Via Appia - Forum

Pełna wersja: Gnieciuch
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Z założenia miała to być bajka dla pięciolatka. Chyba nie do końca się udało, ale trzeba mieć to na uwadze, tak sądzę. Pisałem to na zajęcia Wink

Kubusia obudziło skrzypienie łóżka dochodzące zza ściany, z pokoju rodziców. Spojrzał na stojący na szafce zegarek. Był środek nocy. Nie spodobało mu się to. Coś się tam musiało dziać i tylko on mógł sprawdzić co. Zsunął się z posłania, znalazł kapcie i drobnymi kroczkami, starając się nie narobić hałasu, wyruszył na misję ratunkową. Bo przecież w nocy się śpi, a nie wierci, więc pewnie rodzicom działo się coś złego. Ale on ich uratuje!
Podszedł do drzwi i nim chwycił za klamkę, obejrzał się za siebie. W blasku księżyca wpadającym przez okno uchwycił uśmiechniętą twarz chłopca z błyskawicą na czole, który patrzył na niego z regału z książkami. Kubuś odwzajemnił uśmiech i poczuł wypełniające go ciepło.
Nacisnął klamkę i pchnął drzwi. Chwycił drewniany miecz oparty o ścianę, wysunął się przez powstałą szparę i znalazł się w prawie kompletnych ciemnościach. Jedynie smuga światła padająca z pokoju dodawała mu więcej pewności siebie i tylko dzięki niej nie przytulał się jeszcze do dywanika na podłodze.
Powoli sunął przed siebie. Drzwi do pokoju rodziców niby były zaraz przy jego pokoju, ale w takim tempie wydawało się, jakby wcale się nie zbliżały, a im dalej był od bezpiecznej smugi światła, tym bardziej opuszczała go odwaga.
Szedł i szedł, co raz bardziej drobiąc. Im był bliżej, tym każdy kolejny krok był mniejszy, aż w końcu zatrzymał się. Do drzwi zostało raptem kilkanaście centymetrów.
Kubuś zamknął oczy. A może tylko coś mu się śniło? Wstrzymał oddech i nasłuchiwał. Skrzypienie jakby ustało, teraz słyszał coś innego... jakby mlaskanie i posapywanie. Już nie miał wątpliwości.
Coś zjada mamę i tatę!
Ta ostatnia myśl sprowadziła odwagę Kubusia z dalekiej podróży i na nowo umieściła ją w głowie chłopca.
Już bez strachu zrobił ostatni krok i cicho otworzył drzwi. W pokoju rodziców były dwa duże okna, więc było zdecydowanie jaśniej niż na korytarzu, ale przez to Kubuś widział wszystko jak na dłoni. I wcale nie był pewien, czy to powód do radości. Wszak rodzice spali, jak to w nocy bywa, lecz na tacie coś siedziało i Kubuś nie wiedział co.
Miecz stuknął w drewnianą podłogę, tak jakoś cicho, prawie nie robiąc hałasu. I to coś odwróciło się w stronę chłopca. Wyglądało trochę jak kot, ale o przeraźliwie chudych nogach i długich, sterczących uszach. Z pyska wysunął się cienki jak u węża język, tylko rozdwojonej końcówki brakowało. Gdy stwór zwrócił całe ciało w stronę Kubusia, ten dostrzegł ogromne brzuszysko, zwisające między łapami.
Mimo widocznej nadwagi stworzenie z gracją zeskoczyło na podłogę, usiadło na tylnych kończynach i utkwiło spojrzenie żółtych oczu w chłopcu. Przyglądało mu się jakby bez zainteresowania, od niechcenia, mimo wszystko wzbudzając w nim tak ogromny strach, że Kubuś nie mógł nawet mrugnąć. Tylko patrzył w te żółte ślepia jak zahipnotyzowany.
Stwór zasyczał, odwrócił się i ponownie wskoczył na łóżko. Usiadł na tacie i przysunął pysk do twarzy śpiącego.
Chłopiec odzyskał czucie w ciele i schylił się po miecz. Stworzenie straciło nim zainteresowanie i on postanowił to wykorzystać. Podkradł się do łóżka i drewnianym ostrzem zdzielił kota po głowie. W sumie nie wiedział, co mu to da, ale wydawało się to tak dobrym pomysłem!
Ale teraz stwór strasznie się rozeźlił i ten dobry pomysł już wcale na taki nie wyglądał. Kot gwałtownie zeskoczył z taty, o dziwo nie budząc go, mimo silnego wybicia z jego brzucha, i wylądował może dwa susy od Kubusia.
Chłopiec stanął na szeroko rozstawionych nogach, oburącz chwycił miecz i poczuł się jak w jednej ze swoich gier komputerowych, a to była jego walka z bossem. Po niej czeka go nagroda. Obudzi rodziców, opowie jak bohatersko ich uratował i oni już coś wymyślą.
Z zaciętą miną mierzył się wzrokiem ze swoim przeciwnikiem. Mieczem wywijał młynki w powietrzu. Ha! Ćwiczenia na pluszowych misiach nie poszły na marne.
Stali tak jeszcze chwilę, a gdy chłopiec był już niemal pewien, że za moment nastąpi atak... rzucił mieczem w kota i uciekł.
Biegł ile sił w nogach, o mało nie gubiąc spodni od piżamy. Wypadł na ogródek, nawet nie spojrzawszy za siebie. Odryglował drzwiczki ogrodzenia i wybiegł w wielki świat. W las i noc. I tak pędził przed siebie, pędził, aż zabrakło mu tchu i musiał się zatrzymać. I w sumie też nic już nie widział w tych ciemnościach. Korony drzew znacznie utrudniały księżycowi oświetlenie drogi i mimo że ten się bardzo starał, Kubuś musiał teraz radzić sobie sam.
Chłopiec opadł na ziemię, dysząc ciężko. Rozejrzał się dookoła. Tylko gdzieniegdzie przez liście przebijały się smugi światła, ale mimo to Kubuś nie wiedział gdzie jest, a przecież znał okolice domu tak dobrze, bywał w tym lasku nie raz!
Podciągnął kolana pod brodę i objął rękami nogi. Zapiekło go w gardle, a do oczu napłynęły łzy. Przecież chciał tylko uratować rodziców... A teraz jest sam w lesie i nikt o tym nie wie. I jest ciemno. I zimno. I smutno.
Coś zaszeleściło, ale Kubuś nie potrafił określić, skąd dochodzi dźwięk. Rozglądał się dookoła, aż dostrzegł błyszczące w ciemności żółte ślepia.
Kubuś chciał krzyknąć, ale zakrztusił się śliną i z gardła wydobył jedynie bulgot. Zakaszlał i próbował wstać, gdy poczuł, że coś objęło go w pasie i poczęło unosić pod korony drzew.
Chłopiec wierzgał i szamotał się szaleńczo, lecz uścisk, mimo delikatności z jaką go trzymał, nie zelżał ani na moment. Kubuś w końcu zrezygnował i zawisł bezwładnie na pnączach, które go obejmowały. Daleko w dole dostrzegł dziwnego kota, który siedział na jego wcześniejszym miejscu i przyglądał się scenie z zainteresowaniem przekrzywiając głowę.
- Kim jesteś, dziatku? - Niski głos dobiegł od strony liści za chłopcem.
- Nie. Jestem. Dziadkiem. Proszę. Pana. - Chłopiec między każdym słowem musiał zaczerpnąć powietrza, a gdy trochę się uspokoił, dodał - nazywam się Kubuś.
Głos, mimo że całkiem obcy, uspokajał. Kubuś w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób wiedział, że znalazł się w dobrych rękach i już nic mu nie grozi, choć nawet nie widział, z kim rozmawiał. Otarł łzy z policzków.
Cisza się przedłużała i chłopiec w końcu nie wytrzymał:
- Proszę pana?
- Jestem Dobroczochy. Powiedz mi, dziatku - Kubuś już chciał wtrącić, że ma dopiero pięć lat i nie rozumie, czemu jest nazywany dziadkiem, ale ugryzł się w język, w końcu dorosłym się nie przeszkadza, gdy mówią - dlaczego Gnieciuch jest na ciebie zły?
- Bo uderzyłem go mieczem w głowę.
- Nie bije się innych bez powodu, Kubusiu.
- Ale... Ale on chciał zjeść moich rodziców, proszę pana! - przypadkowo krzyknął i zaraz zasłonił usta dłonią.
- Wcale nie chciał. On tylko siedział. I wąchał. Gnieciuchy nie zjadają ludzi.
Pnącza trzymające chłopca obróciły go w taki sposób, że mógł teraz dostrzec swojego rozmówcę. Tylko że Kubuś nie od razu zdał sobie z tego sprawę, dopiero gdy jedna z wyższych gałęzi przesunęła się, twarz Dobroczochego została oświetlona blaskiem księżyca i okazało się, że to nie zwykłe drzewo. Chłopiec otworzył tylko usta, ale żadne słowa z nich nie popłynęły. Raz, że w sumie nie wiedział, co odpowiedzieć, dwa - w końcu zobaczył z kim rozmawia i to na moment go zamurowało.
Ent!
Spotkał enta. Uśmiechnął się szeroko. A więc miał rację, że znalazł się w dobrych rękach. Ostatnio w telewizji leciał film z entami, wprawdzie Kubuś nie pamiętał jego nazwy, ale pamiętał, że te mówiące drzewa pomagały tym dobrym.
Pociągnął nosem.
- A dlaczego ich wąchał?
- Będziesz musiał ponieść konsekwencje swoich działań, dziatku. - Dobroczochy zignorował pytanie małego.
Uśmiech z twarzy Kubusia zniknął równie szybko, co się na niej pojawił. Wprawdzie ton głosu enta się nie zmienił, dalej brzmiał uspokajająco, ale teraz był bardziej jak głos taty, gdy się coś przeskrobało...
- Postawię cię teraz na ziemię. Wrócisz z Gnieciuchem do domu. A przez kolejny tydzień, nim zaśniesz, będziesz wystawiał pod drzwiami swojego pokoju miseczkę mleka, by Gnieciuch miał się czego napić, oraz kieliszek wódki, by miał co wąchać. Nie do końca to lubi, ale chyba lepsze to, niż kolejny raz dostać po głowie mieczem.
Pnącza zatrzeszczały głucho i nim Kubuś zdążył choćby pisnąć, już stał na ziemi. Wzdrygnął się. Był niespecjalnie szczęśliwy na myśl o wędrówce przez ciemny las w towarzystwie tego potworka.
- Możesz go także przeprosić i pogłaskać, dziatku. Kubusiu. - Głos dobiegł z oddali.
Przeprosił.
Wrócił z Gnieciuchem do domu. I nawet wystawiał przez tydzień miseczkę z mlekiem i kieliszek wódki, mimo tego że rodzice nie uwierzyli w jego opowieść.
Rok po tym pamiętnym dniu, gdy Kubuś miał już sześć lat i jeden dzień, Gnieciuch odwiedził go znowu, ale już nie siadał na tacie bez pozwolenia. Robił to tylko wtedy, gdy chłopiec był na niego zły.
A Kubuś, właściwie już Jakub, dalej co noc wystawia tę miseczkę mleka i kieliszek wódki, bo nigdy nie wie, kiedy pojawi się stary przyjaciel.
Cytat:Drzwi do pokoju rodziców niby były zaraz przy jego pokoju, ale w takim tempie wydawało się, jakby wcale się nie zbliżały,
Może to czepialstwo, ale jestem mocno nieprzekonany do tego zdania. Jakoś niezbyt mi to brzmi Tongue

Cytat:Ta ostania myśl sprowadziła odwagę Kubusia z dalekiej podróży i na nowo umieściła ją w głowie chłopca.
ostaTnia.

Bajka ciekawa. Niespecjalnie jestem specem od tego rodzaju twórczości, więc nie bardzo wiem co tu powiedzieć. Nawet nie mam z czym tego porównywać Big Grin Czytało się to nieźle, zdania były sprawnie ułożone, tylko jedna literówka... gdybym miał to oceniać, dałbym 9/10 albo coś koło tego Tongue
Trochę racji z tym zdaniem Tongue I literówka też oczywiście. Dzięki za komentarz Wink
Cytat:Drzwi do pokoju rodziców niby były zaraz przy jego pokoju, ale w takim tempie wydawało się, jakby wcale się nie zbliżały
Panie władzo, z całych starań usiłowałem ominąć słup, ale ten i tak trafił mnie w maskę! Tongue
Podbijam Mirronda w tym wypadku. Oczywiście jasnym jest, co masz na myśli, ale czegoś tu jakby brakuje. A może to my się mylimy, nie wiem.
Cytat:Szedł i szedł, co raz bardziej drobiąc
.
Cytat:Ta ostania myśl sprowadziła odwagę Kubusia z dalekiej podróży i na nowo umieściła ją w głowie chłopca.
może z rejterady albo dalekiej emigracji? podróż brzmi jakoś wesoło i pozytywnie, a przecież ta odwaga pierzchła.
takie tam wybrzydzanie, ogółem jest ok.
Cytat:W pokoju rodziców były dwa duże okna, więc było zdecydowanie jaśniej niż na korytarzu, ale przez to Kubuś widział wszystko jak na dłoni.
Nie rozumiem tego "ale" Undecided To chyba oczywiste, nie? I nie przez to, a prędzej "dzięki temu". A dopiero potem punkt widzenia kubusia - nie był pewien, czy to dobrze.
Cytat:Mimo widocznej nadwagi stworzenie z gracją zeskoczyło na podłogę, usiadło na tylnych kończynach
Big Grin
dziwniej by było, gdyby usiadło na przednich.
oraz raczej nie siadamy na kończynach. taki powiedzmy kot, najbardziej zbliżony do zwierzęcia bodaj, siada TEŻ na dupie Smile nie na kończynach.

ten brzuch nie było widać wcześniej "między nogami"? np. prawą przednią i prawą tylną.
Cytat:utkwiło spojrzenie żółtych oczu w chłopcu. Przyglądało mu się jakby bez zainteresowania, od niechcenia
Jak dla mnie absurd. Już wcześniej chciałem się przyczepić, że ten stwór chyba już od dawna "utkwił wzrok" w chlopcu, zdaje się, tak to sobie przynajmniej wyobraziłem, ale doszedłem do wniosku, że niekoniecznie; mógł go zoczyć, potem nawet na niego nie patrząc zeskoczyć z łózka i dopiero potem się w malca wpatrzeć, okej. Ale przeczytawszy następne zdanie, muszę nieśmialo zaprotestować. To utkwienie wzroku, jeszcze uprzednio posadzenie się bliżej i frontem do chłopca, w sposób oczywisty mówi czytelnikowi, że siadł tam ten potworek po to i tylko po to, by wlepić gały w dziecko. Przynajmniej z początku. Tymczasem wraz okazuje się, że patrzył "od niechcenia"... Nie czujesz dysonansu? Skoro patrzył, i to wybrał się na podłogę właśnie w tym celu (tak to zostalo opisane) to chyba nie mógł jednocześnie nie chcieć na niego patrzeć; jeśli nie byl zainteresowany, czemu się nagle nim zainteresował Smile ?? kumasz? Może, mimo zainteresowania (ewidentnego no) mial w oczach jakąś martwotę, obojętność, wzgardę, może patrzył na chłopca jak bobas na nową zabawkę - patrzy, bo nowa, nawet się ciekawi, szybko jednak taki bobas ją odstawia, ot, dotknie, weźmie, posmakuje i tyle Smile No nie wiem, w każdym razie chyba się domyślam intencji, ale wyszla sprzeczność. Sprowadza się to w sumie do nieszczęsnego doboru słów; musiałeś użyć akurat sprzecznych wyrażeń - brak zainteresowania i od niechcenia -> przeciw niedawnej oznace zaciekawienia, porzuceniu poprzedniego zajęcia ze śpiącym tatką.
W ogóle to aż zeskoczył i usiadł iiiiiiiiiiii UTKWIŁ WZROK W MALCU, ażeby syknąć i z powrotem wskoczyć. Średnio.
Cytat:Chłopiec odzyskał czucie w ciele i schylił się po miecz.
Też się czepnę, też nienajlepiej. O czuciu nic nie bylo, raczej władza mu odeszła; i to i tak w domyśle oraz metaforycznie, rzecz jasna (czy nie? w koncu zwierze to jakieś magiczne, wiec nie wiem, może umiało paraliżować wolą). Bez tragedii, po prostu pokazuję tu słabsze momenty, imo. IMO!
Cytat:i wylądował może dwa susy od Kubusia.
Eh. Wyjdzie, że się muszę przyczepić do wszystkiego Sad Nie lubie tego.
Widzialbym tu mimo wszystko notkę o tym, żę kubus palnął stwora i odskoczył/odszedł parę kroków, w obawie odwetu. Bo wychodzi na to, że ten kotopodobny rozeźlił się i zeskoczył z łóżka o co najmniej dwa susy, jakby ZA kubusia, który przeca musiał stać albo przy łóżku, albo minimum na zasięg drewnianego sztycha. Stwór jak zeskoczył to mial do kubusia zagadkowe "dwa susy". Stąd mój problem...
Chłopiec stanął na szeroko rozstawionych nogach
Rozstawił szeroko nogi. Przecież już stał. Tak, można i tak napisać, ale to irytujące. To trochę jak "zatrzymał się/stanął w miejscu". Poprawne czy nie, nie brzmi dobrze.

Już nie chciałem się więcej czepiać, byłoby tego zresztą niewiele. Średnio się czytało. Boję się napisać, że mi się nie podobało. Nawet nie chcę już pisać, dlaczego. Ale z tych dobrych rzeczy napiszę, że zaczęł się odpowiednio, potem może już poziom spadł, a na koniec zostało parę rzeczy, które mi nie pasuje (np ta wodka; przyczepiłbym się do nazwy gnieciuch skoro to raczej był wąchacz. takie tam pierdoły z własnych upodobań, niekoniecznie coś, co obniża jakość tekstu) oraz znowu spostrzeżenie, że gnałeś już na łeb na szyję, aby rzecz ukończyć i zamknąć. Głowy za to nie dam, może to szczyt możliwości, ale jak dla mnie, to się nie przyłożyłeś.
Gnieciuch i Dobroczochy to istoty z wierzeń słowiańskich, ew. staropolskich. Możesz zechcieć poszukać:p do reszty się odniosę jutro, bo teraz w pracy jestem.
Cytat: I w sumie też nic już nie widział w tych ciemnościach.
Dziwnie brzmi to zdanie, nie pasuje do opowiadania, bardziej do jakiegoś sprawozdania.

Cytat:Postawię cię teraz na ziemi

Z tą wódką to pewnie jakiś przesąd, który ma logiczne wytłumaczenie? Wink

Momentami używasz potocznych zwrotów, momentami bardziej baśniowych. Brakuje mi tej baśniowości: i w języku i w klimacie. Rozumiem, że skoro bajka była adresowana do dziecięcia, to chciałeś napisać ją prosto: czasem się udało, czasem nie bardzo; jest to minus, jednak pisanie dla dzieci wcale łatwe nie jest, wiem o tym.
Muszę sobie zmienić awataaar... Big Grin
A w ogóle fajnie Was tu wszystkich znowu widzieć chłopaki Wink
No, wcale bym się nie zdziwił, jakby ten pięciolatek po takiej opowieści na dobranoc zsiurał się w łóżkoSmile.
Ent jak najbardziej fajny, z gnieciuchem mógłby sobie w sumie pogadać.
Do momentu rozmowy z drzewem było fajnie. Ale już po pytaniu dzieciaka trochę olałeś. W zasadzie drzewiak mógł dzieciakowi, i czytelnikowi wyjaśnić o co z tym gnieciuchem chodzi. Bo ja akurat pierwsze słyszę. No i trochę mogłeś z zakończeniem zwolnić. Za szybko i za krótko. To można było ciut pociągnąć.
Dobrze jednak, że odwołujesz się do naszych polskich/słowiańskich wierzeń. Bo w
końcu nasze i warto promować Smile
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo dobra, przewrotna bajka. Początek bez zarzutu, styl też w porządku. Taki trochę dziecięco-naiwny, czyli idealny dla baśni. Moim zdaniem końcówka nieco słabsza, trochę jakbyś potraktował czytelnika per noga. Wyjaśnienie by się należało, zwłaszcza jeśli w zamyśle miała to być bajka dla dzieci, bo ja jako dziecko byłabym bardzo ciekawa czym tak właściwie ów gnieciuch jest. Zresztą w chwili obecnej też jestem, więc chyba sobie o nim doczytam, bo zaintrygowałeś mnie tym stworem. Ale bardzo fajnie, ze odwołałeś się do słowiańskich tradycji, o których, powiem szczerze, nie miałam nawet pojęcia.
Czytało mi się naprawdę przyjemnie, nawet pomimo tej gorszej końcówki, więc oceniam na 4 gwiazdki.

Obejrzałam sobie przedstawienia tego gnieciucha i muszę przyznać, że są lekko przerażające - ja na miejscu Kubusia też bym się przeraziła :p