01-04-2016, 13:43
Bóg nie żyje*
Równiny nieba naciągnęły się do granic,
prężą się jak struna i jak bęben, w który jakaś
zagubiona wśród wykoślawienia myśli
dziecięca bezradność bije krzykiem.
Wystarczyło to, aby Bóg nadstawił uszu,
mrucząc jak kocię, otarł się o Ziemię
jak o kłębek, albo nogę osoby kochanej -
jeżeli wierzysz w taką miłość.
Wieżowce spiczaste i piramidy niby ciernie
zraniły jego delikatną skórę uplecioną ze słów -
koci syk skroplił się w żyłach i upadł
w ciałach spopielonych aniołów
leżących pustymi skorupami, po kątach
zapomnianych, wypalonych ulic.
Piekło, grzech tak ogniem dyszy.
Tych, którzy żywi jeszcze chodzą mimo tej pożogi,
zaproszę jak braci - w moje, otwarte drzwi,
uczciwie ugoszczę, niech się ze mną napiją,
poproszę. Niech w szklanicach naszych
raz jeszcze przeleje się żrący podniebienia Styks.
*Nietzsche
Równiny nieba naciągnęły się do granic,
prężą się jak struna i jak bęben, w który jakaś
zagubiona wśród wykoślawienia myśli
dziecięca bezradność bije krzykiem.
Wystarczyło to, aby Bóg nadstawił uszu,
mrucząc jak kocię, otarł się o Ziemię
jak o kłębek, albo nogę osoby kochanej -
jeżeli wierzysz w taką miłość.
Wieżowce spiczaste i piramidy niby ciernie
zraniły jego delikatną skórę uplecioną ze słów -
koci syk skroplił się w żyłach i upadł
w ciałach spopielonych aniołów
leżących pustymi skorupami, po kątach
zapomnianych, wypalonych ulic.
Piekło, grzech tak ogniem dyszy.
Tych, którzy żywi jeszcze chodzą mimo tej pożogi,
zaproszę jak braci - w moje, otwarte drzwi,
uczciwie ugoszczę, niech się ze mną napiją,
poproszę. Niech w szklanicach naszych
raz jeszcze przeleje się żrący podniebienia Styks.
*Nietzsche