13-10-2015, 21:48
Pomarańczowy to mój kolor. Pomarańcze, brzoskwinie, karmel, gofry, biszkopty i zupa z dyni – wszystko, co lubię, jest koloru pomarańczowego. Przeczesuję palcami moje rude włosy i obserwuję niewidzialne obrazy. Mój kolor otula mnie swoim ciepłem – jest nim słońce, które wschodzi, by dać mi nowy dzień, piasek przesypujący się szybko przez moje dłonie, bursztyny być może w tym piasku ukryte, krzyk mew, kaczki pływające po spokojnym morzu i ciepło wszechobecne, którego nie sposób uchwycić i utrzymać na dłużej.
Światła ambulansu są pomarańczowe. Myślę o tym i pozwalam, by myśl ta kierowała mnie w stronę odległego wspomnienia, ostatniego widzialnego obrazu. Miarowe piszczenie respiratora. Tlen. Oddech i świadomość, że po trzech miesiącach śpiączki już nic nie zobaczę. Potrącił mnie pijany kierowca, miałam spać snem kamiennym, a zamiast tego straciłam wzrok. Nie tak, jak inni ludzie, którzy nawet z otwartymi oczami nie widzą. Prawdziwa ciemność jest wtedy właśnie, gdy zamykają oczy, mając je nieustannie otwarte. Mają oczy - nie widzą świata. Mają uszy – nie słyszą wołania o pomoc. Mają mózgi – nie myślą i dają się ogłupić. Nie, to nie tak. Ja naprawdę oślepłam. Nie widziałam, nie widzę i już nic nie zobaczę. Teraz wiem, że człowiek widzi mózgiem, a nie oczami. Uszkodzenie nerwu wzrokowego, moje oczy odbierają obrazy, ale mózg nie potrafi ich przetwarzać. Pochłonęła mnie wieczna czerń, całe życie w mroku, ta perspektywa wydawała się przerażająca. Niedowierzanie, strach, rezygnacja, a w końcu pogodzenie się z losem. Pomarańczowe światła ambulansu to ostatnie, co widziałam.
Słońce gładzi moją twarz, ogrzewa piasek i przesyła mi swoje ciepło, swoją pozytywną energię. Widzę morze, widzę pomarańczowe promienie odbijające się w wodzie, widzę mewy i kaczki, mimo że nie mogę ich widzieć. Móc a nie móc to tylko kwestia osobista, jedynie własne bariery ograniczają człowieka. Brak wzroku nie jest barierą, jest szansą, by dostrzec niedostrzegalne. Bosą stopę zagłębiam w piasku, czekam, niech ciepło mnie zasypie.
Pomarańczowy to ostatnie, co widziałam – ostatni obraz świata. Pomarańczowy mam pod powiekami. Pomarańczowy to mój kolor.
Światła ambulansu są pomarańczowe. Myślę o tym i pozwalam, by myśl ta kierowała mnie w stronę odległego wspomnienia, ostatniego widzialnego obrazu. Miarowe piszczenie respiratora. Tlen. Oddech i świadomość, że po trzech miesiącach śpiączki już nic nie zobaczę. Potrącił mnie pijany kierowca, miałam spać snem kamiennym, a zamiast tego straciłam wzrok. Nie tak, jak inni ludzie, którzy nawet z otwartymi oczami nie widzą. Prawdziwa ciemność jest wtedy właśnie, gdy zamykają oczy, mając je nieustannie otwarte. Mają oczy - nie widzą świata. Mają uszy – nie słyszą wołania o pomoc. Mają mózgi – nie myślą i dają się ogłupić. Nie, to nie tak. Ja naprawdę oślepłam. Nie widziałam, nie widzę i już nic nie zobaczę. Teraz wiem, że człowiek widzi mózgiem, a nie oczami. Uszkodzenie nerwu wzrokowego, moje oczy odbierają obrazy, ale mózg nie potrafi ich przetwarzać. Pochłonęła mnie wieczna czerń, całe życie w mroku, ta perspektywa wydawała się przerażająca. Niedowierzanie, strach, rezygnacja, a w końcu pogodzenie się z losem. Pomarańczowe światła ambulansu to ostatnie, co widziałam.
Słońce gładzi moją twarz, ogrzewa piasek i przesyła mi swoje ciepło, swoją pozytywną energię. Widzę morze, widzę pomarańczowe promienie odbijające się w wodzie, widzę mewy i kaczki, mimo że nie mogę ich widzieć. Móc a nie móc to tylko kwestia osobista, jedynie własne bariery ograniczają człowieka. Brak wzroku nie jest barierą, jest szansą, by dostrzec niedostrzegalne. Bosą stopę zagłębiam w piasku, czekam, niech ciepło mnie zasypie.
Pomarańczowy to ostatnie, co widziałam – ostatni obraz świata. Pomarańczowy mam pod powiekami. Pomarańczowy to mój kolor.