Via Appia - Forum

Pełna wersja: Równouprawnienie
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Czyli o "Lady Ju" raz jeszcze Big Grin


Był z siebie zadowolony. Nawet bardzo.
Właśnie wyszedł z gabinetu nowo zaprzysiężonego prezydenta. W kieszeni miło uwierała prowizorycznie nagryzmolona nominacja na premiera – z całą pompą głowa państwa wręczy mu ją nieco później.
Nareszcie ktoś go docenił po tylu latach pracy. Jak miło.
A jednak odczuwał nieuzasadniony lęk. Skąd to się brało?
Stanął przed drzwiami swojego nowego gabinetu. Ładne były: jasne, błyszczące. W pełni oddawały powagę urzędu. Patrzyłby na nie z prawdziwą przyjemnością…
…gdyby nie przybita do nich złota tabliczka.
Tymoszenko Julia Wołodymyriwna.
Na samą myśl o tej kobiecie Mykoła Azarow dostawał dreszczy. Nie, nie należał do tych, którzy podczas rozmowy z Julią Wołodymyriwną nie byli w stanie utrzymać z nią kontaktu wzrokowego, bo skupiali się na pewnych walorach pani premier (co za szczęście, że teraz już byłej!). Chodziło o coś innego. Pięćdziesięcioletnia blond piękność miała w sobie coś… coś tak wyrazistego, że on, jej zajadły wróg, czuł się autentycznie zagrożony.
Ona mogła zrobić wszystko. Skrytobójczo otruć. Potrącić na pasach toyotą swojego męża (obrzydliwie zresztą bogatego – stara hipokrytka). Zabić przy pomocy butów i torebki. Wszystko uszłoby jej na sucho.
Azarow przełknął ślinę i zdecydowanym krokiem przestąpił próg gabinetu.
Zdawało mu się, że powietrze gęstnieje, jakby chciało go samoistnie zadławić. Woń drogich perfum wypełniła mu nozdrza, powodując mdłości. Jak przez mgłę zobaczył, że ONA wciąż tu jest.
Julia Wołodymyriwna Tymoszenko usadowiła się na biurku, jak gdyby nigdy nic. Nawet, kiedy była sama, siadała w taki sposób, żeby wyeksponować swoje zgrabne nogi. Jak zawsze, wyglądała nienagannie: idealnie dopasowany kostium, nieodłączne szpilki, wspaniale spleciony blond warkocz… Trudno było uwierzyć, że nie korzysta z pomocy stylistek. Przynajmniej tak twierdziła.
- Dzień dobry, Mykoło Janowiczu.
Stonowany głos. Uprzejmy ton. Delikatny uśmiech nawet. Azarow wytrzeszczył oczy w niemym zdumieniu.
Kim jesteś i co zrobiłaś z Julią Wołodymyriwną, piękna nieznajoma?!
- Co tu robisz? – Odważył się zapytać.
- Zabieram swoje rzeczy.
Jej głos był suchy jak powietrze na Saharze. Nienawidziła większości facetów tworzących to coś, nazywane szumnie Werkowną Radą. Zgraja mięczaków. Swoich „następców” też nie lubiła. Najpierw Jurij Jechanurow, pożal się Boże ekonomista, a teraz Azarow. Stary pierdziel, na którego szkoda było tych wszystkich cudownych sztuczek. Zresztą, nie działały na niego. Stawiało to jego orientację seksualną w dość podejrzanym świetle.
- Więc nie będziesz pracować do końca kadencji?
Uniosła brwi. Zjawiskowe oczy, które ponoć uwiodły samego Władimira Władimirowicza Putina, powiększyły się do nienaturalnych rozmiarów.
- No chyba cię pogło!
To była jednak ona. Nie pomylił się. Dawała się łatwo po tym rozpoznać: czasem zapominała o całym wyreżyserowaniu, nienaganności, poradach specjalistów od kreowania wizerunku. Pokazywała prawdziwą twarz: impulsywnej pół Ormianki, zwykłej baby z Dniepropietrowska. Jaka szkoda, że nie umiał tego obnażyć tak bezlitośnie jak nieodżałowany Wiktor Andriejowicz Juszczenko! Był jedyny w swoim rodzaju, jeśli chodziło o poniżanie Julii Wołodymyriwny i naśladowanie go nie miało sensu.
Azarow zakasłał. Po chwili jeszcze raz. I jeszcze. Poluzował krawat. Powietrze stawało się nieznośne. Jeszcze chwila, a się udusi. Otwórz okno, Julio Wołodymyriwna. Ratuj wroga najukochańszego!
Nie, chyba by nie pomogło. Właściwie to nie chodziło o te cholerne perfumy. Ten gabinet był przesiąknięty zmieszanym zapachem nienawiści do prezydentów (byłego i obecnego, żeby była jasność), rozkładu Pomarańczowej Rewolucji, gnijących idei „Lady Ju”. Dla kobiet nie ma miejsca w polityce. Reformy to nie ich sprawa. Definitywnie.
W głuchej ciszy dzwonek telefonu Julii zabrzmiał nadzwyczaj donośnie. Była – Azarow z upodobaniem to podkreślał – pani premier odebrała.
- Tak? Już idę, kochanie. Jeszcze moment.
Niech to jej „kochanie” zasłabnie, dostanie drgawek, albo gorączki. Czegokolwiek. Azarow był gotów modlić się do Oleksandra Tymoszenki o wybawienie. Po prostu nie mógł wytrzymać z jego uroczą żoną w jednym pomieszczeniu.
- Dobrze, już idę!
Z wściekłością wrzuciła telefon do zgrabnej torebki, chwyciła reklamówkę ze swoimi klamotami i już jej nie było.
Nawet na kurtuazyjne „do widzenia” się nie wysiliła. Zapewne opuściła kilka wykładów Ludmiły Mikołajiwny Telehiny na temat uprzejmości.
Niereformowalne babsko!
Na szczęście, jej zgrabna noga nigdy tu nie postanie.
W takich warunkach nie dało się pracować. Musiał coś z tym zrobić…



- Boże, błogosław temu gabinetowi i temu, który go zajmuje. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, amen.
Patriarcha Pawło zamaszyście pokropił znajdujące się w pomieszczeniu sprzęty. Zadowolony Azarow uścisnął dłoń świątobliwego ojca.
- Dziękuję.
Wreszcie mógł oddychać. Odetchnął głęboko, jakby miał to być ostatni łyk powietrza w jego życiu.
Niech diabli wezmą wszystkie kobiety.
W JEGO rządzie nie będzie ani jednej.
"Nawet będąc samotną, siadała w taki sposób, żeby wyeksponować swoje zgrabne nogi." - słowo "samotną" tu nie pasuje. Samotnym można nazwać człowieka, który nie ma przyjaciół, znajomych, bądź też czuje się samotnie wśród takowych. Zastąpiłbym to słowo określeniem "samą".

No to właściwie tyle, co mnie zakuło w oczy Tongue Bardzo ładnie napisane. Lekko jak na parodię przystało, nie mam wiekszych zastrzeżeń Smile
Mes, po raz kolejny poprawiłaś mi humor. Twoja miniaturka jest bardzo dopracowana. Po prostu bardzo dobra. Smile

MaMonster napisał(a):"Nawet będąc samotną, siadała w taki sposób, żeby wyeksponować swoje zgrabne nogi." - słowo "samotną" tu nie pasuje. Samotnym można nazwać człowieka, który nie ma przyjaciół, znajomych, bądź też czuje się samotnie wśród takowych. Zastąpiłbym to słowo określeniem "samą".
Zgadzam się. Lepiej by brzmiało: 'Nawet gdy była sama...'
zabawne... miło spędziłem ten czas na lekturze