05-05-2010, 14:33
Pierwszy raz w tych klimatach, więc proszę o wyrozumiałość
Zamknięta w natłoku własnych myśli rozważałam o tym, co było i o tym, co będzie. Loch, w którym mnie zamknięto był obrzydliwy. Wilgoć, chłód, smród a na dodatek robactwo. Jestem w stanie znieść szczury, ale te wszystkie pająki i karaluchy... Chociaż w sumie to nic w porównaniu z rynsztokiem, w którym się wychowałam.
Mam na imię Sophie. Nie wiem dokładnie ile mam lat. Wiem tylko tyle, że moja matka mnie podrzuciła pod bramę sierocińca. Gdy nauczyłam się porozumiewać dostałam tobołek z zapasową szarą sukienką i czerstwym chlebem oraz kopa w tyłek. Od tej pory musiałam sobie radzić sama. Potem moje losy toczyły się różnie. Spałam w lasach i jadłam to, co udało mi się znaleźć. Kąpałam się i prałam swoje dwie szare sukienki w rzece. Szybko z nich wyrosłam i równie szybko zniszczyłam buciki. Mimo, że byłam jeszcze dzieckiem stałam zgorzkniała i zniszczona jak nie jedna kobieta, która całe życie spędziła pracując w polu. Żeby mieć się, w co ubrać kradłam ludziom ubrania, które suszyły się na sznurach. Z butami nie było tak łatwo, więc chodziłam boso. Gdy przyszła zima a w lesie nie mogłam znaleźć nic do jedzenia spotkałam Jego.
Żebrałam przy gościńcu o kawałek pieczywa, kiedy zatrzymał się koło mnie starszy, wyglądający na szlachcica mężczyzna na pięknym, czarnym jak heban koniu. Bardzo dokładnie pamiętam ten dzień, jak i samego jeźdźca. Byłam zauroczona jego piękną twarzą i postawną sylwetką. Nie potrafiłam oderwać od niego oczu, aż do momentu, kiedy spojrzał na mnie z wyższością. Zarumieniłam się wtedy strasznie i spojrzałam na własne nagie, przemarznięte stopy. Było mi strasznie wstyd z powodu własnej zuchwałości. Bałam się również tego, jaką otrzymam za nią karę. Śmiertelny cios mieczem czy może wybije mi zęba ciosem silnej dłoni? Jednak On zaproponował mi posiłek, w najbliższej napotkanej karczmie. Byłam tak zdziwiona, że wcale nie protestowałam, kiedy wciągnął mnie na konia za siebie. W drodze opowiadał mi o sobie. Miał na imię Bedgost. Twierdził, że jest rycerzem i nigdy nie zagrzał długo w jednym miejscu, że uwielbia tułaczkę i przygody, które go spotykają na trakcie. Trzymałam się możliwie jak najdalej od niego, nie odzywałam się ani słowem i myślałam nad tym, jaki jest jego motyw. Dlaczego przygarnął byle przybłędę z gościńca?
Pod wieczór dotarliśmy do jakiejś małej wsi, która wyglądała jakby była przyklejona do głównej drogi. Była tam taka mała, zapyziała spelunka, do której mój nowy znajomy zaciągnął mnie siłą. Zażądał od gospodarza najlepszego jadła i piwa.
- Jesz, jakbyś nigdy nie miała żarcia w ustach.
Tak mnie zatkało i zawstydziło to zdanie, że myślałam, iż już nie przełknę ani łyżki. A groch z kapustą był taki pyszny, gorący i syty.
Spojrzałam na Bedgosta spode łba i mruknęłam: - Czego ode mnie chcesz? Nikt tak sobie nie karmi żebraczki z traktu.
- Głupia dziewczyno! Czy mimo swoich przeżyć masz się za kogoś wyjątkowego?
Skarciłam się w duchu, że w ogóle otworzyłam usta po cokolwiek innego niż wsadzenie tam sobie łyżki z jedzeniem. Nadal zerkałam na mojego dziwnego towarzysza znad miski, ale nie przestawałam jeść. Stwierdziłam, że to może być ostatnia przyjemna rzecz w moim życiu i nie ma, co jej marnować.
- Mam do Ciebie interes – zaczął Bedgost. – Jak ty masz w ogóle na imię?
- Sophie – szepnęłam. – Czy mogę wiedzieć, o co chodzi?
- Sprawa jest prosta – uśmiechnął się pod nosem – nauczę cię mojego fachu... Ponieważ nie mam dzieci... Zostaniesz moim następcą.
- Słucham..? – Moja mina na pewno wyrażała bezbrzeżne zdumienie.
- Jesteś taka tępa, czy tylko udajesz?
- Chyba się nieco zapędziłeś – syknęłam i ze złością rzuciłam łyżką o stół – to, że jestem bezdomna nie znaczy, że jestem idiotką, którą można obrażać!
- Stul pysk, panienko – zawarczał pochylając się w moją stronę – okaż nieco wdzięczności za jedzenie, które stoi przed tobą.
- Nie mam, czym Ci zapłacić za jedzenie, które mi ofiarowałeś. To oczywiste, więc jak mogę się od ciebie uwolnić? – Zapytałam przestraszona już nie żarty.
- Warunek jest prosty. Nauczę cię mojego fachu, zostaniesz moim następcą.
- Czyli kim..?
- Płatnym mordercą.
Jeszcze tej samej nocy wyruszyliśmy do stolicy Vasermaru – Kameru.
Zamknięta w natłoku własnych myśli rozważałam o tym, co było i o tym, co będzie. Loch, w którym mnie zamknięto był obrzydliwy. Wilgoć, chłód, smród a na dodatek robactwo. Jestem w stanie znieść szczury, ale te wszystkie pająki i karaluchy... Chociaż w sumie to nic w porównaniu z rynsztokiem, w którym się wychowałam.
Mam na imię Sophie. Nie wiem dokładnie ile mam lat. Wiem tylko tyle, że moja matka mnie podrzuciła pod bramę sierocińca. Gdy nauczyłam się porozumiewać dostałam tobołek z zapasową szarą sukienką i czerstwym chlebem oraz kopa w tyłek. Od tej pory musiałam sobie radzić sama. Potem moje losy toczyły się różnie. Spałam w lasach i jadłam to, co udało mi się znaleźć. Kąpałam się i prałam swoje dwie szare sukienki w rzece. Szybko z nich wyrosłam i równie szybko zniszczyłam buciki. Mimo, że byłam jeszcze dzieckiem stałam zgorzkniała i zniszczona jak nie jedna kobieta, która całe życie spędziła pracując w polu. Żeby mieć się, w co ubrać kradłam ludziom ubrania, które suszyły się na sznurach. Z butami nie było tak łatwo, więc chodziłam boso. Gdy przyszła zima a w lesie nie mogłam znaleźć nic do jedzenia spotkałam Jego.
Żebrałam przy gościńcu o kawałek pieczywa, kiedy zatrzymał się koło mnie starszy, wyglądający na szlachcica mężczyzna na pięknym, czarnym jak heban koniu. Bardzo dokładnie pamiętam ten dzień, jak i samego jeźdźca. Byłam zauroczona jego piękną twarzą i postawną sylwetką. Nie potrafiłam oderwać od niego oczu, aż do momentu, kiedy spojrzał na mnie z wyższością. Zarumieniłam się wtedy strasznie i spojrzałam na własne nagie, przemarznięte stopy. Było mi strasznie wstyd z powodu własnej zuchwałości. Bałam się również tego, jaką otrzymam za nią karę. Śmiertelny cios mieczem czy może wybije mi zęba ciosem silnej dłoni? Jednak On zaproponował mi posiłek, w najbliższej napotkanej karczmie. Byłam tak zdziwiona, że wcale nie protestowałam, kiedy wciągnął mnie na konia za siebie. W drodze opowiadał mi o sobie. Miał na imię Bedgost. Twierdził, że jest rycerzem i nigdy nie zagrzał długo w jednym miejscu, że uwielbia tułaczkę i przygody, które go spotykają na trakcie. Trzymałam się możliwie jak najdalej od niego, nie odzywałam się ani słowem i myślałam nad tym, jaki jest jego motyw. Dlaczego przygarnął byle przybłędę z gościńca?
Pod wieczór dotarliśmy do jakiejś małej wsi, która wyglądała jakby była przyklejona do głównej drogi. Była tam taka mała, zapyziała spelunka, do której mój nowy znajomy zaciągnął mnie siłą. Zażądał od gospodarza najlepszego jadła i piwa.
- Jesz, jakbyś nigdy nie miała żarcia w ustach.
Tak mnie zatkało i zawstydziło to zdanie, że myślałam, iż już nie przełknę ani łyżki. A groch z kapustą był taki pyszny, gorący i syty.
Spojrzałam na Bedgosta spode łba i mruknęłam: - Czego ode mnie chcesz? Nikt tak sobie nie karmi żebraczki z traktu.
- Głupia dziewczyno! Czy mimo swoich przeżyć masz się za kogoś wyjątkowego?
Skarciłam się w duchu, że w ogóle otworzyłam usta po cokolwiek innego niż wsadzenie tam sobie łyżki z jedzeniem. Nadal zerkałam na mojego dziwnego towarzysza znad miski, ale nie przestawałam jeść. Stwierdziłam, że to może być ostatnia przyjemna rzecz w moim życiu i nie ma, co jej marnować.
- Mam do Ciebie interes – zaczął Bedgost. – Jak ty masz w ogóle na imię?
- Sophie – szepnęłam. – Czy mogę wiedzieć, o co chodzi?
- Sprawa jest prosta – uśmiechnął się pod nosem – nauczę cię mojego fachu... Ponieważ nie mam dzieci... Zostaniesz moim następcą.
- Słucham..? – Moja mina na pewno wyrażała bezbrzeżne zdumienie.
- Jesteś taka tępa, czy tylko udajesz?
- Chyba się nieco zapędziłeś – syknęłam i ze złością rzuciłam łyżką o stół – to, że jestem bezdomna nie znaczy, że jestem idiotką, którą można obrażać!
- Stul pysk, panienko – zawarczał pochylając się w moją stronę – okaż nieco wdzięczności za jedzenie, które stoi przed tobą.
- Nie mam, czym Ci zapłacić za jedzenie, które mi ofiarowałeś. To oczywiste, więc jak mogę się od ciebie uwolnić? – Zapytałam przestraszona już nie żarty.
- Warunek jest prosty. Nauczę cię mojego fachu, zostaniesz moim następcą.
- Czyli kim..?
- Płatnym mordercą.
Jeszcze tej samej nocy wyruszyliśmy do stolicy Vasermaru – Kameru.