16-09-2014, 22:46
Ramion twych słodycz wyssaną z ciasta za zębem odkładam, jak przezorny chomik, któremu klatka galop zaciska i w kółko zaganny szuka uwolnienia. Morskich świnek nadeszła pora. Przywiozę makowca w zimne twoje strony, na balustradzie ześlizgnę się w markecie, węgle rozżarzone obejdę dokoła - zadzwoń do mnie jeszcze, bym nie zapomniał śpiwora. Książki za książkami przebierać się będziemy, w językach pięciu - szóstym - swoją napiszemy. O cymbałkach dwojgu, o monecie śmiałej, co świat kieszenią obiegła obok kuli małej. Prozą się spotkamy, lecz tylko w warzywniaku, powiem ci: marchewko, ty do mnie zaś: buraku. Cóż to będzie za koncert, gdyż się zaczniemy obnażać, co komu nie pasuje, powoli się będziem zrażać do drugiego jeden, a ten do następnego - żaden ze znajomych nie przetrzyma tego. Taka to będzie historia i znosić będziemy ją sami, a gdy cierniem opuchną nam głowy, okłady zrobimy słowami.