Via Appia - Forum

Pełna wersja: Król Głupców
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
U progu dziejów świata, przed erą magii oraz ludzkich imperiów, istniało wiele wspaniałych cywilizacji. Ta historia dotyczy dwóch z nich. Pierwsza bardziej rozwinięta była utworzona przez pradawnych elfów a druga, bardziej prymitywna - przez minotaurów. Zmieniali się władcy, lecz pomiędzy tymi nacjami wciąż trwała wojna, przerywana od czasu do czasu krótkimi okresami pokoju. Zapowiadało się, że wzajemne wyniszczanie się obu cywilizacji będzie trwało w nieskończoność.
Jednak gdy umarł jeden z królów elfickich Trad’itin tego samego dnia ukoronowano jego syna Fal’sena. O ile zmarły władca kontynuował dzieło swoich przodków o tyle jednak jego następca miał inne plany.
Następnego dnia po koronacji zebrała się Rada Królewska złożona z najzamożniejszych i najbardziej wpływowych elfów, młody król chciał jej przedstawić swoje ambitne plany…


KRÓL GŁUPCÓW


Ówczesne elfy, którym wiele pokoleń później nadano nazwę „pradawnych elfów”, (ewentualnie „pierwszych” lub „białych”, co odnosiło się do ich wręcz nienaturalnie jasnej karnacji, skóry oraz włosów) zamieszkiwały tereny zwane wschodnimi równinami. Było to dosyć mylną nazwą, ponieważ „równinami” nazwano w rzeczywistości niejednolity krajobrazowo teren, w którym można było odnaleźć zarówno łąki jak i lasy a w niektórych regionach dominowały wyżyny (a nie jak wskazywała nazwa – niziny).
Stolica elfów, zwana Ostaran mieściła się w środkowo-północnej części tych ziem. Miasto tętniło przepychem. Marmurowe monumentalne budowle oraz liczne kolumny przykuwały uwagę nowo przybyłych. Elfy ostariańskie, podobnie jak i ich pobratyńcy imponowali przepychem również w ubiorze. Nie stronili od nieskromnych ozdób ze złota i kamieni szlachetnych. Nosili długie szaty z najdelikatniejszych znanych wówczas materiałów, chętnie ubierali również futra.
W samym środku stolicy znajdował się Pałac Królewski. Od reszty miasta odgradzał go wysoki mur. Łatwo było dostrzec po ilości strażników, że pilnie strzeżonego tej budowli – największej i najważniejszej w mieście. Komnaty pałacu obfitowały w marmurowe rzeźby, pozłacane ozdoby oraz przedmioty, które miały wykazywać zamożność elfickiego króla.
W jednym z wielu pomieszczeń w tym wspaniałym budynku, konkretnie w komnacie królewskiej, trwała burzliwa dyskusja pomiędzy najbardziej uznanymi mędrcami wśród elfów a nowym władcą. Najstarszy z Rady – Piloso - nie krył swoje oburzenia po usłyszeniu planów młodego króla:
- Zawrzeć pokój?!? Z tymi bestiami?!? To przecież niewykonalne – wrzeszczał stary elficki uczony.
Pozostali członkowie Rady, również nie kryli oburzenia. Zaczęli między sobą wrzeszczeć, jakby próbowali przekonać się kto najgłośniej wyrazi swoje niezadowolenie:
„To zaprzepaszczenie dokonań naszych przodków” – krzyczeli.
Byli tak przejęci tą demonstracją emocji, że aż przeoczyli fakt, że król Fal’sen odciął się na chwilę myślami od ich krzyków. Spojrzał wysoko ku górze. Promienie słoneczne nieśmiało oświetlały ogromną komnatę królów. Witraże, które zdobiły część kopuły nadawały im piękne barwy, którymi dodatkowo ozdabiały i tak kolorowe oraz tętniące przepychem wnętrze pałacu. Król spojrzał niżej ku stojącym przy ścianach ogromnym posągom największych władców. Był tam również posąg jego ojca. Jego twarz spowiły promienie słoneczne, które przez szkło w witrażu nabierały barwę niebieską – kolor krwi pradawnych elfów.
Fal’sen skupił wzrok na popiersiu ojca, które poprzez grę światła i szkieł w witrażach wydawało się pokryte krwią. Młody władca pogrążył się w myślach jeszcze w większym stopniu. Wszystko przypominała mu o tragicznej śmierci ojca. Zamiast cieszyć się nieśmiertelnością został zmuszony do wyprawy, w trakcie której zapewne krztusząc się we własnej krwi, oddawał ostatni oddech życia…
…. W tym momencie przez umysł króla przeleciało jedno wspomnienie. Gdy żołnierze przywieźli zakrwawione zwłoki ojca, poprzez ogrom zakrzepniętej krwi na jego twarzy, Fal’sen nie był w stanie rozpoznać zmarłego. To był okropny widok, szczególnie dla kogoś, kto nigdy nie opuścił spokojnej i tętniącej luksusem stolicy.
-„ Ojcze! Całe życie spędziłeś na wojnie z dala od nas. A co dostałeś w zamian? Tylko ten posąg, który po mojej śmierci prawdopodobnie następni władcy zastąpią innym. Co dostał nasz lud? Nic poza licznymi ofiarami i niezbyt wielkim przesunięciem granicy na południe. Niewiele jak na dzieło życia, a i tak w porównaniu do dokonań naszych przodków to było coś imponującego, do tego stopnia, że nazwali się Zdobywcą. To musi być jakiś żart…”
- Dość! – wrzasnął król.
Natychmiast mędrcy zamilkli. Jakby jednocześnie lekko przestraszeni i zaniepokojeni z uwagą czekali na to co postanowi władca.
- Nie będę dalej prowadził tej bezsensownej wojny, pora aby królestwa elfów i minotaurów połączył sojusz. Wtedy będziemy w stanie razem osiągnąć potęgę, o której nie śmieli marzyć nasi przodkowie.
- Ale… Panie… Przecież to szaleństwo. To bardziej marzycielstwo niż realna strategia polityczna – stwierdził Piloso.
Głos mędrca na początku zdecydowanie pewny i srogi, jakby należący do nauczyciela karcącego swego ucznia, tracił powoli swój dumny i arogancki ton. Spostrzegł, że młody władca często ucieka, gdzieś myślami. A jego wzrok wędruje w dal sali tronowej.
- „Nawet nas nie słuchał!”- zrozumiał Piloso.
- Panie, dlaczego zwołujesz Radę, skoro nawet nie chcesz posłuchać naszych opinii – powiedział zrezygnowanym tonem.
To uciszyło resztę Rady stojącej naprzeciw króla, a także i samego monarchę zdołało wyrwać z marzycielskiego letargu.
- Nie chce od was rad na temat tego czy mam zawrzeć pokój, tylko raczej oczekuję odpowiedzi jak mam to uczynić – powiedział młody król lekko się uśmiechając, co miało ukazać jego pewność siebie.
Po tych słowach jeden z członków Rady zaczął dramatyzować. W wielce aktorski sposób próbował zaprezentować swoje niezadowolenie. Był to Kont’um, najbogatszy elf w stolicy.
- To oburzające! Jeszcze żaden władca nie odnosił się do Rady z takim brakiem szacunku – wrzasnął.
Możny zacząć kierować się ku wyjściu , jednak drogę zatarasowali mu gwardziści. Bogacz był niezwykle zmieszany. Spojrzał w stronę zbrojnych.
- Wiecie kim jestem? – powiedział tonem, który lekko zachodził groźbą i pychą.
- Jesteś tym, który sprzeciwia się naszemu królowi. Wracaj na swoje miejsce albo od ręki skrócę cię o głowę – odparł strażnik.
Kont’um skamieniał. Nigdy jeszcze żaden elf niższego stanu go tak nie potraktował.
Chciał coś powiedzieć ale w tym momencie wartowników uderzył go w twarz. Możny padł na zimną posadzkę. Trzymał się za twarzy. Z nosa poleciała krew, której krople zaczęły bruździć na malowaną kamienną posadzkę.
- Wracaj na swoje miejsce – warknął wartownik.
Kont’um jednak nie ruszył się. Skamieniał z nadmiaru emocji, chociaż zdecydowanie więcej było w tym zaskoczenia i upadku jego pychy niż rzeczywistego strachu. Piloso natychmiast podbiegł do leżącego starego elfa i pomógł mu wstać.
- Milcz, to nie rozsądne sprzeciwiać się królowi, gdy ma wojsko za sobą – powiedział szeptem na ucho do Kont’uma.
Następnie chyląc głowę w pokorze zwrócił się do Fal’sena.
- Panie nie jesteśmy przygotowani aby dzisiaj odpowiedzieć na twoje pytanie. Spodziewaliśmy się raczej wyruszenia na wojnę, więc na tą okoliczność przygotowaliśmy nasze mowy. Błagam cie o tydzień czasu abyśmy mogli poradzić ci jak możesz zrealizować twoje plany –
- Tydzień to za wiele. Macie dwa dni. Potem będę zmuszony sam podjąć decyzję. W takim wypadku Rada Królewska przestanie być użyteczna i zostanie rozwiązana….
Pomiędzy uczonymi arystokratami rozległy się odgłosy szeptu. Ucichły jednak, gdy uświadomiono sobie, że król uważnie obserwuje reakcje możnych, przerywając swą mowę. Gdy radni ucichli młody monarcha dokończył swoją wypowiedź…
-… Utracicie swoje przywileje a Radę Mędrców zastąpi Rada Generałów, jak widzicie… – władca wskazał na gwardzistę, który uderzył Kont’uma - …Armia również ma dosyć waszych ciągłych wojenek. Wy cieszycie się swoją niezagrożoną nieśmiertelnością a my musimy ginąć na polach bitew. To dobiegło końca!
Po tych słowach władca zakończył spotkanie Rady. Zmiany wisiały w powietrzu.
- …Jednak nie są to zmiany na lepsze – stwierdził wychodząc z pałacu Piloso, ostrożnie zerkając czy nikt inny oprócz jego towarzysza tego nie usłyszy – Kont’umie przyjdź dzisiaj wieczorem do mojego domostwa. Musimy przeciwdziałać szaleństwu nowego władcy.
XXX
Piloso zamieszkał w dzielnicy arystokracji. Tamtejsze domostwa ustępowały przepychem jedynie pałacowi króla. Elfy były zbyt dumną rasą aby robić za służbę. Dlatego wielkie domostwa chociaż tętniły przepychem złota oraz marmurowych rzeźb to jednak wydawały się puste. Zamieszkiwane były jedynie przez pana domu oraz jego żonę. Elfickie kobiety nie zwykły się parać pracami domowymi, dlatego o ile w mniejszych domostwach potrzebowano mniej czasu aby je uporządkować, a przez to panował w nich względny porządek o tyle w domostwach arystokracji panował ogromny brud. Co najwyżej czasem zlecano niektórym mniej zamożnym elfom posprzątanie domostwa.
Żona Pilosa chciała uczestniczyć w jego spotkaniu z Kont’umem jednakże mąż ją skarcił stwierdzając:
- To nie jest rozmowa towarzyska Hel’e. Twoje uczestnictwo nie tylko jest zbyteczne ale również odwróci naszą uwagę od istotnych problemów, które chcemy omówić.
- Jak śmiesz – obruszyła się elfka – To, że jesteś jednym z najstarszych z naszej rasy, nie daje ci prawa, patrzeć na mnie z góry.
- Nie osądzam cię. Nie ma w tym żadnego subiektywizmu. Po prostu obiektywnie stwierdzam prawdę.
Po tych słowach małżonka mędrca pełna wzburzenia odwróciła się od swojego wybranka.
- Skoro więc moja obecność jest tak szkodliwa dla twoich celów, nie będę wam przeszkadza swoją osobą – powiedziała złośliwie ironizując – Skoro masz o mnie takie zdanie to zajmę się tym co małżonka powinna robić… wezmę sakwę złotych monet z twojego skarbca i wydam je na poprawę swego humoru na targu.
Piloso nic nie odparł. Zdegustowany był gotowy zgodzić się na wszystko byleby w końcu Hel’e pozwoliła mu się skupić na ważniejszych rzeczach.
Późnym popołudniem przybył Kont’um … oraz jeszcze jeden gość, którego zaproszony możny się nie spodziewał.
- Generał Szju’l? Co ty tu robisz? – dziwił się arystokrata.
- Podobnie jak i ty zostałem tu zaproszony przez czcigodnego Piloso – odparł wojskowy – Również chciałbym wiedzieć w jakim celu.
Piloso zaprosił przybyłych do ogromnego pokoju gościnnego. Zatrudnił również wiernych sobie elfów niskiego stanu aby ci przyrządzili uroczysty obiad. Jednak na czas samej rozmowy nakazał im opuścić domostwo.
Generał Szju’l widząc to zaczął przeczuwać o co chodzi. Wziął kielich i nalał sobie wytrawny trunek, który przyniósł gospodarz.
- Zapewne zajście, o którym mówi się wśród strażników pałacowych, skłoniło was do zorganizowania tego małego spotkania.
Kont’um wydawał się zaniepokojony, prawie opuścił talerz z jadłem, gdy to usłyszał.
- Mam nadzieje, że niezbyt wielu wie o porannym zajściu, straciłbym całą reputacje, gdyby się rozniosło, że wartownik za zgodą króla podniósł na mnie rękę.
- Spokojnie Kont’umie, mamy paru zaufanych strażników, którzy mi o tym donieśli. Osobiście sądzę, że król nie powinien do tego dopuścić – oznajmił generał.
Złapał łyk trunku, po czym odkładają kielich na stół postanowił w końcu przejść do setna sprawy:
- Jeśli oczekujecie, że pomogę wam obalić nowego króla to chyba pomyliliście mnie z kimś innym – oznajmił.
- Spokojnie Szju’lu nie chcemy abyś został zdrajcą – uspokajał go Piloso – Zresztą… Sam król doprowadzi siebie do śmierci.
- Mówisz o jego planach sojuszu z minotaurami?
- Tak generale. Myślisz, że co uczynią te bezmyślne potwory mając na widelcu króla elfickiego. Z pewnością na spotkaniu, do którego dąży nasz władca te stwory szybko pozbawią go jego ukoronowanej głowy. Moim zdaniem rodzą się tu dwa pytania: jak uniknąć całkowitej klęski oraz czy można to nieszczęsne wydarzenie wykorzystać na korzyść naszego królestwa.
- Nie rozumiem cię mędrcze. Jak to wykorzystać?
- Mając ciebie, za którym pójdzie większość naszych wojsk oraz pieniądze Kont’uma, które mogą wiele zdziałać w naszym ciągle głodnym złota społeczeństwie, mamy spore pole do manewru…
- Zaraz! – poderwał się nagle Kont’um – Dlaczego decydujecie o moich pieniądzach beze mnie. To nie brzmi tanio! Jeśli myślicie, że pozwolę na to aby upadła moja fortuna to…
- A co znaczą twoje pieniądze wobec zagrożenia, na jakie naraża nas król – wtrącił się Piloso lekko podirytowany skąpstwem możnego – Poświęcając swoje bogactwo w rzeczywistości ocalisz je. Pomyśl… Ile może zarobić elf, któremu królestwo zawdzięcza ratunek.
Ta wypowiedź wyraźnie obudziła wyobraźnie możnego. O tym, że argument gospodarza trafił do niego, świadczył jego uśmiech, który nieumiejętnie próbował skryć przed innymi obecnymi.
- Ale oczywiście wszystko pozostaje zależne od tego jak trzeci obecny w tym pomieszczeniu postanowi – Piloso a następnie Kont’um spojrzeli w stronę generała.
- Jeśli mam być szczery… Służyłem wiele lat kolejnym królom w tej niekończącej się wojnie. Przeżyłem każdego z nich. Widziałem minotaury w walce. To dzikie i okrutne bestie. Zabijają jeńców, palą wioski i mordują wszystkich również kobiety i dzieci. Liczy się dla nich tylko zniszczenie. Dopóki nie będziesz wymagał ode mnie zdrady, dopóty pozostaje otwarty na to co proponujesz, chociaż nadal nie wiem do czego właściwie zmierzasz.
- Nie chce zdradzić króla. Nie chce go też odwodzić od jego planów bo to nie ma sensu. Musimy jednak zminimalizować skutki jego porażki, która jest bardziej niż pewna oraz być gotowymi do odparcia ataku bestii. Jeśli król przejdzie do realizacji swoich planów, wówczas sprowokuje to stwory do ataku na nasze ziemię. Przewiduje, że król umrze na własne życzenie a minotaury będą chciały wykorzystać bezkrólewie licząc na naszą słabość.
- Będzie to wymagało przekonania innych z Rady – zauważył Kont’um.
- O to się nie bój – odparł gospodarz – Pytanie brzmi co z wojskiem. Jeśli przez króla dozna sporego uszczerbku nie zdołamy odeprzeć wroga.
- Pół armii nie zdoła odeprzeć ataku stworów z południa. Aby niemal cała armia za nami poszła wystarczy tylko przekonać jeszcze jednego generała, ale nie byle jakiego. Potrzebujemy po swojej stronie kogoś kto uchodzi za bohatera niemal wszystkich armistów
- Tylko nie on… On… On jest nieobliczalny – protestował Kont’um.
- Nie mamy wyboru. Szju’l ma racje. Jeśli przekonamy Samsena, to będziemy mieli poparcie ogromnej części armii. Tylko nieliczni odmówią nam wsparcia. Oczywiście to oni będą uczestniczyć w tej samobójczej misji króla – podsumował Piloso.
- Ale kto go przekona? – zastanawiał się Generał – Niezbyt się lubimy od pewnego zajścia na jednej z kampanii na południu.
- Zostawcie to mi. Jeszcze dzisiaj spróbuje z nim porozmawiać. Wiem coś co pozwoli nam przeciągnąć go na naszą stronę.
Przyznam, że jestem dziś zbyt zmęczona i nie mam siły ani czasu na poprawianie błędów. Jest ich sporo - przecinki, literówki, gdzieś nawet zabrakło paru słów.
Ciężko mi to ocenić, ale na pewno brakuje tu jakiejś wyrazistości, iskry, dynamizmu. Może pomogłoby, gdybyś jeszcze bardziej przybliżył postać młodego króla? Z większymi szczegółami opisał miasto? Ale pisz dalej, zobaczymy, jak się potoczy to wszystko. Nie pisząc, nie ćwiczysz, także się nie zniechęcaj Wink i staraj się, żeby historia była jak najbardziej nieszablonowa, bo na razie tak się zaczyna - nowy król, nowe pomysły kontra starszyzna.
A propos tej wzmianki, że domy bogatych zarastały brudem: tak mi przyszło na myśl, że dlaczego np. z jeńców wojennych nie porobili niewolników. Albo nie poszli do lasu, czy do sąsiedniego królestwa, nałapać przedstawicieli jakiejś niższej rasy, żeby im służyli Wink
Dziękuje za opinie, tekst już mam cały gotowy, ale będę powoli go wrzucał, poprawiając stopniowo błędy [niestety to nie jest moja mocna strona dlatego moje teksty mimo moich usilnych starań mają liczne błędy, staram się jednak na tyle je zlikwidować aby ich obecnosć nie przeszkadzała nadmiernie - dodatkowo mam problem z klawiaturą na moim domowym komputerze, więc czasami brak polskich fontów wynika własnie z tych problemów technicznych]. Mysle że następny fragment rozwieje wątpliwosci odnosnie wyrazistosci postaci. Minotaury to dzikie bestie [przynajmniej zdaniem elfów], więc to wojna na wyniszczenie, w której chodzi o zabijanie wrogiej nacji a nie niewolenie jej. Odnosnie innych nacji, sam fakt prowadzenia tak długiego konfliktu wyłącza moźliwosć podbojów innych nacji, aczkolwiek jest jeszcze inna istotna przyczyna ale nadmiernie zdradziłbym tu fabułę. "Podstawa" tej historii wyjdzie dopiero w kolejnym fragmencie, ale już teraz mogę wyjasnić, że zawsze interesowało mnie jak można pogodzić niesmiertelnosć z ograniczeniami rozumu, który może zapamiętać jedynie 300 lat życia. Istota niesmiertelna nie pamiętałaby większosci swojego bytu i dochodziłoby nawet do tego, że tworzyłaby mity, legendy, hipotezy nawet w stosunku do swojego życia. Nie pamiętalibysmy przyczyn obecnego stanu rzeczy w jakim znajdowalibysmy się w danym momencie i próbowalibysmy snuć domysły na temat naszej przeszłosci, a jak wiadomo domysły mają to do siebie że czasem są błędne. Własnie ta refleksja towarzyszyła mi przy pisaniu historii o niesmiertlenych elfach.
Dziękuje za wskazówki, na pewno wezmę je pod uwagę.
Również elfy ulegały słabością, a co za tym szło również w ich pięknej i tętniącej przepychem stolicy, znalazły się miejsca, o których możni woleli nie wspominać.
Jednym z takich miejsc był Plac Rozkoszy, który arystokraci elficcy zwykli zwać raczej placem upadku elfickiej godności. To tutaj znajdowały się burdele, karczmy w których pito trunki alkoholowe do nieprzytomności oraz wszczynano bójki. Tylko w tym jednym miejscu elfy dopuszczały się kradzieży czy nawet zabójstw. Nic więc dziwnego, że to miejsce było oddzielone od reszty miasta. Tylko posiadając stosowny dokument można było swobodnie opuścić plac i najbliższe uliczni od niego wychodzące.
Piloso wiedział, że to właśnie tutaj odnajdzie Samsena. Oczywiście poruszał się z eskortą kilku strażników, chociaż mędrzec dobrze widział, że ci co mają go chronić znacznie bardziej się boją tego miejsca niż on sam.
Wypytywali wszystkich w okolicy, lecz nikt nie chciał wyjawić miejsca pobytu wielkiego bohatera. Piloso przestał już liczyć karczmy, które odwiedzali i w których spotykali się w nieukrywaną niechęcią miejscowych.
Dopiero po dłuższych poszukiwaniach zwrócił się do nich pewien dosyć młody elf.
- To ty jesteś Piloso, jeden z członków Rady Królewskiej? – zapytał.
Gdy mędrzec przytaknął młodzieniec niezwykle się ucieszył.
- Podobno szukacie Samsena. Mogę wam wskazać, gdzie on jest… Ale nie za darmo.
- Ty nędzna gnido… - jeden ze strażników wyraźnie podirytował się zuchwałością młodzieńca, lecz Piloso gestem ręki, dał znać eskorcie aby trzymali swoje nerwy na wodzy.
- A czego oczekujesz młodzieńcze? – zapytał możny.
- Jestem Jo’gan. Byłem jednym z żołnierzy. Niestety w czasie przerwy w służbie, kiedy radowałem się wolną chwilą w jednej z tutejszych karczm, zostałem obrabowany. Skradziono mi strój oraz dokumenty. Nie jestem w stanie opuścić tego miejsca. Panie zaprowadzę cię do tego pijaka o ile umożliwisz mi opuszczenie tego przeklętego placu.
- Przecież to bezczelność - podirytował się kapitan straży - Nie dość że ten gwardzista nie wypełnił swoich obowiązków, dezerterował to jeszcze śmie stawiać warunki. Pozwól mi Panie abym zajął się odpowiednio tym śmieciem.
Dowódca gwardzistów pochwycił miecz i chciał zaatakować, lecz mędrzec ponownie go zatrzymał.
- Nie jesteśmy bestiami pokroju minotaurów, nie zabijamy bez powodu.
Kapitan odstąpił od swego zamiaru, było po nim widać lekkie zaniepokojenie - lękał się, że rozgniewał możnego.
Piloso zwrócił się ponownie do Jo’gana, który poczuł się pewniej widząc, że ma tak znaczącego elfa po swojej stronie, co oznaczało oczywiście, że gwardziści nie mogą mu nic zrobić.
- Panie, proszę iść za mną. Wierzę, że taki szlachetny elf dotrzyma danego słowa - stwierdził młodzieniec z udawaną pewnością siebie.
- Jeszcze nic ci nie obiecałem, ale spełnię swoją powinność, jeśli pomożesz nam odnaleźć Samsena - oparł możny.
Szli pomiędzy uliczkami, które wydawały się zupełnie inne od tych spotykanych w pozostałych dzielnicach stolicy elfów, jakby przeniesione z zupełnie innego świata. Panował tu smród, zamiast kamiennych chodników było ogromne cuchnące błoto wymieszane z wymiocinami, szczynami i odchodami. Miejscowi niechętnie patrzyli na obcych. Szczególnie wielkie poruszenie wywoływali strażnicy. Na ich widok tutejsi elfowie niemal zamierali, lub ukrywali się w swoich domostwach zupełnie jakby bali się aresztowania - zresztą było bardzo prawdopodobne, że niejedno mieli na sumieniu.
Widząc to Piloso podjął decyzję, o której natychmiast poinformował kapitana.
- Nazbyt wzbudzamy tutaj poruszenie. Proszę powrócić na swoje stanowiska, ja pójdę dalej za naszym nowym znajomym.
Kapitan nie krył swojego niezadowolenia.
- Nie mogę się na to zgodzić Panie - oznajmił - jeśli coś się stanie członkowi Rady Królewskiej z powodu niedopełnienia przeze mnie obowiązku, to pewnie sam niedługo tutaj wyląduje.
- Jak cię zwą kapitanie?
- Bla’za.
- Zatem drogi Bla’za, jeśli martwi cie moje bezpieczeństwo to możesz za nami podążać, jednak twoi strażnicy musza powrócić na swoje stanowiska. Odstraszają miejscowych a przez to utrudniają nam odnalezienie generała.
- Niech tak będzie, jeśli taka jest twoja wola Panie.
Dowódca uczynił jak mu nakazano, dalej podążali już tylko w trójkę. Chociaż zdecydowanie robili mniejsze zamieszanie, to jednak nadal byli obserwowani. Najwyraźniej jeden kapitan straży, nie robił na nikim wrażenia. W razie gdyby próbował egzekwować prawo, najprawdopodobniej nie wyszedłby z tego miejsca żywy.
Miejscowi oddawali się w najlepsze swoim uciechom. Upicie się przez elfa było czymś wymagającym sporej ilości alkoholu. Takiej ilości trunków istoty nie-elfy zdecydowanie nie przetrwałyby. Z tym faktem wiązał się oczywiście inny. Elfy, które chętnie zaglądały do kielicha wydawały na to niebotyczne sumy. Z pewnością na codzienne picie mogli sobie pozwolić tylko bogaci lub ci którzy mieli łatwy dostęp do źródła wyrobu trunków.
Po chwili w jednej z uliczek, obok zapyziałej karczmy ujrzeli leżącego tuż obok wejścia całego w błocie i wyraźnie nietrzeźwego elfa.
- To on Panie - oznajmił Jo’gan.
Kapitan Bla’za nie krył swojego zdezorientowania.
- To nie możliwe, że ten menel to wielki bohater. Panie on nas oszukał!
- Mylisz sie kapitanie - Piloso podszedł do pijaka i uważnie przyjrzał się jego twarzy - To jest wielki i szlachetny Samsen. Spójrz na jego lewą rękę oraz blizny na twarzy.
Bla’za zaniemówił. Rzeczywiście na twarzy pijaka były widoczne blizny, jakby rany zostały zadane przez rozwścieczoną bestię, a u lewej ręki zamiast przedramienia było widać kikut. Mimo ogromu alkoholu w jego błękitnej krwi, upadły generał wyraźnie nie mógł zaznać spokojnego snu. Wrzeszczał jakby śnił o poddawaniu go torturom.
- Rozbudzić go - nakazał Piloso.
Pijanego elfa oblano wiadrem zimnej wody, natychmiast poderwał się całkowicie zdezorientowany.
- Kto śmiał!?! Kim wy jesteście? - wrzeszczał.
- Nie poznajesz mnie generale? - zapytał Piloso.
Elf uważnie się przyjrzał sprawcom jego nieprzyjemnej pobudki. Trwało to chwilę nim zorientował się w sytuacji, a raczej nim jego umysł pokonał pijacką dezorientacje.
- Mędrcze to ty? Co tutaj robisz?
- Szukam ciebie, musisz mi pomóc.
- Chodzi o to jutrzejsze spotkanie Rady? Zawiodę twoje oczekiwania ale ja również marzę o końcu tego konfliktu.
- Moglibyśmy go zakończyć w oka mgnieniu, gdybyśmy ominęli dekret o górnej granicy służby i powołali wszystkich zbrojnych w naszym królestwie.
Kapitan słysząc mowę mędrca zaczął się niepokoić.
- Panie, o czym wy mówicie?!? Co chcecie zrobić?!? To jest zdr...
Kapitan nie dokończył zdania. Piloso w oka mgnieniu wyciągnął sztylet, który ukrywał pod swoją szatą i wbił go prosto w szyje młodego dowódcy. Przerażony Jo’gan zaczął uciekać ale szlachcic precyzyjnie rzucił sztylet prosto w plecy młodzieńca. Spokojnie zmierzał do próbującej się podnieść ofiary. Wyciągnął ostrze z pleców dezertera, a następnie bez krzty zawahania poderżnął mu gardło.
Samsen nie krył zdziwienia.
- Jeśli jesteś skłonny do morderstwa w celu ochrony twego planu to wnioskuje, że nie wszystko mi powiedział o swoich zamiarach Piloso – stwierdził nie kryjąc swojego ogromnego zdziwienia, ale niezbyt się przejmując śmiercią rodaków - Co ty skrywasz przede mną?!
- Znasz odpowiedź. Odnajdziesz ją się w swoich koszmarach. Ma je każdy elf, który przeżył już ponad tysiąc lat. Zapomniany konflikt, który pozostawił na nas swój ślad, zarówno w umyśle - Piloso podwinął rękaw swojej szaty ukazując blizny po oparzeniach - Jak i te na naszym ciele. Pełno mam takich ran, a w moich snach widzę bestie, przy których minotaury wyglądają marnie.
To wyraźnie dało do myślenia Samsenowi. Dobrze wiedział, że Piloso ma racje, rzeczywiście tajemnica koszmarów najstarszych elfów pozostawała nieodkrytą tajemnicą. Uznawano je za efekt uboczny nieśmiertelności, jednak generał nigdy nie mógł uwierzyć w to tłumaczenie.
- Co ty planujesz?
- Przywrócić elfom dawną potęgę, która umożliwi nam szybkie pokonanie minotaurów. Nie wiadomo jakie bestie czają się u naszych granic. Nasze sny kryją zbyt wiele tajemnic, które stanowią dla nas ostrzeżenie.
- Czyli tak naprawdę … Nie wiesz czy nam coś zagraża oprócz tych rogaczy. Chcesz wywrócić nasze królestwo do góry nogami nawet nie mając pewności?! A jeśli te stwory z naszych snów zostały w tamtych konfliktach wybite?! - Samsen załamał ręce - Co ja plotę, przecież nawet nie wiesz czy są prawdziwe. Inni mędrcy przecież głoszą, że to tylko wymysły naszych wymęczonych wiecznością umysłów.
- Oszukujesz sam siebie. Bestie ze snów mordowały dziesiątki naszych. Elfy nie stanowiły dla nich żadnego zagrożenia. Może masz racje co do tego czy nie wybiliśmy tych stworów co do nogi, ale nie mamy pewności, a więc zagrożenie nadal jest aktualne i musimy być na nie gotowi. Tylko nasza liczebność może dać nam zwycięstwo.
- Posłuchaj sam siebie - zirytował się Samsen - Chcesz dokonywać haniebnych czynów tylko dlatego, że najstarszym elfom śnią się bestie po nocach.
Piloso po tych słowach w końcu zrozumiał, że generał nie jest w stanie zrozumieć zagrożenia póki mędrzec nie objaśni mu dokładnie przyczyn występowania tych koszmarów.
- Powiedz generale... Czy pamiętasz swoich rodziców?
- Że co?
- Czy pamiętasz swoich rodziców - powtórzył mędrzec - Zwykłe, proste pytanie.
Upadły bohater ku swemu zaskoczeniu musiał przez chwilę się zastanowić… To było dziwne… Tak banalne pytanie sprawiało mu wiele problemów.
- Oczywiście, że ich pamiętam - nadal próbował udawać pewność siebie - Pochodzimy ze wsi. Mój ojciec zginął bohatersko a matka...
Samsen zamilkł.
- Co się stało generale?
- Nie pamiętam matki... Znaczy świtają mi pewne sceny, ale...
- Pamiętasz na pewno ją przy okoliczności śmierci twojego ojca. Na pogrzebie lub gdy przywieźli jego ciało. A powiedz mi na jakiej wojnie zginął?
- To oczywiste, że na wojnie z tymi rogatymi bestiami z południa.
- Na pewno?
Samsen gwałtownie tracił pewność siebie, jakby kolejne pytania szlachcica odbierały mu wszystko co uważał za podstawę prawdy.
- Jeszcze chwila i podważysz nawet moje imię.
- Właściwie „Samsen” to staroelfickie imię. Brak środkowego akcentu wskazuje na to, że ma ono ponad tysiąc lat.
Generał był coraz bardziej zdezorientowany.
- Dlaczego pamiętam tylko takie rzeczy? Dlaczego nie jestem w stanie zapamiętać czy moja matka nadal żyje?
- Odpowiedź jest prosta. Ojca miłowałeś ponad życie a jego strata była jednym z najboleśniejszych wydarzeń w twoim życiu. Twoja matka najprawdopodobniej nie umarła, przynajmniej póki żyłeś pod jej dachem. Później jak się usamodzielniłeś przestałeś ją odwiedzać i o niej myśleć i tak powoli odchodził jej obraz w niepamięć, bowiem nie wiązałeś z nią żadnego bolesnego wspomnienia. To właśnie ból towarzyszący niektórym wydarzeniom sprawia, że je pamiętamy.
- Wiem, że przez naszą nieśmiertelność wiele rzeczy nie jesteśmy w stanie zapamiętać, ale myślałem, że zapomnienie dotyczy wszystkich zdarzeń, oczywiście oprócz takich, które ciągle musimy przywoływać jak znajomość pisma, walki, twarze osób w rodzinie...
- To właśnie bolesność niektórych chwil sprawia, że do nich wracamy. Tak jak bolesne rany z dawnych wojen, czy druzgocące nasze dusze wydarzenia jak śmierć tych których najbardziej umiłowaliśmy. Samsenie, zrozum. To nie są tylko sny. To dawne wspomnienia, które przez to, że były wyjątkowo przerażające i bolesne, non stop są wspominane mimowolnie przez nasze umysły w momencie kiedy nie mamy kontroli nad naszymi myślami, czyli w czasie snu.
W końcu słowa Piloso zaczęły docierać do armisty.
- Nadal nie wiemy co się wtedy wydarzyło, pamiętam tylko stwory przypominające te z naszych legend. Czy to możliwe że to co uznawaliśmy za zmyślone podania jest tak naprawdę ustnym wspomnieniem dawnych wojen?
- A pamiętasz jak kończyły się te legendy?
- "I tak elfy wypędziły bestie z królestwa dając nam pokój. Wspominajmy tych bohaterów, bo nie wiemy czy kiedyś nie będą musieli powrócić jeszcze raz aby stanąć do walki z potomstwem zła oraz nocy" - generał zacytował wers kończący niemal każdą elficka legendę.
- No to więc jak będzie generale? Pozwolisz aby te poczwary powróciły i wybiły nas, czy może razem odbudujemy dawną potęgę naszego królestwa?
Samsen bił się przez chwilę z myślami. Nie wiedział co ma zadecydować. Musiał to wszystko rozważyć. Jednak miał świadomość, że czas mimo jego nieśmiertelności nie jest mu przy tym wyborze dany.
Cytat:Ówczesne elfy, którym wiele pokoleń później nadano nazwę „pradawnych elfów”, (ewentualnie „pierwszych” lub „białych”, co odnosiło się do ich wręcz nienaturalnie jasnej karnacji, skóry oraz włosów)
Stop.
Raz: Dziwnie zaczęte. Od trochę nieodpowiedniego, jak na rozpoczęcie zdania, słowa.
Dwa: Te elfy były, jak rozumiem, praszczurami elfów "obecnych", tak? Cofamy się w dziejach przecież. Wyraz "nienaturalnie" jest tu nie na miejscu. U nich to było naturalne, wówczas tak malowały się normy. Tak jak homo sapiens był u swego zmierzchu troszkę bardziej oszemłany. Nazwać to "nienaturalnym" byłoby szczytem... niczego dobrego.
Napisz, że po prostu byli białej karnacji. Karnacja tyczy się skóry, piszesz tak, jakbyś o tym nie był w ogóle świadom, rozdzielasz to. Poza tym doradzam napisać o tym jakoś dostojniej. Trochę głupia rada, powiesz, bo w sumie o co mi chodzi, nie? Dość powiedzieć, że styl masz ubogi, a tego typu nacechowane legendarnością opowieści powinny być pisane, że się tak wyrażę, tolkienowskim językiem, językiem fantasy, coś na pograniczu dawnych epok a własną inwencją, dyktowaną przez stworzone uniwersum. To dosłownie wymóg. O co chodzi? Ano doradzam czytać i podpatrywać tam, gdzie już coś osiągnięto. Wspomniany tolkien prawdopodobnie nie byłby zły, żeby daleko nie szukać.
Cytat:Było to dosyć mylną nazwą, ponieważ „równinami” nazwano w rzeczywistości niejednolity krajobrazowo teren, w którym można było odnaleźć zarówno łąki jak i lasy a w niektórych regionach dominowały wyżyny (a nie jak wskazywała nazwa – niziny).
Aś namieszał. Równina nie ma w nazwie ani krzyny ze słowa "nizina". Choćbyś nie wiem, jak się starał, aby było odwrotnie; nic tu na niziny nie wskazuje, co bredzisz, autor? Zanim coś napiszesz, zanim zamieścisz - koniecznie i nie szczędząc czasu korzystaj z internetu. Względnie encyklopedii. Równina może być częścią wyżyn (tudzież nizin itd), słabo to przystaje do tego, coś napisał; łąki i lasy to też żadna osobliwość. Trudno w ogólę dociec, jaka myśl ci przyświecała w tym opisie.

Szermujesz słowem przepych (nie tylko nim). Opisując bogactwa (noe tylko, bo i biede, i cokolwiek zgoła) nie pisz bezpośrednio, że coś było bogate. To najgorsza z możliwości. Nie bierz chcę, żebyś brał to jako żelazną zasadę; czasem można nazywać rzeczy po prostu po imieniu, ale tutaj mile widziany by był opis tego przepychu, nie zaś tak dramatyczna droga na skróty. Ten tutaj opis...
Cytat:Miasto tętniło przepychem. Marmurowe monumentalne budowle oraz liczne kolumny przykuwały uwagę nowo przybyłych. Elfy ostariańskie, podobnie jak i ich pobratyńcy imponowali przepychem również w ubiorze. Nie stronili od nieskromnych ozdób ze złota i kamieni szlachetnych. Nosili długie szaty z najdelikatniejszych znanych wówczas materiałów, chętnie ubierali również futra.
...to basen narracyjnych grzechów. Pisać ubogo o bogactwie i sytości - to już samo w sobie jest paradoksem! Obrazu nie malujesz tu nam żadnego, nie widzimy tu dosłownie NIC. A jak coś już występuje (umówmy się, że są "budowle", czyli bąk jeden wie, co takiego dokładnie, oraz kolumnady chyba jakieś, też nic nie wiadomo, poza tym, że najpewniej marmurowe - sic!) to jest to zawieszone w próżni, osamotnione i tylko w budulec i mętne kontury obdarzone. Masz, czytelnik, i wymyśl se krajobraz sam! - mówi tekst.
Banaliza, autorze. Złoto i klejnoty? Wstyd. Łatwizna, buble. Szkoda, bo lecą naprawdę punkty ujemne, w ogóle się nie przykładasz. Ja rozumiem, że to są momenty nieistotne wielce a nudne. Kto by chciał czytać o architekturze i modzie antycznej, tak w ogóle? A co dopiero o tym pisać. Ale realia budować warto, ba, trzeba, i broń boże jechać kalką i banałami. A nade wszystko - trzeba zbywać się cech niestaranności w tekście, olewki i zwykłej popeliny. Trzeba się przyłożyć Smile i musi to być widać. Przyłożyć tak, no wiesz, ponad własne siły. Posiedzieć trochę, poczytać coś, zebrać te wiedze nową i trochę nam namalować tych budynków i bóg wie komu potrzebnych kolumn. Zrób sobie taki sprawdzian. Poczytaj trochę docenionych już autorów i notuj sobie, w ilu momentach ty nie potrafiłbyś tak ubrać w szczegóły, w wyszukane szczegóły, opisywanego obrazu. W ilu momentarz pisarz ci pokazał swoją wyższość nad tobą; że się bardziej nadaje do snucia gawędy. Dla przykładu poczytaj też o bogactwach, dowiedz się trochę o nich; złota i srebra się należy wręcz wystrzegać; nuda i monotonia.
Tak tylko radzę skromnie.
Pobratyńcy to też niezbyt poprawny wyraz. Mozna upatrzeć się słowotwórstwa, ale coś mi się widzi, że tutaj akurat jest to zwykłą gafą u ciebie.

Od strony technicznej jest tragicznie, nie łudź się. Kruk też, głowę stawię, widzi to i wie (przecinki czy literówki, to betka), jeno nic o tym nie mówi (no... dopuszczam moją omyłkę, oczywiście, w głowie kruka nie siedzę, ale coś tak czuję). Nie wiem, czemu ludzie boją się takie prawdy autorom objawiać. Tu ekspertem być nie trzeba, starczy trochę czytywać. A taki sygnał autorowi nie zaszkodzi - bo jest prawdziwy. Tak, puszę się i wywyższam nynie, doda mi to prestiżu (to dla moich ulubieńców, którzy mnie mają za mistrza pióra ponoć. Przekąśliwie). Jakkolwiek by nie było, historia, choćby nie wiem jak bardzo złotawym runem szyta, jest unużana w szlamie formy, no, cokolwiek lichej a infantylnej. Naiwne są opisy, naiwnie pusty, nienaturalny jest świat, dziecinne podejście jest do przedstawiania realiów, społeczności elfickiej, etc. To bije i wonia z utworu na staje. Piszę ten komentarz na raty, bo z niechęcią tekst przyswajam, ale sobie obiecałem, że przeczytam a wypowiem się nader pomocniczo, jak nie ja. Czyli udzielę rad profana, ale jednak rad. Ponadto ja też tak zaczynałem - tyle że ja się poddałem, bo pulpa mi wychodziła i wychodzi nadal - także budzi to mój sentyment. A nuż, może ty się nauczysz. Wracając jednak - ja czytam i pisze na raty, ale dziś zdecydowałem się też na raty komentarz wrzucić. Co z tego, że się rozpędzę, a ty np i tak mi zacytujesz naszego ś.p. prezydenta. Zatem ten post niech będzie pierwszą ratą. A to dlatego, że już widzę w drugim... rozdziale?... że znowu ci przepychy w głowie. A sytuacja o Placu Rozkoszy, to sromotna porażka. Dobra, nawet pomysł da się obronić (a durna ta konstrukcja, że hej; nieważne, czy to u elfa czy człowieka by było) - ale chociażbyś go sprawnie napisał! Tymczasem jest znowuż dziecinnie. "trunki alkoholowe"Undecided informacja, że pito je w knajpachUndecided. albo "Tylko w tym jednym miejscu elfy dopuszczały się kradzieży czy nawet zabójstw.".... ja nawet komentarza do tego nie znajduję. A własnych sugestii dawał nie będę, co to to nie. Już i tak jestem mistrz pierza.

podsumowując: marnujesz czas. my tutaj, ktokolwiek tutaj, sobie możemy czytać i dywagować, starać coś doradzić, odradzić, ale ty potrzebujesz przede wszystkim przykładów, wzorców, rozeznania w środowisku. czytaj, waść, więcej, bo ręce dam mydłem wyszorować, że czytasz za mało, a przynajmniej mało analitycznie. to powinna być pierwsza lekcja dla ciebie, a ty pewno, tak jak to było u mnie zresztą, poczytaleś ze dwie pozycje o spiczastouchach i już się palisz do swojej wersji, bo masz jakiś tam błyskotliwy pomysł.
i, bój się boga!, popraw te teksty! literówki masz juz dwie w samym pierwszym akapicie (tekst drugi)
wrócę, o ilę mi się nie powie spieprzaj dziadu.
1. Czytając twoją wypowiedź miałem wrażenie, że napisała ją osoba próbująca każdym swoim zdaniem dać do zrozumienia "jaki ja jestem wspaniały w operowaniu słowem pisanym". Udzielenie rad nie było twoim celem, a raczej wydaje się mi, że twój komentarz miał na celu poniżenie mnie. Chciałoby się rzec - "przerost formy nad treścią".

2. Oczywiście, że wyrażenie "nienaturalne" tutaj pasuje. Narrator prezentuje przeszłe wydarzenia, późniejsze elfy są bardziej ludzkopodobne. Zupełnie jakbyś powiedział, że małpia gęba u człowieka jest czymś naturalnym bo w odległej przeszłości to stanowiło normę.

3."Napisz, że po prostu byli białej karnacji. Karnacja tyczy się skóry, piszesz tak, jakbyś o tym nie był w ogóle świadom, rozdzielasz to." Rzeczywiście mogłem inaczej to ująć.

4."Poza tym doradzam napisać o tym jakoś dostojniej. Trochę głupia rada, powiesz, bo w sumie o co mi chodzi, nie? Dość powiedzieć, że styl masz ubogi, a tego typu nacechowane legendarnością opowieści powinny być pisane, że się tak wyrażę, tolkienowskim językiem, językiem fantasy, coś na pograniczu dawnych epok a własną inwencją, dyktowaną przez stworzone uniwersum. To dosłownie wymóg. O co chodzi? Ano doradzam czytać i podpatrywać tam, gdzie już coś osiągnięto. Wspomniany tolkien prawdopodobnie nie byłby zły, żeby daleko nie szukać."

Mówiąc szczerze dosyć dużo czytam co jest związane z moim wykształceniem, ale niestety najczęściej są to książki historyczne a nie fantasy. Zmierzam do tego, że mimo iż w opowiadaniu pojawiają się stwory rodem z fantasy to jednak podchodzę do tego jak do opowiadania historycznego. Oczywiście, że mam ubogi język literacki i nie ukrywam tego. Moim atutem jest natomiast wiedza historyczna a ciekawe epizody dziejów ludzkości pozwalają mi kreować interesującą fabułę osadzoną w realiach fantasy. Mam ogromną wyobraźnie, ale również ogromne problemy z przeniesieniem ją na papier.

5. "Aś namieszał. Równina nie ma w nazwie ani krzyny ze słowa "nizina". Choćbyś nie wiem, jak się starał, aby było odwrotnie; nic tu na niziny nie wskazuje, co bredzisz, autor?" Definicja niziny od cioci wikipedii:

Nizina – równinna lub prawie równinna wielka forma ukształtowania terenu, obszar leżący na wysokości od 0 do 300 m n.p.m..

Ale ty również masz racje ponieważ tereny równinne mogą występować rownież na wyżynach, jednakże teren wyłącznie równinny na co mogła wskazywać nazwa, jest charakterystyczny jedynie dla nizin. Stąd to moje wyjaśnienie.


6. "...to basen narracyjnych grzechów. Pisać ubogo o bogactwie i sytości - to już samo w sobie jest paradoksem! Obrazu nie malujesz tu nam żadnego, nie widzimy tu dosłownie NIC. A jak coś już występuje (umówmy się, że są "budowle", czyli bąk jeden wie, co takiego dokładnie, oraz kolumnady chyba jakieś, też nic nie wiadomo, poza tym, że najpewniej marmurowe - sic!) to jest to zawieszone w próżni, osamotnione i tylko w budulec i mętne kontury obdarzone. Masz, czytelnik, i wymyśl se krajobraz sam! - mówi tekst."

Interesujące jest, że mimo tego co mówisz dokładnie opisałeś to tak jak ja to widziałem podczas pisania. Mimo wszystko masz racje - opisy nie są moją stroną i z każdym kolejnym tekstem staram się nad tym pracować.

7. "Kto by chciał czytać o architekturze i modzie antycznej, tak w ogóle? A co dopiero o tym pisać.(...) Posiedzieć trochę, poczytać coś, zebrać te wiedze nową i trochę nam namalować tych budynków i bóg wie komu potrzebnych kolumn."

Sam sobie odpowiedziałeś po co te kolumny. Kolumny to cecha charakterystyczna antycznego budownictwa.

8. "Pobratyńcy to też niezbyt poprawny wyraz. Mozna upatrzeć się słowotwórstwa, ale coś mi się widzi, że tutaj akurat jest to zwykłą gafą u ciebie."

Zgadza się. Mój błąd. Powinno być - pobratymcy

9"Od strony technicznej jest tragicznie, nie łudź się."

Nie łudzę się, znam swoje ograniczenia odnośnie zdolności pisarskich. Jednakże, głowa jest pełna pomysłów. Wrzucam tutaj teksty aby osoby posiadające znacznie większe umiejętności pomogły mi w tej materii

10. "Jakkolwiek by nie było, historia, choćby nie wiem jak bardzo złotawym runem szyta, jest unużana w szlamie formy, no, cokolwiek lichej a infantylnej. Naiwne są opisy, naiwnie pusty, nienaturalny jest świat, dziecinne podejście jest do przedstawiania realiów, społeczności elfickiej, etc.(...)"

No i tutaj mamy różne podejście. Mnie osobiście nudna fabuła odrzuca nawet gdy autor poda to w ładnej formie.

11. "A sytuacja o Placu Rozkoszy, to sromotna porażka. Dobra, nawet pomysł da się obronić (a durna ta konstrukcja, że hej; nieważne, czy to u elfa czy człowieka by było) - ale chociażbyś go sprawnie napisał! Tymczasem jest znowuż dziecinnie. "trunki alkoholowe"Undecided informacja, że pito je w knajpachUndecided. albo "Tylko w tym jednym miejscu elfy dopuszczały się kradzieży czy nawet zabójstw.".... ja nawet komentarza do tego nie znajduję. A własnych sugestii dawał nie będę, co to to nie. Już i tak jestem mistrz pierza."

Durna konstrukcja? Według ciebie segregacja ludności, zamknięta getta czy slamsy to czysta fikcja? Big Grin

12. "podsumowując: marnujesz czas. my tutaj, ktokolwiek tutaj, sobie możemy czytać i dywagować, starać coś doradzić, odradzić, ale ty potrzebujesz przede wszystkim przykładów, wzorców, rozeznania w środowisku. czytaj, waść, więcej, bo ręce dam mydłem wyszorować, że czytasz za mało, a przynajmniej mało analitycznie. to powinna być pierwsza lekcja dla ciebie, a ty pewno, tak jak to było u mnie zresztą, poczytaleś ze dwie pozycje o spiczastouchach i już się palisz do swojej wersji, bo masz jakiś tam błyskotliwy pomysł.
i, bój się boga!, popraw te teksty! literówki masz juz dwie w samym pierwszym akapicie (tekst drugi)
wrócę, o ilę mi się nie powie spieprzaj dziadu."

Mówiąc szczerze, gdybyś ograniczył się jedynie do obiektywnemu wypunktowaniu niedoskonałości mojego tekstu (mam świadomość, że jestem dosyć kiepski w pisaniu), przyjąłbym je do wiadomości podziękował oraz próbowałbym poprawić w następnym tekście a tak nie wiem jak traktować twój komentarz. Myślałem, że publikacja na tym forum ma również na celu ukierunkowanie a nie zniechęcenie, czy też naśmiewanie się z mniej uzdolnionych miłośników pisania. Oczekiwałem opinii nawet tych nieprzychylnych i bezpośrednich, a nie naśmiewania się i traktowanie jak jakiegoś "nieuka" lub "idiotę".
Nie wiem, ile nieuctwa i idiotyzmu jest w tobie, ale w tekście trochę tego przebija. Tak, ja wiem, że ja powinienem mimo wszystko głaskać, choćbym się wzdragał, ale nie umiem, kiedy brak mi powodu. I tak się miło zaskoczyłem, że oprócz odebrania moich intencji za niecne i pyszałkowate, jakaś tam pokora się pokazała (notabene ja JESTEM wspaniały w operowaniu właściwie wszystkim). Mówię do ciebie z pozycji równiachy, a nawet niższej, bo ja się w pisaniu poddalem, a ty jeszcze walczysz. Sęk jeno w tym, że słodzić nie zamierzam. Musiałbym mieć powód.
Cytat:małpia gęba u człowieka jest czymś naturalnym bo w odległej przeszłości to stanowiło normę.
poprawka. małpia gęba u człowieka BYŁA czymś naturalnym W ODLEGŁEJ PRZESZŁOŚCI, bo w odległej przeszłości to stanowiło normę. a przypominam, że właśnie o pradziejach tu mowa. logika.
Cytat:a ciekawe epizody dziejów ludzkości pozwalają mi kreować interesującą fabułę osadzoną w realiach fantasy.
oh, no to trzymam za słowo. i przejaw wiary w siebie, to nie jest od razu deficyt modestii, ale gdybym był wscibski, mógłbym coś pisnąć, a la "jakiż to ja jestem wspaniały...". spokojnie, bez nerwów, nie szukaj we mnie perwera, co lubi tanczyć na cudzych truchłach. po co mi to?

Nizina to nizina, nie równina. Proste. Śmiesznie brzmi, gdy mówimy o dżemie, ale dodajemy, że nie był to produkt podawany z lady - jak sugeruje nazwa marmolada. Nazwa sugeruje równine, nie nizine, nie bez kozery się to rozróżnia; ja bym zalecał zmienić, ale jak widzisz w tym prztyczek dla mej chorej uciechy, to ci się nie dziwie i na pochybel chociażby zostawisz, okej.

Wiesz, ten plac jest skrojony na wyrost i naiwny. "Tylko w tym jednym miejscu elfy dopuszczały się kradzieży czy nawet zabójstw" no prosie cie. Chlew dla świń, gdzie się nuża w kale, a dzikich świń za zagrodą nie ma w ogóle, no prosie cie. Ponadto prędzej takie przybytki się równało z ziemią, zostawały samoistnie przenoszone, niż izolowało. Zamykanie miało miejsce w odwrotnych sytuacjach - to nie na promenadę zamtuzów, a na dzielnice bogaczy droga stała zamknięta i strzeżona.

Nadal masz literówki, nadal w rzyci ci fakt, że czytelnikowi to przeszkadza, a dla ciebie to pięć minut, żeby poprawić. Masz świadomośc swojej niepoprawności, a jednak gwizdasz na to. Czemu? Wiesz, czemu ja ci udowodnie, że warto się zatrzymać, nie galopować dalej w fabułę, a poprawiać treść jak i warsztat, który dotąd się pokazał w twoim dziele? Bo mam wrażenie, że ci to pomoże. Nie inaczej. Mi laurów nie zapewni, mnie tu się nie lubi, bo mówię szczerze i kolę w oczy. Od dyplomacji są inni.

A teraz doczytam dalej.
Cytat:Nie będę dalej prowadził tej bezsensownej wojny, pora aby królestwa elfów i minotaurów połączył sojusz.
musisz być bardzo otrzaskany w historii, rzeczywiście. ja znam niewiele przypadków, gdzie narody lejące się po ryjach od setek lat zapewne, planują się nie tylko godzić, a gdzie tam, ale od razu jednoczyć w sojuszu.
Cytat:- Jesteś tym, który sprzeciwia się naszemu królowi. Wracaj na swoje miejsce albo od ręki skrócę cię o głowę – odparł strażnik.
no no. historyczność pełną gębą. co środa straż się tak do chłopów, łyczków i szlachty zwracała. a potem ich do jednej jamy. nie będzie nam bogach pluł w twarz!
Cytat:krople zaczęły bruździć na malowaną kamienną posadzkę.
na pewno nie zaczęły bruździć.
normalnie bym znowu przerwał czytanie i doradził korekte (podstawową, eliminującą potknięcia typu literówka, bo masz ich sporo), ale znowu se wyczarujesz, że przyszedłem się puszyć i natrząsać, a potem brandzlować do lustra. to są silne przewiny, mam ci za to dawać cukierka? to tak funkcjonuje dydaktyka?
Cytat:-… Utracicie swoje przywileje a Radę Mędrców zastąpi Rada Generałów, jak widzicie… – władca wskazał na gwardzistę, który uderzył Kont’uma - …Armia również ma dosyć waszych ciągłych wojenek. Wy cieszycie się swoją niezagrożoną nieśmiertelnością a my musimy ginąć na polach bitew. To dobiegło końca!
no kolego. pogratulować wykształcenia, podobno okołohistorycznego. żołnierze, którzy nie chcą bitki? a to ci checa. nie mam słów.
no sory, ale jak bym się nie starał, chwalić cię nie mogę. toż to absurd na biegunach!
I w dodatku Rada Mędrców, domagająca się trwania konfliktu, ma zostać zastąpiona przez zbrojną radę. HAH! Ta nowa rada ma miłować pokój. Całkiem rozsądne, biorąc pod uwagę, że nie będzie miała zajęcia, bo jej profesja, wojna czyli, cokolwiek ucierpi.
Z całym szacunkiem, ale zalatuje pozerstwem.

Ah ten przepych. Cudne słowo.

Cytat:- Nie osądzam cię. Nie ma w tym żadnego subiektywizmu. Po prostu obiektywnie stwierdzam prawdę.
no dobra, Sapkowski też szasta ahistoryzmami. posłużę się tym cytatem na koniec. obiektywnie stwierdzę, że nie ma co stwierdzać. pisz po swojemu, jesteś w tym wystarczająco dobry; z pewnością "interesująca fabuła osadzona w realiach fantasy" obroni się sama i porwie masy.
a jakbyś jednak chciał nad sobą popracować, to próbuj na rozlicznych forach, nie tylko tu, bo tu ostatnio głucho i ciemno, ale wszedzie tam, gdzie komentują. na pewno ktoś da po radzie, dwóch, a ty międzyczasie sięgnij po fantasy, zresztą po historyczne pozycje też, bo coś mi się widzi, że nie te historie czytasz.
Uff, przebrnąłem. Zapowiada się ciekawie tylko popraw te błędy! Jest ich tyle, że nie ma sensu ich nawet wypisywać. Jednak powtarzam: zapowiada się ciekawie.
Miriad, nie raz i nie dwa mocarstwa z natury wrogie zawierały sojusze, gdy miały akurat w tym interes. Ot choćby Ententa: Rosja, Francja i Wlk. Brytania - trzy całkowicie wrogie sobie mocarstwa. W Rosji do czasu Ententy nie można było grać Marsylianki, a Anglia walczyła z Francją od wojny stuletniej.
i jaki ma interes elf z minotaurem, w pustym, bo tak wygląda, świecie?
Tego, czy jest pusty jeszcze nikt nie wie.
(25-03-2014, 18:05)miriad napisał(a): [ -> ]i jaki ma interes elf z minotaurem, w pustym, bo tak wygląda, świecie?

No niestety dla mnie, a ku twojej uciesze padł mi dysk z tym opowiadaniem. Nie wiem czy uda mi się wrócić do tego opowiadania, więc wyjaśnie mój zamiar:
1. Minotaury są strażnikami więzienia prabestii -istot, które regularnie niszczą na ziemi życie, Gdy kończą ucztować (czyli wtedy gdy nie ma już prawie nic do pożarcia)zapadają w głęboki letarg. Później, gdy flora i fauna odnawia się, ponownie budzą sie... i tak w kółko
2. Było tak aż do pojawienia się pradawnych elfów. Ta nacja złączyła wszystkie inne przez co zebrano wystarczająco siłę aby pokonać prabestie i zamknąć je w podziemnym więzieniu.Na strażników wyznaczono minotaury.
3. Później doszło do kolejnych wojen elfów o przywództwo w umierającym sojuszu, który po pokonaniu pragadów nie miał prawa bytu.
4. Samsen swoje rany odniósł właśnie w trakcie jednej z takich wojen, a mianowicie krwawego konfliktu ze smokami. Elfy były bliskie porażki, jednakże niewolnicza rasa Jasuarów (gady o ludzkiej sylwetce) zbuntowała się wobec smoczej władzy - to doprowadziło do pokonania smoków.
5. Niestety wojna wykończyła militarnie królestwo elfów. Wtedy jeden z elfickich władców zwany później szalonym uznał, że prabestie są istotami, które można przy odpowiednich metodach kontrolować. Mając taką siłę odnowiłby potęgę jego rasy. Zaczął niszczyć wszelkie dowody istnienia dawnego konfliktu świadczące o niebezpieczeństwie towarzyszącemu uwolnieniu prabestii.
6. Szalony król zostaje obalony za sprawą interwencji minotaurów oraz buntu wtajemniczonych w plany władcy generałów, którzy uznali je za nierealne. Próbowano zataić ten niewygodny dla elfów epizod z ich historii. Jednym ze skutków było to, że cała dynastia została zamordowana. Oprócz jednego z synów władcy, który odznaczył się bohaterstwem w trakcie smoczych wojen - Ahylion. Mimo to działania szalonego wadcy przyniosły skutek. Elfy zapomniały o pradawnych konfliktach. Jednocześnie arystokracja zaczęła pchać się do władzy. Wymusili redukcje wojska (elf mógł służyć w armii tylko 100 lat) jednocześnie chcąc trzymać generałów z dala od stolicy doprowadzili do konfliktu z minotaurami (tylko nieliczni znali prawdziwe przyczyny interwencji minotaurów, zatem większość uważała ją za zwykłą napaść, a więc popierali koncepcje zniszczenia tej nacji )
7. Wśród magnatów szczególne znaczenie zaczął nabierać jeden możny - Piloso.
8. Tymczasem pewien skromny elficki bibliotekarz odkrywa stare księgi z czasów szalonego króla, które nie zdołali zniszczyć zwycięscy generałowie. W jednej z ksiąg odnalazł zapisek, że Ahylion przybrał nowe imię. Brzmiało ono - Piloso.
9. Na koniec dodam, że Piloso, a właściwie Ahylion kilkakrotnie uratował życie Samsena, dlatego ten mu tak ulega, czując w głębi duszy obowiązek spłaty tego długu.
tak, skaczę z zachwytu, że ci projekt wziął w łeb, widzę, ze się rozumiemy doskonale. misja wykonana, a teraz ide się plawić w rozkoszy.
jak uważasz, że masz pomysł, warto sie przyłożyć. ja też już ratowałem swoją powieść. gucio z tego wyszło, ale jakieś 50% sie zachowało.
1. W przeciwieństwie do ciebie uznaje odmienne zdanie i nie uważam swoje za absolut prawdy. Twoja pycha jest tak absurdalna, że w pewnym momencie przestaje irytować, a zaczyna śmieszyć człowieka. Naprawdę chce wyciągnąć na przyszłość wniosków, a nie słuchać samouwielbienia w twoim wykonaniu. To nie pokora, bo wobec ciebie napewno jej nie odczuwam, tylko zwykła próba wyłapania z twoje bełkotu jakiś wniosków dla mnie na przyszłość.

2. załamujesz mnie tymi głupimi dyskusjami o małpich gębach i nizinach. moim zdaniem to nie zbrodnia, że użyłem takie sformułowania, a ty robisz się pewnie czerwony ze złości, że ktoś ma odmienne zdanie na ten temat. nie chce mi się wnikać. ale moim skromnym zdaniem, gdy ktoś myśli o wielkich równinach to ma skojarzenie zaraz z nizinami.

3. "Wiesz, ten plac jest skrojony na wyrost i naiwny. "Tylko w tym jednym miejscu elfy dopuszczały się kradzieży czy nawet zabójstw" no prosie cie. Chlew dla świń, gdzie się nuża w kale, a dzikich świń za zagrodą nie ma w ogóle, no prosie cie."

No nie bardzo, badania socjologiczne, psychologiczne wykazują, że środowisko mocno oddziałuje na nasze zasady oraz hierarchię wartości.

"Ponadto prędzej takie przybytki się równało z ziemią, zostawały samoistnie przenoszone, niż izolowało. Zamykanie miało miejsce w odwrotnych sytuacjach - to nie na promenadę zamtuzów, a na dzielnice bogaczy droga stała zamknięta i strzeżona."

To akurat głupia koncepcja. Nawet we współczesnym świecie mamy getta, a nie "równa się je z ziemią" lecz stara się je odizolować za pomocą oddziałów porządkowych.


"musisz być bardzo otrzaskany w historii, rzeczywiście. ja znam niewiele przypadków, gdzie narody lejące się po ryjach od setek lat zapewne, planują się nie tylko godzić, a gdzie tam, ale od razu jednoczyć w sojuszu."

krótko i na temat powojenna europa - organizacje poprzedzające utworzenie UE powstały zaledwie kilka lat po wojnie pomiędzy francją a niemcami/ jednoczenie się greckich państewek przy inwazji persji/ wszelkie organizacje utworzone przez papiestwo przeciwko ekspansji islamu, po jednej stronie francuscy i angielski żołnierze w czasie krucjat a chyba wojny stuletniej nie trzeba ci objaśniać itd.


"no no. historyczność pełną gębą. co środa straż się tak do chłopów, łyczków i szlachty zwracała. a potem ich do jednej jamy. nie będzie nam bogach pluł w twarz!"

któryś z piastów oślepił swojego brata. myślisz, że on sam wydłubał możnemu oczy, czy może jeden ze strażników za zgodą króla? druga sprawa opisałem jeden incydent a ty mi walisz tu "co środa" - kolejna próba głupiego doczepienia się do czegoś?


"no kolego. pogratulować wykształcenia, podobno okołohistorycznego. żołnierze, którzy nie chcą bitki? a to ci checa. nie mam słów.
no sory, ale jak bym się nie starał, chwalić cię nie mogę. toż to absurd na biegunach!"

Posłuchaj sobie niektórych wywiadów amerykańskich żołnierzy z czasów wietnamu. Gdy konflikt nie idzie po myśli wojaka, to wojak traci chęć do bitki.

"I w dodatku Rada Mędrców, domagająca się trwania konfliktu, ma zostać zastąpiona przez zbrojną radę. HAH! Ta nowa rada ma miłować pokój. Całkiem rozsądne, biorąc pod uwagę, że nie będzie miała zajęcia, bo jej profesja, wojna czyli, cokolwiek ucierpi.
Z całym szacunkiem, ale zalatuje pozerstwem."

Zwykła gadka króla - groźba w stosunku do możnych. Naturalne zachowanie, a czy zrobiłby to czy też nie to osobna kwestia


Nie mam wykształcenia historycznego, powiedziałem jedynie, że lubie książki historyczne. Nie oznacza to, że książki które czytam w ramach studiów dotyczą wlaśnie historii.
Ogólnie mam wrażenie, że jesteś jednym z tych kolesi, którzy gadają do lustra i przybijają sobie piątki z samym sobą. Może gdybyś ograniczył się do oceny tego tekstu, a nie mojej osoby to bym ci podziękował za opinie. Ty natomiast widzę, że bardziej niż tekst oceniasz jego autora. Osobiście wolę aby moją wiedzę sprawdzali profesorowie i doktorzy na mojej uczelni niż jakiś anonimowy koleś na forum, który zachowuje się jakby próbował taką pseudogadką nadrobić swoje kompleksy.

Nie lubię internetowych "pseudokonfliktów" bo siadając do neta po całym dniu pracy chce odpocząć, a nie dodatkowo podnosi sobie jeszcze ciśnienie. Lubie pisać opowiadania bo to mi po prostu sprawia przyjemność, nie oszukuje się, wiem, że te teksty często nawet nie są średnie. Ty natomiast na mnie naskakujesz jakbym był jakimś kolesiem, co zgrywa tutaj jakąś samozwańczą wschodzącą gwiazdę literatury. Wiem, że tak nie jest, ale lubie po prostu przelać na papier historie, które chodzą po głowie. więc ogólnie nie wiem po co ta cała spina z twojej strony.
okej okej, luz. wlasnie sie zdenerwowałem do czerwonosci i gryze pięść. idę się wieszać, a ty pisz swoje. przecież tylko mi sie nie podobaSmile reszta sie cieszy.
(25-03-2014, 23:51)miriad napisał(a): [ -> ]okej okej, luz. wlasnie sie zdenerwowałem do czerwonosci i gryze pięść. idę się wieszać, a ty pisz swoje. przecież tylko mi sie nie podobaSmile reszta sie cieszy.

no taaak oczywiście, że nie popieram twoich wypowiedzi na moj temat oznacza ze uwazam moj tekst za arcydzieło. daj spokoj.
Stron: 1 2