31-01-2018, 14:53
Zarzygani. Od kapitana po majtki. Sztormowanie bałtyckie. Twarde fale. To nie ocean, tu walczymy. Jacht utracił zdolność, zdał się na żagle. Zrefowane. Tylko dryfkotwa utrzymywała pozycję naprzeciw falom.
Silnik zgasł, ropa wyciekła przez pokład. Nie modliłem się, nikt mnie tego nie nauczył.
Zniosło nas na brzegi Bornholmu. Ratowaliśmy co tylko się dało, po wycieku z silnika. Ja chleb, wrzucając go do foliowego worka, chroniąc przed wszechobecnym sztynksem oleju, skręcającym trzewia.
Nabrzeże duńskiego portu. Suszymy wypieki.
- Prawdzywy? - słyszę przekręcane polskie słowa - Kupie. Dawno nie jad polskiego.
Macie banan. Zaplace.
Dostaliśmy fortunę za uratowane bochenki.
Na naprawę i podróż.
Wspominam tu czasy peerelu, kiedy sztorm był okazją do wniknięcia do tzw. zachodniej Europy bez paszportu, co czyniliśmy z ojcem. Prawdziwy sztorm.
Ale warta skórka wyprawki.
Banany to coś czego brakowało w peerelu tak jak cytryn. Dostaliśmy pełno kiści za darmo.
Za żytni chleb fortunę po przeliczeniu.
Silnik zgasł, ropa wyciekła przez pokład. Nie modliłem się, nikt mnie tego nie nauczył.
Zniosło nas na brzegi Bornholmu. Ratowaliśmy co tylko się dało, po wycieku z silnika. Ja chleb, wrzucając go do foliowego worka, chroniąc przed wszechobecnym sztynksem oleju, skręcającym trzewia.
Nabrzeże duńskiego portu. Suszymy wypieki.
- Prawdzywy? - słyszę przekręcane polskie słowa - Kupie. Dawno nie jad polskiego.
Macie banan. Zaplace.
Dostaliśmy fortunę za uratowane bochenki.
Na naprawę i podróż.
Wspominam tu czasy peerelu, kiedy sztorm był okazją do wniknięcia do tzw. zachodniej Europy bez paszportu, co czyniliśmy z ojcem. Prawdziwy sztorm.
Ale warta skórka wyprawki.
Banany to coś czego brakowało w peerelu tak jak cytryn. Dostaliśmy pełno kiści za darmo.
Za żytni chleb fortunę po przeliczeniu.