Via Appia - Forum

Pełna wersja: Srebrny dzwon
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Olbrzymie geometryczny,
przez wielu srebrnym dzwonem zwany,
co, niczym z sercem mosiężnym antyczny
zegar ośmiodniowy
pory wyznaczasz dla zmierzchu
i słuchają Cię morskie bałwany...

...niczym srebrny talar
jednostronny o uroku awersu,
jak wstydliwy, brodzący w odmętach szafiru skalar,
wahadło bezwiednie tykające, zaczepione
na niewidzialnym włosie, gdzie świadomość na nieskończone wymiary się rozpierzcha,
goniąc nieważkie myśli, chowające się w kraterach uniwersu...

...a gdy już, jakoby na ukończonym portrecie, na płótnie
postrzępionym na krawędziach od czającego się w smugach wiatru świtu,
w pełnej krasie Ty, zwycięzki rycerz w połyskującej zbroii rozbłyśniesz butnie,
krocz w koronie chwały po arenie z betonowych parapetów ulepionej,
lecz proszę, by subtelnie, bezgłośnie, by nie spłoszyć posągów gawiedzi w sieci hipnozy zaplecionej;
zmęczonego, czerpiącego ze studni Orfeusza krople na skrzydłach doścignionych marzeń, Wszechbytu.
Pierwsza strofa do przeredagowania. Topornie się to czyta, spróbuj co nieco pozmieniać.
W przypadku tego tekstu wydłużanie wersów nie działa na korzyść. Spróbowałabym zachowań równowagę między zwrotkami.
Pierwsza jest w moim odczuciu kiepska ze względu na budowę. Druga już lepsza, trzecia podobnie. Pobaw się jeszcze. Zachęcam szczerze.
Pozdrawiam
Hej.

Dziękuję za komentarz, jak zawsze doceniony i bezcenny.

Wiesz, raz zakończony wiersz zwykle pozostaje w niezmiennej formie, dlatego, iż posiadł rymy, które są swoistego rodzaju "żelazną pieczęcią" go zatwierdzającą.

Jakkolwiek, miło mi słyszeć przychylną krytykęSmile

Co powiesz o poniższym, nigdy wcześniej nie publikowanym:

* * * Ile jeszcze * * *

Ach, gdybym ja, gdybym znał i wiedział,
ile jeszcze oddechów opieczętowanych mymi inicjałami
i ile jeszcze w kolejce do mnie epilogowych westchnień się ostało?
Dumam. Szybko pomiędzy zachwytem a głodem wiedzy przedział
brzęk pustki spowił. Konceptu impas, co zrobić by przyszło z takimi arkanami,
gdyby się z Boskiego pamiętnika kilka kartek wyrwało
i, nie wiadomo skąd, upadło tuż przede mną w parku na przykład jesienią,
jako bileciki dopięte do niekompletnych bukietów liści porozrzucanych wokół?
Albo zimą, w lesie, za stójkę wraz ze śniegu pigułą z jedliny strząśniętą,
czyniąc mnie poza mą wiedzą aktorem Boskiego gagu. Wryte między cienie
topiących się na mej skórze zapisków inskrypcje, jawiące się w zastygłej pode mną w cokół
szklistej obwolucie, inkrustowanej Boskiej podpowiedzi wizją końca tej drogi krętej?

I cóż by przyszło z tej erudycji o kresu chwili,
z tych misteriów o wytłuszczonych datach w kalendarzu własnej metryki,
otwartym kluczem Bożej przychylności? Cóż po tej ciekawości sytej,
której, choć byśmy dzień i noc teraz klęcząc w piersi żalem płonące się bili
i kneblem strachu przed sądem za męki, boleści i gorycze prawd o nas jęli tłumić krzyki,
zmazać się nie da, przepisać na czysty arkusz nie sposób księgi dziejami poszytej?
I szkoda najprędzej byłoby, jeśli wnet jutro pakować przyjdzie trzos.
Ale i szkoda też, jeśliby lat naście, a nawet dzieści i dziesiąt jeszcze przypadło.
I sto, tysiąc, lub dwa, trzy i cztery tysiąclecia. Mało.
Bo, gdy do wrót jestestwa zmęczony nami kołacze los,
to zawsze bytu nie dość. Jeszcze by się uciech popiło i pojadło,
a to już, teraz, wtem. Jeszcze oskoma jest, ale z tortu życia nawet okrucha nie ostało.

P.S. W orginalnej wersji wersy są dłuższe, ale tutaj "ograniczenia strofowe"...


Przypominam, że utwory, które nie tworzą spójnego zbioru, wrzucamy w osobnych wątkach Cool Powyższy usuń za pomocą edycji i dodaj tam, gdzie jego miejsce.
Lexis