26-06-2010, 11:23
Ahnenerbe
Wstęp
03.05.1944
Chęciny
Generalne Gubernatorstwo
03.05.1944
Chęciny
Generalne Gubernatorstwo
- Akcja musi zostać przeprowadzona szybko i bezboleśnie.- Karen Sievers wskazała na grupę partyzantów schwytanych kilka dni temu.- Lada dzień może zacząć się radziecka ofensywa, a im mniej tego tałatajstwa na naszych tyłach tym lepiej. Pozbądźcie się ich!
- Tak jest.- Zasalutował młody porucznik.
- Znacie procedurę. Zużyć jak mniej amunicji, jeden pocisk musi wystarczyć na jak najwięcej wrogów Rzeszy. Strzelać celnie!
Niemcy zaczęli ustawiać pojmanych w trzy rzędy, tak by jeden pocisk mógł przestrzelić trzy czaszki. Pluton egzekucyjny ustawił się na pozycjach.
- Pani komendant?- Powiedział nieśmiało porucznik.
- Tak?
- Myślę że powinna pani... Uświadomić ich o popełnionych zbrodniach, by wiedzieli za co umierają.
- Oni doskonale wiedzą za co!- Karen splunęła ze złością.- To banda reakcyjnych, słowiańskich bydlaków, którzy zgodnie z ariozofią i teorią ewolucji winni dawno wyginąć.
- Mamy strzelać?
- Czekaj.- Sievers machnęła dłonią.- Niech wiedzą że Rzesza jest państwem prawa i sprawiedliwości.
Karen Sievers stanęła przed jeńcami.
- Wyrok w imieniu Trzeciej Rzeszy i jej wodza: Adolfa Hitlera.- Powiedziała po polsku.- Sąd Generalnego Gubernatorstwa uznał was winnych następujących zbrodni: działania na szkodę wielkiej Rzeszy i narodu niemieckiego, uchylania się od wykonywania rozkazów Generalnego Gubernatora, i czynnego oporu przeciw państwu niemieckiemu. Sąd skazuje was niniejszym na karę śmierci przez rozstrzelanie, z klauzulą natychmiastowej wykonywalności.
Mowa nie zrobiła na partyzantach większego wrażenia. Kilku uniosło głowy, zdziwieni słysząc polską mowę w ustach kobiety, z narzuconą na ramiona kurtką Waffen SS. Jeden parsknął śmiechem, a paru sklęło ją cicho.
Karen odeszła na bok i zapaliła papierosa, spojrzała pytająco na porucznika, ale ten przecząco pokręcił głową.
- Ja wiem że Fuhrer tego nie pochwala, ale nie mogę się powstrzymać...- Powiedziała Sievers na swoje usprawiedliwienie.
- Nie musi mi się pani tłumaczyć.- Powiedział zakłopotany porucznik.- W każdym bądź razie gratuluje wspaniałej znajomości mowy polskiej. Gdzie się pani nauczyła?
- Zastanawiam się dlaczego ty nie umiesz?- Karen spojrzała na niego podejrzliwie.- Po wojnie na pewno otrzymasz przydział na tereny wschodnie, znajomość języków słowiańskich będzie niezbędna.
- Rasy niższe będą zniszczone...
- Stopniowo, ale tego doczekają dopiero twoje wnuki, twoim zadaniem będzie zaprowadzenie nowego porządku na wschodzie. To jest właśnie dziejowe zadanie twojego- zawiesiła głos- naszego pokolenia.
Porucznik spojrzał na nią ze zdziwieniem. W jej głosie nie dostrzegł cienia ironii, mówiła to wszystko z niezachwianą wiarą i pewnością swoich racji. Naprawdę wierzyła że wojna zakończy się dla Niemiec pomyślnie.
- Myślisz że przegramy?- Zapytała Karen widząc jego spojrzenie.- Nie wierz kłamliwej, angielskiej propagandzie, wojna toczy się dla nas pomyślnie. Wciągamy wojska radzieckie w głąb naszego terytorium, by w decydującym momencie zmiażdżyć Rosjan potężnym atakiem z Bałkanów i Węgier. Na południu marszałek Kesserling wkrótce wkroczy do Rzymu, to tylko kwestia czasu. Anglicy to tchórze, że o Amerykanach i Rosjanach nie wspominając. To rasy niższe. Nie są nic warte.
- A zachód?
- Alianci nie mogą rozpocząć ofensywy, brakuje im profesjonalnego sprzętu. A nawet jeśli... Najlepszy marszałek Rzeszy- Rommel zniszczy ich. Rzesza jest niepokonana i nigdy o tym nie zapominaj!
Wszelkie obawy odnośnie przyszłości Niemiec opuściły porucznika, Karen mówiła to z niezachwianą wiarą w umiejętności dowódcze wodza. Zresztą... Czy córka Wolframa Sieversa, jednego z przyjaciół Reichsfuhrera może się mylić? Ona miała dostęp do takich informacji, o których szarym żołnierzom nawet się nie śniło.
- Ziel!- Rozległ się głos dowódcy plutonu egzekucyjnego.
Porucznik przeżegnał się szybko.
- Wierzysz w tą żydowską sektę?- Niebieskie oczy Karen błysnęły niepokojąco.
- Nie.- Młody oficer szybko zaprzeczył.- To nawyk, z dzieciństwa.
- Powinieneś go wyeliminować i to jak najszybciej. Wiara w żydowskiego bożka, nie przystoi prawdziwym Niemcom.
- Shoot!
Huk pocisków był rozdzierający. Karen spojrzała na jeńców, wszyscy wydawali się martwi. Nie ma jak zawodowcy...
Mimo to lepiej sprawdzić.
Karen podeszła do rozstrzelanych i przyjrzała się każdemu uważnie. Jeden jeszcze żył, dogorywał pomału. Sievers wyjęła pistolet z kabury i dwoma strzałami odesłała Polaka na spotkanie z Odynem, wprost do Valhalli.
- Pochować ich.- Karen zwróciła się do plutonu.- Tylko kopcie głęboko, by ich potem nie znaleziono. Nienawidzę hien cmentarnych.
- Tak jest!- Dowódca plutonu zasalutował.- Słyszeliście panią komendant?- Zwrócił się do żołnierzy.- Do roboty!
Karen schowała broń i odeszła na bok, słońce prażyło niemiłosiernie, zapowiadał się kolejny upalny dzień.
- Pani komendant? Chyba mamy problem.
Dziewczyna spojrzała na porucznika, szedł w jej kierunku, prowadząc małą dziewczynkę za rękę.
- Co to jest?
- Została chyba schwytana razem z tymi bandytami.- Porucznik wskazał rozstrzelanych.- Musieliśmy ją przeoczyć, ona taka mała, chuderlawa...
- Słynna niemiecka precyzja.- Mruknęła Karen patrząc z rezygnacją na dziecko.
- Słucham?
- Nic. Pokaż mi ją.
Sievers podeszła do dziewczynki i przyjrzała jej się z bliska. Miała dziwne, popielate włosy, oczy szkarłatne, również nietypowe i nienaturalnie duże. Ale puste takie, bez śladu emocji, czy uczuć. Była bardzo niska, wychudła. Koszula zwisała na niej jak na kiju od szczotki. Jej twarz, podobnie jak i oczy, nie przedstawiała żadnych emocji, była zobojętniała na wszystko. Ile miała lat? Około 10, chyba.
- Mówisz po niemiecku?- Zapytała ją Karen.
Nie odpowiedziała.
- Polski? Rosyjski?
Nadal milczała.
- Jak się nazywasz?- Zapytała Sievers w jidysz.
Dziewczynka uniosła wzrok, ale nie odezwała się.
Karen chwyciła ją za rękę i podciągnęła rękawy, na przegubie dostrzegła wytatuowany ciąg cyfr.
- Dachau? Sachsenhausen? Auchwitz? Treblinka? Buchenwald? Mauthausen-Gusen? Czy może Ravensburck?- Wymieniała Karen z mściwym uśmiechem.- Skąd uciekłaś, cholero?- Uderzyła ją w policzek.
Milczenie.
- Zabij ją.- Karen wstała z klęczek.- Nie musisz chować ciała.
- Ale pani komendant...!- Zająknął się porucznik.- To małe dziecko jest! Czym nam może zaszkodzić?
- Bez gadania.- Warknęła Sievers.- To uciekinierka z obozu. W świecie baranów, musisz być wilkiem.- Powtórzyła jedną z maksym NSDAP.
Porucznik pobladł na twarzy, ale chwycił dziecko za ramię i odprowadził na skraj lasu. Wyjął pistolet i drżącym głosem powiedział:
- Nie miej mi tego za złe. Ja tylko wykonuje rozkazy.
Wycelował w jej głowę, ręka mu dygotała.
- W świecie baranów muszę być wilkiem...- Powtórzył słowa Karen.
W następnej chwili porucznik uczuł ukłucie w przedramieniu, coś zachlapało mu spodnie.
Zdumiony spojrzał w dół. Został ubrudzony przez coś dziwnego, ciemnoczerwonego i lepkiego. Następnie jego wzrok padł na rękę, a raczej to co z niej zostało. Tam gdzie przed chwilą była dłoń, dzierżąca pistolet, teraz był jedynie smętny kikut, z którego tryskała krew.
Porucznik spojrzał na dziewczynkę, stała przed i wpatrywała się weń, tymi swoimi pustymi oczyma.
- Co ty...?- Jęknął Niemiec patrząc na nią z przerażeniem.
Dziewczynka wykrzywiła twarz, w okropnym grymasie, który mógł uchodzić za uśmiech.
- Zabijemy go?- Powiedziała cicho.
- Co...? Do kogo ty mówisz?- W oczach porucznika pojawiły się łzy.- Proszę...
- Rasie panów nie przystoi płacz.- Usłyszał czyjś głos nad uchem.
Ręka dziewczynki zamieniła się w miecz, porucznik zamrugał oczami, był przekonany że to omam, wywołany upływem krwi.
Dziecko wzięło zamach...
- O kurwa!- Z ust Karen Sievers wypadł papieros.
Z tułowia porucznika trysnęła fontanna krwi, a jego głowa wyleciała w powietrze.
Dziewczynka spojrzała na nią, a w jej oczach, tym razem można było dostrzec coś na kształt ekscytacji. Było w niej coś przerażającego. Dopiero po chwili Karen zorientowała się co, dłoń przybrała kształt ostrza, a było one całe zakrwawione.
Karen, mimo głębokiego szoku, dobyła pistolet i oddała w jej kierunku kilka strzałów. Wszystkie niecelne. Zaalarmowały one jednak kopiących Niemców. Kilku z nich ruszyło w stronę dziewczynki.
- Zabić ją! Zabić!- Ryknęła Sievers.
Niemcy atakowali i ginęli, jeden po drugim. Pierwszy, który do niej doskoczył został przecięty w pasie. Drugiemu urwało nogę, a potem lewą rękę. Trzeci widząc swoich towarzyszy, dobył broni, ale dziewczynka doskoczyła doń i pchnęła go mieczem.
- Ognia!- Rozkazała Karen.- Zastrzelić sukę!
Pozostali przy życiu żołnierze ostrzelali dziecko. Pociski nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. Kilka sparowała ostrzem, a parę pocisków zatrzymało się przed nią.
Dziewczynka wolnym krokiem ruszyła w kierunku Niemców. Jeden z nich został skrócony o głowę, drugi został przepołowiony. Pozostali rzucili się do panicznej ucieczki.
- Gdzie!?- Zawyła Karen.- Nie uciekać! Wracać! Tchórze!
Sievers poczuła zimny pot spływający jej po plecach, została sam na sam z bliżej niezidentyfikowanym stworzeniem. Po raz pierwszy w życiu bała się. Dziewczynka spojrzała na nią zimno i ruszyła w jej stronę.
- Nie zbliżaj się!- Karen chciała by jej głos zabrzmiał pewnie i złowieszczo, ale mimo to dało się wyczuć śmiertelne przerażenie.
Dziewczynka skrzywiła się lekko i przyśpieszyła.
Karen drżącymi rękoma naładowała broń i cofnęła się kilka kroków.
- Będę strzelać!
- Strzelaj.- Spokojnie odpowiedziała dziewczynka po niemiecku.
Sievers wystrzeliła. Dwa razy. Jeden pocisk przeleciał jej nad głową, drugi został sparowany.
- Nie uciekasz?- Dziewczynka pytająco uniosła brwi.- Chcesz zginąć jak żołnierz SS?
W odpowiedzi Karen znowu wystrzeliła, ponownie niecelnie. Dziecko uśmiechnęło się, a Sievers poczuła jak coś podcięło jej nogi. Upadła, a pistolet wypadł jej z dłoni. Dziewczynka stanęła nad nią i przystawiła jej ostrze do gardła, uśmiechała się przy tym mściwie. Nie przypominała już tamtej żałosnej, biednej, zagłodzonej dziewczynki.
- Dachau.- Powiedziała.
- Co?
- Przebywałam w Dachau.
Karen zamknęła oczy i mimo całej tej sytuacji zachciało jej się śmiać.
- Jak chcesz umrzeć? Przez utratę głowy? Z przebitym gardłem?
- Wal się.- Mruknęła Sievers.
Dziewczynka westchnęła ciężko i wzięła zamach.
Sievers przymknęła oczy i przygotowała się na śmierć.
- Czy to symbol Ahnenerbe?
Karen zamrugała oczami, dziecko wpatrywało się w mały znaczek, który nosiła na piersi.
- Odpowiadaj!- Dziecko kopnęło ją ze złością.
- Tak. To symbol Towarzystwa Badawczego...
Dziewczynka milczała przez chwilę.
- Jak się nazywasz?
- Mówiłam: wal się.- Warknęła Karen, uśmiechając się kpiąco.
- Nieładnie.- Dziecko zacmokało.
Sievers poczuła silne uderzenie w twarz, potem drugie w brzuch.
- Więc jak?
- Karen... Sievers...- Jęknęła.
Dziewczynka spojrzała na nią ze zdumieniem. Patrzyła przez chwilę, poczym uśmiechnęła się.
- Córka Wolframa, jak mniemam?
- Tak.
- To zmienia postać rzeczy. Jeszcze trochę pożyjesz...- Zatarła małe rączki i zaśmiała się.
Karen poczuła czyjś dotyk na twarzy, zrobiło się jej zimno. Wyraźnie czuła czyjąś obecność.
- Kto tu jest?- Zapytała drżącym głosem.
- Och, nie martw się tym.- Dziewczynka wzruszyła ramionami.- Nie zrobi ci krzywdy.
- Kto tu jest!?- Powtórzyła Sievers histerycznie.- Czego chce?
Rozległy się strzały, dziewczynka uniosła głowę i to wystarczyło. Karen błyskawicznie ją podcięła i przeturlała się na bok. Chwyciła broń.
Dziewczynka szybko podniosła się z ziemi, Karen wycelowała ją, ale w tej chwili poczuła silne uderzenie w potylicę, a następnie coś wytrąciło jej pistolet z ręki.
Z lasu wybiegła grupa niemieckich żołnierzy.
- Jeszcze się spotkamy Sievers, obiecuje ci to.- Dzieciak spojrzał na nią ze złością.- Następnym razem nie będzie tak miło. Zobaczysz, Sievers, poczujesz oddech śmierci na własnym karku.
Karen splunęła krwią.
- Będę gotowa.- Powiedziała cicho.
- Obiecuje. Do zobaczenia Karen.