24-04-2015, 09:28
Wciąż jednak jestem niewinnością nad brzegiem rzeki w dolinie, nieopodal domu. Jestem cały mały i cały duży, nieważne jak by to poetycko zabrzmiało. Grunt, że świat, ponury świat zamachnął się na mój dom kolejny raz. Jakby mało mu było krzywdy. Skończyła się jedna wojna i po niej, wstrząsającej i dzikiej, już zaczynaliśmy się cieszyć swobodą, aż nagle zagrały archanielskie trąby, ruszyły zastępy piekieł.
Zaciągam się i w powietrzu czuję ogień. W głowie, osmolonej od ciągłego ciepła, buzują mi tylko słowa, że nie zatopi nas żaden strach. Fanatyczna obrona ma nas ocalić. Dlatego jestem gdzie jestem i nozdrza rozszerzają mi się przy każdym wydechu. I nawet nie wstyd mi przyznać, że każdy jest pełen nienawiści. To nie tak powinno wyglądać, naturalnie. Jednak jest pewien oczywisty porządek świata, w którym ludzie żyją jak ludzie. Dopiero gdy pojawiają się szkodniki, podgryzające im stopy i dłonie, idzie za nimi zaraza wojny. Stąd ogień, stąd gniew. Bariera, zza której nie widzę już rzeki i nie czuję rześkiej doliny. Nie pamiętam wilgoci na twarzy. Nie wiem jak bije serce, gdy wraca się do domu. Nie pamiętam rodziny, która tam została, a powinienem był, bo kto inny miałby ich pamiętać.
Może nie w prawdzie, ale we własnym sercu zostałem już sam.
Staję nagle, gdy słyszę krzyki. Zaciskam mocno szczęki i ręka sama wędruje mi do kabury broni. Wyciągam pistolet i szybkim krokiem zmierzam w centrum zamieszania. Gdy docieram na miejsce, nie pamiętam, że wszystko i tak strawi ogień. Pociągam za spust.
W głowie mam już tylko myśl, by zapytać lagerkommendanta, dlaczego ci Żydzi i Polacy krwawią jak ludzie.
Zaciągam się i w powietrzu czuję ogień. W głowie, osmolonej od ciągłego ciepła, buzują mi tylko słowa, że nie zatopi nas żaden strach. Fanatyczna obrona ma nas ocalić. Dlatego jestem gdzie jestem i nozdrza rozszerzają mi się przy każdym wydechu. I nawet nie wstyd mi przyznać, że każdy jest pełen nienawiści. To nie tak powinno wyglądać, naturalnie. Jednak jest pewien oczywisty porządek świata, w którym ludzie żyją jak ludzie. Dopiero gdy pojawiają się szkodniki, podgryzające im stopy i dłonie, idzie za nimi zaraza wojny. Stąd ogień, stąd gniew. Bariera, zza której nie widzę już rzeki i nie czuję rześkiej doliny. Nie pamiętam wilgoci na twarzy. Nie wiem jak bije serce, gdy wraca się do domu. Nie pamiętam rodziny, która tam została, a powinienem był, bo kto inny miałby ich pamiętać.
Może nie w prawdzie, ale we własnym sercu zostałem już sam.
Staję nagle, gdy słyszę krzyki. Zaciskam mocno szczęki i ręka sama wędruje mi do kabury broni. Wyciągam pistolet i szybkim krokiem zmierzam w centrum zamieszania. Gdy docieram na miejsce, nie pamiętam, że wszystko i tak strawi ogień. Pociągam za spust.
W głowie mam już tylko myśl, by zapytać lagerkommendanta, dlaczego ci Żydzi i Polacy krwawią jak ludzie.