13-07-2015, 21:32
Musiał się przyznać. Przed samym sobą. Nie będzie nikogo oszukiwać, ze to nie prawda, bo bał się jak cholera. On. Braian Oaeklay był tak przerażony jak nigdy w swoim krótkim życiu.
Szybka decyzja. Tak miało być. Jednak Braian stał jak sparaliżowany, podczas gdy kilka metrów dalej masakrowano ciało jego dziewczyny. Ona jest niewinna! Nic nie zrobiła, zostawcie ja w spokoju! Z jego gardła nie dobył się jednak żaden dźwięk. Miał wrażenie, że jego stopy zapadły się w ziemię. Nie czuł ich. Czuł strach i chciał uciekać, ale nagie ciało Catlin pozbawiało go funkcji życiowych.
Krzyczała. Bała się. Może bardziej niż on. Nigdy mu nie wybaczy, że stał tak i patrzył, jak dwóch mężczyzn na zmianę gwałci ją i przypala papierosem. Wierzyła, ze Braian jest nieustraszony. Nie jest przecież tchórzem, jak jego koledzy. Nie ucieknie. Nie zostawi jej na pastwę tych opryszków.
Rusz się kretynie! Wiedział, że jest największą szumowiną w tym mieście i mógłby sprzedać Catlin za kasę na proszki. Ona też to wiedziała. Jednak ufała mu. Czemu?
Nagle poczuł, że mięśnie łydki zaczęły reagować na impulsy przesyłane z mózgu. Uniósł nogę, po czym upuścił ją na podłogę pół metra dalej. Druga noga. I znów pół metra. Jego szczupłe ciało kołysało się wraz z coraz szybszym krokiem. Wyciągnął ramiona, żeby chwycić jednego z gwałcicieli za szyję.
Pragnął jego śmierci. Chciał sprawić mu ból. Przyjemność sprawiał mu widok ust, które otwierały się i zamykały, łapczywie łapiąc powietrze, niczym ryba wyrzucona na brzeg. Oczy prawie wyszły z orbit. Mężczyzna konał. Jeszcze tylko kilka sekund.
Nieznośny ból, który rozchodził się po całej lewej nodze Braian oderwał go od tej przyjemności. Zgiął kolano pod wpływem uderzenie drugiego z mężczyzn. Upadł na ziemię. Kątem oka zobaczył Catlin. Była już przy drzwiach. Nie mógł pozwolić, żeby ten kutas ją dogonił. Wstał i zamaszystym ruchem uderzył leżącego wciąż na podłodze, podduszonego mężczyznę. Drugi doganiał Catlin.
Chwycił stojący nieopodal łom. Zamachnął się. Facet puścił Catlin, a ta wybiegła z pokoju. Braian rzucił ostanie spojrzenie na celę swoje dziewczyny. Żaden z mężczyzn się nie ruszał. Oboje byli zalani krwią.
Szybka decyzja. Tak miało być. Jednak Braian stał jak sparaliżowany, podczas gdy kilka metrów dalej masakrowano ciało jego dziewczyny. Ona jest niewinna! Nic nie zrobiła, zostawcie ja w spokoju! Z jego gardła nie dobył się jednak żaden dźwięk. Miał wrażenie, że jego stopy zapadły się w ziemię. Nie czuł ich. Czuł strach i chciał uciekać, ale nagie ciało Catlin pozbawiało go funkcji życiowych.
Krzyczała. Bała się. Może bardziej niż on. Nigdy mu nie wybaczy, że stał tak i patrzył, jak dwóch mężczyzn na zmianę gwałci ją i przypala papierosem. Wierzyła, ze Braian jest nieustraszony. Nie jest przecież tchórzem, jak jego koledzy. Nie ucieknie. Nie zostawi jej na pastwę tych opryszków.
Rusz się kretynie! Wiedział, że jest największą szumowiną w tym mieście i mógłby sprzedać Catlin za kasę na proszki. Ona też to wiedziała. Jednak ufała mu. Czemu?
Nagle poczuł, że mięśnie łydki zaczęły reagować na impulsy przesyłane z mózgu. Uniósł nogę, po czym upuścił ją na podłogę pół metra dalej. Druga noga. I znów pół metra. Jego szczupłe ciało kołysało się wraz z coraz szybszym krokiem. Wyciągnął ramiona, żeby chwycić jednego z gwałcicieli za szyję.
Pragnął jego śmierci. Chciał sprawić mu ból. Przyjemność sprawiał mu widok ust, które otwierały się i zamykały, łapczywie łapiąc powietrze, niczym ryba wyrzucona na brzeg. Oczy prawie wyszły z orbit. Mężczyzna konał. Jeszcze tylko kilka sekund.
Nieznośny ból, który rozchodził się po całej lewej nodze Braian oderwał go od tej przyjemności. Zgiął kolano pod wpływem uderzenie drugiego z mężczyzn. Upadł na ziemię. Kątem oka zobaczył Catlin. Była już przy drzwiach. Nie mógł pozwolić, żeby ten kutas ją dogonił. Wstał i zamaszystym ruchem uderzył leżącego wciąż na podłodze, podduszonego mężczyznę. Drugi doganiał Catlin.
Chwycił stojący nieopodal łom. Zamachnął się. Facet puścił Catlin, a ta wybiegła z pokoju. Braian rzucił ostanie spojrzenie na celę swoje dziewczyny. Żaden z mężczyzn się nie ruszał. Oboje byli zalani krwią.