Via Appia - Forum

Pełna wersja: Ostatnie prawdziwe miejsce na świecie
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
OSTATNIE PRAWDZIWE MIEJSCE NA ŚWIECIE



Byłem samotnym człowiekiem. Lubię nazywać rzeczy po imieniu, więc nigdy nie myślałem o sobie jako o "singlu".
Później w moim życiu pojawiła się dziewczyna. Ola, kilka lat młodsza ode mnie. Nie znaliśmy się zbyt dobrze, ale uważałem ją za miłą, fajną i ładną. Wynajmowała mieszkanie na tym samym piętrze co ja, więc siłą rzeczy widywaliśmy się i ucinaliśmy niezobowiązujące pogawędki.
Trwało to około roku.
Ciężko mi powiedzieć, czy smutek Oli wynikał z nieśmiałości, czy na odwrót, w każdym razie taka właśnie była i trzymała mnie na pewien dystans. Nie chciała wchodzić w bliższą relację, chociaż jednocześnie widziałem w jej oczach zupełnie inne pragnienie. Jej oczy mnie lubiły – całkiem jak w tej piosence Strachów. Wiem, że nie był to wytwór mojej wyobraźni. Ciągnęło nas do siebie i mogliśmy spróbować...
Nie spróbowaliśmy. Nie zdążyliśmy nawet się bliżej poznać. Powiesiła się w listopadzie. W zimny i mglisty, nieprzyjemnie wilgotny poniedziałek.
Pogrzeb odbył się trzy dni później, ale bez jednego żałobnika. Człowiek, który kupił mnie za tysiąc dwieście złotych miesięcznie, stwierdził, że daje urlop tylko z okazji śmierci najbliższej rodziny. Byłem tak zdruzgotany, że nie miałem sił tłumaczyć. Pewnie i tak niczego by nie zrozumiał. Skurwysyn – tak go nazywam. Lubię nazywać rzeczy po imieniu.
Szanse stracone z bezsensownych powodów. Oto moje życie.
Odwiedziłem grób Oli dopiero w sobotę. Zapaliłem znicz i zapłakałem. Pomodliłem się po raz pierwszy od lat. Powiedziałem, że mogliśmy spróbować. Przecież nasze oczy się lubiły. Widziałem to! My też byśmy się polubili...
Po śmierci Ola zajmowała w mojej głowie jeszcze więcej miejsca niż za życia. Myślałem o niej na okrągło, gdziekolwiek byłem. Stałem się przez to odludkiem, ale nie mogłem przestać. Te myśli były na swój sposób dużo lepsze niż rzeczywistość.
Zwykle w tych moich myślach rozmawialiśmy, długo i o wszystkim. Czasami tylko patrzyliśmy sobie w oczy i oddychaliśmy w cieple swoich twarzy. Dwa ciemne migdały błyszczą spod jeszcze ciemniejszej, prostej grzywki. Wchłaniają mnie.
Wchłaniają...
O ile, gdy Ola żyła, często o niej fantazjowałem, o tyle po jej śmierci unikałem seksualnych skojarzeń jak diabeł święconej wody. Tym większe było moje przerażenie, gdy pewnego razu, po długim seansie przypatrywania się sobie nawzajem, sceneria moich myśli przeistoczyła się bez mojego udziału...
Klęczeliśmy naprzeciw siebie na łóżku. Ja w ubraniu, ale Ola tylko w nocnej koszuli. Nie miała nic pod spodem. Uciekałem wzrokiem od jej sutków.
– Chroń mnie – wyszeptała zapłakana.
Rozejrzałem się. Łóżko i nasze sylwetki oblewało przygaszone, żółte światło, lecz wszędzie wokół panował mrok.
Żywa ciemność. Jak skłębione szkielety o kościach zbudowanych z cienia i zębach z tępych, pordzewiałych narzędzi. Te paszcze żyjącej czerni mogłyby miażdżyć ludzkie myśli przez całą wieczność.
Odchodząc od zmysłów z przerażenia, spytałem, czy to dzieje się naprawdę.
– Dla ciebie to tylko twoje myśli, ale dla mnie to ostatnie prawdziwe miejsce na świecie – odpowiedziała.
Przytuliłem ją z całych sił i chociaż to były tylko moje myśli, poczułem ciepłe ciało.
– Chroń mnie. Ta ciemność to wszystko, co mnie zabiło oraz rzeczy, które chcą zabijać mnie ponownie. Bądź przy mnie. Nie pozwól, żeby znowu mnie dopadły...
Szeptała, drżąc pod moim dotykiem, a ciemność dokoła kłapała setkami paszcz.
– Wyjdź za mnie. Zostań moim mężem. Chroń mnie...

*

Ślubu udzieliliśmy sobie sami. Ona została moją żoną, a ja jej mężem. Chronię ją przed zębatą ciemnością. Gdy pokochasz czyjeś oczy, stajesz się odpowiedzialny za całą osobę.
To nie są tylko moje myśli – to jest ostatnie prawdziwe miejsce na świecie. Zostaję tu. Reszta przestała mnie interesować. Nie szukajcie mnie.
Eh...
(18-11-2015, 19:30)czarownica napisał(a): [ -> ]Eh...

Aż takie słabe? Sad
Tak sobie westchnełam po ostatnim przeczytanym zdaniu.
Myślę Hanzo, że wręcz przeciwnie. Przemawia do mojej wyobraźni i wrażliwości. Niby mroczne, a w pewien sposób bardzo ciepłe. Bo cały świat można zamknąć w swojej głowie. Całe życie można przeżyć w swojej głowie. Być tam szczęśliwym i wolnym mimo krat i zamków.
Trudno się wprawdzie zdecydować, czy w opowiadaniu mamy do czynienia z metafizyką, czy też z psychiczną chorobą trawiącą rozgorączkowany umysł bohatera. trudno osądzić, ale opowiadanie dobre.
Pozdrawiam.
(18-11-2015, 17:40)Hanzo napisał(a): [ -> ]
OSTATNIE PRAWDZIWE MIEJSCE NA ŚWIECIE
Jak skłębione szkielety o kościach zbudowanych z cienia i zębach z tępych, pordzewiałych narzędzi.
O ile do tej pory było zajebiste, tu poczułem się jak w zakładzie ślusarskim.

(18-11-2015, 17:40)Hanzo napisał(a): [ -> ]
OSTATNIE PRAWDZIWE MIEJSCE NA ŚWIECIE
Ona została moją żoną, a ja jej mężem.
Bycie mężem swojej żony musi być niesamowitym uczuciem, to jak bycie masłem w maśle. Do zardzewiałych narzędzi było super, potem wena poszła na miasto, a Ty uparłeś się, że bez niej dokończysz dzieło.Wink
Pozdrawiam
Cytat:Byłem samotnym człowiekiem. Lubię nazywać rzeczy po imieniu, więc nigdy nie myślałem o sobie jako o "singlu".
Nie jest to jakieś bez sensu? Czy "singiel" to nie tytuł dla samotnego człowieka? Nie wiem, co chciałeś tutaj osiągnąć.
Cytat:Żywa ciemność. Jak skłębione szkielety o kościach zbudowanych z cienia i zębach z tępych, pordzewiałych narzędzi.
Ale że co? Ciemność jak szkielety??? A może oni jak te szkielety? Hanzo, co ty ćpiesz? Chyba po raz pierwszy z twoich rąk wyszła prawdziwa grafomania. Jak kulka ksero w bocianim pazurze.
Cytat:Odchodząc od zmysłów z przerażenia, spytałem, czy to dzieje się naprawdę.
Ale dlaczego? No dobra - może z wyżej opisanych (grafomańsko, imo) okropności w mroku zawartych, tak? Trochę to głupie; póki co, wyłączając arcyabstrakcyjną, nawet jak na oniryczny charakter rzeczy, naturę ciemności w tej wizji, oni po prostu sobie klęczą boso.
Skąd nagle to jego przerażenie? Podsumowując: trochę mało. Zalecam w tym miejscu trochę tekst rozwinąć.
Cytat:Szeptała, drżąc pod moim dotykiem, a ciemność dokoła kłapała setkami paszcz.
O, to jest własnie przykład sugestywnej i odpowiednio oszczędnej metafory, w przeciwieństwie do nazbyt wydumanej, nieuzasadnionej w szczegółach i w efekcie kiczowatej opisowości. Jak na, rzecz jasna, mój prywatny gust.

Dla mnie jest to raczej licho odziany w kształt prozy pomysł, aniżeli proza pełną japą. Napisane prawie na wyprzódki (jeśli idzie o kluczowe momenty. nie mam nic do kameralności narracji tak ogólnie, wypada tu raczej okej, choć zarazem nie pociesza właściwie niczym; nie ujmuje tekstowi, ani mu nie dodaje) i to też potęguje wrażenie odklepanego pomysłu. A więc ocenię oddzielnie pomysł:
Jak wykonanie raczej słabe, a tam, gdzie winno pofrunąć, raczej ryje w glebie, tak pomysł z kolei może i wypada całkiem okej, sugestywnie, wręcz upiornie, trochę też smutno, trochę jakby też prawdziwie, choć oczywiście mowa o prawdziwości przypadków raczej radykalnych. Znowu czytam o bohaterze popapranym do szczękościsku i trochę mnie to już nudzi.
Miriad, singiel jest mniej pejoratywnym określeniem człowieka samotnego. Jest to postrzegane jako nowoczesny styl życia z wyboru. Nie chcę się wiazać, chcę być niezależny, zakładać rodziny - jestem singlem. Niektórzy rzeczywiscie tak funkcjonują, ale są i tacy, którzy trochę oszukują samych siebie i otoczenie, że ich samotność jest kwestią wyboru, a nie np. powalonego charakteru czy nieśmiałości.
Btw, moja praca magisterska częściowo podejmowała ten temat Wink
czarownico, gorzki, dlajaj, miriad - dzięki za czas poświęcony na lekturę i komentarze! Smile Wszystkie opinie biorę do głowy i przemyśliwuję, co dalej Cool

Pozdrówka! Angel
Co można napisać? Cholera, znowu zarąbiście. Czytam, czytam i naczytać się nie mogę.
Smutny ten Twój tekst, ale jakże prawdziwy.
No wiesz Czarownico. Singiel to raczej tak z wyboru (albo z oszukania się). Z nieśmiałości kompleksów i ogólnie pecha, to tak więcej "stary kawaler" Smile
Aha, dzięki Czarownico, teraz rzeczywiście ma sens.
Dzięki za nowe komentarze! Angel

Co do singla - warto zwrócić uwagę, że narrator i główny bohater to jednocześnie ta sama osoba, więc siłą rzeczy narracja jest nacechowana jego emocjami, światopoglądem itd. A co do sensu, nie będę się powtarzał za czarownicą, bo dobrze wyłuszczyła, o co mi chodziło Tongue

Pozdrówka!