Via Appia - Forum

Pełna wersja: Ethan Snow 1.0: Historia życia nieżyjącego człowieka
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ethan Snow 1.0: Historia życia nieżyjącego człowieka

Szybkość z jaką zorientował się, że nie żyje była doprawdy zadziwiająca. Zaledwie kilka minut temu jego ciało podziurawiła seria pocisków wypluwanych z karabinu maszynowego. Padł martwy, bo co innego miał począć w takiej sytuacji? Mógł co prawda dalej ciągnąć ten cyrk, udając akwizytora sprzedającego piece. Jednak cóż miałby powiedzieć, jak się zachować?
— Dzień dobry panu! Nazywam się Ethan Snow... Słucham? Tak, tak postrzelił mnie pan, jednak proszę się tym nie przejmować. Obiecuje, że jeśli tylko zdecyduje się pan za zakup jednego z oferowanych przeze mnie produktów, zapomnę o całym tym niewygodnym incydencie. Przecież dobrze wiemy, że to zwykła pomyłka. — Z pewnością taki monolog by podziałał, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jedyny haczyk to fakt, że chwilę później dostałby drugą serię z tego przeklętego karabinu. No ale dość już tych bredni, robota się sama nie wykona, a żyć za coś trzeba.
Zdawało mu się, że boli go każdy centymetr jego poszatkowanego ciała – nie było to jednak prawdą, bowiem ten stary dziadyga (pomimo że wygląda na około czterdziestkę) już dawno zapomniał co to ból, strach, czy samodzielne myślenie...
Nasz prawdziwie martwy, jednak wciąż niezwykle żywotny akwizytor podniósł się z trudem stając o własnych siłach. Otrzepał czarny, skrojony na zamówienie garnitur. Zapewne kierowany swą wrodzoną wyższością, nadmieniłby w tym miejscu, że to nie „zwykły czarny garnitur” jaki kupuje Kowalski w sklepie z warzywami, a prawdziwe arcydzieło z rąk francuskich projektantów mody!
Gdy już miał ruszać dalej, terkot starego AK-47 rozległ się na nowo. Tym razem jednak akwizytor miał więcej szczęścia niż poprzednio. Łuski radośnie wzbijały się ku niebu, by po chwili z brzdękiem opaść na chodnik. Marynarka cudem unikała kolejnych dziur, czego rzec nie można o psychice niedoszłego mordercy. Biedaczek zapewne po tym incydencie długo nie będzie mógł dojść do siebie... Dość jednak, bo jeszcze kto pomyśli, że mi go żal. Dość, zdecydowanie dość, poza tym gdzie moje maniery.
Gdybyśmy cofnęli się w czasie o kilka dni, zapewne zrozumielibyście dlaczego niedoszły morderca strzela do nieumierającego akwizytora, a ten z kolei sprzedaje piece, które nawet nie istnieją. Nim jednak powrócimy do tych odległych chwil, opowiem słów kilka o sobie.
— Młody, piękny, a nawet rzekłbym niezwykle przystojny złodziej kobiecych serc! Właściciel ciemnych, błyszczących w świetle księżyca loków, delikatnego niczym leśny mech zarostu... na muskularnej klatce piersiowej. Pięknych oczu, białych zębów, a także każdej pozytywnej cechy, której Bóg poskąpił zwyczajnym śmiertelnikom! — Choroba! Pomyślałem to...
— Jednym słowem nieistniejący byt obdarzony niezwykle bujną wyobraźnią, która połączona z niewyparzoną gębą oraz skłonnością do patologicznego kłamstwa, gnije w nicości. Pięknie ukazuje nam to twoją prawdziwą postać, Nix. — Szzz psia kość! Nie mów im jak się nazywam! Ja tutaj prawdziwą opowieść tworzę, zapis dziejów o bohaterach i... tobie oczywiście. Cholera nie pomyślałem tego...
— Diable! Dlaczego wyjawiłeś me imię? Bądź przeklęty piekielna poczwaro! Zgiń, przepadnij, umrzyj wreszcie! — A wy, tak wy! Słuchajcie uważnie, pozwolę wam zrozumieć, zdradzę dużo więcej niż swe imię!

*

Zapewne nigdy nie słyszeliście o straszliwym wypadku z czternastego lipca roku pańskiego tysiąc dziewięćset dwudziestego dziewiątego? Wszystkie gazety wtedy o tym pisały! Nagłówki ujadały wielkimi literami niczym jeden wściekły pies: „Tragiczna śmierć miliardera!”, „Król czarnego złota popełnia samobójstwo!”, „Ethan Snow w pijanym transie wjeżdża do rzeki!”. Ciała nigdy nie odnaleziono. Śledztwo podobno ciągnęło się całymi miesiącami.
Początkowo ludzie plotkowali, każdy mieszkaniec Nowego Jorku zdążył już wyrobić sobie własną spiskową teorię. Jedni utrzymywali, że zabili go jego hazardowi przeciwnicy, których to Ethan uwielbiał torturować ogrywając z wszystkiego co mieli, łącznie z ich małżonkami. Sam byłem świadkiem, jak pewnego wieczoru wygrał w bakarata piękną Eliz, żonę Johna Newmana właściciela sieci magazynów z żywnością rozciągniętych po całych południowych Stanach. Wygrana jednak mu nie wystarczyła. Zawsze był niezwykle zachłanny, upajał się cierpieniem innych. Po skończonej partii zażądał od Eliz by oddała mu się na stole przy którym jeszcze nie tak dawno przegrał ją jej ukochany. Wyraz twarzy Johna, gdy Ethan wbijał swojego nabrzmiałego członka w jej ciasne pośladki, zdarłszy z niej piękną sukienkę, pozwalając by zebrani ujrzeli jej krągłe piersi podskakujące przy każdym uderzeniu, był nie do opisania. Eliz pojękiwała cicho wbijając paznokcie w pośladki kochanka. Podobało jej się to, prosiła o więcej, w tamtym momencie kochała go bardziej niż swojego męża, a John to zauważył.
Krążyły także plotki o zazdrosnych kochankach Ethana, jego politycznych, czy gospodarczych przeciwnikach. Nikt jednak nie uwierzył w teorię o samobójstwie. Prostaczkom ciężko sobie wyobrazić Boga, prawdziwego Boga w ludzkiej skórze odbierającego sobie życie z jakichś „śmiertelnych” pobudek. Jednak ludzie biedni mają to do siebie, że nie potrafią dostrzec nic poza czubkiem własnego nosa. Tak też było z detektywami przydzielonymi do tej sprawy. Śledztwo zbyt szybko zamknięto, powołując się na brak dowodów. W końcu ciała nigdy nie odnaleziono. Nikt nigdy nie zeznawał, nikogo o nic nie pytano. Pieniądze potrafią uciszyć nawet najbardziej wyszczekane gęby, a Snow za życia miał ich obrzydliwie dużo. Niewyobrażalna ilość pieniędzy, których nikt już nigdy nie widział. Pewne jest jedno, komuś zależało na szybkim zakończeniu śledztwa, osobie która wiedziała co się stało z całym majątkiem.
Wracając jednak do wydarzeń poprzedzających feralny wypadek. Czternastego lipca miało się odbyć kolejne spotkanie w posiadłości Ethana. Wielki Zamek, otoczony z każdej strony połaciami gęstego ciemnego lasu sprawiał wrażenie niezwykle niedostępnego, złowrogiego miejsca.
Nowo przybyli goście wjeżdżając przez główną bramę rezydencji poruszali się po żwirowym trakcie prowadzącym wprost pod sam zamek. Podczas drogi towarzyszył im tuzin ślepych mnichów wyrzeźbionych w kamieniu. Pilnowali drogi, wzbudzając lęk w sercach gości. Ethan nigdy nie witał przybyłych osobiście, jak na dobrego gospodarza przystało. Pragnął aby przywitani przez służbę, samodzielnie stawili czoła potworowi jakim był Zamek. Kochałem to, uwielbiałem stać wysoko na szczycie wielkich schodów. Ukryty w mroku mogłem podziwiać ciemne, drobne sylwetki wielkich ludzi, którzy osiągnęli w życiu niemal wszystko. Napawałem się ich strachem, niepewnością którą z każdym kolejnym krokiem potęgował Zamek. Budynek bowiem zaprojektowano w wymyślny sposób. Jego nienaturalne proporcje wywoływały u człowieka uczucie mniejszości. Nieregularne kształty okien, wysokie sufity, zbyt duże drzwi i klamki. Nawet stopnie schodów były większe niż to przyjęto w budownictwie.
Sala bankietowa, serce Zamku, pomieszczenie do którego zmierzali wszyscy zaproszeni. Najpiękniejsze z miejsc jakie kiedykolwiek było dane ujrzeć człowiekowi. Widok, którego nie da się opisać słowami, jedno spojrzenie wystarczy by pochłonąć cię do reszty, zahipnotyzować. Ludzie odwiedzający Zamek po raz pierwszy nie potrafili wyjść z zachwytu. Ethan zawsze stał nieopodal, pozwalając im nacieszyć oczy nim sam podchodził z wyciągniętą ręką, powitalnym gestem.
Tamtego wieczoru nikt nie spodziewał się trzynastego gracza, niespodziewanego gościa, w oczach którego próżno było szukać strachu, czy uczucia mniejszości. Nikt nie widział kiedy podjechał, jak przybył. Po prostu zjawił się w drzwiach prowadzących do sali bankietowej wzbudzając zainteresowanie wszystkich zebranych. Nawet sam Ethan odwrócił wzrok od swych kart, ze złością spoglądając na przybysza. Pamiętam, jego nienaganny, niezwykle elegancki ubiór, jednak nie potrafię przypomnieć sobie szczegółów, moje wspomnienia są rozmazane. Jego wygląd, głos pulsuje w mojej pamięci, lecz ile kroć staram się go przywołać, przyjrzeć mu dokładnie, zanika, tonie w mętnym oceanie myśli.
Szatański pomiot władczym krokiem przekroczył próg zmierzając ku stołowi, w jego oczach widać było szalone pragnienie czegoś obcego, niezrozumiałego. Zasiadł obok Ethana na krześle wcześniej zajmowanym przez Alexa Portmana, który nagle po prostu wstał i się pożegnał. Mężczyzna rozejrzał się po twarzach zebranych graczy. Nie pamiętam jego słów, wiem tylko, że jedynie Ethan zgodził się z nim zagrać. Mieli rozegrać pięć partii, po każdej zwycięzca mógł zażądać jednej rzeczy należącej do przeciwnika. Snow był przekonany, że wygra, przecież on nigdy nie przegrywał. Używał magicznych sztuczek... Atmosfera zaczęła się zagęszczać, goście w strachu żegnali się opuszczając pospiesznie posiadłość gospodarza, która wkrótce miała już nie należeć do niego.
W sali bankietowej pozostały już tylko cztery osoby: tajemniczy przybysz, Ethan, jego piękna młoda kochanka, której imienia nawet on sam nie pamiętał oraz John Newman, który w tamtym momencie poświeciłby wszystko, byle tylko zobaczyć upadek Snowa. Po pierwszych dwóch partiach, Ethan został pozbawiony swojego imperium naftowego, swojego ukochanego Zamku oraz wszystkich pieniędzy jakie posiadał. Słone drobinki spływały mu po czole kiedy na stole pojawiały się karty rozpoczynające trzecie rozdanie. Dostał czwórkę z ósemką, dobierając jedną kartę na chwilę się uspokoił, wiedział, że tym razem ma szanse się odegrać. Niestety krupier w postaci diabelskiego przybysza wydał mu asa, tym samym odbierając ostatnią rzecz jakiej jeszcze Ethan nie stracił, duszę.
Newman z trudem przełknął resztki ciepłego whisky zalegające na dnie szklanki. W sali bankietowej panowała przeraźliwa cisza, nikt nie odważył się nawet odkaszlnąć. John myślał, że Snow zaprotestuje, zaśmieje się w twarz swojemu przeciwnikowi, zrobi cokolwiek byle przerwać ten cyrk. Jednak Ethan jedynie otarł pot z czoła poganiając przybysza. Wciąż czekała ich piąta partia.
Pamiętam straszliwy ból jaki towarzyszył moim ponownym narodzinom, krzyczałem, lecz nie byłem wstanie usłyszeć swych słów, miotałem się jednak na próżno, ciało którego niegdyś byłem częścią po prostu siedziało, czekając na swoje karty. Zadziwiające, że nikt z zebranych, nawet ja sam czy to jako jedność, czy już samodzielny byt nie zwracałem uwagi na mężczyznę w czerni. On po prostu tam trwał, jako coś oczywistego, coś zdecydowanie potężniejszego od nas.
Nazywali Ethana Bogiem, nazywali nas Bogiem, jednak to już dawno przesądzona sprawa. Cały czas szukamy, jednak nasz wysiłek zdaje się daremny. Nawet sobie nie wyobrażacie, ile diabłów spotkaliście w swoim życiu. Ile demonów minęliście na ulicy? Cóż, przyznać muszę, że troszkę ich jest na tym świecie. Minęło przecież już tyle lat… przez ten czas sporo zaobserwowałem. Przez całe życie Snow był zbyt pewny siebie, zbyt próżny. Nikt nie powinien mianować się Bogiem, bo prędzej czy później zjawi się ktoś kto mu to odbierze.
Piąta partia okazała się zaskakująca. Nie potrafię tego zrozumieć, czy to szczęście opuściło przybysza, czy też dopisało Ethanowi. Zdawało się, że czas się zatrzymał gdy Snow do „zera” dobierał jedną kartę. Chyba każdy przysiągłby, że jest to niemożliwe by padła liczba wyższa od czterech. Może to prawdziwy Bóg zlitował się nad swoją naiwną, głupiutką owieczką? Zdaje się, że to jedna z tych zagadek na które odpowiedzi nigdy się nie poznaje. Przysiągłbym, że zauważyłem uśmiech na twarzy tego piekielnego pomiotu kiedy Ethan otrzymał dziewiątkę. Przysiągłbym i pewno sam bym przegrał.
Wszystko działo się tak szybko. Nagle pędziliśmy rozpędzonym Maserati po podjeździe posiadłości demona. Snow trzymał pewnie kierownicę w jednej ręce, drugą zajmowała mu prawie całkowicie opróżniona butelka whisky. Pomimo że wypił większość złocistego płynu prawie wcale się nie upił. Prowadzony Bożym palcem zachowywał trzeźwość umysłu, nawet w momencie gdy wjeżdżaliśmy na most prowadzący do Nowego Jorku. Był zaledwie o jeden szybki, zdecydowany ruch kierownicą od ziemnej, kojącej wody. Ruch na który zdecydował się bez wahania.
Ciekawi was zapewne czego zażądał Ethan po wygraniu ostatniej rundy?

*

Stary, brzydki funkcjonariusz podrapał się po czubku łysiejącej głowy.
— Nie bardzo synu, nie bardzo. — Jego głos był suchy i surowy. Nie zapowiadał niczego dobrego. Doświadczenie, podpowiadało mu, że już nigdy nie uda się rozwiązać tych wszystkich brutalnych morderstw, o które był oskarżony podejrzany. Spojrzał pytająco na swojego młodszego kolegę, który siedząc naprzeciwko Ethana skrupulatnie notował każde słowo wypowiedziane w sali przesłuchań. Młody zajęty pisaniem, nawet nie zwrócił uwagi na przełożonego.
— Urzekająca historyjka, a może tak opowiesz nam wreszcie dlaczego zabiłeś tych wszystkich ludzi? Chyba nie będziesz dalej szedł w zaparte, że szukasz jakiś tam demonów by połączyli cię z twoim urojonym koleżką? Żaden psychiatra nie uwierzy w te bujdy, pójdziesz prosto na krzesło... obiecuje ci to! — Ethan nie słuchał, wpatrywał się przenikliwie w funkcjonariusza z ołówkiem, który pisał coraz szybciej i szybciej. — Skończ już wreszcie! — Nerwy nie wytrzymały, ciekawość wzięła górę. Stary pochylił się nad kolegą, chcąc mu wyrwać notatnik, przeczytać cóż takiego on tam skwapliwie zapisuje. Jednak gdy się tylko pochylił poczuł dziwne ukłucie. Młody funkcjonariusz z nadludzką prędkością wbił zaostrzony ołówek prosto w tętnice swojego przełożonego. Dźgał raz za razem, pozwalając krwi tryskać na wszystkie strony. Notatnik upadł na ziemię, Ethan wychyliwszy się nieco dostrzegł chaotyczne pismo. „Zabij go, zabij go, zabij go...” słowa powtarzały się bez końca, na twarzy Snowa pojawił się komiczny grymas – skrajnego rozbawienia.

— Widzisz Ethan, następnym razem nie daj do siebie strzelać na środku ulicy. Wszystko później się komplikuje! — Cóż to ja mam za życie z nim. Dobrze, że choć ciało tego funkcjonariusza jest całkiem wygodne.
— Gdybyś się nie odzywał, wszystko poszłoby jak po maśle! Skąd ja u licha miałem wiedzieć, że ten demon będzie miał pod ręką karabin maszynowy, co ja wyrocznia jakaś? Bierz się do roboty i wyciągnij nas stąd, mamy zadanie do wykonania! — Bla, bla, bla tylko by narzekał niewdzięcznik, a to ja muszę kraść ciała i odwalać całą brudną robotę, a on tylko umiera! Phi, też bym potrafił robić za nieżywą tarczę!

Ethan Snow 1.5: Dalsza część notatki



Cytat:Publikuje jedynie część całości, ponieważ mniejsze ilości łatwiej się czyta. W tekście występuje nawiązanie do literatury. W każdej kolejnej także. Jeśli tekst spotka się z aprobatą doczekają się one publikacji, jeśli nie to trudno.

Dziękuję za lekturę.
Nie powiem. Zainteresowałeś mnie. Piszesz jak zwykle dobrze. No fakt, jest tam po drodze parę zagubionych literówek i coś tam jeszcze. No ale to raczej małe pikunio.
Opowieść osadzona ładnie w tle literacko historycznym, to dodatkowy plus.
Jestem stanowczo na tak. Gotów przeczytać resztę.
Świetny kawałek! Dalsza fabuła zapowiada się szalenie intrygująco.
Wydaje mi się, że miejscami interpunkcja jest kiepska, ale nie moja działka, by sprawdzać takie rzeczy. Pewnie mi się tylko wydaje. Wink
Samo imię "Ethan" wydawało mi się na początku ciężkie do czytania, ale wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie - bardzo pasuje.
Po rzuceniu okiem na fragment "bez jednego dialogu", można się nieco zachłysnąć, ale sposób, w jaki piszesz nie pozwala na chwilę zwątpienia. Poruszyły mnie szczegóły, jak np. "resztki ciepłego whisky, zalegające na dnie szklanki", ale i ogólne opisy zdrady, romansu, czy właśnie ta genialna gra z demonem. "Trzynasty gracz", litość Boga do "swojej owieczki" i parę innych perełek nadaje naprawdę wspaniałego klimatu.
To dopiero jest poziom profesjonalisty!

Z uwag technicznych chcę tylko zwrócić uwagę na literówkę:
Cytat:ziemnej, kojącej wody

Czekam na ciąg dalszy. Smile
Dziękuje bardzo za komentarze. Część kolejna ukarzę się w przyszłym tygodniu, co by nie wszystko naraz. Myślę tylko, czy publikować ją jako nowy temat, czy też robić tutaj taki mały bałagan.
Pisz tutaj. Będzie wszystko w jednym miejscu. Wygodniej i prościej. Według mnie. Smile
Zgodnie z regulaminem kolejne części tego samego opowiadania pisze się w tym samym wątku.
Cytat:Szybkość, z jaką zorientował się, że nie żyje, była doprawdy zadziwiająca.

Cytat:Zdawało mu się, że boli go każdy centymetr jego posiatkowanego ciała – nie było to jednak prawdą, bowiem ten stary dziadyga (pomimo że wygląda na około czterdziestkę) już dawno zapomniał co to ból, strach, czy samodzielne myślenie...
Cała narracja w czasie przeszłym, a tu się nagle wkrada teraźniejszy.

Cytat:Otrzepał czarny, skrojony na zamówienie garnitur. Zapewne kierowany swą wrodzoną wyższością, nadmieniłby w tym miejscu, że to nie „zwykły czarny garnitur” jaki kupuje Kowalski w sklepie z warzywami, a prawdziwe arcydzieło z rąk francuskich projektantów mody!
Poza tym, że powtórzenie, to wydaje mi się, że spokojnie można zostawić arcydzieło rąk.

Cytat:Po skończonej partii zażądał od Eliz by oddała mu się na stole, przy którym jeszcze nie tak dawno przegrał ją jej ukochany.

Cytat:Prostaczkom ciężko sobie wyobrazić Boga, prawdziwego Boga w ludzkiej skórze, odbierającego sobie życie z jakichś „śmiertelnych” pobudek.

Cytat:Nikt nie widział, kiedy podjechał, jak przybył. Po prostu zjawił się w drzwiach prowadzących do sali bankietowej wzbudzając zainteresowanie wszystkich zebranych.

Cytat:W sali bankietowej pozostały już tylko cztery osoby: tajemniczy przybysz, Ethan, jego piękna młoda kochanka, której imienia nawet on sam nie pamiętał, oraz John Newman, który w tamtym momencie poświeciłby wszystko, byle tylko zobaczyć upadek Snowa.

Cytat:Młody, zajęty pisaniem, nawet nie zwrócił uwagi na przełożonego.
Urzekająca historyjka, a może tak opowiesz nam wreszcie, dlaczego zabiłeś tych wszystkich ludzi?


Zaintrygował mnie tytuł.
Początek jest mocnym uderzeniem. Zaciekawia, chociaż osobiście wolę wyraźnie zarysowane ekspozycje, więcej tła i podkładu pod akcję i bohaterów. Ty zdecydowałeś się na swego rodzaju zaszokowanie i późniejsze wyjaśnienia. Ok.
Snow jest absolutne tym typem bohatera, jakiego nie lubię. W retrospekcji to dupek, który myśli tylko o sobie, a świat ma w pogardzie. Miałam nie komentować sceny wygrania czyjejś zony w karty i późniejszej... eee... kopulacji, ale jednak coś o niej napisze. Za mocna, zbyt przesadzona, aż wulgarna. Poza tym, w ogóle nie rozumiem zachowanie kobiety O.o Mimo antypatii do bohatera tekst mnie zaciekawił. Jestem ciekawa, czy on odbywa jakąś karę, a może po wygraniu w karty poprosił o życie wieczne, czy coś. zobaczymy.
Za to od pierwszej wstawki polubiłam narratora. Jest plastyczny, miejscami ironiczny, taki jakich lubię. Potem przyszedł dialog z bohaterem. Raz, że zaskakujący. Dwa - ten widoczny tam patetyzm, pokazuje pewien dystans. Wciąż mam wątpliwości, kim jest narrator i w jaki sposób został połączony ze Snowem. Być może to wyjaśni się dalej.
Napisane dość ładnie, tylko trochę przecinków brakuje.
Jedna sprawa - Zamek. Rozumiem, że akcja dzieje się w Ameryce? Aż do dziś nie miałam pojęcia, że w Ameryce były zamki. Dalszy opis sugeruje, że to po prostu jakaś bardzo wypasiona rezydencja. Wobec tego lepiej byłoby użyć innych synonimów, bo Zamek budzi dość jednoznaczne skojarzenia.
To tyle. Nad całością przydałoby się popracować. Raz widać wyraźnie fajny klimat tajemnicy, a za chwilę dzieją się jakieś porno-brutalne sceny. Rozumiem, ze to założenie. Nie wiem za bardzo nic o tamtych czasach, szkoda, że było mało realiów, ale rozumiem, że w retrospekcji to nie było najważniejsze.
Że tak pozwolę sobie przypomnieć, czekam na kolejną część. Wink
Spokojnie BEL6, będzie Smile
Fajny tekst, świetny początek z tym akwizytorem i piecamiSmile. Masz ciekawy sposób narracji i, szczerze mówiąc, dopiero pod koniec fragmentu połapałem się, o co chodzi, cze.u właśnie w ten sposób opisujesz.

Będzie ciąg dalszy?Wink
Cytat:Szybkość z jaką zorientował się, że nie żyje była doprawdy zadziwiająca.
Szybkość,,,,,,,, z jaką zorientował się, że nie żyje,,,,, była doprawdy zadziwiająca.

Coby poprawności było zadość.
Interpunkcyjnych potknięć masz znacznie więcej, niż tylko to. W zasadzie, to całe mrowie.

Posiatkowany? Istnieje takie słowo?
Nie bez kozery pisze się "podziurawiony jak sito".

Cytat:Nasz prawdziwie martwy, jednak wciąż niezwykle żywotny akwizytor podniósł się z trudem stając o własnych siłach.
Czasem masz takie szczególnie dziwne zdania. Niby okej, ale... ALE
podnosi się z trudem, stając o własnych siłach? czy podnosi się, z trudem stając o własnych siłach?
oraz: skoro się podniósł, to się podniósł, dajmy, jeśli chcesz, że z trudem, ale dodawanie, że STAWAŁ z trudem czy bez, zaraz po tym jak się podniósł... trochę zbyteczne, trochę powtórzone. Powinno być podniósł się, z trudem stOjąc o własnych siłach/utrzymując się na nogach. a najlepiej samo z trudem się podniósł.
Cytat:Zapewne kierowany swą wrodzoną wyższością
Chciałem odpuścić wnikliwego czepialstwa, ale jeszcze nie mogę.
Wyższość ma tu oznaczać, rozumiem, POCZUCIE wyższości, tak najściślej mówiąc. Kierować się poczuciem wyższości. Może i okej, ale dla mnie już nawet to brzmi nieciekawie. Nienależytych użyłeś, imo, słów. Pomijam zaimek, bo jest to konstrukcja ogólnie tak dziwna (imo!, cały czas) że nawet nawet tu pasuje (tj. trochę pomaga. gdyby stało "poczucie wyższości" byłby oczywiscie tylko przeszkadzał i nie dziwne, bo zaimki naprawdę podlegają dość rygorystycznym regułom, niewiele tu pola na dyskusję). Wrodzona wyższość po prostu polisemicznie miesza. Chodziło ci raczej o wyniosłość. Gdyby ustosunkować się do tych moich czepialstw, wyszłoby na coś takiego: Zapewne z racji wrodzonego poczucia wyższości/Zapewne w skutek wrodzonej wyniosłości. Bo w obecnej formie mi to wybitnie nie pasuje. Dość zdecydowanie.
A tak całkiem subiektywnie cała uwaga jest raczej słaba; to oczywiste, że krojony na miarę fraczek to nie byle gotowiec ze sklepu.
Cytat:Łuski radośnie wzbijały się ku niebu
No powiesz, że już całkiem się uparłem, ale wykreśliłbym niebo i dał po prostu ku górze. Takie niebo używa się w przypadku, gdy coś wzbija się naprawdę naprawdę wysoko. Wieże biją w niebo, góry rosną ku niebu. Łuski kałacha to tak średnio, wysoko i nisko, bardziej nawet w bok po prostu, a tu takie radykalne "ku niebu" pada. "by po chwili z brzdękiem opaść na chodnik" - to też nazbyt przedłużone. po prostu padając z brzdękiem na chodnik. zresztą cała uwaga jakoś nie licuje z poprzedzającym ją zdaniem, że zombie (jak sie domyślam) miał tym razem szczęście. spodziewałby się kto, że dowiemy się, dlaczego - a tu coś o łuskach... One nijak się mają do trafiania czy nie, a zdaje się, że tylko tak można czytać stwierdzenie o tym, że elegancik miał "więcej szczęścia". nie?
No ale może się jeszcze czegoś w trakcie dowiem. Zobaczymy.
Cytat:ogrywając z wszystkiego co mieli
ze
Cytat:Sala bankietowa, serce Zamku, pomieszczenie do którego zmierzali wszyscy zaproszeni. Najpiękniejsze z miejsc jakie kiedykolwiek było dane ujrzeć człowiekowi. Widok, którego nie da się opisać słowami, jedno spojrzenie wystarczy by pochłonąć cię do reszty, zahipnotyzować. Ludzie odwiedzający Zamek po raz pierwszy nie potrafili wyjść z zachwytu. Ethan zawsze stał nieopodal, pozwalając im nacieszyć oczy nim sam podchodził z wyciągniętą ręką, powitalnym gestem.
Sakramentalna taniocha, no wstyd. Najpiękniejsze z miejsc ever! I ZERO opisu. No tak, coś najcudowniejszego, drogi czytelniku, ale ja ci tego nie opiszę i nawet nie spróbuję, ty sobie sam to wyobraź i wierz mi na słowo Undecided Wstyd. Czytam ostatnio Poe'go i Lovecrafta - ci ludzie potrafią opisać wszystko, nawet nieopisywalne i tęże nieopisywalność. Dosłownie cały akapit o tym, jakże czegoś NIE DA SIĘ opisać. Sztuka, panie. Nie jest łatwo, okej. Ale no trooooochę chociaż wysiłku, apeluję. Trochę.
Cytat:Pamiętam, jego nienaganny, niezwykle elegancki ubiór, jednak nie potrafię przypomnieć sobie szczegółów, moje wspomnienia są rozmazane. Jego wygląd, głos pulsuje w mojej pamięci, lecz ile kroć staram się go przywołać, przyjrzeć mu dokładnie, zanika, tonie w mętnym oceanie myśli.
Po pierwsze - opłakana interpunkcja. Po drugie - znowu taniocha (nienaganny, niezwykle elegancki ubiór... i tyle), bezczelne. Po trzecie - ilekroć. Po czwarte - wygląd i głos pulsuje w pamięci?? ale nie można go przywołać? co to w ogóle znaczy? Znowu chcesz pójść na tanioche, ale ten opis nie przejdzie. Chcesz opisać coś trudnego w sposób łatwy trochę tak, jakbyś chciał być siłaczem ale już po jednym treningu, i to takim na lenia. Zwłaszcza, że piszesz coś fajnego, historia zasługuje na przyłożenie się. To się zresztą kupy nie trzyma, pamięć, ocean myśli, pulsowanie wyglądu a jednak nieprzywołalność owego, przyglądanie się dokładniej głosowi.. nie nie, marnie to wyszło.
Cytat:Atmosfera zaczęła się zagęszczać, goście w strachu żegnali się opuszczając pospiesznie posiadłość gospodarza, która wkrótce miała już nie należeć do niego.
W ogóle śmieszne, niedorzeczne, że znajdowali się śmiałkowie do gry z Ethanem. Jeszcze na jego terenie. Jeszcze tacy zgodni w egzekwowaniu zasad (patrz: wspomniana scena erotyczna). No mocno przegięte, tym trudniej akceptowalne, ryzykowne po prostu. Jakoś tam to przełykam, okej, niech płynie historyja, sobie mówię. Ale no nielekkie, ciut nazbyt surrealne.
Cytat:Po pierwszych dwóch partiach, Ethan został pozbawiony swojego imperium naftowego, swojego ukochanego Zamku oraz wszystkich pieniędzy jakie posiadał.
No nie no serio? TAKIE zasady? To nawet nie surrealne, a śmieszne.
Cytat:Jednak gdy się tylko pochylił poczuł dziwne ukłucie.
xD Dziwne ukłucie, no nieee xD pierwszy raz mam iks de na twarzy tutaj.
toś popłynął

Na koniec w ogóle się zagubiłem. Nie tyle w treści, co formie ostatnich dialogów, ale no cóż - ja bym tu zmienił grubo ponad połowę tekstu. Co oznacza tym samym, że około połowa wypadła okej Smile Strrrrrrrraszna interpunkcja, no chyba dawno takiej nie widziałem. Ale to pikuś. Dla mnie rzecz jest nieuporządkowana dostatecznie, bezwysiłkowo wyłożona, przez co traci na walorach, sile przekonania czytelnika, że czyta coś solidnego, wiarygodnego, nienaiwnego (pomimo oczywistej fikcji, naturalnie) i oferującego rozrywkę na poziomie. Zachęcony komentarzami kolegów muszę przyznać, że się srogo zawiodłem. Ciekaw jestem, o co najkonkretniej tu chodzi, ale to tyle, co mi zostało z lektury - zaciekawienie. Najchętniej poznałbym koncept w paru zdaniach i już się rzeczą pewnie znudził, co raczej nie świadczy o sukcesie tekstu, ale co mogę powiedzieć? Gusta są różne, najwidoczniej.

I w ogóle otwierające tekst zdania.
[quote]Szybkość z jaką zorientował się, że nie żyje była doprawdy zadziwiająca./quote]
?
To znaczy?
Szybka czy wolna? I kogo zadziwiała? To raczej niecodzienna sytuacja, orientowanie się o śmierci, żebyśmy znali jakąś średnią wszechświatową. W każdym razie ciekawi mnie, o co chodzi; oby następne rozdziały coś wyjaśniły.
kubutek28 miała być już w zeszłym roku ale nie będzie. Nie publikuje już tego co piszę, chyba, że to publicystyka.

miriad istnieje słowo posiatkowany, a przynajmniej słownik je zna. Co do przecinków już kilka tekstów temu uświadomiłem sobie, że nawet jakby sam Miodek poprawił mi tekst, to i tak kilku by brakowało a innych byłoby w nadmiarze.

Wreszcie cała reszta uwag: ty byś zmienił ponad połowę, a ja nie. Pobieżnie przeczytałem i stwierdzam, że gust literacki etc. etc. jest jak dupa, każdy ma swoją, czy też swój.
No dokładnie no Smile Tzn przecinki masz ewidentnie źle i raczej Miodek by poprawił tak, że nikt by nie miał zastrzeżeń, zaufaj, acz mnie osobiście za trudno byłoby kogokolwiek z takimi brakami uczyć, no i nie jest to przecież miejsce na to. Ale tak jak rzekłeś: gusta guściki. Mogę ci tylko przedstawić moje i masz je powyżej.
Z kolei posiatkowany nie występuje w słownikach internetowych w takim znaczeniu, jakie tu narzuca kontekst. Posiatkować oznacza pokryć coś siatką, krotko mówiąc. Tu chodziło ci raczej o podziurawiony.
Bardzo fajnie się to czyta. Pomysł i wykonanie jak dla mnie na 5 z plusem Wink