22-06-2010, 18:24
PROLOG
Podziemia Zamku Świętego Anioła, Rzym
W ogromnym pomieszczeniu ozdobionym gwiazdą Dawida, wizerunkiem „człowieka wirtuwiańskiego" rozpowszechnionego przez Leonarda da Vinci, uroborosa oraz wieloma portretami wielkich ludzi nauki takich jak Izaak Newton, Galileusz, czy Leonardo da Vinci, nieznany światu rytuał odprawiało dwudziestu jeden mężczyzn ubranych w granatowe tuniki i płaszcze, tego samego koloru, sięgające kostek. Niezwykłe łacińskie modły oraz upiorny strój charakteryzował to niecodzienne zjawisko. Nad ich głowami widniały nieznane światu freski największych malarzy min. Michała Anioła, Rafaela Santiago oraz Francesco del Cossy. Po lewej stronie niesamowitego pokoju stał wielki regał zapełniony rękopisami sławnych pisarzy starożytności i renesansu. Górowały książki filozofów: Platona, jego ucznia Arystotelesa, Sokratesa i Pitagorasa z Samos, biografie największych wodzów i imperatorów: Gajusza Juliusza Cezara, Aleksandra Macedońskiego oraz pierwszego cesarza Rzymu, adoptowanego syna dyktatora Juliusza Cezara, Oktawiana Augusta. Po wykonaniu rytuału oczyszczającego ciało i umysł przed nabyciem tajemnej wiedzy odmówili modlitwę do Wielkiego Architekta Wszechświata i usiedli na wykonanych ze złota antycznych tronach, by w spokoju i ciszy pochłonąć tony tajemnic ukrytych w starożytnych pismach.
Prywatna klinika Francisco Sciavone, Rzym
- Dzień dobry, nazywam się Robert Topolsky, jestem umówiony z Panem Francisco. - Powiedział mężczyzna mierzący około metra dziewięćdziesiąt centymetrów. Miał około czterdziestu lat, ale jego zadbana cera i piękne błękitne oczy odmładzały go w oczach kobiet.
- Już sprawdzam - oznajmiła piękna sekretarka psychologa - ach tak, znalazłam. Pan Sciavone już czeka.
Pożegnał się z pracownicą Francisco i podążył ku jego gabinetowi. Idąc korytarzem ominął wiele obrazów i rzeźb z epoki renesansu, która kojarzyła się psychologowi z świetnością kultury rzymskiej. Szybko można było zobaczyć, iż jest on wręcz zakochany w tych czasach. Zobaczywszy drzwi Topolsky zapukał i otworzył wrota do gabinetu jednego z najsławniejszych psychologów we Włoszech.
- Cześć Robert! - Szybko powitał swojego gościa. - Co Cię do mnie sprowadza?
- Ach... - odsapnął. - Czas coś zmienić, a tylko do Ciebie mam pełnię zaufania i wiem, że ty możesz mi doradzić i pomóc.
- W takim razie musimy porozmawiać - nakazał usiąść swojemu przyjacielowi. - Tylko o czym?
- O mojej przyszłej pracy. - Teraz Sciavone wiedział, o co chodzi. Robert wrócił po pięciu latach pobytu w Hiszpanii, gdzie prowadził Valencię. Niestety w wyniku kłótni z prezesem, musiał on opuścić klub ze złamaną reputacją. Był to szok dla całego futbolu hiszpańskiego, bowiem Topolsky uważany był za najlepszego trenera młodego pokolenia w Europie.
- Z pracą raczej nie powinieneś mieć problem, tylko musisz wybrać. Z zawodu jesteś przecież historykiem, możesz także wykładać religioznawstwo i ikonografię. - W tym momencie przerwał mu Robert.
- Chcę wrócić do piłki. W tym momencie tylko to jest dla mnie ważne. Muszę udowodnić, że nadal jestem bardzo dobry, a prezes mylił się wyrzucając mnie z Valencji. - Były trener Valencii zawsze był pewny siebie, mimo swojego opanowania i niezwykłego spokoju. Uwielbiał samotność, czytanie książek, praktycznie od wczesnych lat był spokojny i wyważony, ale mimo tego był postacią charyzmatyczną, twardo stąpającą po ziemi. - Chcę złożyć ofertę Lazio Rzym. - Na twarzy Sciavone pojawił się uśmiech.
- Czyli jednak chcesz tutaj zostać...
- Oczywiście. Tutaj jest moje miejsce i czuję się tu najlepiej.
- Lazio jest zakłopotane. Nie mają już takiego budżetu jak kiedyś i nie stanowią takiej siły w lidze włoskiej jak parę lat temu, kiedy zdobywali ostatnie mistrzostwo Włoch. W dwóch ostatnich sezonach byli kolejno na dziesiątym i dwunastym miejscu, co jest tragicznym wynikiem jak na tego typu zespół.
- I właśnie o to mi chodzi - sprostował Robert. Zawsze miał swój pewny tok myślenia, którego trzymał się od dziecięcych lat. Lubili go wszyscy prócz nauczycieli, z którymi często wdawał się w słowne spory podważając ich wiedzę. - Nie trudno jest dostać gotowy skład i dziesiątki milionów na transfery, po czym zdobyć mistrzostwo. Takie coś mnie nie pociąga. Chciałbym odbudować ten zespół, który wart jest lepszej pozycji w tabeli.
- Wiesz, co... - potrzymał w niepewności Roberta - powinieneś do nich „startować" jak najszybciej. - Na twarzy Topolsky'ego pojawiło się zaciekawienie i uśmiech, bowiem bardzo liczył się ze zdaniem swojego najlepszego przyjaciela. Jako iż Francisco był od niego starszy i bardziej doświadczony Robert korzystał z każdej jego rady i wszystkie słowa analizował w swoim niebanalnym umyśle.
- Masz rację. Myślałem nad tą pracą od kilku tygodni. Miałem dużo wolnego czasu po przyjeździe tutaj i zdążyłem zrobić plan na parę lat dotyczący mojego pobytu w Lazio. Jeszcze jutro pójdę do siedziby klubu i wręczę im moje papiery.
Kamienica niedaleko Koloseum, Rzym
Wieczorem, gdy Robert czytał nowo zakupioną książkę popijając zimnym Campari przypomniał sobie o czasach, gdy nauczał młodych ludzi. Był najmłodszym profesorem zwyczajnym na uniwersytecie w Princeton. W środowisku uniwersyteckim uważany za znakomitość. Obdarzony ejdetyczną pamięcią oraz upodobaniem do dat i symboli był jednym z największych znawców tajnych organizacji i teorii spiskowych. Podczas jego wykładów z ikonografii i historii starożytnego Rzymu sala była wypełniona do ostatniego miejsca, a studenci stali pod ścianami. Po każdym wykładzie musiał jeszcze odpowiadać na pytania otumanionych piękną mową uczniów, lecz robił to z przyjemnością i pasją. Mówił autorytarnie i z entuzjazmem, pozornie nie zwracając uwagi na pełne uwielbienia spojrzenia zadurzonych studentek uwielbiających go nie tylko za niesamowitą wiedzę i porywające mowy, ale także za tężyznę fizyczną i urodę, jaką odziedziczył po pięknej matce. Na ręku nosił tajemniczy pierścień, tylko niewielu domyślało się, co to może być. Nigdy nie mówił o tym i unikał pytań dotyczących tego przedmiotu.
Topolsky zyskał sympatię profesorów i uczniów swoim niebanalnym charakterem i spojrzeniem na świat. Mimo iż był spokojny to jego błyskotliwość sprawiała, że uczniowie na jego wykładach zachowywali się jakby byli w transie. Wiedział jak dotrzeć do ludzi i wpoić im to, o czym on w danej chwili myśli. Był racjonalistą w stu procentach. Studenci często zadawali mu pytania odnośnie teorii spiskowych i religijnych, bowiem patrzał na wszystko obiektywnie. Odepchnięty i poobrzucany obelgami przez kościół za bluźnierstwo jeszcze bardziej starał się dotrzeć do najstraszniejszych i najmroczniejszych zdarzeń instytucji, za jaką uważał kościół. Zarobił miliony na swojej książce „Wymordować Iluminatów" opowiadającej o trzynastym października 1307r. i konsekwencjami w związku z decyzją Filipa IV Pięknego, króla Francji. W ten oto dzień kazał on, za zgodą papieża Klemensa V, wymordować lub aresztować wszystkich rycerzy zakonu Templariuszy i zająć ich cały majątek razem z Twierdzą Temple w Paryżu. Po wydaniu tej książki został oskarżony przez kościół o herezję i bluźnierstwa, lecz nie poprzestał na tym. Dwa lata później wydał książkę „Pamięć Ewangelii", w której skrytykował kościół za włączenie do kanonu Pisma Świętego tylko tych Ewangelii, w których Chrystus jest opisywany jako postać nadludzka.
Rano obudziwszy się wstał i znów rozpoczął dzień pięciokilometrowym biegiem wokół najważniejszych miejsc Rzymu. Ominąwszy Zamek Świętego Anioła, Partenon, Forum Augusta i Koloseum powrócił do swojego domu. Dzisiaj miał podjąć bardzo ważną decyzję.
- Pojadę tam, powiem, co myślę o ostatnich występach i krótko określę swój plan - pomyślał biegnąc po schodach na drugie piętro kamienicy, gdzie od paru tygodni mieszkał.
Okolica bardzo sprzyjała jego charakterowi. Była na uboczu miasta, przez co nie miała takiej styczności z turystami jak inne kamienice, przez które trzeba przejść, by dostać się do najważniejszych miejsc Miasta o Siedmiu Wzgórzach. Dozorca, Pan Domenico, bardzo dbał o porządek i wystrój korytarza. Od początku polubił Roberta, bowiem ufundował on wiele rzeźb i obrazów, które z przyjemnością mógł zamieścić w kamienicy.
O godzinie dwunastej, gdy słońce górowało nad pięknym „Trybowym Miastem", Topolsky udał się do siedziby Lazio Rzym. Jako iż Robert nie zdążył kupić samochodu, wszędzie musiał podróżować taksówką, a bardzo tego nie lubił. Po piętnastu minutach jazdy granatowym Audi A8 zauważył w tle duży, nowoczesny budynek, zbudowany w architekturze dekonstruktywizmu z ogromnym napisem SS Lazio i niesamowitym herbem drużyny.
Siedziba klubu SS Lazio Rzym, przedmieścia Rzymu
Robert otworzył drzwi pięknego budynku. Ujrzał ogromne pomieszczenie wypełniony pucharami, medalami i innymi tego typu przedmiotami. Na środku stało wielkie biurko, a za nim młoda kobieta, sekretarka.
- Dzień dobry, moje nazwisko Topolsky, jestem umówiony z prezesem. - Powiedział przepięknej damie siedzącej na fotelu ze skóry kangura.
- Gabinet na drugim piętrze. - Odpowiedziała.
Udałem się w stronę długich i szerokich schodów prowadzących kolejno na pierwsze i drugie piętro. Na końcu korytarza drugiego piętra widniały drzwi z napisem „Zarząd". Robert bez wahania zapukał i wszedł.
- Witam, byłem umówiony z Panem na spotkanie - powiedział otwierając na oścież drzwi.
- Proszę usiąść - wskazał na fotel umiejscowiony naprzeciwko biurka prezesa. - O czym chciałby Pan porozmawiać? - Spytał z uśmiechem na ustach. Na jego biurku o dziwo widniała książka „Wymordować Iluminatów", którą Robert z wiadomych powodów kojarzył. - Prawdę mówiąc nie spodziewałem się Pana akurat w moim klubie. - Znowu jego twarz zajaśniała.
- Chcę porozmawiać o posadzie trenera w Lazio - powiedział wprost Topolsky, który znany był ze swojej pewności siebie i bezpośredniości. Uwielbiał ją, lecz często przysparzała mu wiele niemiłych sytuacji.
- Tego się akurat spodziewałem - rzucił prezes.
- Przejdę do rzeczy - rozpoczął były profesor uniwersytetu w Princeton. - Kibicuję temu klubowi od bardzo dawna, jeszcze za czasów, gdy mieszkałem w Stanach. Obserwuję ten klub od lat i widzę, że dzieje się coś niedobrego. Od niepamiętnych czasów Lazio nie wypadało tak źle na arenie krajowej. Ostatnie trofeum zdobyło dziesięć lat temu, a rok temu zajęło katastrofalne dwunaste miejsce. - Kontynuował Robert. - Nie może Pan tak dalej postępować, musi Pan coś zmienić - głośno zaprotestował. - Lazio ma jednych z najlepszych kibiców na świecie i muszą patrzeć aktualnie jak ich klub sięga dna. Tak nie może być! - Rzucił ostro Topolsky. Widać było u niego zaangażowanie i to też zauważył prezes.
- Wiem, wiem - asekurancko odrzekł. - Jestem tylko prezesem...
- Tylko prezesem? - Spytał z arogancją i niedowierzaniem. - Po to przyszedłem. Chcę zmienić ten klub, chcę by znowu powrócił do czołówki Serie A. Będę chciał zostawić w cieniu Romę - w tym momencie rzucił kilkudziesięciokartkową pracę przypominającą jego doktorski egzemplarz opisujący „Wpływ tajnych organizacji na społeczność i politykę".
- Co to jest? - Zapytał z zaciekawieniem.
- Plan mojej pracy na kolejne trzy lata. Są tu uwzględnione zmiany w treningu, taktyce, moje cele odnośnie zespołu i inne rzeczy dotyczące drużyny.
- Niesamowite... - warknął. - Nie mogę jednak sam podjąć decyzji. Musi Pan poczekać na decyzję całego zarządu. Odezwę się do Pana.
- W takim razie czas się pożegnać - odpowiedział Topolsky podając rękę pięćdziesięcioletniemu prezesowi.
Wychodząc z siedziby zauważył w krzakach nieznajomą osobę z aparatem. Domyślał się już, że reporterzy będą wiedzieli o negocjacjach z klubem i nie dadzą mu spokoju dopóki nie podpisze kontraktu.
Mieszkanie Topolsky'ego, Rzym
Nastał wieczór, a Robert miał w zwyczaju branie prysznicu przed wiadomościami. W tym momencie usłyszał znany mu dźwięk, dźwięk telefonu komórkowego. Wyświetlił się „nieznany numer". Wiedział, kto to może być i odebrał bez wahania.
- Dzieci Wdowy, do mnie! - Usłyszał przez telefon.
Nie zdążył nic powiedzieć, lecz wiedział, co ma zrobić i kto do niego dzwonił. Szybko przebrał się w wyjściowe ubranie, zabrał ze sobą tajemniczą torbę i zadzwonił po taksówkę, która za pięć minut była przed drzwiami kamienicy.
Komnata Hadriana, Zamek Świętego Anioła, Rzym
Dwudziestu jeden mężczyzn znów odprawiało rytuał. Ustawili się w okręgu i śpiewali pieśni dziękczynne do Wielkiego Architekta Wszechświata. W środku okręgi palił się symbol doskonałości, gwiazda pitagorejska. Po skończeniu tego obrzędu wszyscy usiedli przy ogromnym stole wysadzonym kryształami. Wśród nich był także Robert Topolsky. Pomieszczenie przypominało pradawną mistyczną bibliotekę Hadriana, jednego z cesarzy Rzymu, miłośnika sztuki i pisarstwa. Według legendy znajdowało się tutaj trzydzieści trzy tysiące trzydzieści trzy rękopisy najwybitniejszych ludzi starożytności.
- Robercie musimy zadać Ci pytanie. Czy planujesz pracę w klubie piłkarskim?
- Tak.
- Wiesz, z czym to się wiąże?
- Tak.
- Nie muszę Ci mówić, jakie konsekwencje czekają tego, który zdradzi sekrety naszej organizacji i zhańbi imię Wielkiego Architekta Wszechświata?
- Nie. - Robert wiedział, o co chodzi. W modlitwie do Wielkiego Architekta Wszechświata jest fragment mówiący o absolutnym zakazie opowiadania o tajemnicach i wiedzy, którą nabywali na spotkaniach i poza nimi. Karą miała być tajemnicza śmierć poprzez spalenie, o której świat nie dowiedziałby się.
Kamienica, Rzym
Robert spał mocno po ciężkim dniu, który go spotkał. Jednak na złość coś go obudziło. Nieznajomy głos odezwał się w telefonie.
- Proszę przybyć do siedziby Lazio Rzym. Zarząd czeka na Pana.
ROZDZIAŁ I
Tylko promienie słońca, które oświetlało zapełniony turystami Rzym, przedostawały się przez zasłonięte żaluzje Roberta Topolsky'ego. Leżał na swoim łóżku zrobionym z drzewa bukowego i zastanawiał się nad niedawnym telefonem od nieznanego człowieka. Chwilę leżał bez ruchu, wyciągnął się i wstał, po czym udał się do łazienki. Wziął zimny prysznic będący nieodłączną częścią jego poranka i z pośpiechem wyszedł zatrzymując się tylko przy dość dużym progu dzielącym przedpokój od toalety. Stanął przed ogromną dwudrzwiową szafą, w której trzymał wszystkie swoje rzeczy. W tym aspekcie, jak wszyscy jego znajomi, był bardzo oszczędny.
- Jeans'owa ekskluzywność, czy może garniturowa elegancja - w myślach zadał sobie pytanie.
Przez chwilę trzymał się w niepewności, lecz w końcu wybrał elegancki garnitur od Armaniego, kupiony jeszcze w czasach, gdy wykładał na Uniwersytecie w Princeton. Ułożył włosy, wyperfumował się i założył nowo kupione lakierki. Teraz był już gotowy do wyjścia. Schodząc ze schodów kamienicy spotkał Domenico, z którym zamienił kilka słów. Jako że oboje lubili się, Robert opowiedział dozorcy o propozycji ze strony klubu z Rzymu. Widać było poruszenie na twarzy gospodarza, lecz niezwłocznie pogratulował i życzył Topolsky'emu jak najlepiej. Robert przeszedł parę metrów na parking, gdzie czekały taksówki. Wybrał jedną z nich i dał polecenie zawiezienia go do siedziby Lazio Rzym. Po dwudziestu minutach byli już na miejscu. Były wykładowca historii i ikonografii zapłacił taksówkarzowi i wysiadł z samochodu. Spokojnym krokiem doszedł do drzwi. W tych momentach myślał tylko o najbliższe przyszłości i o spotkaniu, które miało rozpocząć się za kilkanaście sekund. Ukłonił się sekretarce i ruszył schodami w kierunku pokoju prezesa. Na pierwszym piętrze czekał na niego ochroniarz, który dość pospiesznie zaprowadził Roberta do gabinetu, jednak nie tego, w którym był dzień wcześnie podczas rozmowy z prezesem. Muskularny mężczyzna mierzący sto osiemdziesiąt pięć centymetrów, posiadający ekskluzywny garnitur od Hugo Bossa, tatuaż węża na szyi oraz Desert Eagla w lewej kieszeni spodni, ukłonił się i wskazał drzwi, do których miał wejść. Jego oczy świeciły się w świetle licznych lamp będących na korytarzu. Po chwili ukłonił się jeszcze raz, obrócił się na pięcie i poszedł w odwrotnym do Roberta kierunku. Topolski zadumał się przez moment i zapukał.
- Proszę wejść - usłyszał głos prezesa i energicznym ruchem otworzył drzwi. Jego oczom ukazały się cztery osoby. Trzech mężczyzn, i o dziwo, jedna kobieta, która swoim pięknym uśmiechem dała mu trochę wewnętrznego spokoju, którego tak potrzebował. Wszyscy siedzieli na fotelach za wielkim stołem. Robertowi przypomniały się zaliczenia ustne na studiach, które odbywały się w takiej samej atmosferze. Kolejno od lewej siedzieli: Mauricio Vadano (dyrektor sportowy), Marina Delacio (dyrektor finansowy), Claudio Lotito (prezes klubu) oraz Flavico Merdano (jeden z członków zarządu).Trzej panowie ubrani byli w eleganckie garnitury, na których świeciły się rubiny przyczepione do rękawów. Jedyna dama w tym gronie, miała ubraną piękną suknię, która podkreślała jej krągłości.
- Witam - powiedział z uśmiechem na ustach prezes klubu. Nie był on popularną osobą wśród kibiców stołecznej drużyny. Grupa fanatyków ultras nie popierała oszczędnej polityki Lotito. - Proszę usiąść, zaraz przejdziemy do rzeczy - serce Roberta zaczęło bić szybciej. Mimo swej pewności siebie w takich chwilach krew krążyła mu szybciej, a pot spływał po czole.
- Podczas ostatniego spotkania zrobił pan na mnie ogromne wrażenie - kontynuował Claudio. - Otwarcie powiedział pan, co sądzi o ostatnich sezonach naszego zespołu i co się nie podoba. Z całym zarządem przeanalizowaliśmy dokładnie plan, który dał mi pan. W związku z nim mamy parę pytań - w tym momencie odezwała się pani Marina.
- Napisane było wyraźnie, że klub za pana kadencji będzie obfitował w pieniądze mimo sporych wydatków na nowe transfery. To jest praktycznie niemożliwe. Nasze długi sięgają stu dwudziestu milionów euro, a co roku na same spłaty pożyczek wydajemy siedem milionów. Jak pan chce to zrobić? - Robertowi nie spodobała się arogancja i przebiegłość ze strony dyrektorki finansów.
- Otóż zaraz wyjaśnię. Po pierwsze sam tego nie zrobię. Będę chciał, by nasz zespół był jak złożony system, w którym każdy, niezależnie od rangi i płac, będzie pracował rzetelnie na rzecz klubu. Tylko to może doprowadzić do równowagi i rozwoju klubu. Wyobraźmy sobie mózg. Teraz mówię i w pani mózgu naraz pracują miliardy neuronów odpowiedzialnych za przyswojenie informacji, zweryfikowanie ich i zdolność do odpowiedzi na nie. Załóżmy, że nie pracują równolegle. Takie przypadki się zdarzają, tylko nie u ludzi zdrowych, a u osób z chorobami mózgu, które praktycznie zmieniają ich życie na zawsze - w oczach zarządu było widać zaciekawienie, więc Robert kontynuował swój wykład. Do takich kazań był przyzwyczajony w czasie pracy na uniwersytecie. Musiał odpowiadać na wiele pytań ze strony studentów na temat jego kontrowersyjnych lekcji. - Teraz przełóżmy to na klub, bowiem mówić umie każdy, ale trzeba jeszcze do tego doprowadzić. Otóż, czy wyobrażacie sobie codzienne życie bez lekarza, naukowca, czy śmieciarza? - Spytał Topolsky
- Oczywiście, że nie. Są to podstawowe zawody, bez których człowiek praktycznie nie może dobrze funkcjonować - odpowiedział w imieniu wszystkich prezes.
- No właśnie. I to jest cała filozofia tego, co powiedziałem. Każdy, który będzie za mojej kadencji pracował w tym klubie, będzie rozliczany ze swojej rzetelności wobec klubu. Nie będę pobłażliwy. Jeżeli uda nam się coś takiego zrobić to gwarantuję, że ustabilizuje Lazio Rzym w czasie dwóch lub trzech sezonów. Tak zmienię sztab szkoleniowy, by każdy skaut, fizjoterapeuta, czy trener pracował codziennie na sto procent swoich możliwości - czuł, że rozwiał wszelkie wątpliwości względem tego pytania.
- Planuje pan szeroko rozwinąć sieć skautingową, by do naszej akademii piłkarskiej przybywali gracze w wieku czternastu, piętnastu lat. Jak to można zrobić według pana myśli? - Spytał dyrektor sportowy klubu.
- Wiem, że Lazio posiada jedną z najlepszych akademii w całych Włoszech. Dodatkowo na bardzo wysokim poziomie stoi ośrodek treningowy, a mianowicie chodzi mi o ośrodek Formello, do którego wybrałem się niedawno. - Ośrodek rozciąga się na obszarze czterdziestu hektarów, które zagospodarowane zostały przez takie obiekty jak baseny, boiska do piłki nożnej, korty tenisowe, hotele, czy centrum medyczne. Obecnie Formello jest główną bazą przygotowawczą zawodników Lazio. - Za młodych zawodników będą odpowiadali skauci, którzy chodząc na mecze juniorów różnych klubów na pewno upatrzą jakąś przyszłą gwiazdę zespołu. Za wszelką cenę będę starał się takich zawodników ściągać jak najszybciej. To jest przyszłość klubu, w którą nigdy nie można przestawać inwestować.
- Myślę, że teraz już nikt nie ma żadnych wątpliwości - prezes wyjął ze swojego biurka, które stało na drugim końcu pokoju, kartkę formatu A4, na której za parę sekund Robert miał złożyć swój podpis. - Proszę, oto pański kontrakt na dwa lata. Proszę wszystko przeczytać i podpisać.
Topolsky dokładnie przeanalizował tę kartkę. Jego fotograficzna pamięć pozwoliła mu na szybkie zapoznanie się z treścią kontraktu. Ta zdolność pozwalała mu na przeczytanie ksiązki mającej sześćset stron w niecałe pięć godzin. W kontrakcie znajdowały się oczekiwania skierowane do Roberta względem pozycji w kolejnych sezonach. Lazio miało się znaleźć w pierwszej dziesiątce Serie A i dostać do ćwierćfinału Pucharu Włoch. Na transfery w tym sezonie szefostwo przeznaczyło niecałe pięć milionów euro. Nie była to duża kwota w porównaniu do innych zespołów o podobnych ambicjach. Przyszły trener Lazio rozumiał jednak kłopoty tego klubu i przystał na ofertę.
- Zgadzam się - wziął długopis i podpisał kontrakt z stołecznym klubem.
Prezes podziękował Topolsky'emu za podpisanie kontraktu. Robert podał wszystkim dłonie, obrócił się na pięcie i poszedł w stronę drzwi. Otworzył je i wyszedł. Czuł, że nogi uginają się pod nim, lecz wiedział, że to już koniec, został trenerem Lazio. Przy drzwiach czekał na niego ochroniarz, który dostał polecenie, by zawieźć Roberta do jego mieszkania. Poszli na dół. Topolsky jak zawsze pożegnał się z sekretarką, otworzył drzwi i powędrował do czarnego BMW.
- W końcu ktoś zrobi porządek - powiedział ochroniarz. Spojrzał na lusterko znajdujące się nad przednią szybą. - Już nie mogłem oglądać tej paskudnej gry naszego zespołu. Pracuję tutaj od 1997r., a kibicem Lazio jestem od urodzenia. To, co aktualnie gramy nadaje się tylko do wyśmiania. Słyszałem waszą rozmowę - ochroniarz zrobił się czerwony. - Świetne kazanie, w życiu nie słyszałem takie powiązania filozofii i piłki nożnej - powiedział z uśmiechem Domi.
- Dziękuję. Akurat mowę opanowaną mam do perfekcji. Przez kilka lat pracowałem na uniwersytecie w Princeton.
- USA się kłania. Co pan wykładał? - Spytał zaciekawiony Dominico.
- Przejdźmy na ty. W końcu od paru minut pracujemy razem. Wykładałem ikonografię i historię, głównie starożytnego Rzymu - powiedział Robert. - Bardzo miło wspominam te czasy.
- Też się interesuję historią.
Jak to możliwe, że taki mięśniak interesuje się historią, pierwsze słyszę - pomyślał Topolsky.
- Mam pytanie. Czy sądzisz, że kiedyś uda się odnaleźć grobowiec Aleksandra Wielkiego? - Zapytał ochroniarz. Robert znowu musiał zamienić się w profesora.
- Zabalsamowane ciało Aleksandra Wielkiego zostało przechwycone przez Ptolemeusza w czasie wojny diadochów i przewiezione do Aleksandrii. W tej chwili stacjonują tam archeolodzy, lecz większa część tego antycznego miasta jest pod wodą. Jeżeli jednak tam nie ma grobowca to może być w bardzo dobrze ukrytym miejscu. W tamtych czasach palono ciała i chowano razem z monetami dla przewoźnika. Myślę, że pochowali go z dużą częścią majątku z racji jego osiągnięć i uwielbienia. Tak więc nie mogli go pochować w miejscu znanym, bowiem równałoby się to z szybką kradzieżą złota i zbezczeszczeniem wielkiego mistrza.
- Jest jakieś pytanie, na które nie znasz odpowiedzi - zaśmiał się pod nosem Dominico. - Jesteśmy na miejscu.
- Dzięki za miłą rozmowę. Do zobaczenia - zakończył rozmowę Topolsky.
W kamienicy, przed swoimi drzwiami zauważył niedużą książkę pod tytułem „Nie odkryci w Watykanie" autorstwa Flavio Smoratte, włoskiego dziennikarza, masona, który po kłótni z jednym z wysoko obsadzonych masonów, zapowiedział swoją zemstę na tajnym zakonie. Wziął ją do rąk, otworzył wrota do swojego domu i wszedł. Przebrał się i usiadł na swoim fotelu, by spokojnie przestudiować książkę. Nie wierzył własnym oczom. Zdrada, było to jedyne słowo, które przychodziło do głowy Robertowi. Tajemnicza ksiązka zawierała informacje dotyczące osób kontrolujących Stolicę Apostolską. Parę cytatów przyprawiło masona o dreszcze. „W Watykanie, centrum ukrytych potęg finansjery i wysokich urzędów, wszędzie wyczuwa się rękę masonerii: w procedurach dotyczących przyjmowania, awansowania... Infiltrowanie Watykanu przez masonerię w znacznej mierze odziera go ze sfery sacrum, ponieważ mąci umysły i narusza świętość centrum chrześcijańskiego świata." Dodatkowo podane były nazwiska ważnych osób w Watykanie, które w rzeczywistości były członkami masonów. Sekretarz stanu Jean Villon, minister spraw zagranicznych Agostino Casarolli, prezes Banku Watykańskiego biskup Paul Marcinku, kardynał Sebastiano Baggio, w swoim czasie prefekt Kongregacji ds. Biskupów, co stawiało go w szeregu najbardziej znaczących postaci Kościoła o ogromnej władzy decyzyjnej i zastępca redaktora naczelnego „L'Osservatore Romano", tuby Watykanu. Robert wiedział, że to tylko nieliczne nazwiska, które tak naprawdę zasiadały w najważniejszych częściach Dumy Chrześcijaństwa. W tym momencie usłyszał głos telefonu. Podszedł, wziął go do ręki i odebrał.
- Słucham - odezwał się.
- Przeczytałeś książkę - Robert poznał głos. Był to Toren Flascus, Wielki Mistrz loży. Jedyna osoba posiadająca trzydziesty trzeci stopień wtajemniczenia, jaką znał.
- Tak - szybko odpowiedział. Toren dzwonił tylko w bardzo krytycznych momentach dla masonów.
- Trzeba go zlikwidować. Ta książka nie może dostać się do rąk zwykłego człowieka. To zniszczy wszystko. Musisz działać szybko i skutecznie. Na dole czeka na ciebie samochód.
- Ile książek aktualnie ma wydanych Flavio?
- Dostaliśmy informacje, że dwie. Jedną ma przy sobie, a drugą masz ty.
- Gdzie jest teraz? - Pytał szybko i konkretnie.
- Zmierza do supermarketu. Będzie tam za około piętnaście minut. Powinieneś być szybciej. Niech Wielki Architekt Wszechświata będzie z tobą.
- Z tobą również.
Robert ubrał czarną bluzę z kapturem, na którym wyszyty był pentagram, czarne spodnie przypominające legginsy oraz czarne rękawiczki z napisem „33". Do lewej kieszeni wsadził robionego na zamówienie glocka, który posiadał tłumik oraz dwa razy większą moc od swojej standardowej wersji. W prawej zaś umieścił nóż, magiczny nóż. Był to sztylet, którym zabito Gajusza Juliusza Cezara. Miała go tylko osoba, która pełniła w masonerii czarną funkcję. Taką właśnie pełnił od paru lat Robert. Na rączce sztyletu wyryty był cyrkiel, symbol wiedzy, mądrości i rozumu. Szybko powędrował na dół, gdzie czekał na niego czarny prototyp Audi A12, który był własnością masonów.
Po piętnastu minutach był na podziemnym parkingu pod supermarketem. Przy sobie miał także GPS, który umiejętnie namierzył samochód Flavio. Robert schował się za jednym z filarów. W końcu podjechał Escalade Smaratti'ego. Topolsky założył tłumik na pistolet, wychylił się zza filaru i oddał trzydzieści trzy strzały w kierunku zdrajcy. Był w stanie częściowej hipnozy, którą uczą wszystkich masonów, kiedy osiągają trzydziesty stopień wtajemniczenia. Nie czuł bólu, smutku, cierpienia, czy sumienia. Po strzałach podszedł do samochodu, rozbił okno i wyciągnął z kieszeni płaszcza Flavio książkę, ostatni egzemplarz książki. Robert bowiem spalił swoją książkę przed wyjściem. Topolsky oblał benzyną samochód, oddalił się w bezpieczne miejsce i podpalił ślad benzyny swoją zapalniczką. Po chwili samochód, w którym znajdował się Flavio i jego książka, spłonął na zawsze zatrzymując tajemnice masonów.
Podziemia Zamku Świętego Anioła, Rzym
W ogromnym pomieszczeniu ozdobionym gwiazdą Dawida, wizerunkiem „człowieka wirtuwiańskiego" rozpowszechnionego przez Leonarda da Vinci, uroborosa oraz wieloma portretami wielkich ludzi nauki takich jak Izaak Newton, Galileusz, czy Leonardo da Vinci, nieznany światu rytuał odprawiało dwudziestu jeden mężczyzn ubranych w granatowe tuniki i płaszcze, tego samego koloru, sięgające kostek. Niezwykłe łacińskie modły oraz upiorny strój charakteryzował to niecodzienne zjawisko. Nad ich głowami widniały nieznane światu freski największych malarzy min. Michała Anioła, Rafaela Santiago oraz Francesco del Cossy. Po lewej stronie niesamowitego pokoju stał wielki regał zapełniony rękopisami sławnych pisarzy starożytności i renesansu. Górowały książki filozofów: Platona, jego ucznia Arystotelesa, Sokratesa i Pitagorasa z Samos, biografie największych wodzów i imperatorów: Gajusza Juliusza Cezara, Aleksandra Macedońskiego oraz pierwszego cesarza Rzymu, adoptowanego syna dyktatora Juliusza Cezara, Oktawiana Augusta. Po wykonaniu rytuału oczyszczającego ciało i umysł przed nabyciem tajemnej wiedzy odmówili modlitwę do Wielkiego Architekta Wszechświata i usiedli na wykonanych ze złota antycznych tronach, by w spokoju i ciszy pochłonąć tony tajemnic ukrytych w starożytnych pismach.
Prywatna klinika Francisco Sciavone, Rzym
- Dzień dobry, nazywam się Robert Topolsky, jestem umówiony z Panem Francisco. - Powiedział mężczyzna mierzący około metra dziewięćdziesiąt centymetrów. Miał około czterdziestu lat, ale jego zadbana cera i piękne błękitne oczy odmładzały go w oczach kobiet.
- Już sprawdzam - oznajmiła piękna sekretarka psychologa - ach tak, znalazłam. Pan Sciavone już czeka.
Pożegnał się z pracownicą Francisco i podążył ku jego gabinetowi. Idąc korytarzem ominął wiele obrazów i rzeźb z epoki renesansu, która kojarzyła się psychologowi z świetnością kultury rzymskiej. Szybko można było zobaczyć, iż jest on wręcz zakochany w tych czasach. Zobaczywszy drzwi Topolsky zapukał i otworzył wrota do gabinetu jednego z najsławniejszych psychologów we Włoszech.
- Cześć Robert! - Szybko powitał swojego gościa. - Co Cię do mnie sprowadza?
- Ach... - odsapnął. - Czas coś zmienić, a tylko do Ciebie mam pełnię zaufania i wiem, że ty możesz mi doradzić i pomóc.
- W takim razie musimy porozmawiać - nakazał usiąść swojemu przyjacielowi. - Tylko o czym?
- O mojej przyszłej pracy. - Teraz Sciavone wiedział, o co chodzi. Robert wrócił po pięciu latach pobytu w Hiszpanii, gdzie prowadził Valencię. Niestety w wyniku kłótni z prezesem, musiał on opuścić klub ze złamaną reputacją. Był to szok dla całego futbolu hiszpańskiego, bowiem Topolsky uważany był za najlepszego trenera młodego pokolenia w Europie.
- Z pracą raczej nie powinieneś mieć problem, tylko musisz wybrać. Z zawodu jesteś przecież historykiem, możesz także wykładać religioznawstwo i ikonografię. - W tym momencie przerwał mu Robert.
- Chcę wrócić do piłki. W tym momencie tylko to jest dla mnie ważne. Muszę udowodnić, że nadal jestem bardzo dobry, a prezes mylił się wyrzucając mnie z Valencji. - Były trener Valencii zawsze był pewny siebie, mimo swojego opanowania i niezwykłego spokoju. Uwielbiał samotność, czytanie książek, praktycznie od wczesnych lat był spokojny i wyważony, ale mimo tego był postacią charyzmatyczną, twardo stąpającą po ziemi. - Chcę złożyć ofertę Lazio Rzym. - Na twarzy Sciavone pojawił się uśmiech.
- Czyli jednak chcesz tutaj zostać...
- Oczywiście. Tutaj jest moje miejsce i czuję się tu najlepiej.
- Lazio jest zakłopotane. Nie mają już takiego budżetu jak kiedyś i nie stanowią takiej siły w lidze włoskiej jak parę lat temu, kiedy zdobywali ostatnie mistrzostwo Włoch. W dwóch ostatnich sezonach byli kolejno na dziesiątym i dwunastym miejscu, co jest tragicznym wynikiem jak na tego typu zespół.
- I właśnie o to mi chodzi - sprostował Robert. Zawsze miał swój pewny tok myślenia, którego trzymał się od dziecięcych lat. Lubili go wszyscy prócz nauczycieli, z którymi często wdawał się w słowne spory podważając ich wiedzę. - Nie trudno jest dostać gotowy skład i dziesiątki milionów na transfery, po czym zdobyć mistrzostwo. Takie coś mnie nie pociąga. Chciałbym odbudować ten zespół, który wart jest lepszej pozycji w tabeli.
- Wiesz, co... - potrzymał w niepewności Roberta - powinieneś do nich „startować" jak najszybciej. - Na twarzy Topolsky'ego pojawiło się zaciekawienie i uśmiech, bowiem bardzo liczył się ze zdaniem swojego najlepszego przyjaciela. Jako iż Francisco był od niego starszy i bardziej doświadczony Robert korzystał z każdej jego rady i wszystkie słowa analizował w swoim niebanalnym umyśle.
- Masz rację. Myślałem nad tą pracą od kilku tygodni. Miałem dużo wolnego czasu po przyjeździe tutaj i zdążyłem zrobić plan na parę lat dotyczący mojego pobytu w Lazio. Jeszcze jutro pójdę do siedziby klubu i wręczę im moje papiery.
Kamienica niedaleko Koloseum, Rzym
Wieczorem, gdy Robert czytał nowo zakupioną książkę popijając zimnym Campari przypomniał sobie o czasach, gdy nauczał młodych ludzi. Był najmłodszym profesorem zwyczajnym na uniwersytecie w Princeton. W środowisku uniwersyteckim uważany za znakomitość. Obdarzony ejdetyczną pamięcią oraz upodobaniem do dat i symboli był jednym z największych znawców tajnych organizacji i teorii spiskowych. Podczas jego wykładów z ikonografii i historii starożytnego Rzymu sala była wypełniona do ostatniego miejsca, a studenci stali pod ścianami. Po każdym wykładzie musiał jeszcze odpowiadać na pytania otumanionych piękną mową uczniów, lecz robił to z przyjemnością i pasją. Mówił autorytarnie i z entuzjazmem, pozornie nie zwracając uwagi na pełne uwielbienia spojrzenia zadurzonych studentek uwielbiających go nie tylko za niesamowitą wiedzę i porywające mowy, ale także za tężyznę fizyczną i urodę, jaką odziedziczył po pięknej matce. Na ręku nosił tajemniczy pierścień, tylko niewielu domyślało się, co to może być. Nigdy nie mówił o tym i unikał pytań dotyczących tego przedmiotu.
Topolsky zyskał sympatię profesorów i uczniów swoim niebanalnym charakterem i spojrzeniem na świat. Mimo iż był spokojny to jego błyskotliwość sprawiała, że uczniowie na jego wykładach zachowywali się jakby byli w transie. Wiedział jak dotrzeć do ludzi i wpoić im to, o czym on w danej chwili myśli. Był racjonalistą w stu procentach. Studenci często zadawali mu pytania odnośnie teorii spiskowych i religijnych, bowiem patrzał na wszystko obiektywnie. Odepchnięty i poobrzucany obelgami przez kościół za bluźnierstwo jeszcze bardziej starał się dotrzeć do najstraszniejszych i najmroczniejszych zdarzeń instytucji, za jaką uważał kościół. Zarobił miliony na swojej książce „Wymordować Iluminatów" opowiadającej o trzynastym października 1307r. i konsekwencjami w związku z decyzją Filipa IV Pięknego, króla Francji. W ten oto dzień kazał on, za zgodą papieża Klemensa V, wymordować lub aresztować wszystkich rycerzy zakonu Templariuszy i zająć ich cały majątek razem z Twierdzą Temple w Paryżu. Po wydaniu tej książki został oskarżony przez kościół o herezję i bluźnierstwa, lecz nie poprzestał na tym. Dwa lata później wydał książkę „Pamięć Ewangelii", w której skrytykował kościół za włączenie do kanonu Pisma Świętego tylko tych Ewangelii, w których Chrystus jest opisywany jako postać nadludzka.
Rano obudziwszy się wstał i znów rozpoczął dzień pięciokilometrowym biegiem wokół najważniejszych miejsc Rzymu. Ominąwszy Zamek Świętego Anioła, Partenon, Forum Augusta i Koloseum powrócił do swojego domu. Dzisiaj miał podjąć bardzo ważną decyzję.
- Pojadę tam, powiem, co myślę o ostatnich występach i krótko określę swój plan - pomyślał biegnąc po schodach na drugie piętro kamienicy, gdzie od paru tygodni mieszkał.
Okolica bardzo sprzyjała jego charakterowi. Była na uboczu miasta, przez co nie miała takiej styczności z turystami jak inne kamienice, przez które trzeba przejść, by dostać się do najważniejszych miejsc Miasta o Siedmiu Wzgórzach. Dozorca, Pan Domenico, bardzo dbał o porządek i wystrój korytarza. Od początku polubił Roberta, bowiem ufundował on wiele rzeźb i obrazów, które z przyjemnością mógł zamieścić w kamienicy.
O godzinie dwunastej, gdy słońce górowało nad pięknym „Trybowym Miastem", Topolsky udał się do siedziby Lazio Rzym. Jako iż Robert nie zdążył kupić samochodu, wszędzie musiał podróżować taksówką, a bardzo tego nie lubił. Po piętnastu minutach jazdy granatowym Audi A8 zauważył w tle duży, nowoczesny budynek, zbudowany w architekturze dekonstruktywizmu z ogromnym napisem SS Lazio i niesamowitym herbem drużyny.
Siedziba klubu SS Lazio Rzym, przedmieścia Rzymu
Robert otworzył drzwi pięknego budynku. Ujrzał ogromne pomieszczenie wypełniony pucharami, medalami i innymi tego typu przedmiotami. Na środku stało wielkie biurko, a za nim młoda kobieta, sekretarka.
- Dzień dobry, moje nazwisko Topolsky, jestem umówiony z prezesem. - Powiedział przepięknej damie siedzącej na fotelu ze skóry kangura.
- Gabinet na drugim piętrze. - Odpowiedziała.
Udałem się w stronę długich i szerokich schodów prowadzących kolejno na pierwsze i drugie piętro. Na końcu korytarza drugiego piętra widniały drzwi z napisem „Zarząd". Robert bez wahania zapukał i wszedł.
- Witam, byłem umówiony z Panem na spotkanie - powiedział otwierając na oścież drzwi.
- Proszę usiąść - wskazał na fotel umiejscowiony naprzeciwko biurka prezesa. - O czym chciałby Pan porozmawiać? - Spytał z uśmiechem na ustach. Na jego biurku o dziwo widniała książka „Wymordować Iluminatów", którą Robert z wiadomych powodów kojarzył. - Prawdę mówiąc nie spodziewałem się Pana akurat w moim klubie. - Znowu jego twarz zajaśniała.
- Chcę porozmawiać o posadzie trenera w Lazio - powiedział wprost Topolsky, który znany był ze swojej pewności siebie i bezpośredniości. Uwielbiał ją, lecz często przysparzała mu wiele niemiłych sytuacji.
- Tego się akurat spodziewałem - rzucił prezes.
- Przejdę do rzeczy - rozpoczął były profesor uniwersytetu w Princeton. - Kibicuję temu klubowi od bardzo dawna, jeszcze za czasów, gdy mieszkałem w Stanach. Obserwuję ten klub od lat i widzę, że dzieje się coś niedobrego. Od niepamiętnych czasów Lazio nie wypadało tak źle na arenie krajowej. Ostatnie trofeum zdobyło dziesięć lat temu, a rok temu zajęło katastrofalne dwunaste miejsce. - Kontynuował Robert. - Nie może Pan tak dalej postępować, musi Pan coś zmienić - głośno zaprotestował. - Lazio ma jednych z najlepszych kibiców na świecie i muszą patrzeć aktualnie jak ich klub sięga dna. Tak nie może być! - Rzucił ostro Topolsky. Widać było u niego zaangażowanie i to też zauważył prezes.
- Wiem, wiem - asekurancko odrzekł. - Jestem tylko prezesem...
- Tylko prezesem? - Spytał z arogancją i niedowierzaniem. - Po to przyszedłem. Chcę zmienić ten klub, chcę by znowu powrócił do czołówki Serie A. Będę chciał zostawić w cieniu Romę - w tym momencie rzucił kilkudziesięciokartkową pracę przypominającą jego doktorski egzemplarz opisujący „Wpływ tajnych organizacji na społeczność i politykę".
- Co to jest? - Zapytał z zaciekawieniem.
- Plan mojej pracy na kolejne trzy lata. Są tu uwzględnione zmiany w treningu, taktyce, moje cele odnośnie zespołu i inne rzeczy dotyczące drużyny.
- Niesamowite... - warknął. - Nie mogę jednak sam podjąć decyzji. Musi Pan poczekać na decyzję całego zarządu. Odezwę się do Pana.
- W takim razie czas się pożegnać - odpowiedział Topolsky podając rękę pięćdziesięcioletniemu prezesowi.
Wychodząc z siedziby zauważył w krzakach nieznajomą osobę z aparatem. Domyślał się już, że reporterzy będą wiedzieli o negocjacjach z klubem i nie dadzą mu spokoju dopóki nie podpisze kontraktu.
Mieszkanie Topolsky'ego, Rzym
Nastał wieczór, a Robert miał w zwyczaju branie prysznicu przed wiadomościami. W tym momencie usłyszał znany mu dźwięk, dźwięk telefonu komórkowego. Wyświetlił się „nieznany numer". Wiedział, kto to może być i odebrał bez wahania.
- Dzieci Wdowy, do mnie! - Usłyszał przez telefon.
Nie zdążył nic powiedzieć, lecz wiedział, co ma zrobić i kto do niego dzwonił. Szybko przebrał się w wyjściowe ubranie, zabrał ze sobą tajemniczą torbę i zadzwonił po taksówkę, która za pięć minut była przed drzwiami kamienicy.
Komnata Hadriana, Zamek Świętego Anioła, Rzym
Dwudziestu jeden mężczyzn znów odprawiało rytuał. Ustawili się w okręgu i śpiewali pieśni dziękczynne do Wielkiego Architekta Wszechświata. W środku okręgi palił się symbol doskonałości, gwiazda pitagorejska. Po skończeniu tego obrzędu wszyscy usiedli przy ogromnym stole wysadzonym kryształami. Wśród nich był także Robert Topolsky. Pomieszczenie przypominało pradawną mistyczną bibliotekę Hadriana, jednego z cesarzy Rzymu, miłośnika sztuki i pisarstwa. Według legendy znajdowało się tutaj trzydzieści trzy tysiące trzydzieści trzy rękopisy najwybitniejszych ludzi starożytności.
- Robercie musimy zadać Ci pytanie. Czy planujesz pracę w klubie piłkarskim?
- Tak.
- Wiesz, z czym to się wiąże?
- Tak.
- Nie muszę Ci mówić, jakie konsekwencje czekają tego, który zdradzi sekrety naszej organizacji i zhańbi imię Wielkiego Architekta Wszechświata?
- Nie. - Robert wiedział, o co chodzi. W modlitwie do Wielkiego Architekta Wszechświata jest fragment mówiący o absolutnym zakazie opowiadania o tajemnicach i wiedzy, którą nabywali na spotkaniach i poza nimi. Karą miała być tajemnicza śmierć poprzez spalenie, o której świat nie dowiedziałby się.
Kamienica, Rzym
Robert spał mocno po ciężkim dniu, który go spotkał. Jednak na złość coś go obudziło. Nieznajomy głos odezwał się w telefonie.
- Proszę przybyć do siedziby Lazio Rzym. Zarząd czeka na Pana.
ROZDZIAŁ I
Tylko promienie słońca, które oświetlało zapełniony turystami Rzym, przedostawały się przez zasłonięte żaluzje Roberta Topolsky'ego. Leżał na swoim łóżku zrobionym z drzewa bukowego i zastanawiał się nad niedawnym telefonem od nieznanego człowieka. Chwilę leżał bez ruchu, wyciągnął się i wstał, po czym udał się do łazienki. Wziął zimny prysznic będący nieodłączną częścią jego poranka i z pośpiechem wyszedł zatrzymując się tylko przy dość dużym progu dzielącym przedpokój od toalety. Stanął przed ogromną dwudrzwiową szafą, w której trzymał wszystkie swoje rzeczy. W tym aspekcie, jak wszyscy jego znajomi, był bardzo oszczędny.
- Jeans'owa ekskluzywność, czy może garniturowa elegancja - w myślach zadał sobie pytanie.
Przez chwilę trzymał się w niepewności, lecz w końcu wybrał elegancki garnitur od Armaniego, kupiony jeszcze w czasach, gdy wykładał na Uniwersytecie w Princeton. Ułożył włosy, wyperfumował się i założył nowo kupione lakierki. Teraz był już gotowy do wyjścia. Schodząc ze schodów kamienicy spotkał Domenico, z którym zamienił kilka słów. Jako że oboje lubili się, Robert opowiedział dozorcy o propozycji ze strony klubu z Rzymu. Widać było poruszenie na twarzy gospodarza, lecz niezwłocznie pogratulował i życzył Topolsky'emu jak najlepiej. Robert przeszedł parę metrów na parking, gdzie czekały taksówki. Wybrał jedną z nich i dał polecenie zawiezienia go do siedziby Lazio Rzym. Po dwudziestu minutach byli już na miejscu. Były wykładowca historii i ikonografii zapłacił taksówkarzowi i wysiadł z samochodu. Spokojnym krokiem doszedł do drzwi. W tych momentach myślał tylko o najbliższe przyszłości i o spotkaniu, które miało rozpocząć się za kilkanaście sekund. Ukłonił się sekretarce i ruszył schodami w kierunku pokoju prezesa. Na pierwszym piętrze czekał na niego ochroniarz, który dość pospiesznie zaprowadził Roberta do gabinetu, jednak nie tego, w którym był dzień wcześnie podczas rozmowy z prezesem. Muskularny mężczyzna mierzący sto osiemdziesiąt pięć centymetrów, posiadający ekskluzywny garnitur od Hugo Bossa, tatuaż węża na szyi oraz Desert Eagla w lewej kieszeni spodni, ukłonił się i wskazał drzwi, do których miał wejść. Jego oczy świeciły się w świetle licznych lamp będących na korytarzu. Po chwili ukłonił się jeszcze raz, obrócił się na pięcie i poszedł w odwrotnym do Roberta kierunku. Topolski zadumał się przez moment i zapukał.
- Proszę wejść - usłyszał głos prezesa i energicznym ruchem otworzył drzwi. Jego oczom ukazały się cztery osoby. Trzech mężczyzn, i o dziwo, jedna kobieta, która swoim pięknym uśmiechem dała mu trochę wewnętrznego spokoju, którego tak potrzebował. Wszyscy siedzieli na fotelach za wielkim stołem. Robertowi przypomniały się zaliczenia ustne na studiach, które odbywały się w takiej samej atmosferze. Kolejno od lewej siedzieli: Mauricio Vadano (dyrektor sportowy), Marina Delacio (dyrektor finansowy), Claudio Lotito (prezes klubu) oraz Flavico Merdano (jeden z członków zarządu).Trzej panowie ubrani byli w eleganckie garnitury, na których świeciły się rubiny przyczepione do rękawów. Jedyna dama w tym gronie, miała ubraną piękną suknię, która podkreślała jej krągłości.
- Witam - powiedział z uśmiechem na ustach prezes klubu. Nie był on popularną osobą wśród kibiców stołecznej drużyny. Grupa fanatyków ultras nie popierała oszczędnej polityki Lotito. - Proszę usiąść, zaraz przejdziemy do rzeczy - serce Roberta zaczęło bić szybciej. Mimo swej pewności siebie w takich chwilach krew krążyła mu szybciej, a pot spływał po czole.
- Podczas ostatniego spotkania zrobił pan na mnie ogromne wrażenie - kontynuował Claudio. - Otwarcie powiedział pan, co sądzi o ostatnich sezonach naszego zespołu i co się nie podoba. Z całym zarządem przeanalizowaliśmy dokładnie plan, który dał mi pan. W związku z nim mamy parę pytań - w tym momencie odezwała się pani Marina.
- Napisane było wyraźnie, że klub za pana kadencji będzie obfitował w pieniądze mimo sporych wydatków na nowe transfery. To jest praktycznie niemożliwe. Nasze długi sięgają stu dwudziestu milionów euro, a co roku na same spłaty pożyczek wydajemy siedem milionów. Jak pan chce to zrobić? - Robertowi nie spodobała się arogancja i przebiegłość ze strony dyrektorki finansów.
- Otóż zaraz wyjaśnię. Po pierwsze sam tego nie zrobię. Będę chciał, by nasz zespół był jak złożony system, w którym każdy, niezależnie od rangi i płac, będzie pracował rzetelnie na rzecz klubu. Tylko to może doprowadzić do równowagi i rozwoju klubu. Wyobraźmy sobie mózg. Teraz mówię i w pani mózgu naraz pracują miliardy neuronów odpowiedzialnych za przyswojenie informacji, zweryfikowanie ich i zdolność do odpowiedzi na nie. Załóżmy, że nie pracują równolegle. Takie przypadki się zdarzają, tylko nie u ludzi zdrowych, a u osób z chorobami mózgu, które praktycznie zmieniają ich życie na zawsze - w oczach zarządu było widać zaciekawienie, więc Robert kontynuował swój wykład. Do takich kazań był przyzwyczajony w czasie pracy na uniwersytecie. Musiał odpowiadać na wiele pytań ze strony studentów na temat jego kontrowersyjnych lekcji. - Teraz przełóżmy to na klub, bowiem mówić umie każdy, ale trzeba jeszcze do tego doprowadzić. Otóż, czy wyobrażacie sobie codzienne życie bez lekarza, naukowca, czy śmieciarza? - Spytał Topolsky
- Oczywiście, że nie. Są to podstawowe zawody, bez których człowiek praktycznie nie może dobrze funkcjonować - odpowiedział w imieniu wszystkich prezes.
- No właśnie. I to jest cała filozofia tego, co powiedziałem. Każdy, który będzie za mojej kadencji pracował w tym klubie, będzie rozliczany ze swojej rzetelności wobec klubu. Nie będę pobłażliwy. Jeżeli uda nam się coś takiego zrobić to gwarantuję, że ustabilizuje Lazio Rzym w czasie dwóch lub trzech sezonów. Tak zmienię sztab szkoleniowy, by każdy skaut, fizjoterapeuta, czy trener pracował codziennie na sto procent swoich możliwości - czuł, że rozwiał wszelkie wątpliwości względem tego pytania.
- Planuje pan szeroko rozwinąć sieć skautingową, by do naszej akademii piłkarskiej przybywali gracze w wieku czternastu, piętnastu lat. Jak to można zrobić według pana myśli? - Spytał dyrektor sportowy klubu.
- Wiem, że Lazio posiada jedną z najlepszych akademii w całych Włoszech. Dodatkowo na bardzo wysokim poziomie stoi ośrodek treningowy, a mianowicie chodzi mi o ośrodek Formello, do którego wybrałem się niedawno. - Ośrodek rozciąga się na obszarze czterdziestu hektarów, które zagospodarowane zostały przez takie obiekty jak baseny, boiska do piłki nożnej, korty tenisowe, hotele, czy centrum medyczne. Obecnie Formello jest główną bazą przygotowawczą zawodników Lazio. - Za młodych zawodników będą odpowiadali skauci, którzy chodząc na mecze juniorów różnych klubów na pewno upatrzą jakąś przyszłą gwiazdę zespołu. Za wszelką cenę będę starał się takich zawodników ściągać jak najszybciej. To jest przyszłość klubu, w którą nigdy nie można przestawać inwestować.
- Myślę, że teraz już nikt nie ma żadnych wątpliwości - prezes wyjął ze swojego biurka, które stało na drugim końcu pokoju, kartkę formatu A4, na której za parę sekund Robert miał złożyć swój podpis. - Proszę, oto pański kontrakt na dwa lata. Proszę wszystko przeczytać i podpisać.
Topolsky dokładnie przeanalizował tę kartkę. Jego fotograficzna pamięć pozwoliła mu na szybkie zapoznanie się z treścią kontraktu. Ta zdolność pozwalała mu na przeczytanie ksiązki mającej sześćset stron w niecałe pięć godzin. W kontrakcie znajdowały się oczekiwania skierowane do Roberta względem pozycji w kolejnych sezonach. Lazio miało się znaleźć w pierwszej dziesiątce Serie A i dostać do ćwierćfinału Pucharu Włoch. Na transfery w tym sezonie szefostwo przeznaczyło niecałe pięć milionów euro. Nie była to duża kwota w porównaniu do innych zespołów o podobnych ambicjach. Przyszły trener Lazio rozumiał jednak kłopoty tego klubu i przystał na ofertę.
- Zgadzam się - wziął długopis i podpisał kontrakt z stołecznym klubem.
Prezes podziękował Topolsky'emu za podpisanie kontraktu. Robert podał wszystkim dłonie, obrócił się na pięcie i poszedł w stronę drzwi. Otworzył je i wyszedł. Czuł, że nogi uginają się pod nim, lecz wiedział, że to już koniec, został trenerem Lazio. Przy drzwiach czekał na niego ochroniarz, który dostał polecenie, by zawieźć Roberta do jego mieszkania. Poszli na dół. Topolsky jak zawsze pożegnał się z sekretarką, otworzył drzwi i powędrował do czarnego BMW.
- W końcu ktoś zrobi porządek - powiedział ochroniarz. Spojrzał na lusterko znajdujące się nad przednią szybą. - Już nie mogłem oglądać tej paskudnej gry naszego zespołu. Pracuję tutaj od 1997r., a kibicem Lazio jestem od urodzenia. To, co aktualnie gramy nadaje się tylko do wyśmiania. Słyszałem waszą rozmowę - ochroniarz zrobił się czerwony. - Świetne kazanie, w życiu nie słyszałem takie powiązania filozofii i piłki nożnej - powiedział z uśmiechem Domi.
- Dziękuję. Akurat mowę opanowaną mam do perfekcji. Przez kilka lat pracowałem na uniwersytecie w Princeton.
- USA się kłania. Co pan wykładał? - Spytał zaciekawiony Dominico.
- Przejdźmy na ty. W końcu od paru minut pracujemy razem. Wykładałem ikonografię i historię, głównie starożytnego Rzymu - powiedział Robert. - Bardzo miło wspominam te czasy.
- Też się interesuję historią.
Jak to możliwe, że taki mięśniak interesuje się historią, pierwsze słyszę - pomyślał Topolsky.
- Mam pytanie. Czy sądzisz, że kiedyś uda się odnaleźć grobowiec Aleksandra Wielkiego? - Zapytał ochroniarz. Robert znowu musiał zamienić się w profesora.
- Zabalsamowane ciało Aleksandra Wielkiego zostało przechwycone przez Ptolemeusza w czasie wojny diadochów i przewiezione do Aleksandrii. W tej chwili stacjonują tam archeolodzy, lecz większa część tego antycznego miasta jest pod wodą. Jeżeli jednak tam nie ma grobowca to może być w bardzo dobrze ukrytym miejscu. W tamtych czasach palono ciała i chowano razem z monetami dla przewoźnika. Myślę, że pochowali go z dużą częścią majątku z racji jego osiągnięć i uwielbienia. Tak więc nie mogli go pochować w miejscu znanym, bowiem równałoby się to z szybką kradzieżą złota i zbezczeszczeniem wielkiego mistrza.
- Jest jakieś pytanie, na które nie znasz odpowiedzi - zaśmiał się pod nosem Dominico. - Jesteśmy na miejscu.
- Dzięki za miłą rozmowę. Do zobaczenia - zakończył rozmowę Topolsky.
W kamienicy, przed swoimi drzwiami zauważył niedużą książkę pod tytułem „Nie odkryci w Watykanie" autorstwa Flavio Smoratte, włoskiego dziennikarza, masona, który po kłótni z jednym z wysoko obsadzonych masonów, zapowiedział swoją zemstę na tajnym zakonie. Wziął ją do rąk, otworzył wrota do swojego domu i wszedł. Przebrał się i usiadł na swoim fotelu, by spokojnie przestudiować książkę. Nie wierzył własnym oczom. Zdrada, było to jedyne słowo, które przychodziło do głowy Robertowi. Tajemnicza ksiązka zawierała informacje dotyczące osób kontrolujących Stolicę Apostolską. Parę cytatów przyprawiło masona o dreszcze. „W Watykanie, centrum ukrytych potęg finansjery i wysokich urzędów, wszędzie wyczuwa się rękę masonerii: w procedurach dotyczących przyjmowania, awansowania... Infiltrowanie Watykanu przez masonerię w znacznej mierze odziera go ze sfery sacrum, ponieważ mąci umysły i narusza świętość centrum chrześcijańskiego świata." Dodatkowo podane były nazwiska ważnych osób w Watykanie, które w rzeczywistości były członkami masonów. Sekretarz stanu Jean Villon, minister spraw zagranicznych Agostino Casarolli, prezes Banku Watykańskiego biskup Paul Marcinku, kardynał Sebastiano Baggio, w swoim czasie prefekt Kongregacji ds. Biskupów, co stawiało go w szeregu najbardziej znaczących postaci Kościoła o ogromnej władzy decyzyjnej i zastępca redaktora naczelnego „L'Osservatore Romano", tuby Watykanu. Robert wiedział, że to tylko nieliczne nazwiska, które tak naprawdę zasiadały w najważniejszych częściach Dumy Chrześcijaństwa. W tym momencie usłyszał głos telefonu. Podszedł, wziął go do ręki i odebrał.
- Słucham - odezwał się.
- Przeczytałeś książkę - Robert poznał głos. Był to Toren Flascus, Wielki Mistrz loży. Jedyna osoba posiadająca trzydziesty trzeci stopień wtajemniczenia, jaką znał.
- Tak - szybko odpowiedział. Toren dzwonił tylko w bardzo krytycznych momentach dla masonów.
- Trzeba go zlikwidować. Ta książka nie może dostać się do rąk zwykłego człowieka. To zniszczy wszystko. Musisz działać szybko i skutecznie. Na dole czeka na ciebie samochód.
- Ile książek aktualnie ma wydanych Flavio?
- Dostaliśmy informacje, że dwie. Jedną ma przy sobie, a drugą masz ty.
- Gdzie jest teraz? - Pytał szybko i konkretnie.
- Zmierza do supermarketu. Będzie tam za około piętnaście minut. Powinieneś być szybciej. Niech Wielki Architekt Wszechświata będzie z tobą.
- Z tobą również.
Robert ubrał czarną bluzę z kapturem, na którym wyszyty był pentagram, czarne spodnie przypominające legginsy oraz czarne rękawiczki z napisem „33". Do lewej kieszeni wsadził robionego na zamówienie glocka, który posiadał tłumik oraz dwa razy większą moc od swojej standardowej wersji. W prawej zaś umieścił nóż, magiczny nóż. Był to sztylet, którym zabito Gajusza Juliusza Cezara. Miała go tylko osoba, która pełniła w masonerii czarną funkcję. Taką właśnie pełnił od paru lat Robert. Na rączce sztyletu wyryty był cyrkiel, symbol wiedzy, mądrości i rozumu. Szybko powędrował na dół, gdzie czekał na niego czarny prototyp Audi A12, który był własnością masonów.
Po piętnastu minutach był na podziemnym parkingu pod supermarketem. Przy sobie miał także GPS, który umiejętnie namierzył samochód Flavio. Robert schował się za jednym z filarów. W końcu podjechał Escalade Smaratti'ego. Topolsky założył tłumik na pistolet, wychylił się zza filaru i oddał trzydzieści trzy strzały w kierunku zdrajcy. Był w stanie częściowej hipnozy, którą uczą wszystkich masonów, kiedy osiągają trzydziesty stopień wtajemniczenia. Nie czuł bólu, smutku, cierpienia, czy sumienia. Po strzałach podszedł do samochodu, rozbił okno i wyciągnął z kieszeni płaszcza Flavio książkę, ostatni egzemplarz książki. Robert bowiem spalił swoją książkę przed wyjściem. Topolsky oblał benzyną samochód, oddalił się w bezpieczne miejsce i podpalił ślad benzyny swoją zapalniczką. Po chwili samochód, w którym znajdował się Flavio i jego książka, spłonął na zawsze zatrzymując tajemnice masonów.