23-10-2015, 23:46
Siedział przy kuchennym stole, dłoń zaciskał na rękojeści noża i płynął, płynął przez meandry samoświadomości, starając się nie utonąć we własnym jestestwie. Jedyne rozwiązanie, jedyne rozwiązanie, jedyne rozwiązanie... Słuchał tej myśli niezdarnie obijającej się w jego umyśle, słuchał, jak odbija się ona od ścian pomieszczenia, wracając do niego ze zdwojoną siłą. Czajnik gwizdał na kuchence, oznajmiając, że woda się zagotowała i wyrzucając z siebie kłęby gorącej pary.
-No, stary, decyduj się – powiedział do siebie i natychmiast podskoczył. Nie poznawał swojego głosu. Nalał wódki do szklanki i wypił na raz. Na dwa zamroczyło go.
Zamroczenie, zamrożenie, zaprzeczenie, zaprzepaszczenie.
Przyłożył ostrze noża do twarzy, gorąco mu było. Tracił kontrolę.
-Decyduj się, zaraz wrócą.
Żona i córka. Jedyne pocieszenie oprócz alkoholu. Zaraz wrócą, żeby odejść tak szybko, jak się pojawiły.
Destrukcja.
Jakie to uczucie, zniszczyć własną rodzinę?
-No, powiedz, jakie to uczucie?
Wiedział aż za dobrze. Zniszczył przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Stracił pracę, nie zapewni więc sześcioletniej córce odpowiednich warunków życiowych. Stracił godność, nie jest więc dobrym mężem. Stracił wolę walki, więc nigdy nie będzie dobrym człowiekiem.
Dezintegracja.
Tak bardzo je kocha, chce dla nich jak najlepiej. Po co autorytety, gdy jest miłość? Ale co, gdy miłości zabraknie? Ratujcie. Co będzie, jeśli zabraknie miłości? Już zabrakło. Życie, czymże ono jest bez miłości... I po co to wszystko?
-Po co?!
Nikt nie odpowiedział na to pytanie. On był jedynym człowiekiem, który mógł znaleźć na nie odpowiedź, a nie znajdując jej, popadł w jeszcze większą rozpacz. Gapił się bezmyślnie w pustą szklankę. Nie było nikogo, a czajnik nadal gwizdał.
Degeneracja.
Nie wiedział, dlaczego pierwszy raz uderzył żonę, a tym bardziej córkę. Wiedział natomiast, że właśnie wtedy wszystko pękło, zniszczył ich miłość i zasiał nienawiść. Ziarno wykiełkowało, zabrało mu słońce życia, zżerając go od środka, karmiąc go krwią i alkoholem zamiast wody. Czy był potworem?
-Czy jestem potworem?
Tak. Wystarczy. Pytanie stało się odpowiedzią na wszystkie pytania, rozwiało jego dotychczasowe wątpliwości dotyczące rozkładu jego osobowości. Chaos w głowie zelżał, pojawiło się rozluźnienie, spokój i odpowiednie wnioski. Teraz będzie cierpiał za grzechy swoje i całego świata, bo czym jest człowiek bez cierpienia? Jedyne rozwiązanie, jedyne rozwiązanie, jedyne rozwiązanie... Będzie im lepiej beze mnie, a i za pieniądze z odszkodowania długi spłacą, pogrzeb urządzą skromny, bo na więcej nie zasługuję, bo dziecko moje płakało przeze mnie i krwawiło, i żona, ale ubezpieczony jestem. Myśl zawyła na całą kuchnię, a czajnik gwizdał, chociaż wody w nim prawie nie było. Czy człowiek, który sprawia, że mała dziewczynka cierpi, ma minimalne prawo do życia? Nie, nie ma prawa. Unosi nóż, przyciska go do swojej szyi, wbija mocno, ręka mu drży, mocniej wbija, tak, od lewej do prawej, od ucha do ucha, uśmiechnij się przerwanymi tętnicami szyjnymi i poszarpaną tchawicą. Krew bryzga na ścianę i brudzi kuchnię. Umrzyj, głowo będąca przyczyną wszelkich nieszczęść tego świata. I faktycznie, jego głowa opada w tył, ukazując ziejącą ranę, która uśmiecha się serdecznie do nieobecnych świadków samoegzekucji.
Pierdut, poszła główka.
Dekapitacja prawie (nie)udana.
-No, stary, decyduj się – powiedział do siebie i natychmiast podskoczył. Nie poznawał swojego głosu. Nalał wódki do szklanki i wypił na raz. Na dwa zamroczyło go.
Zamroczenie, zamrożenie, zaprzeczenie, zaprzepaszczenie.
Przyłożył ostrze noża do twarzy, gorąco mu było. Tracił kontrolę.
-Decyduj się, zaraz wrócą.
Żona i córka. Jedyne pocieszenie oprócz alkoholu. Zaraz wrócą, żeby odejść tak szybko, jak się pojawiły.
Destrukcja.
Jakie to uczucie, zniszczyć własną rodzinę?
-No, powiedz, jakie to uczucie?
Wiedział aż za dobrze. Zniszczył przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Stracił pracę, nie zapewni więc sześcioletniej córce odpowiednich warunków życiowych. Stracił godność, nie jest więc dobrym mężem. Stracił wolę walki, więc nigdy nie będzie dobrym człowiekiem.
Dezintegracja.
Tak bardzo je kocha, chce dla nich jak najlepiej. Po co autorytety, gdy jest miłość? Ale co, gdy miłości zabraknie? Ratujcie. Co będzie, jeśli zabraknie miłości? Już zabrakło. Życie, czymże ono jest bez miłości... I po co to wszystko?
-Po co?!
Nikt nie odpowiedział na to pytanie. On był jedynym człowiekiem, który mógł znaleźć na nie odpowiedź, a nie znajdując jej, popadł w jeszcze większą rozpacz. Gapił się bezmyślnie w pustą szklankę. Nie było nikogo, a czajnik nadal gwizdał.
Degeneracja.
Nie wiedział, dlaczego pierwszy raz uderzył żonę, a tym bardziej córkę. Wiedział natomiast, że właśnie wtedy wszystko pękło, zniszczył ich miłość i zasiał nienawiść. Ziarno wykiełkowało, zabrało mu słońce życia, zżerając go od środka, karmiąc go krwią i alkoholem zamiast wody. Czy był potworem?
-Czy jestem potworem?
Tak. Wystarczy. Pytanie stało się odpowiedzią na wszystkie pytania, rozwiało jego dotychczasowe wątpliwości dotyczące rozkładu jego osobowości. Chaos w głowie zelżał, pojawiło się rozluźnienie, spokój i odpowiednie wnioski. Teraz będzie cierpiał za grzechy swoje i całego świata, bo czym jest człowiek bez cierpienia? Jedyne rozwiązanie, jedyne rozwiązanie, jedyne rozwiązanie... Będzie im lepiej beze mnie, a i za pieniądze z odszkodowania długi spłacą, pogrzeb urządzą skromny, bo na więcej nie zasługuję, bo dziecko moje płakało przeze mnie i krwawiło, i żona, ale ubezpieczony jestem. Myśl zawyła na całą kuchnię, a czajnik gwizdał, chociaż wody w nim prawie nie było. Czy człowiek, który sprawia, że mała dziewczynka cierpi, ma minimalne prawo do życia? Nie, nie ma prawa. Unosi nóż, przyciska go do swojej szyi, wbija mocno, ręka mu drży, mocniej wbija, tak, od lewej do prawej, od ucha do ucha, uśmiechnij się przerwanymi tętnicami szyjnymi i poszarpaną tchawicą. Krew bryzga na ścianę i brudzi kuchnię. Umrzyj, głowo będąca przyczyną wszelkich nieszczęść tego świata. I faktycznie, jego głowa opada w tył, ukazując ziejącą ranę, która uśmiecha się serdecznie do nieobecnych świadków samoegzekucji.
Pierdut, poszła główka.
Dekapitacja prawie (nie)udana.