Via Appia - Forum

Pełna wersja: Bezimienna melancholia
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
(OD AUTORA: Tekst ten nie jest w żaden sposób wzorowany na autorze. Starałem się wyobrazić sobie człowieka, który z nieswoich win jest kimś, kto ze świata marzeń i młodzieńczej werwy zdał sobie sprawę, że osiągnął już pewien wiek, w którym inni, lepiej sytuowani od niego dawno wyszli na prostą, podczas gdy w jego życiu nie zmieniło się nic. Nigdy nie byłem dobry w pisaniu, więc prosiłbym o ewentualne zmieszanie mnie z błotem w możliwie delikatny sposób).


Skończyło się coś, co nigdy nie istniało. Prysło jak bańka mydlana, znikło jak powiększające się koła na wodzie po wrzuceniu w nią kamienia. Palący się papieros jest już nieodłącznym towarzyszem, który z każdym wdechem daje nadzieję na szybsze rozstanie się z rzeczywistością, która jest nie do zniesienia. Choć może bardziej daje nadzieję na rychłe pożegnanie się ze światem, którego kaprys osadził mnie w roli pariasa, uczynił ze mnie człowieka z żałosną przeszłością i nierealną przyszłością, a także pasożytniczą teraźniejszością. Czasami dopada smutek – nieznośna melancholia, sprawiająca że liczba wypalonych papierosów wzrasta gwałtownie, a płuca ledwie wdychają po nich powietrze. Do tego pojawia się jeszcze nienawiść do siebie, a z nią przychodzą ciosy. Należy zadawać je sobie w taki sposób, by jak najdłużej były odczuwalne. Nie chodzi tu o to, by sobie przestawić szczękę, złamać nos czy żebro – to by było zbyt proste i doprowadziłoby do zrobienia z siebie kaleki. To źle, bo ludzie widząc kalekę reagują współczuciem. Efekt jest więc odwrotny od zamierzonego. Należy uderzać w taki sposób, by codziennie rano po przebudzeniu pamiętać, kim się jest i gdzie się ma swoje miejsce. W rynsztoku, szyderstwie, ubóstwie. Daje to też pewne poczucie bezpieczeństwa, gdyż taki świat jest jedynym światem, który się zna. Czy jest sens próbować wejść w nowy świat ze wszystkimi potknięciami po drodze? Czy może lepiej utwierdzać się w rzeczywistości już poznanej? Obserwacja otoczenia zdaje się potwierdzać, że pielęgnując swoją rzeczywistość, zostaje się w niej mistrzem. Człowiek głodny zostanie wreszcie mistrzem w niejedzeniu przez długi czas. Młody alkoholik stanie się z czasem dojrzałym, doświadczonym żulem. Skrzypek stanie się z czasem mistrzem smyczka. Czyż więc ohydny ekskrement jak ja nie powinien się ćwiczyć w byciu szmatą przez resztę swoich dni? Ile w tym spełnienia, uniwersalizmu, ponadczasowości. Oto szmata! Oto człowiek przegrany, Boże Igrzysko, osobisty pajac wszystkich panteonów!

Po spraniu się na kwaśne jabłko i utwierdzeniu się w byciu rzadkim gównem na rozgrzanym asfalcie, przychodzi pora na dalszą konfrontację z otaczającą człowieka rzeczywistością. Wówczas wkłada się niewygodne buty, podarowane przez dziewczynę lub matkę spodnie, prujący się sweter i dziurawą kurtkę. Dobrze jest założyć na głowę kaptur, gdyż pozwala on zachować pewien dystans do mijanych po drodze postaci lub zdarzeń. Można wtedy zatrzymać się przed pięknym ogrodzeniem jeszcze piękniejszego domu, zobaczyć z daleka bawiące się przed domem piękne potomstwo równie pięknych właścicieli. Najlepiej znać ich z dawnych czasów. Zobaczyć, jak ci, którym pomogła domowa stabilność, pewność jutra i beztroskość lat młodzieńczych stają się mistrzami w tym, co zostało im dane. Jak pomnażają to, co otrzymali, stając się w tym mistrzami. A potem ponownie uzmysłowić sobie własne zeszmacenie, do którego doprowadziły błędy tych, którzy pogrążyli nimi własne potomstwo i siebie samych. Potem można użyć kaptura. A dokładniej wtulić się w niego tak, by nikt nie widział twarzy. Przypomnieć sobie ich młodość spędzoną na wielkich miłościach, osobistych tragediach w postaci odrzuconych zalotów lub anulowanego lotu na Teneryfę i porównać ją ze spędzonym w tych samych od lat czterech ścianach własnym okresem bycia wskazówką szukającą północy. Kiedy głowa jest odpowiednio wtulona w kaptur, można sobie pozwolić na chwilowe uwolnienie emocji. Grunt, żeby nikt nie widział łzy spływającej z męskiego oka. Oka człowieka, który po wszystkim wróci z powrotem do śmierdzącej klatki schodowej swojego bloku, by wejść do swojego 40-metrowego mieszkania dzielonego razem z rodzicem i rodzeństwem. Człowieka, który i ten dzień spędzi na dążeniu do mistrzostwa w swojej rzeczywistości.

I choćby zdarzył się cud, nigdy już z niej nie ucieknie.
A widzisz. I tu się pomyliłeś. Po pierwsze nie będę Cię mieszał z czymkolwiek, bo tekst mówi o rzeczach ważnych i mówi dobitnie. Tak naprawdę sukces, czy porażka siedzą w ludzkiej głowie. Powiem Ci, że gdyby wziąć jednego z tych najbogatszych, tych co im się udało, pozbawić koneksji, majątku i wszystkiego ogólnie, wreszcie pozwolić działać, to w czasie bardzo krótkim stali by się znów sławni i bogaci. To wszystko jest bowiem w ich głowach.
Twój bohater postawił we własnym umyśle mur, barierę której nie umie przekroczyć. Powiedział sobie "Jestem nic nie wartą szmatą". Wbrew pozorom widuję wielu takich. A to nie tak działa. Warunki z jakich się startuje, determinują tylko długość drogi, ilość energii, którą trzeba włożyć w walkę. Oczywiście trzeba siły mierzyć na zamiary. Wiadomo, nie każdy zostanie wielkim muzykiem, sławnym aktorem itp. Nie każdy zostanie wirtuozem, ale większość jest w stanie nauczyć się grać na instrumencie tak by inni z przyjemnością słuchali.
Bieda i ogólne nieudacznictwo jest u nas niestety zjawiskiem strukturalnym. Kolejne pokolenia zarażają się nią i poddają bez walki. A walczyć można i zwyciężać. Rozmawiasz z tym, któremu się udało Smile.
Karty rozdaje może Bóg, Może diabeł. Na to nie mamy wpływu. Pewnie, że niektórym gra się łatwiej, ale wygrana uzależniona jest zwykle od umiejętności i determinacji gracza.
Wszystkim więc, którzy są w sytuacji Twojego bohatera życzę właśnie dużej dozy determinacji. No i odwagi, żeby wypływać na głębię.
Pozdrawiam serdecznie.
Nie rozumiem po co ten wstęp.
Jeśli masz poczucie, że czytelnicy są zidiociali, to nie pokazuj im swoich tekstów.
A jeśli boisz się, że tekst jest niezrozumiały, to robisz głupio, bo tak naprawdę zrobiłeś spoiler i wątpię, by ktoś potrafił określić, co jest nie tak w tej historii.
Piszę słabo, blebleble.
A to po co?
Przyszedłeś tutaj po konstruktywną krytykę czy litość?


Co do samego tekstu:
Gdzieś tam mi zazgrzytała interpunkcja, ale ogólnie muszę przyznać, że sam tekst jest napisany dosyć ładnie.
Jest bardzo prosty, ale nie jest pisany przez przypadkowość i jest jednolity, jeśli chodzi o nastrój i tak dalej.
Nie jest to mistrzostwo, ale podejrzewam, że piszesz hobbistycznie i raczej dla siebie.

Sam pomysł na historię mi się nie podoba. Bohater mnie wkurza, bo patrzy na świat jednopłaszczyznowo, powierzchownie i jest trochę próżny w tym, poza tym użala się nad sobą jak baba, co w ogóle jest słabe.
Ale tego już nie musisz brać do siebie, bo czytelnik nigdy nie ma prawa wybierać tego, o czym Ty chcesz pisać.
Takie są moje odczucia i dla autora chyba nie powinno być to szczególnie istotne.


Miło, że wpadłeś.
Pisz dalej.
Cytat:Nigdy nie byłem dobry w pisaniu, więc prosiłbym o ewentualne zmieszanie mnie z błotem w możliwie delikatny sposób)
Błąd Wink Jeden z moich wykładowców zawsze powtarzał, że choćby nasza praca udana nie była, nie uprzedzajmy o tym ludzi - w ten sposób niezamierzenie zwracamy ich uwagę na to, co dobre nie jest. A po co?

U mnie to zadziałało - tylko czyhałam na potknięcie. No i się nie doczekałam. Wręcz niedosyt mam - bo krótkie, a dobre. Gorzkie, niezbyt pasujące do mojego nastroju teraz, ale dobre. Na pewno skłania do zastanowienia.

Trzymaj tak dalej!