Okey. Wiedząc, że nie błądzę w ciemnościach, ze spokojem się więc rozwinę.
Co bije intensywnie z wiersza to jasność, lekkość i przyjemność. Choć nie zaznaczono ni słowem krajobrazu, czy nawet okoliczności, wyobrażam sobie wiosnę lub wczesne lato. Zupełnie, jakby "osiemnaście lat" i "nowe życie" nadawało młodości, świeżości, która sprzyja podobnym wyobrażeniom. Dodatkowo biel sukni, kojarzona z ceremonią czystość, uśmiech, dodają tylko blasku i pogody.
W drugiej strofce jednak wydaje mi się, że owa biel i wchodzi w szarość, jak gdyby formowały się burzowe chmury. Na razie tylko pod postacią jasnoszarych obłoków, przez które przebija się jeszcze światło słoneczne.
Następna strofka rysuje mi się już w ciemniejszej barwie. Przyciasna suknia, przy tym z pewnością obcisła; mam obraz dłuższej sukni na szerszych ramiączkach, kojarzy mi się ona z późnym latem, a z zestawieniem z ciemniejszą barwą, przywodzi na myśl późne lato, końcówkę, przesyconą burzowymi popołudniami, ciągnącymi się do początku zmierzchu.
Wspomnienie wianku i "sznurowanie" (przywodzi mi na myśl biały sznurek) dodaje przebłysku, jak gdyby słonecznego; daje to obraz chwilowego przejaśnienia po burzy, na chwilę przed zapadnięciem zmroku.
Zmroku, który zapada wraz z ostatnimi wersami, pogrążając utwór w nieprzeniknionej czerni bezksiężycowej nocy.
Podsumowując, niby całkiem prosty w budowie wiersz, wynikający z pewnych doświadczeń, przemyśleń, jednak ułożony z zaskakującą precyzją i pewnym niewymuszonym talentem, polegającym na obdarowaniu dzieła wieloma płaszczyznami postrzegania.
Bardzo mi się podoba.
Na tyle, że zostawię 5/5.