13-11-2017, 13:49
Schody-obcas-chód powolny,
chłód namolny, dźwięki czarne,
marne minuty rozmyślań
nad swym życiem zmarnowanym.
Klatka-buty-bliżej-echem,
blednę z każdym jej oddechem,
cały leżę nieprzytomnie,
jestem pewien - przyszła po mnie!
Niepożądany się obraz
tli, jak padam u tych drzwi,
o serce, o rozum! Biada!
Z całym bólem, biada mi!
Miałem już hen do Madrytu
zamiar z żoną jechać, z malcem,
zamiast być na Gran Vía,
to zatańczę trupem salsę.
Zdychają pierdoły,
wyostrza się to co istotne.
Ja chyba nie doceniałem
egzystencji mojej dni,
z każdą chwilą wymagałem
od mych bliźnich dużo zbyt.
Ma nienawiść niepotrzebna
już runęła w ciemną toń,
ja przepraszam, ja przysięgam!
Dłonią mą już prawa dłoń
zawsze będzie, tylko szansę
chciałbym jeszcze jedną mieć.
Już nie mogę - a teściową,
też beształem ją jak głupi,
teraz jednak żal mi, czuję
złość do siebie, czuję skruchę.
Płaczę, słucham, słucham, płaczę,
patrzę - zbliżyła się już ku drzwiom,
wzrok jej śmiercią, swąd zapachem,
nieprzyjemna, trupia woń.
Przeszła obok - ha! na szczęście.
Idzie dalej, pod siódemkę,
Wieśka dzisiaj obezgłowi,
dobrze tak, skurwysynowi.
chłód namolny, dźwięki czarne,
marne minuty rozmyślań
nad swym życiem zmarnowanym.
Klatka-buty-bliżej-echem,
blednę z każdym jej oddechem,
cały leżę nieprzytomnie,
jestem pewien - przyszła po mnie!
Niepożądany się obraz
tli, jak padam u tych drzwi,
o serce, o rozum! Biada!
Z całym bólem, biada mi!
Miałem już hen do Madrytu
zamiar z żoną jechać, z malcem,
zamiast być na Gran Vía,
to zatańczę trupem salsę.
Zdychają pierdoły,
wyostrza się to co istotne.
Ja chyba nie doceniałem
egzystencji mojej dni,
z każdą chwilą wymagałem
od mych bliźnich dużo zbyt.
Ma nienawiść niepotrzebna
już runęła w ciemną toń,
ja przepraszam, ja przysięgam!
Dłonią mą już prawa dłoń
zawsze będzie, tylko szansę
chciałbym jeszcze jedną mieć.
Już nie mogę - a teściową,
też beształem ją jak głupi,
teraz jednak żal mi, czuję
złość do siebie, czuję skruchę.
Płaczę, słucham, słucham, płaczę,
patrzę - zbliżyła się już ku drzwiom,
wzrok jej śmiercią, swąd zapachem,
nieprzyjemna, trupia woń.
Przeszła obok - ha! na szczęście.
Idzie dalej, pod siódemkę,
Wieśka dzisiaj obezgłowi,
dobrze tak, skurwysynowi.