nie pierwszy raz brał udział w przekazaniu informacji. Syona pożegnała się ze szpiegiem, a ten spojrzał na nią jeszcze raz.
- Nie mogę się doczekać, by zobaczyć panią w akcji – wyznał. – Choć proszę to traktować bardziej jak komplement, mało prawdopodobne, bym miał taką możliwość w rzeczywistości. Ale musi być pani kimś naprawdę wyjątkowym, ściągnęli panią tutaj z tak daleka. Cóż… Do zobaczenia.
I odszedł ostatecznie. Syona i Reunion rozluźnili się nieco, będąc znów tylko w swoim towarzystwie. Chłopak spojrzał na dziewczynę, wyczuwał bijące od niej zdenerwowanie. Może to po prostu oddziaływanie nici końca świata? Tak nagle znalazła się tak blisko niej, że mogło to dać efekty. Z drugiej strony problem mógł być zwyczajnie błahy. Dziewczyna często bała się rzeczy, które na Reunionie nie robiły wrażenia, zaczynając od pająków, kończąc na bandzie uzbrojonych mężczyzn wbiegających do mieszkania. Może po prostu nagle zdała sobie sprawę, że nie podoba jej się wizja wchodzenia do Świątyni, i tu Reunion doskonale ją rozumiał, a nawet pochwalał jej obawy. Tak czy inaczej musiał coś zrobić, by poprawić jej nastrój. Ten wieczór należał jeszcze do nich. Chłopak wstał, przeprosił i ruszył w stronę baru. Pana Zamaskowanego nie było już w lokalu, za to barman z uśmiechem chował coś do kieszeni.
- Ho, ho ho! – Zaśmiał się, gdy Reunion usiadł przy szynkwasie. – Czas miło spędzony z dziewczyną w knajpie, co? – Puścił oko.
Reunion kiwnął głową.
- Bardzo miło. Dla mojej znajomej jeszcze raz to samo. To zielone.
- Magnifera. – Stwierdził barman. – Bardzo zdrowy napój. A szanownemu panu piwko smakowało? Takie produkuje się tylko w Toohitech!
- Tak dobre, jak muzyka w pańskim lokalu. – Uśmiechnął się chłopak. – Tylko że muzyk chyba gdzieś pognał.
Barman zaśmiał się na cały głos.
- Nie, nie, on już skończył na dziś, do domu już poszedł, ot co!
- Musi bardzo nie lubić swojej pracy, że tak pędził.
- Nie, nie, proszę pana! On miał niedawno sprzeczkę z Renosterem, no i widzi pan… o! O wilku mowa! – Krzyknął zerkając w bok.
Reunion spojrzał za barmanem w kierunku otwierających się drzwi wejściowym. Przez pierwsze kilka sekund mógł stwierdzić jedynie, że to, co próbuje się przecisnąć przez futrynę, na pewno nie jest małe. Gdy potężna postać wcisnęła się w końcu do lokalu i wyprostowała, chłopak ocenił ją na dobre dwa i pół metra wzrostu, a w barkach na półtora, dobrze, że lokal był przestronny i miał wysoki sufit. Renoster powolnym krokiem ruszył w kierunku baru, stukając o kamienną podłogę kopytami. Reunion patrzył zaciekawiony. Stwór nie usiadł na taborecie, który pewnie natychmiast by się pod nim zawalił, kiwnął za to na barmana, który natychmiast począł szukać czegoś wśród butelek. Przybysz spojrzał z góry na chłopaka. Jednym okiem, gdyż stał bokiem, ale to jedno spojrzenie wystarczyło. Reunion stwierdził, że było to zwyczajne, ludzkie oko. I na tym normalność się kończyła, bo oko to było umieszczone w wielkiej, żubrzej głowie, z zagiętymi rogami i ogromną, umięśnioną szyją, łączącą ją z owłosionym, lecz humanoidalnym ciałem. Stwór miał potężne cielsko, ogromne, ręce, zakończone dłońmi wielkości talerzy, bardzo długi korpus i nieproporcjonalnie małe i krótkie, choć na pewno silne nogi z odwróconymi kolanami. Miał na sobie, postrzępioną, ciemnozieloną tunikę, na nią zaś zarzuconą rozpięta, kremową koszulę. Z ciuchów tych spokojnie dałoby się zrobić trzyosobowy namiot. Barki stwora chroniły wielkie, przymocowane skórzanymi pasami naramienniki, po których widać było, że przyjęły już nie jeden cios. U boku Renostera zwisał miecz o ostrzu normalnej długości i szerokości, za to wielkiej jak przedramię człowieka rękojeści.
- Uszanowanie – odparł na zaczepne spojrzenie przybysza Reunion, całkowicie spokojny.
Renoster prychnął tylko i zatrzepotał głową, jego sierść zafalowała.
- Juuuuuż podaję! - Krzyknął uśmiechnięty barman, stawiając przed stworem szklankę i nalewając do niej napoje z dwóch butelek naraz.
Reunion pokręcił tylko głową. Oto uprzejmość w Toohitech, faworyzowanie gości w lokalach. Barman już pewnie zapomniał, o jego zamówieniu. Chłopak zerknął jeszcze raz na Renostera. Zwiedził już jakiś kawałek świata i widział wielu zwierzoludzi, ale z tym gatunkiem zetknął się po raz pierwszy. On zwykłego żubra widział tylko raz w życiu. Dzisiaj wiele rzeczy widział po raz pierwszy, ale czegoś takiego się nie spodziewał. Głęboko w jego wnętrzu zaskoczenie mieszało się z innych uczuciem, którego miał nadzieję już nigdy nie czuć. Nagle postawiono przed nim pełny kieliszek.
- Proszę bardzo. - Kiwnął głowa barman. - I przepraszam, ale szanowny pan Renoster ma zagwarantowane specjalne traktowanie.
Zwierzoludź pokręcił głową i odszedł w stronę wolnej kanapy, delikatnie niosąc swoją szklankę.
- Mój pobyt w tym mieście z sekundy na sekundę staje się coraz ciekawszy... - Stwierdził Reunion, choć w rzeczywistości chciał użyć nieco mniej przychylnego słowa, niż „ciekawy”.

Syona przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Pokój, który wynajęli, był tani, ale niewiarygodnie duży, z dwoma, potężnymi łóżkami, a nawet łazienką, do tego ze stałym dopływem ciepłej wody i prysznicem, kolejnym wynalazkiem z tego miasta. Gdy dziewczyna pierwszy raz to zobaczyła, zatkało ją z radości. Teraz szybko zrzuciła buty i opadła na łoże. Reunion przymknął drzwi.
- Szykuje nam się nader ciekawa misja – przyznał chłopak, siadając na swoim posłaniu.
Dziewczyna kiwnęła głowa.
- Tak.
Reunion spojrzał na nią z ukosa.
- Wyczułem dziś od ciebie niepokój – powiedział otwarcie. - Jeśli się czegoś obawiasz, powiedz mi, choćby miało to być tylko przeczucie. Twojej intuicji ufam bardziej niż słowom mędrców.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Nie był to uśmiech wymuszony, jej nieuzasadnione zmartwienia powoli znikały. Zresztą, pewność siebie Reuniona była dobra wróżbą. Mógł nie lubić tego miasta, ale miał też pełne przekonanie, że jest od niego silniejszy. A ,że Syona odwzajemniała jego wiarę w jej intuicje, wierzyła również i w to. Wstała, otworzyła swój kufer i wyjęła z niego ręcznik oraz drewnianą szkatułkę z kosmetykami. Ruszyła w kierunku toalety, powoli odwijając opinający jej talię woal.
- Niczym się nie przejmuj, Reunion. Idę się umyć. - Mocno zaakcentowała ostatnie słowo, a na jej twarzy wykwitł już prawdziwie pogodny uśmiech, który chłopak odwzajemnił.
Gdy za Syona zamknęły się drzwi, Reunion wstał i usiadł pod nimi. Usłyszał szum wody i wyobraził sobie, jak spływa ona po delikatnej, kobiecej skórze, oraz kruczoczarnych włosach. Od początku czuł niechęć do tego miasta. Potem, w trakcie dnia, przyszło mu do głowy, ze to nie niechęć, a wręcz nienawiść. Ale ilość grzechów, jakich dopuszczali się tutejsi ludzie, widok rzeczy i istot, jakich nigdy dotąd nie oglądał, wielki, biały pałac górujący nad miastem, czy wreszcie, nawet chwilowe i nie uzasadnione, obawy Syony, napawały go czymś, czego nie czuł od bardzo dawna. Uświadomiły mu, co tak naprawdę, od samego początku tliło się w jego głowie. Czego, aż do tej chwili nie chciał przyznać i okazywać nawet przed samym sobą. A był to strach. Zalążek prawdziwego lęku, w końcu dotarła do niego ta świadomość. To, co go tu czeka, mogło być nie z tego świata. Spojrzał na swoje dłonie.
- Miałbym się bać tego miejsca? Miałbym zginąć w takim miejscu? - Uśmiechnął się. - Ręce mi drżą z podniecenia. To może być naprawdę coś wielkiego...
Nie zamierzał pozwolić, by to ziarno rozkwitło jeszcze bardziej w jego głowie. Zacisnął pięści i szybko ponownie zepchnął to uczucie w głąb serca. Był silniejszy od czegokolwiek, co to miasto mogło przeciwko niemu wystawić. Czy niepokój Syony wziął się z tego samego powodu? Też to poczuła? Jeśli tak, to poradziła z tym sobie, nie odnosiła się, potrafiła zamienić obawy w szczery uśmiech. Reunion musiał być taki jak ona. Wsłuchał się w szum wody.
-O, bogini – wyszeptał.
Przypomniał o sobie paskudny posmak w ustach, jaki został mu po wizycie w karczmie. Metal, w smaku i zapachu łudząco podobny do krwi.
Cytat:No, ale skoro tak, to kupisz sobie najwspanialszą suknię, jaką mają w tym parszywym mieście, Syona.

Pojawiało się to wcześniej, ale teraz użycie imienia w dialogu brzmi nieco sztucznie - przecież wiadomo, że w sukni nie będzie chodził Pan Zamaskowany ; P
''- zwrócił się do towarzyszki.'' też pasuje.

Cytat:Może po prostu udzieliły jej się komentarze Reuniona, jakie to wielkie zło panuję w tym mieście.

Postawiłbym kropkę po ''komentarze Reuniona''. Czytelnik zna jego zdanie o mieście, wyrażał się dość jasno xD

Cytat:Większość oryginalnych planów architektonicznych już i tak pewnie dawno uległa zagładzie

''Zniszczeniu'' brzmiałoby lepiej.

Cytat:On zwykłego żubra widział tylko raz w życiu.


Bez ''on''. Aha, no i trzy razy ''widział'', licząc zdanie poprzednie i następujące po tym cytowanym.

Ogólnie nadal dobrze, Renoster mnie zaskoczył (właściwie spodziewałem się miejscowego przestępcy, człowieka podziemia o twarzy Christophera Walkena xD). Cieszę się, że zbliża się do konfrontacji z naukowcami i akcji.
Chętnie przekonam się, jakie tajemnice Świątynia Dumania;D
Wielkie dzięki za komentarz, co do uwag, to zastosuję się do nich, jednak poza pierwszą Smile Zdaję sobie sprawę, że w ustach przeciętnego człowieka brzmiałoby to nienaturalnie, ale tutaj pełni to pewną rolę.
Z okien na piętrze często wystawały postacie, zazwyczaj staruszków z długimi brodami. - Takie zdanie to co najwyżej do wypracowania w pierwszej gimnazjum
Reunion zaciągnął się świeżym zapachem jej włosów, wiedział, że by mu pozwoliła. - wiedział, że by mu pozwoliła niepotrzebne, a nawet brzmi głupio.
znikających z ich pola widzenia, ograniczonego kantami budynków. - ograniczonego narożami budynków.
Zazdroszczę ci, że potrafisz być szczęśliwa w każdym miejscu. - potrafisz wszędzie znaleźć szczęście.
Zaśmiała się, a on jej zawtórował. - znów kiepskie "wypracowaniowe " zdanie
W wiosce na krańcu świata postawił o - zbudował
Już chyba nic mnie nie zdenerwuje, czara goryczy przelała się i przewróciła.- mdłe jakieś to zdanie, szczególni w ustach fanatyka religijnego
herezji, jej zwalczaniu, zabijaniu różnych ludzi i paleniu ich domów - słowo "różnych" nadaje zdaniu infantylny, wypracowaniowy charakter.
powiedział młodym, lecz chrypliwym głosem i przejechał dłonią po krótkich, ciemnych włosach. - "przejechał" używasz w tym tekście kilka razy w odniesieniu do czynności wykonywanej na włosach, może zmień na przyczesał, przygładził lub coś w tym stylu.

"Następna część jest praktycznie gotowa, ale wstrzymam się z jej publikacją. Chcę sprawdzić, czy gdy skończą się wakacje, będzie trochę więcej życia na forum. Nie liczę oczywiście na jakiś szał, ale dwójka komentatorów to trochę słabo w mojej opinii, przynajmniej jak na dwa fragmenty opowiadania a chciałbym wiedzieć co ludzie o nim myślą, nim posunę się dalej. Może to po prostu ja jestem zbyt niecierpliwy i za bardzo się spieszę, ale tak czy siak lepiej się wstrzymać."
Mój drogi, Tym tekstem o komentatorach to mnie wkurzyłeś. Oj poważnie wkurzyłeś. Jesteś tu bowiem już od lipca i co? Piszesz że pod Twoim tekstem jest zaledwie dwóch komentatorów.. A ja się zapytam ile tekstów Ty w tym czasie skomentowałeś. Zaledwie jeden (Bonsaikowi). Powiedz mi proszę, jak Ty sobie to wyobrażasz.. Wstawiasz tekst, i mknie od razu go komentować nieprzeliczona rzesza Komentatorów? A niby z jakiej racji? Płacą nam za to, czy jak?
Otóż nie płacą. Czasem trzeba się pracowicie przedzierać przez morze grafomanii i nawet głupiego dziękuję się nie usłyszy. Tak przyjacielu. Większość z nas też pisze, ma swoje pomysły literackie i bardzo mało wolnego czasu na ich realizację. Jednak żeby się wzajemnie doskonalić poświęcamy czas sobie nawzajem nawet kosztem zarwanych nocy i własnej twórczości. Ja sam oststni tekst wstawiłem tu zeszłej zimy, a pomysły się kurzą, bo najpierw staram się pomóc w rozwoju strony.
My tu komentujemy sobie teksty NAWZAJEM. Czyli jak z tego wynika porzuć tą swoją roszczeniową postawę, nie zachowuj się jak "królewna z drewna" i weź się na forum do pracy. Do tekstów że miałeś tylko dwóch komentatorów, miałbyś prawo, gdybyś sam skomentował ze dwadzieścia tekstów.

Wróćmy do Twojego opowiadania. Pomimo tego co Ci powyżej wypisałem jest dobre. To znaczy nie męczy podczas czytania, napisane jest płynnie, i czyta się przyjemnie. Pomysł/ akcja też wydają się interesujące. Długa scena w gospodzie, nie powoduje znudzenia, czyli ogólnie jest nieźle. Na plus dla ciebie jest również to że nie dręczysz czytelnika dokładnym opisem bohaterów, tylko miejscami odsłaniasz kolejne ich cechy niejako mimochodem. Sporo jest tych plusów. Jednak bardzo musisz uważać na gładkie, wręcz oślizłe, wypracowaniowate zdania których przykłady Ci wskazałem.
Tak czy inaczej opowiadanie warte jest kontynuacji.
Pozdrawiam serdecznie.


wróćmy
Stron: 1 2