07-02-2018, 21:06
Później, gdy horyzont zdarzeń przytrzaśnie palce, być może dalej będziesz parzyć kawę, jak gdyby nigdy nic nie zaszło. Kwadrat okien nie pociemnieje przesycony światłem, tylko ja wyblaknę, stając się przydatkiem do fotografii w poczerniałej ramce. Kiedy się stłucze ostatnie słowo, skorupka trąci nasiąknięta, nie pogadamy to i owo, czasu nie będzie. Więc skrzętnie spakujesz kwiaty w skrzynie i wyślesz pocztą, bez nadawcy i adresata pewnie nie dojdą. Lecz cóż mnie wtedy będzie obchodziło, z jakim znaczkiem.
Zwyczajnie zasnę, upchnięty na dnie szafy, pochowany za łóżkiem. Nawet nie pisnę z języka kołkiem. Mocno zamknięte oczy - to nie takie straszne.
A może nawet sobie pójdę, puste ulice nie powtórzą kroków. Zniknę gdzieś na krzyżówce, zamrę spokojny w perspektywie latarń. I tyle - wrzaśnie księżyc, jak zwykle nie na miejscu, z kiepskim wyczuciem czasu. Wiatr zdmuchnie nasze sprawy, kalendarz pomknie naprzód.
Mam nadzieję, że nie zapomnę szepnąć pożegnalnie:
Później.
Zwyczajnie zasnę, upchnięty na dnie szafy, pochowany za łóżkiem. Nawet nie pisnę z języka kołkiem. Mocno zamknięte oczy - to nie takie straszne.
A może nawet sobie pójdę, puste ulice nie powtórzą kroków. Zniknę gdzieś na krzyżówce, zamrę spokojny w perspektywie latarń. I tyle - wrzaśnie księżyc, jak zwykle nie na miejscu, z kiepskim wyczuciem czasu. Wiatr zdmuchnie nasze sprawy, kalendarz pomknie naprzód.
Mam nadzieję, że nie zapomnę szepnąć pożegnalnie:
Później.