handel to bezlitosny niemiecki kompozytor jak moja teściowa
która ożeniła parafrazy disco z głośników wyklepanego Opla
i pola między pierwszą a siódmą miedzą z pokutną zdrowaśką
do komasacji przez wymianę międzypokoleniową
cztery córki apokalipsy w tej samej sukience a jedna to była ciążówka
niczym pani Stasia dymkę białej stołowej jako szalotkę na konfiturę
nie każdy omotany stułą człowiek maskuje jak ja zgrzytanie
implantów mądrości rwąc z głowy błysk pokoju chwytnością
wszystkich sprawnych koniczyn pierwszy orgazm w połowie uda
- istna krajanka z sieczkarni w gabinecie figur z wosku po wróżbach w uszach
seler pachnie tobą
przy krojeniu w piórka na wietrze
cebula maskuje łzy
Przywieźli ją niemce w czerwonej sukience, gdy ją rozebrali to nad nią płakali.
A za mną wciąż ta cybula chodzi i kusi - niby podłe warzywo, a taki nośnik weny. Już i mnie świerzbi, żeby znowu ten motyw poeksplorować.
Co do Handla, był taki spektakl w Teatrze TV o spotkaniu z Bachem.
Kolacja na cztery ręce.
A dymka niezastąpiona do pogryzania zamiast czipsów
I staję w obronie cebuli, świetne warzywo - choćby z powodu tegoż maskowania. Bardzo dobry grain.
Pierwsze dwa wersy średnio mi podchodzą, coś tam zgrzyta przy czytaniu, ale to może wina mojego przyzwyczajenia do innej formy. W istocie tekst interesujący, końcówka najlepsza.
To są dwa wersy w pierwotnym zapisie
handel to bezlitosny niemiecki kompozytor jak moja teściowa
która ożeniła boćwinom przyszłym zięciom
a pismo nie mówi nie pożądaj sugestii żony bliźniego swego
w załączeniu wersja poprawiona
dzięki.
Hmmmm idę do sklepu po cebulę