28-02-2015, 18:16
Doigrałem się. Mam literalny zakaz wstępu do strefy komentowania twórczości Mirka, poza tym rzeczywiście nie ma potrzeby robić zlotu sępów w miejscu przeznaczonym na rzetelne opinie.
OK. To kilka słów w miejscu – jak sądzę – do tego przeznaczonym.
Mam wrażenie, że forumowa sfera komentarzy funkcjonuje tu na zasadzie like’ów i unlike’ów, jak (nie przymierzając) ocenianie słitfoci na Fejsie. Mam również wrażenie, że mało komu chce się uczciwie przyjrzeć publikowanym tekstom, a też i mało kto zdaje sobie sprawę z ilości myślowej pracy, którą trzeba włożyć w uczciwą rozbiórkę. Ocenia się ogólne wrażenie, nie dostrzegając wyraźnych kiksów, o błędach bardziej subtelnych w ogóle nie wspominając.
To prawda, że nie każdy tekst potrzebuje równie starannego szlifowania, nie w każdym musi się sięgnąć ideału poprawności, nie wszyscy czytelnicy są równie wymagający, co wielbiciele klasyki, marnym jest jednak usprawiedliwieniem dla człowieka piszącego odwoływanie się do takich argumentów.
Mirek jest dobrym tego przykładem. Otóż niestaranność w składaniu słów to NIE JEST cecha stylu. Chropawość, niedoskonałość wypowiedzi może być celowym zabiegiem w narracji pierwszoosobowej; na przykład dla podkreślenia specjalnych cech bohatera. Kontekstowo bywa dopuszczalne w narracjach o cechach autobiograficznych, mających walor wyjątkowego autentyzmu, tak na przykład, w sposób niezupełnie doskonały pisał Stanisław Grzesiuk i dałbym sobie rękę uciąć, że redaktor w wydawnictwie celowo nie ingerował w liczne powtórzenia czy nieumiejętne osadzanie wyrażeń w zdaniach. Oczywistą rzeczą jest obecność błędów w dialogach, odtwarzających na przykład cechy środowiskowe mowy (inną sprawą jest rozległość takiego zabiegu; dialogi spisane a vista z dyktafonu są trudne do strawienia w wersji pisanej, choć i takie eksperymenty się zdarzają).
Narracja trzecioosobowa musi być porządna, chyba, że celowo igramy z przyzwyczajeniami czytelników (na przykład rzeźbiąc w czymś, co się nazywa „estetyką campu”) jednak tego typu zaawansowane zabawy to margines tylko dla orłów.
Chyba każdemu zdarza się, że – czytając – zaciął się, zawiesił, miał wrażenie, że w (z pozoru) dobrze wyglądającym akapicie coś nie pasuje, coś źle brzmi. No właśnie, brzmi. Nie przypadkiem początkującym autorom proponuje się czytanie swoich utworów na głos, z jednej strony ćwiczy się w ten sposób instynktowne używanie znaków przestankowych, z drugiej – wyłapywanie dysonansów, nie tylko językowych, również znaczeniowych i fabularnych.
Identycznie jest z czytelnikami. Mniej wprawni wiedzą, że coś zgrzyta, ci bardziej wprawni – słyszą CO zgrzyta, bez konieczności ruszania ustami.
No i temu właśnie służy czepialstwo. Żeby pokazać , co zgrzyta. Czasem to jest oczywiste, czasem trzeba rozmontować zdanie na części pierwsze i przyjrzeć się każdemu słowu.
Zupełnie na marginesie. Ludzie, piszecie, zostawiacie swój ślad w netowej przestrzeni. Trudno jest ocenić kogoś jako osobę, ale naprawdę widać, że Mirek ma zaczątki swojego stylu, a przynajmniej swoistych cech wypowiedzi (i byłoby niesprawiedliwością tego nie zauważać), że w okolicach warsztatu Erazmusa mało kto się tu porusza, że Miriad zadaje sobie sporo trudu przy rzetelnej analizie tekstów, BEL wszystkim matkuje, a Gorzki na literaturze zna się... tak sobie.
Z tekstami jest całkiem podobnie.
Osobną sprawą jest reakcja na krytykę wypatrzonych błędów. Tu znowu Mirek daje pokaz bezsensownej szarpaniny, czego też komentować nie będę, zwrócę tylko uwagę na to, że takim zachowaniem prowokuje równie niepotrzebne złośliwości. To chyba jasne, że wazelina nie jest właściwym smarowidłem dla wozu pisarstwa.
I tyle spojrzenia człowieka z zewnątrz. Z nikim nie mam zamiaru się przepychać, niemiła księdzu ofiara, chodź cielę do domu. Ja nic nie muszę
OK. To kilka słów w miejscu – jak sądzę – do tego przeznaczonym.
Mam wrażenie, że forumowa sfera komentarzy funkcjonuje tu na zasadzie like’ów i unlike’ów, jak (nie przymierzając) ocenianie słitfoci na Fejsie. Mam również wrażenie, że mało komu chce się uczciwie przyjrzeć publikowanym tekstom, a też i mało kto zdaje sobie sprawę z ilości myślowej pracy, którą trzeba włożyć w uczciwą rozbiórkę. Ocenia się ogólne wrażenie, nie dostrzegając wyraźnych kiksów, o błędach bardziej subtelnych w ogóle nie wspominając.
To prawda, że nie każdy tekst potrzebuje równie starannego szlifowania, nie w każdym musi się sięgnąć ideału poprawności, nie wszyscy czytelnicy są równie wymagający, co wielbiciele klasyki, marnym jest jednak usprawiedliwieniem dla człowieka piszącego odwoływanie się do takich argumentów.
Mirek jest dobrym tego przykładem. Otóż niestaranność w składaniu słów to NIE JEST cecha stylu. Chropawość, niedoskonałość wypowiedzi może być celowym zabiegiem w narracji pierwszoosobowej; na przykład dla podkreślenia specjalnych cech bohatera. Kontekstowo bywa dopuszczalne w narracjach o cechach autobiograficznych, mających walor wyjątkowego autentyzmu, tak na przykład, w sposób niezupełnie doskonały pisał Stanisław Grzesiuk i dałbym sobie rękę uciąć, że redaktor w wydawnictwie celowo nie ingerował w liczne powtórzenia czy nieumiejętne osadzanie wyrażeń w zdaniach. Oczywistą rzeczą jest obecność błędów w dialogach, odtwarzających na przykład cechy środowiskowe mowy (inną sprawą jest rozległość takiego zabiegu; dialogi spisane a vista z dyktafonu są trudne do strawienia w wersji pisanej, choć i takie eksperymenty się zdarzają).
Narracja trzecioosobowa musi być porządna, chyba, że celowo igramy z przyzwyczajeniami czytelników (na przykład rzeźbiąc w czymś, co się nazywa „estetyką campu”) jednak tego typu zaawansowane zabawy to margines tylko dla orłów.
Chyba każdemu zdarza się, że – czytając – zaciął się, zawiesił, miał wrażenie, że w (z pozoru) dobrze wyglądającym akapicie coś nie pasuje, coś źle brzmi. No właśnie, brzmi. Nie przypadkiem początkującym autorom proponuje się czytanie swoich utworów na głos, z jednej strony ćwiczy się w ten sposób instynktowne używanie znaków przestankowych, z drugiej – wyłapywanie dysonansów, nie tylko językowych, również znaczeniowych i fabularnych.
Identycznie jest z czytelnikami. Mniej wprawni wiedzą, że coś zgrzyta, ci bardziej wprawni – słyszą CO zgrzyta, bez konieczności ruszania ustami.
No i temu właśnie służy czepialstwo. Żeby pokazać , co zgrzyta. Czasem to jest oczywiste, czasem trzeba rozmontować zdanie na części pierwsze i przyjrzeć się każdemu słowu.
Zupełnie na marginesie. Ludzie, piszecie, zostawiacie swój ślad w netowej przestrzeni. Trudno jest ocenić kogoś jako osobę, ale naprawdę widać, że Mirek ma zaczątki swojego stylu, a przynajmniej swoistych cech wypowiedzi (i byłoby niesprawiedliwością tego nie zauważać), że w okolicach warsztatu Erazmusa mało kto się tu porusza, że Miriad zadaje sobie sporo trudu przy rzetelnej analizie tekstów, BEL wszystkim matkuje, a Gorzki na literaturze zna się... tak sobie.
Z tekstami jest całkiem podobnie.
Osobną sprawą jest reakcja na krytykę wypatrzonych błędów. Tu znowu Mirek daje pokaz bezsensownej szarpaniny, czego też komentować nie będę, zwrócę tylko uwagę na to, że takim zachowaniem prowokuje równie niepotrzebne złośliwości. To chyba jasne, że wazelina nie jest właściwym smarowidłem dla wozu pisarstwa.
I tyle spojrzenia człowieka z zewnątrz. Z nikim nie mam zamiaru się przepychać, niemiła księdzu ofiara, chodź cielę do domu. Ja nic nie muszę