18-08-2015, 20:23
Nie jest to następna część tego cyklu piętnastu tekstów, ale jest w nim coś co tam się przewija, no i niezbyt kwiecista tematyka.
------------------------------------------------------------
Obudził się.
Wokół pobrzmiewały odgłosy.
Ciche szepty przechodziły w żałobne jęki.
Zrodził się w dali nieartykułowany chichot, rechot.
Płacz, krzyk, pomruki rozpaczy.
Z oddali echo nagle uspokoiło wszelkie dźwięki - odgłos radości.
Euforia, uniesienie, swobodny śmiech.
Coś innego, inny rodzaj łkania.
Wszędzie głosy. Rozdarty wrzask, delikatny szmer. Łagodny śpiew, koszmarny ryk.
Znalazł się w centrum chaosu i nie zamierzał dołączyć do reszty. Zasłonił uszy dłońmi, kuląc się ku ziemi. Włosy niczym noc, spływająca do ramion, okryły twarz. Wił się, szarpał. Przykuty łańcuchami wbitymi w ziemię. Uniósł nagle głowę. Otworzył oczy... były czerwone jak piekło, jak łzy, które spłynęły mu po twarzy, jak... wszystko co go otaczało. W jego spojrzeniu kryło się zrozumienie, żal oraz bunt.
Ujrzał wkoło istoty klęczące, macające ziemię... nie, on nie zobaczył zwykłej ziemi, spostrzegł ugór, pustkę, rozciągającą się w bezmiar stopionego czasu. Z nieba lał się żar, czerwone jak krew słońce na szkarłatnym niebie zasnuwały siarczyste chmury. Na tej jałowiźnie nie istniało nic, a jednak istoty o postaci pustych wraków oraz gnijącego truchła, błądziły bez końca w poszukiwaniu oazy. Niósł ich zapach płonącego żaru.
Wyszarpane miały oczy, a jednak na ich twarzach rozciągał się szeroki uśmiech.
Widok pełzających istot z pręgami na plecach, zawodzących, jakże słodką pieśń, tkaną prośbami zbawienia, najwyraźniej przeraziła go. Dramatyczny był ten obraz - na kolanach uniósł się, zarzucając głowę w tył. Podniósł ręce, a ciężki wiatr zaniósł jego wrzask na krańce świata.
Chciał zerwać łańcuchy - znałem jego pragnienia, wiedziałem co czuje. Rozumiałem go, ponieważ w jego oczach, prócz żalu, kryłem się także ja...
W końcu i mnie ujrzał - białowłosy, stojący na wysokiej górze. Wyprostowany stałem, przyglądając się scenie. Przykuty, jak wszyscy inni, delikatnymi okowami wolności.
------------------------------------------------------------
Piekło
Obudził się.
Wokół pobrzmiewały odgłosy.
Ciche szepty przechodziły w żałobne jęki.
Zrodził się w dali nieartykułowany chichot, rechot.
Płacz, krzyk, pomruki rozpaczy.
Z oddali echo nagle uspokoiło wszelkie dźwięki - odgłos radości.
Euforia, uniesienie, swobodny śmiech.
Coś innego, inny rodzaj łkania.
Wszędzie głosy. Rozdarty wrzask, delikatny szmer. Łagodny śpiew, koszmarny ryk.
Znalazł się w centrum chaosu i nie zamierzał dołączyć do reszty. Zasłonił uszy dłońmi, kuląc się ku ziemi. Włosy niczym noc, spływająca do ramion, okryły twarz. Wił się, szarpał. Przykuty łańcuchami wbitymi w ziemię. Uniósł nagle głowę. Otworzył oczy... były czerwone jak piekło, jak łzy, które spłynęły mu po twarzy, jak... wszystko co go otaczało. W jego spojrzeniu kryło się zrozumienie, żal oraz bunt.
Ujrzał wkoło istoty klęczące, macające ziemię... nie, on nie zobaczył zwykłej ziemi, spostrzegł ugór, pustkę, rozciągającą się w bezmiar stopionego czasu. Z nieba lał się żar, czerwone jak krew słońce na szkarłatnym niebie zasnuwały siarczyste chmury. Na tej jałowiźnie nie istniało nic, a jednak istoty o postaci pustych wraków oraz gnijącego truchła, błądziły bez końca w poszukiwaniu oazy. Niósł ich zapach płonącego żaru.
Wyszarpane miały oczy, a jednak na ich twarzach rozciągał się szeroki uśmiech.
Widok pełzających istot z pręgami na plecach, zawodzących, jakże słodką pieśń, tkaną prośbami zbawienia, najwyraźniej przeraziła go. Dramatyczny był ten obraz - na kolanach uniósł się, zarzucając głowę w tył. Podniósł ręce, a ciężki wiatr zaniósł jego wrzask na krańce świata.
Chciał zerwać łańcuchy - znałem jego pragnienia, wiedziałem co czuje. Rozumiałem go, ponieważ w jego oczach, prócz żalu, kryłem się także ja...
W końcu i mnie ujrzał - białowłosy, stojący na wysokiej górze. Wyprostowany stałem, przyglądając się scenie. Przykuty, jak wszyscy inni, delikatnymi okowami wolności.