Via Appia - Forum

Pełna wersja: Dziwne igrzysko losu i przeznaczenia
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
czyli o Kołłątaju - mniej pompatycznie 

Był Kołłątaj wzrostu nadobnego ale nie przerosłego, twarzy białej, okrągłej, czoła wysokiego, nosa równego u wierzchu i okrągławego, oczu i włosów czarnych, brwi dobrze okrytych, postaci z wejrzenia ponurej, ale przystojnej i szykownej, w mowie łagodny, poważny, płynnie i przyjemnie się tłumaczący. Umysłu zawsze przytomnego i rzadko się mieszającego. Charakteru żywego, śmiałego, więcej skrytego, jak otwartego. W mocnych poruszeniach umiał się miarkować i posiadać. Tkliwy na cierpienie ludzi, nie miał w sobie ani zawziętości, ani zemsty […]. W wydatkach domowych hojny, lubiący życie wystawne i wygodne, ale umiejący spokojnie znosić niedostatek. W zamysłach i przedsięwzięciach śmiały aż do zuchwałości, stały i wytrzymały aż do uporu. W przeciwnościach cierpliwość i wytrzymałość prawie stoiczna. Naukę i każdy talent w ludziach kochał, ujmował i poważał.
Jan Śniadecki - „Żywot literacki Hugona Kołłątaja”
 
Hugo Kołłątaj (1750 – 1812), należał do pokolenia, które w dorosłe życie startowało w burzliwych latach ostatniego trzydziestolecia XVIII wieku. W latach naznaczonych wyjątkową kondensacją politycznych wydarzeń, by wymienić tylko: konfederację barską (1768 – 1772), pierwszy rozbiór Polski (1772), powstanie Komisji Edukacji Narodowej (1773), Sejm Czteroletni (1788 – 1792), Konstytucję 3 Maja (1791), konfederację targowicką (1792), drugi rozbiór Polski (1793), Powstanie Kościuszkowskie (1794), trzeci rozbiór Polski (1795), w końcu - utratę suwerenności własnej ojczyzny na przeszło sto dwadzieścia lat. Ta generacja była nie tylko świadkiem, ale przede wszystkim świadomym uczestnikiem, a także kreatorem wzniosłych oraz tragicznych w skutkach historycznych zdarzeń. 

 
Jadąc z Krakowa w stronę Kielc, warto zboczyć z drogi i odwiedzić Krzyżanowice Dolne. Nie, nie chodzi o samą wieś, ale o znajdujący się tam klasycystyczny kościół pod wezwaniem św. Tekli. Nie, nie chodzi o sam kościół, ale o znajdujące się tam trzy ołtarze. Nie, nie chodzi o same ołtarze, ale o zdobiące je obrazy, a szczególnie o obraz w ołtarzu głównym.
 
Kołłątaj, postać dziś nieco odsunięta na margines historii, był jej pełnoprawnym i aktywnym „animatorem”. Po ustanowieniu Konstytucji 3 Maja*[1] zaczął pełnić rolę pierwszoplanowego działacza politycznego i społecznego. W uznaniu zasług otrzymał nominację na podkanclerzego koronnego i odznaczono go Orderem Orła Białego. Wcześniej, w 1786 roku, po przeprowadzeniu reformy Uniwersytetu Krakowskiego - z upoważnienia Komisji Edukacji Narodowej - otrzymał Order Świętego Stanisława. Wysoką pozycję społeczną uzyskał nie dzięki swojemu urodzeniu (pochodził bowiem ze średniozamożnej szlachty), ale niezwykłej pracowitości, ambicji, wykształceniu (chociaż nie posiadamy pisemnych dowodów na uzyskanie przez niego doktoratu z filozofii) oraz umiejętności zjednywania sobie wpływowych ludzi. Można pokusić się o stwierdzenie, że w tym czasie, a szczególnie podczas obrad Sejmu Czteroletniego (1788 - 1792), należąc do stronnictwa patriotycznego, nieformalnie pełnił funkcję pierwszego ministra przy królu Stanisławie Auguście Poniatowskim. Jego pozycję zachwiało przystąpienie, wraz z królem i innymi politykami, do konfederacji targowickiej, po której nastąpiła zbrojna interwencja Rosji i drugi rozbiór Polski. Wprawdzie targowiczanie odrzucili jego akces, ale już sam fakt przystąpienia położył się długim i nie do usunięcia cieniem na jego dalszym życiu, a także przysporzył wielu zagorzałych wrogów.


[i]Sprawiedliwość będzie dla mnie mocną w tej mierze obroną, tak jak niewdzięczność i grubiaństwo pięknym u potomności pomnikiem...[/i]
z listu Kołłątaja do bpa Sołtyka, 28. 06. 1781 r.
Dwa tylko były przedmioty, które zajęły moje życie: poprawa wychowania publicznego i poprawa rządu mojego narodu. My siejemy ze łzami, ale potomkowie nasi zbierać będą w radości…
Hugo Kołłątaj, Warszawa, 1794 r.


Podczas pobytu w Rzymie, Hugo Kołłątaj (oprócz wspomnianych wyżej ról i dokonań, współautor Uniwersału połanieckiego i skarbnik Powstania Kościuszkowskiego - ta funkcja była bezpośrednim powodem aresztowania przez przez austriackie władze i osadzenia go, na osiem lat, w więzieniach; najpierw w w Ołomuńcu, a później Josestad*[2], poznał dwóch obiecujących malarzy – Dominika Oesterreichera (1750 – 1809), oraz Franciszka Smuglewicza (1745 - 1807). Tam też zawarł znajomość z młodym, ulubionym bratankiem króla, jego imiennikiem - Stanisławem Poniatowskim (późniejszym podskarbim litewskim). Młodych ludzi połączyło zainteresowanie sztuką oraz wspólne wycieczki, np. na Wezuwiusza*[3].

 
  Znajomość z Franciszkiem Smuglewiczem zaowocowała powierzeniem mu stworzenia dekoracji malarskich do ufundowanego nowego kościoła św. Tekli w Krzyżanowicach Dolnych. Kołłątaj zlecił mu namalowanie trzech obrazów ołtarzowych przedstawiających; w ołtarzu głównym - Stworzenie świata, w dwóch bocznych - Stwórcę stwarzającego, nauczającego i nagradzającego.


Do postaci Adama, w obrazie ołtarza głównego, pozował sam Kołłątaj. Więc... wierni do dzisiaj modlą się przed - ledwo przykrywającym uniesionym lewym kolanem słabiznę - nagim Hugonem.  A działo się to w czasach, kiedy ksiądz kanonik objął probostwo - nie bez licznych głosów sprzeciwu - po swoim ustąpieniu z urzędu rektora Szkoły Głównej Koronnej, czyli zreformowanego krakowskiego uniwersytetu.


Już samo objęcie tej funkcji było ciekawe, burzliwe i nomen-omen – piorunujące. Stary romańsko – gotycki kościół, wg Długosza z 1125 roku, należał do Kanoników Regularnych Zakonu Premonstratensów (Norbertanów). Ci, nie godząc się na powierzenie probostwa Kołłątajowi, nie chcieli dopuścić go odprawienia pierwszej mszy. W barwnych opowieściach przekazywanych przez pokolenia, sprawa wyglądała następująco. Uparty i konsekwentny Kołłątaj postawił na swoim. Jednak podczas celebrowanego przez niego nabożeństwa rozszalała się burza z piorunami. Jeden z nich uderzył w kościół, który w rezultacie spłonął. Nie zrażony tym - niebieskim znakiem - nowy proboszcz ufundował świątynię w stylu klasycystycznym*[4] która wzbudzała takie kontrowersje, że w późniejszych latach została przebudowana. 

 
W Krzyżanowicach siedząc letnią porą, trzymał Dmochowskiego przy sobie. Pijara ożenionego, który wyłożył z francuskiego „Ilijadę”. Nie dał on tam kościoła zbudować z kamienia w kwadrat, jak to pisze Śniadecki, ale stary murowany popsuł, i nie dokończył. Organy dał za wielkim ołtarzem po lutersku, a zamiast ambony postawił krzesło nieco wyniosłe; co zaś trzy obrazy, w trzech pozostałych ołtarzach, te są Smuglewicza, a na wielkim jest stworzenie świata, kędy malarz: konie, woły, świnie, kury, psy i koty poukładał obok Adama i Ewy; czy pojąwszy nie dobrze myśl Kołłątaja, czy mając psy, kury i konie za stworzenie świata...
Ks. Ludwik Łętowski, Katalog biskupów, prałatów i kanoników krakowskich,
Kraków, 1852

Natomiast znajomość z Dominikiem Oestereicherem (1750 – 1809), przyczyniła się do sprowadzenia go do Polski. A jaka to była ogromna korzyść dla Krakowa i jego uniwersytetu, okazało się dopiero po latach. Dominik stał się bowiem protoplastą całego znakomitego Rodu Estreicherów. Kołłątajowi, człowiekowi swoich czasów, o rozległych zainteresowaniach oraz niespożytej działalności na różnorodnych polach, bez większego trudu przychodziło pozyskiwanie możnych oraz wpływowych przyjaciół i popleczników. 


I tak razem służąc Małachowskiemu, nadskakując królowi, Ignacemu Potockiemu, znaczącym w sejmie osobom, podchlebiając i doradzając Dekiertowi, biorąc wcześnie pomiędzy obywatelami miejskimi jako ludźmi nowszymi w interesach publicznych ton przyjaciela Ludu, Kołłątaj zaczął znaczyć i słynąć. 

List do przyjaciela odkrywający wszystkie czynności Kołłątaja w ciągu Insurekcji. 
Pisany Roku 1795”

Do Polski Kołłątaj powrócił w 1775 roku i udał się do Krakowa, by objąć uzyskaną w Rzymie kanonię*[6]. Nie wszystko jednak poszło po jego myśli, gdyż... „go też i z Rzymu poprzedziła gazeta (tj. wieść), że to wielki intrygant wraca do Krakowa”. 

Tak o tym zdarzeniu pisze, przywołany już wcześniej, ks. Ludwik Łętowski: 

...Chcąc się poświecić stanowi duchownemu jechał do Rzymu, gdzie słuchał prawa kościelnego i teologii, łącząc do tego zamiłowanie kunsztów i sztuk pięknych. W 1774 roku zawakowała kanonia krakowska w miejscu do kollacyi papieskiej należącym; Kołłątaj wyrobił ją sobie. Obraziło to biskupa Kajetana Sołtyka*[5] i kapitułę. I chciano go niedopuścić; ale on w Rzymie to sprawił, iż karami kościelnymi pogrożono […]. W ogólności nie lubiano kortezanów (dworaków), którzy włazili przez pantofel (papieski) do kościoła, a Kołłątaj był ostatni z tego namiastku... 

Udało mu się jednak przeprowadzić swoją instalację w kapitule 8 października 1775 roku, a niecały miesiąc później, 1 listopada, otrzymał święcenia kapłańskie z rąk biskupa Franciszka Podkańskiego. 


Ciekawostką pozostaje fakt, że swoją pierwszą mszę prymicyjną Kołłątaj odprawił - trzy lata po uzyskaniu od papieża prowizji na krakowską kanonię i prawie trzy miesiące po uzyskaniu świeceń kapłańskich – to jest 10 stycznia 1776 roku, w klasztorze reformatów w rodzinnych Dederkałach na Wołyniu. 


Prywatna wojna Kołłątaja z kanonikami krakowskimi – nazwana przez niego samego „procesem o popielate pończochy” - toczyła się kilka lat, ze zmiennym szczęściem, bowiem nowo mianowany kanonik, zgodnie ze swoim reformatorskim charakterem, zaproponował program naprawy zarządzania finansami kapituły. Było to wsadzenie kija w mrowisko. Nie szczędzono sobie ostrych słów, a nawet gróźb. Tak o tym mówił sam pozwany:


Zarzucano więc mnie pozwami, rozporządzano termina sądowe w taki sposób, ze w dniu jednym w kilku miejscach znajdować się przymuszony byłem. Pierwszy pozew wydano mi, za co popielatych używam pończoch, drugi o dezolację (spustoszenie) probostwa mieleckiego, gdzie między punktami dowodzącymi dezolacją umieszczono i ten, że na rzeczonym kościele bocian usłał sobie gniazdo, odebrano komendę (zarząd) kościoła tuczempskiego i nakazano dać z niej kalkulacją (sprawozdanie, rachunek), pozwano o kalkulacją z remanentów, które zastałam przy introdukcji wprowadzeniu) do plebani krzyżanowickiej, na koniec pozwano mnie, jakobym ks. Krząnowskiego listem do biskupa krakowskiego opisał i oczernił...


Ta ostatnia sprawa była poważna, bowiem – wśród innych zarzutów – emerytowany profesor Krząnowski wysunął i groźbę zamachu na jego życie. W Krakowie zaś huczało od plotek, że jakoby karmelici, za namową owego Krząnowskiego, mieli otruć Kołłątaja, po odprawieniu uroczystej mszy w ich kościele.

 Do rozlewu kwi jednak doszło, o przedłużenie dzierżawy Bieńczyc, ale pomiędzy ludźmi „krewkiego” akademika, a służbą Kołłątaja.
 Sprawy sądowe Kołłątaja toczyły się długo i w różnych sądach. Ostatecznie zakończyły się jego zwycięstwem w Trybunale Koronnym w Lublinie.
 

Ubrał Kołłątaj popielate pantalony
łamiąc obowiązujące wówczas kanony
masz przywdziać strój kanonika
nie robić z siebie fircyka
tak biskup Kajetan Sołtyk zagrzmiał z ambony

następnym razem – ekskomunika!
 
W nieocenionym źródle informacji, dziewiętnastowiecznym - „Katalogu biskupów, prałatów i kanoników krakowskich”, Ludwika Łepkowskiego, czytamy:

Nic też dziwnego, jeżeli obruszył na siebie większą część prałatów, a wiele znaczących osób po mieście, którym Akademia matką była, a zgrzybiałe jej profesory relikwiami świętymi. Obawiano się wtedy nowinek, a postać Kołłątaja mało duchowna była. Nie widziały go ołtarze i ambony. Raz przyszedł do kościoła kuso ubrany, ale go wyproszono: prałaci i kanonicy zasiadali wtenczas w stallach w perukach...

O tym, że Hugo Kołłątaj niezwykle dbał o swój wygląd, nawet w latach chudych, które nadeszły pod koniec życia, dowiadujemy się nie tylko oglądając jego portrety, ale przede wszystkim z różnorakich rachunków oraz spisów garderoby. Już samo ich sporządzenie wskazuje na ogromną wagę, jaką przykładał do kwestii stroju i w ogóle do swojego wyglądu. Spisy są drobiazgowe i wyszczególniają nie tylko rodzaj garderoby, ale także jakość i ilość sztuk. Mało tego, przed podróżą przygotowywano dwa spisy: „Co się bierze” i „Co zostaje”. Taka precyzja!


W jednym z takich dokumentów - przechowywanym w Bibliotece Jagiellońskiej i zatytułowanym „Spis garderoby” - czytamy, że do Kołłątaja należały m. in.: „Czamara i osobno do niey gwiazda stara Orła Białego 1; (…) Surdut oliwkowy 1; Spodnie długie tegoż koloru kazimirkowe stare 1; (…) Zylet z materyi popielatey w kostkę 1; (…) Kaftanik atłasowy stary 1; Chustka iedwabna duża 1; Kołnierzyków francuskich 2; (…) Chapeau-bas 1; Kapelusz 1; Czapek 2; Rękawiczek par 3; Sprzączek srebrnych do spodni para 1; Szlafroczek krótki w paski stary 1; Płaszczyk popielaty stary 1 (…).”
Dalej czytamy, że posiadał dwa fraki: „Frak granatowy stary 1” oraz „Frak nowy oliwkowy z ang[ielskiego] sukna z gwiazdą 1”. W kolejnym zachowanym dokumencie – spisie sporządzonym przed podróżą (być może przed podróżą do Drezna) – ten drugi, oliwkowy, znajduje się po stronie rzeczy do zabrania (Co się bierze), natomiast frak granatowy stary po stronie rzeczy, które nie zostaną zabrane (Co zostaje).


Ciekawe, czy z dzisiejszego punktu widzenia, mogłabym pozwolić sobie na nazwanie Hugona Kołłątaja, ale także i Fryderyka Chopina (w roku śmierci tego pierwszego wkraczającego w drugi roczek życia), mężczyznami metroseksualnymi? 



Historia wymiany garderoby księdza kanonika i podkanclerza, być może nie byłaby interesująca, gdyby nie fakt, że tenże zabrany onegdaj oliwkowy frak zupełnie niespodziewanie pojawił się w dokumentach związanych z organizacją pochówku Hugona Kołłątaja. 


W jednym z rachunków czytamy: „Nizey podpisany zeznaię niniejszym pismom jako, za wysztychowanie do trumny blachy i z napisem <<X Hugo Hrabia Stumberg Kołłuntay Podkanclerzy Koronny, Kanonik Katedralny Krakowski, Orderów Polskich Kawaler, urodzieł się dnia 1go kwietnia 1750 roku, umarł dnia 28 lutego 1812 roku>> tudziesz za napis <<Serce Xsię[dza] Hugona Hrabi Stumberg Kołłontaia etc.>> na puszce wziąłem od WJPana Michała Szymańskiego sekretarza po nieboszczyku frak oliwkowy (…) z podpisem ręki moiey przy wyciśnieniu moiey pieczęci Rektorskiey stwierdzam (…) w Warszawie dnia 28. marsa 1812. X[s]ią[dz] J. Józef Cybulski Rektor”. 
Niestety, brakuje nam informacji o tym, czy JWPan Rektor Szkoły Organistów Krajowych chadzał w tym fraku osobiście, czy też oddał go w użytkowanie któremuś z czeladników wykonujących trumnę i puszkę”.


Wśród historyków spory o Kołłątaja toczyły i toczyć się będą nadal. Bez wątpienia był uzdolnionym i inteligentnym reformatorem oraz politykiem - Mężem Stanu; Osobowością i Indywidualnością – przez jednych chwalony i przywoływany, przez innych zwalczany i wyśmiewany.

 
Pies Wojciecha Turskiego*[7]
do psa księdza Kołłątaja
 
Bracie psie, charcie, wyżle, ogarze, czy kądlu,
Przyuczon paszczę moczyć w Kołłątaja rądlu,
Dziękujęć za wyznanie, żeś jest jego sługą,
Bo inaczej cię znaleźć miałbym pracę długą...
Być może, że się wasze wypełni żądanie,
Że się królów następstwo Polakom dostanie.
Pamiętaj rozkoszniku, jak ci się powiedzie,
Gdy cię gwałtem wypędzą na dzikie niedźwiedzie;
I ci, co strzegą psiarni, co siedzą w pokoju,
Radzi nie radzi muszą iść z zwierzem do boju;
Te skutki samowładztwa poznasz, a wraz i ci,
Którzy dziś do pisania za niem są użyci.
Lecz co mówię o tobie? Nie każdy pies zdrowy
Z woli monarchy będzie wysłany na łowy.
Ty zaś – widzę – wściekłeś się. Ta zdradliwa piana,
Którą na sukni mego powąchałem pana,
Zupełnie mnie przeświadcza o twojej wściekliźnie.
Panowie będą jeszcze pisać o ojczyźnie,
A ty nie będziesz świadkiem szlachetnych potyczek,
Bo cię hycel lada dzień zadzierzgnie na stryczek. 
 
Na koniec jeszcze jedna zasłyszana historia.

Podobno rajcy miasta Gdańska podarowali Kołłątajowi kosztowny pierścień „przecudnej urody”. Po jego śmierci, w niewyjaśnionych okolicznościach, dostał się w ręce kolekcjonera i handlarza dzieł sztuki. Ten, podczas pobytu w Londynie, sprzedał go... samej królowej Wiktorii. 

Aby sprawdzić tę informację, napisałam w tej sprawie do Curator of Decorative Arts/Assistant to the Director the Royal Collection w Londynie. Oto jaką otrzymałam odpowiedź:

…[i] I am afraid I can find no evidence of this ring in the Royal Collection and it is quite difficult to search for it when little in the way of desciption. My only other thought is to check with the Royal Archives, who hold Queen Victoria`s papers so I will do so and revert to you when I hear back from them...[/i]

----------------------------------------------
1. W zbiorach Muzeum UJ przechowywany jest kałamarz użyty przy podpisywaniu Konstytucji 3 Maja, należący do marszałka Stanisława Małachowskiego, herbu Nałęcz, posła na sejm konwokacyjny w 1764 roku. Powołany w roku 1774 na marszałka Trybunału Koronnego, funkcję tę pełnił tak rzetelnie i sprawnie, że zyskał miano Arystydesa polskiego. Poseł ziemi sandomierskiej na Sejm Czteroletni (1788 – 1792), wybrany został na jego marszałka. Wraz z Hugonem Kołłątajem i Ignacym Potockim był jednym w głównych twórców Konstytucji 3 Maja.

2. W chwili aresztowania 6 grudnia 1794 roku, Kołłątaja pozbawiono majątku oraz wszystkich prebend, z wyjątkiem kanonii krakowskiej. Dochód z niej, w kwocie 108 zł rocznie, przeznaczony został na jego więzienne utrzymanie. Ponieważ kapituła krakowska wykreśliła go ze swojego gremium, rodzina Kołłątaja zwróciła się do cesarza o sądowe wyjaśnienie sprawy pozbawienia go majątku oraz wszelkich godności kościelnych. W odpowiedzi otrzymali reskrypt cesarski, że Kołłątaj nie został uznany za winnego, ale …pozostaje pod najłaskawszą opieką rządu i nie może być uwolniony od razu, a jego posiadłości świeckie i beneficja odjęto mu nie za karę, ale w myśl ogólnie obowiązujących przepisów. 

Z więzienia zwolniono go w grudniu 1802 roku. 

3. W Collegium Maius znajdują się dwie pamiątki związane z Wezuwiuszem. Pierwsza – kopia obrazu Dominika Estreichera „Wycieczka na Wezuwiusz”. Scena przedstawia trzech wędrowców na tle rozżarzonego Wezuwiusza i jest wspomnieniem wyprawy z Kołłątajem na wulkan. Druga - cygaro nadpalone przez naszego narodowego wieszcza Adama Mickiewicza od żaru tego wulkanu.

 
4. Kościół zaprojektował Stanisław Zawadzki (1743 – 1806), generał-major wojsk koronnych, ten sam architekt, który wspólnie z Feliksem Radwańskim był autorem przebudowy pałacyku Czartoryskich w Krakowie, na Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Krakowskiego (obecnie budynek należy od Ogrodu Botanicznego UJ). 

5. 23 lutego 1773 roku Kołłątaj uzyskał od papieża Klemensa XIV (dzięki wstawiennictwu swojego krewnego biskupa sufragana Franciszka Podkańskiego), prowizję na kanonię krakowską. W roku 1775, po powrocie do Krakowa, objął ją po zmarłym biskupie Józefie Załuskim. 


6. Kajetan Sołtyk (1717 – 1788), biskup krakowski, przeciwnik wyboru Stanisława Augusta Poniatowskiego na króla Polski. W latach 1767 – 1773 więziony w Rosji „za obrazę majestatu Katarzyny II”. Pod koniec życia, powodu choroby umysłowej, odsunięty od obowiązków biskupich. W 1765 r. przeprowadził wizytację Akademii Krakowskiej. Antagonista Hugona Kołłątaja.



7. Wojciech Turski (1756 - 1824), pułkownik wojsk koronnych, publicysta, poeta, tłumacz i pamiętnikarz.
Pomyślałem, że igrzysko trochę nawiązuje do Normana Dawiesa niby uznanego, niepolskojęzycznego historyka piszącego o Polsce. Jednak dostęp do źródeł opłacił, a może i odpłacił współpracą z wiadomymi służbami. Czytając  miałem wrażenie, że jesteśmy plemieniem podatnym na symbolikę i dziecinni w wierze. Tacy trochę Indianie Wschodu.

Kawał pracy włożyłaś w to.

W tym czasie mogłaś coś namalować, albo, uchowaj Boże, coś grafomanskiego zmajstrować.

Nie będę sie rozpisywał o pisaniu nie pod odbiorcę. Lużne uwagi jeno mam.

Myśmy mieli Kołłątaja, a Rosja już radziecka niejaką Kołłontaj, arystokraktę w jej służbie, co to jak mawiał teść przewróciła dupą pół politbiura i korpusu dyplomatycznego dla dobra sprawy i dając ujście, temu co w niej.

Gdybym dzisiaj przyszedł do przychodni, już prawie bez zarobkującego gdzie indziej personelu, z nożem w plecach ,bez numerka może jakiś samarytanin nie zasdziłby by mi kopa w rzyć, jeno wraził ostrze w oko z tymi słowy:

Idź pan do okulisty on nie wychodzi z pracy. Jak nie czyta fantasy o elfach, to może wyciągnie i plecy pozszywa.
Mówisz o Aleksandrze Domontowicz, primo voto Kołłontaj, mam nadzieję, że nic ją nie łączy z „moim” Kołłątajem, i to tylko przypadkowa zbieżność nazwisk. Chociaż, do dnia dzisiejszego chodzą pogłoski, że Hugo miał nieślubnego syna.
A jednak związki z Rosją i mojemu bohaterowi nie były obce, pomimo walki z nią. Otóż, tego nie poruszyłam w tekście, bo skoncentrowałam się na bardziej „pikantnych, smakowitych” odcieniach jego burzliwego, sześćdziesięciodwuletniego życia. Jak już wspomniałam, osiem lat spędził w austriackim więzieniu. Tam, zresztą, „narodził się” inny Kołłątaj. Kołłątaj poeta. Kołłątaj badacz snów, ale to inna bajka.

Wracając do jego związków z Rosją, wystarczy że przytoczę fragment z  aubiograficznego tekstu, swoistej spowiedzi Kołłątaja, pt. „O moim postępowaniu, odkąd życie moje zaczęło należeć do historii mojej Ojczyzny”.
Kilka pierwszych akapitów to opis chwalebnych czynów, jakie popełnił dla dobra i rozwoju Ojczyzny. I to wszystko prawda.
A ostatnie zdania brzmią tak:

[…] 4 listopada (1794 r.)  opuściłem Warszawę, a 6 grudnia zostałem aresztowany  w Przemyślu. 19 grudnia zamknięty zostałem  w wiezieniu  ołomunieckim  na Morawii; roku 1802 dnia 6 grudnia wyszedłem z niewoli austriackiej na wstawienie się wielkomyślnego  Aleksandra. Roku 1803 przybyłem do krajów rosyjskich na Wołyń; i tegoż roku dnia 20 marca wykonałem przysięgę na wierność Monarsze i Rządowi rosyjskiemu. Moja tedy historia jest 27 lat, odkąd zacząłem służyć mojej Ojczyźnie od 26 roku życia mego. Byłby to wszelako punkt bardzo chybny, gdybyśmy od niego uwagi nasze nad tak osobliwymi wypadkami zaczynać chcieli...


Kawał pracy włożyłaś w to.

W tym czasie mogłaś coś namalować, albo, uchowaj Boże, coś grafomanskiego zmajstrować.

Wiesz, przecież, że ja lubię „płodozmian”, czyli absolutnie obiecać nie mogę, że mnie znowu nie poniesie w grafomaństwo. Moja rodzinka tak o mnie mówi: to istne dziwadło; rano bawi się w malowanie (czasami jest to makijaż, czasami obraz),  w południe pisze rozprawki,  eseje i inne pseudonaukowe dzieła, a wieczorem udaje, że jest poetką i pisarką.

Dzięki za poczytanie, kiedy ukazuję kilka nieznanych (albo mało znanych) faktów z naszej historii, i ktoś zechce je przeczytać, to już swoje zadanie -  choć w niewielkiej części -  uważam za odrobione.

Z kolei, Ty, Grain,  w celnych obrazkach ukazujesz mi współczesne dzieje tej części Polski, którą najmniej znam, więc tym bardziej czytam z ukontentowaniem.

I za to Ci bardzo dziękuję i pozdrawiam