08-05-2015, 04:40
adorowałem rosę spływającą z liścia prawie podawaną mi
w dłonie jak Hostia na patenie Zapatrzyłem się
w pajęczej nici i w odbitym w niej załamaniu światła Wiatr
mi z kolorów poigrał przymierzem trawą liśćmi gałęziami
moimi włosami Owiewał mi oczy tak że przemykając w myśli
tkwiąc w bezruchu mrużyłem przymykałem na chwilę i na widok
czułem to jak Psalm pieśń chwały jak Chwałę która z ponad-mnie
powiewa o-mnie aż do we-mnie łącząc wyrazy w nowej zasadzie na kształt
w odmiennej pisowni dotąd niepoprawnej Owiewało mnie zawiało
mną kolejnymi przymrużeniami zachwytem brakiem lęku przed
i pomimo banału Otwierałem i mrużyłem oczy na oczywistość
na rzeczywistość potęg nie do zapisania wersalikami
dla oddania rozmiaru Omotany w widoku rozpiętej na drzewie
pajęczyny która mi się widziała jak Monstrancja dostałem tylko
zadatek przymierzenia się do kolorów Przymierza z barwą Z wiekiem
muszę wysilać się bardziej by dostrzec I dobrze bo pełni
mógłbym nie znieść A tak mam
w pamięci roz-cha-chane rozchełstane
wspomnienie z przykościelnego placu
pomiędzy drzewem i murem Bo adorowałem rosę a wiatr
naciskał gałęzie źdźbła liście szarpał pajęczyną jakby
na klawiszach jakby na strunach szumiało i szumimimimimi aż
dodododo A-do-
-ra-mus A-do-
-re-mi niczego nie muszę kapować Samo zwolna
jak rosa skapuje na złożone dłonie Jestem pomiędzy
drzewem i murem Dotąd tam chociaż już tu Mam
w głowie powiew i noszę prócz brzemion brzmienia Przyjąłem
korzeń i fundament pomiędzy drzewem i murem A-do-
-ra-mus A-do-
-re-mi Gra powiewem lek-ko-ko-le-kko sza-stam-s-tąd aż
po szasza i nawet muchy z komarami do spółki nie drażnią
na myśl jak i wtedy bo trochę potrzeba basowego i brzęczącego
brzmienia Wiadomo musi grać pełnia Wiatr-celebrans dyryguje
choć jest
jedynie
batutą
pozostała tylko kwestia banana który mi się wykształcił
na mym chmurnym ryju ale wątpię by on był tym zakazanym
owocem w Raju Zresztą to już będzie
inna pieśń
w dłonie jak Hostia na patenie Zapatrzyłem się
w pajęczej nici i w odbitym w niej załamaniu światła Wiatr
mi z kolorów poigrał przymierzem trawą liśćmi gałęziami
moimi włosami Owiewał mi oczy tak że przemykając w myśli
tkwiąc w bezruchu mrużyłem przymykałem na chwilę i na widok
czułem to jak Psalm pieśń chwały jak Chwałę która z ponad-mnie
powiewa o-mnie aż do we-mnie łącząc wyrazy w nowej zasadzie na kształt
w odmiennej pisowni dotąd niepoprawnej Owiewało mnie zawiało
mną kolejnymi przymrużeniami zachwytem brakiem lęku przed
i pomimo banału Otwierałem i mrużyłem oczy na oczywistość
na rzeczywistość potęg nie do zapisania wersalikami
dla oddania rozmiaru Omotany w widoku rozpiętej na drzewie
pajęczyny która mi się widziała jak Monstrancja dostałem tylko
zadatek przymierzenia się do kolorów Przymierza z barwą Z wiekiem
muszę wysilać się bardziej by dostrzec I dobrze bo pełni
mógłbym nie znieść A tak mam
w pamięci roz-cha-chane rozchełstane
wspomnienie z przykościelnego placu
pomiędzy drzewem i murem Bo adorowałem rosę a wiatr
naciskał gałęzie źdźbła liście szarpał pajęczyną jakby
na klawiszach jakby na strunach szumiało i szumimimimimi aż
dodododo A-do-
-ra-mus A-do-
-re-mi niczego nie muszę kapować Samo zwolna
jak rosa skapuje na złożone dłonie Jestem pomiędzy
drzewem i murem Dotąd tam chociaż już tu Mam
w głowie powiew i noszę prócz brzemion brzmienia Przyjąłem
korzeń i fundament pomiędzy drzewem i murem A-do-
-ra-mus A-do-
-re-mi Gra powiewem lek-ko-ko-le-kko sza-stam-s-tąd aż
po szasza i nawet muchy z komarami do spółki nie drażnią
na myśl jak i wtedy bo trochę potrzeba basowego i brzęczącego
brzmienia Wiadomo musi grać pełnia Wiatr-celebrans dyryguje
choć jest
jedynie
batutą
pozostała tylko kwestia banana który mi się wykształcił
na mym chmurnym ryju ale wątpię by on był tym zakazanym
owocem w Raju Zresztą to już będzie
inna pieśń