27-07-2016, 00:19
zimno
jak zimno
stoi przede mną
nierada
a jest w tym staniu niczym
eter jakiś
z lodowych oparów zebrana
blada
milczeniem ku mię krzyczy
brew zacina, w sopelny iście łuk
szronem pocukrzony
kobiecości bóg
w śnieżycowe okryty zasłony
z dygotu taniec, artyzm, balet czyni
ze ściągniętych warg krew odbiega
niczyi
przerywany
jej nowy oddech zabiega
o wszystko
bez resztek
ode mnie
ode mnie
taka teraz, odmieniona
czycha
i jest przede mną
i paruje ona
zimnem dycha
i się
rozwiewa
jak obraz nieczłowieka
zimno
potwornie zimno
wieje, szkwały, wiugi
kurzawy tajfunowe
zadymki z krain oprócz lata
oprócz ludzi
pochody lodowcowe
rejzy i peregry
zmarźlin wiecznych sen
marzenie
i spokój zaprzysięgły
i spoczynek, ten w lód twardy ścięty
plon śniegowy, co dawno
wyżętym
zaś hen? - zmarźlin wiecznych sen
marzenie
nie stąd wyraje
nie do ciepła lgnienie
bo czoło niemej zjawy, białe, gładkie
przez jedno mgnienie
bielą jest i gładkością kostuchy
litości, anieli
diabli?
dajcie otuchy
zimno
tak zimno
dowidzę teraz
jej szat grube narzuty
dostrzegam woale
warstw jakoby gór skorupy
a prześwieca przezeń
w kość zamarzła wcale
otwarta pierś
i narząd kostuchy
zimno
za zimno
lecz w zimniej nam
więc idę za nią
w zimnie nasze ognisko
w tym zimnie, tam
mój z lodu anioł
ja obok
już blisko
za blisko
jak zimno
stoi przede mną
nierada
a jest w tym staniu niczym
eter jakiś
z lodowych oparów zebrana
blada
milczeniem ku mię krzyczy
brew zacina, w sopelny iście łuk
szronem pocukrzony
kobiecości bóg
w śnieżycowe okryty zasłony
z dygotu taniec, artyzm, balet czyni
ze ściągniętych warg krew odbiega
niczyi
przerywany
jej nowy oddech zabiega
o wszystko
bez resztek
ode mnie
ode mnie
taka teraz, odmieniona
czycha
i jest przede mną
i paruje ona
zimnem dycha
i się
rozwiewa
jak obraz nieczłowieka
zimno
potwornie zimno
wieje, szkwały, wiugi
kurzawy tajfunowe
zadymki z krain oprócz lata
oprócz ludzi
pochody lodowcowe
rejzy i peregry
zmarźlin wiecznych sen
marzenie
i spokój zaprzysięgły
i spoczynek, ten w lód twardy ścięty
plon śniegowy, co dawno
wyżętym
zaś hen? - zmarźlin wiecznych sen
marzenie
nie stąd wyraje
nie do ciepła lgnienie
bo czoło niemej zjawy, białe, gładkie
przez jedno mgnienie
bielą jest i gładkością kostuchy
litości, anieli
diabli?
dajcie otuchy
zimno
tak zimno
dowidzę teraz
jej szat grube narzuty
dostrzegam woale
warstw jakoby gór skorupy
a prześwieca przezeń
w kość zamarzła wcale
otwarta pierś
i narząd kostuchy
zimno
za zimno
lecz w zimniej nam
więc idę za nią
w zimnie nasze ognisko
w tym zimnie, tam
mój z lodu anioł
ja obok
już blisko
za blisko