Ja wiem, że nie jestem najodpowiedniejszą osobą do komentowania, no ale muszę.
Pierwsza strofa jest świetna! A bezduszność niezdjętych rękawiczek przyprawia mnie o dreszcze!
Niesprawiedliwe tykanie zegara, gdy przyszła wiadomość to dla mnie okrucieństwo czasu, który nagle stał się bardziej rzeczywisty i jakby przyspieszył na wieść, że jest teraz bardzo istotny. Mam na myśli, że wiadomość dotyczy czegoś, co zabiera czas, coś w stylu nieuleczalnej choroby. Wiadomo tylko, że się umrze i że rychło - szybciej niż inni, ale nie natychmiast. Wtedy czas nabiera zupełnie innego znaczenia.
No ale ten powrót do czerni. Chodzi o to, że mimo wszystko nadal się czas trwoni, czy że nic ta "choroba" nie zmienia, czy że wiadomość zabiła resztki nadziei i wraca się do dnia codziennego w oderwaniu od rzeczywistości? Bo tak tę czerń pojmuję - jako dryfowanie we własnych myślach, bez poczucia upływającego czasu i bez docenienia go, dopóki nie minie. Bo większość (w tym ja) tak postępuje - trwa w czerni nierzeczywistości, mimo że egzystuje, a czasami nawet się przebudza do życia na chwilę.
Miód i dżem to parafraza krainy mlekiem i miodem płynącej?
A może symbolizuję słodycz dnia powszedniego?
W zasadzie oba moje wnioski pasują - niegdyś było pięknie, słodko i zwyczajnie (podkreśleniem zwyczajności, spajającym jednocześnie całość widzianego przeze mnie obrazu jest koszula).
To przekleństwo na początku ostatniej strofy utwierdza mnie w przekonaniu, że kiedyś było miło, teraz jest strasznie i nikt nawet nie potrafi właściwie zareagować.
Btw. jestem chyba jedyną osobą na ziemi, która ściga się z autobusem, miast na niego kląć.
No i, drogi Autorze, zmiażdżyłeś mnie ostatnim wersem:
Cytat:zamiast wpychać wciąż do niszczarki
Co wpychać do niszczarki?
Cóż to za rzecz, że niszczenie jej zwykłą maszyną w spokojny sposób, by nie zaciąć krawata, jest po stokroć cenniejsze niż polskie damy lekkich obyczajów?
No ciekawi mnie to, no!
A może chodzi o coś bardzo przyziemnego, jak np. spam w skrzynce pocztowej?
To by nawet pasowało: pożegnanie z listonoszem - czas trwania interakcji społecznych się wydłuża, bo ani listonosz mnie, ani ja jego nie lubię - wracamy w "czerń", czyli do własnych żyć - nie będzie to rozstanie tragedią jak poplamienie koszuli - ekspresja, dlaczego wszyscy jesteśmy tak zabiegani i spieszno nam do czerni - niszczenie reklam, które przyniósł listonosz.
Wiem, że przekombinowany ten mój koncept z listonoszem, ale jakoś mi się wpasował.
Myślę, że odbiór zależy od humoru, bo można go rozumieć (co najmniej) dwojako.
Nie wiem, na ile się wstrzelam w założenia autora ze swoimi rozważaniami. Przyznam szczerze, że na początku jakoś mnie odrzuciło od tego wiersza. O ile inne wchodziły mi w mózg lekko i przyjemnie, o tyle na ten moje oczy nie chciały patrzeć po "pożegnaliśmy się bez słów". Może dlatego, że wydawało mi się, iż wśród wyrazów będzie zaklęta przygnębiająca atmosfera?
Jednak po zmuszeniu się do przeczytania, strasznie spodobały mi się te rękawiczki. Im dalej w las, tym weselej i jeszcze bardziej pchnęło mnie do rozgryzania metaforyki.
Wcale nie taki znowu słaby wiersz. Może i inne były "lepsze", ale jeśli autor jest myślącym człowiekiem, to jedyna "gorszość" może polegać na zboczeniu o parę stopni od wydźwięku poprzednich utworów.
Mi się podoba. Serio.
Chyba przestanę korzystać z rękawiczek.