Via Appia - Forum

Pełna wersja: Inspiracja a słomiany zapał i oryginalność
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam.

Chciałbym zapytać Was wszystkich o to, jak postrzegacie inspirowanie się, czym w ogóle się inspirujecie, czy traktujecie to poważnie oraz czy widzicie tutaj jakąś przeszkodę dla Waszej oryginalności. Już wyjaśniam, dlaczego tak.

Sam należę do osób, które bardzo łatwo się inspirują wszystkim, co im się spodoba. Gra, książka, serial, film, chińska bajka... cokolwiek. Pojawia się wówczas u mnie coś takiego jak sławny "słomiany zapał", w skutek czego z reguły porzucam bądź przekładam coś, nad czym akurat pracowałem. Jest tylko problem - z reguły nawet tego zapału nie wykorzystuję, bowiem momentalnie odczuwam nieprzyjemne uczucie mówiące mi, że zżynam z czegoś i jestem mało oryginalny. Jakiś tam pisarz mówił, żeby inspirować się wszystkim. Ja jednak znajduję taką przeszkodę.

Jak Wy się na to zapatrujecie? Lepiej zignorować ten wewnętrzny głos oskarżający o brak oryginalności? Czy może przeczekać bardzo silną chęć napisania czegoś w motywie, który akurat nami zawładnął?


Pozdrawiam,
Sett
No więc, co osoba, to będziesz miał zupełnie inne podejście. Znam i takich, co starają się czytać/oglądać jak najmniej, aby jak najwięcej dać od siebie, a nie żeby kopiować elementy świadomie czy podświadomie.

Też miewam "najście" inspiracji, co przytłacza mnie na tyle, że wszystko inne jest znacznie mniej interesujące niż nowy pomysł. Nie wiem czy to kwestia przystosowania, czy doświadczenie zdobyte latami, ale nauczyłem się nieco kontrolować taką falę. Jak się okazało, ma ona dla mnie taką siłę, ponieważ podświadomie boję się zapomnieć wszystkich pomysłów, które w danej chwili się kotłują i ewoluują.

Po pierwsze: rozpisałem sobie "mapę umysłu", dzięki której zbieram pomysły i szczegóły (polecam darmowy program FreeMind), który jest niejakim zbiorem pomysłów "do realizacji". Jeżeli oglądałeś/czytałeś Harrego Pottera, to tam Dumbledore wyciągał swoje myśli i wspomnienia do pojemnika. Mapa umysłu tak właśnie dla mnie działa, jako zawór dzięki któremu nie muszę się obawiać, że "zapomnę" czegoś i pozwala się skupić na realizowanym projekcie.

Po drugie: Daję czas każdemu pomysłowi na ewolucję, nawet jeżeli to coś super/hiper/mega (między innymi używając metody 1). Zauważyłem, że po jakimś czasie (czasem kilka miesięcy/lat!) pomysł ewoluuje bardzo oryginalnymi ścieżkami, a to co zainspirowało do pomysłu jest już cieniem, na który nabudowało się wiele ciekawych rzeczy. Czasem pomysł przestaje być atrakcyjny, ewolucja gdzieś się zatrzymała lub stwierdziłem, że "to już było".

Po trzecie: Zawsze, ale to zawsze kończę i nie mam zaczętych więcej niż 3 rzeczy, inaczej skacze się z jednego na drugie w umysłowym bałaganie, a to powoduje zamiast ewolucję (także przy pisaniu!), kreację nowych idei... i dokłada się kolejna rzec do listy.

Po czwarte: Zawsze jak coś Cię zainspiruje, wyobraź sobie czy mógłbyś jakieś elementy wykorzystać w obecnym projekcie. Czasem zawarcie kilku motywów, charakterów, jakiegoś elementu tła historii, pozwala na ukierunkowanie myśli z powrotem na pożądany tor.

Ot taka zabawa ze swoim własnym umysłem. Jest ono narzędziem, które czasem w ten, czy inny sposób trzeba uregulować Wink
Sett. Odpowiem Ci jako człowiek specjalizujący się w pisaniu opowiadań akcji. Nie mam również aspiracji stworzenia czegoś nadzwyczaj odkrywczego. Wystarczy mi, jeśli nad moim opowiadaniem czytelnik uśmiechnie się, może odrobinę wzruszy...

Otóż nie uważam inspiracji jakimś innym dziełem, czy dziełami za coś złego. Czytając moje opowiadania (jeśli na jakieś trafiłeś) z łatwością zauważysz motywy pochodzące z filmów czy literatury. Wcale się tego nie wstydzę.

Oczywiście czymś nagannym byłoby bezczelne przepisanie fragmentów czyjegoś dzieła. To oczywisty plagiat. "Pożyczenie" jednak sobie bohatera, czy motywu, nie jest przestępstwem. Np swoją "Legendę" napisałem zainspirowany animacją "Księżniczka Monoke". W "Prezencie Ślubnym" znajdziesz ślady wyraźnej fascynacji "Wiedżminem" itd.

Nawet pisywanie fanfików nie jest niczym zdrożnym. Powstają z tego czasem bardzo fajne opowieści. Fakt wydać się czegoś takiego raczej nie da. Ale czytelników wersji elektronicznej można zyskać sporo.

Przyznam się wreszcie, że kiedyś (dość dawno temu bo byłem wówczas uczniem szkoły zawodowej) zacząłem od pisania rodzaju takiego fanfiku. Akcja całkiem długiej (bo zajmującej dwa osiemdziesięciokartkowe zeszyty) opowieści działa się w świecie i z udziałem części bohaterów wykreowanych przez popularną dość pisarkę literatury młodzieżowej. Przyznam, że czytałem to po latach (ponad dwudziestu) i w zasadzie po pewnej dozie edycji mógłbym bez większego obciachu opublikować.

Myślę więc, że w inspiracjach takich nie ma nic złego. Czytelnicy zazwyczaj takie grzeszki łatwo przebaczają. Jeśli zaś zrobisz to z finezją, mogą nawet uznać, że puszczasz do nich "oczko". Inaczej sprawa się ma, jeśli chcesz pisać "nowatorsko" tworzyć coś, czego jeszcze nie było. Sprawiać, że krytycy zawyją z zachwytu...... No ale wtedy możesz stać się zbyt trudny dla szerokiego grona "czytaczy".