29-12-2013, 11:22
Gdy pojawił się Robek, zaczęła go zachwycać wolna przestrzeń, nieuchodząca jego zaprogramowanemu umysłowi. Od razu wiedział o tym, że jest dobrze, i tak ma być. Świat jest niesamowity. Wiadomo, że by tak stwierdzić, musiał go do czegoś porównać, bo wszakże nie ma dwóch światów, ale jednak to pomyślał - świat jest niesamowity. Powtarzał sobie to zdanie zawsze, gdy coś szło nie po jego zakodowanej i zależnej, mechanicznej myśli.
Kiedy tak przyglądał się temu, co było wokół niego i zastanawiając się nad własnym bytem, uwierzył w jakąś Siłę, która to zrobiła. Może właśnie owo otoczenie było tą energią.
Zauważywszy metalowe słupki i konstrukcje, zaczął je łączyć, a pierwszym jego połączeniem był dziwny cepik, z ostrym zakończeniem na jednym końcu. Później zbudował dom.
Nadal jednak czuł się samotny, postanowił więc wyruszyć w podróż za horyzont.
Dreptał tak, dreptał, aż w końcu znalazł się w ogromnej metropolii, zjadającej własne produkty w sposób identyczny dla robota.
Pierwsze, na co zwrócił uwagę, to inne maszyny, które choć wyposażone były w oczy i uszy, nie posiadały czegoś, co odróżniało Roberta od reszty – serduszka. Czerwone światełko rozjaśniało przestrzeń, a zimne roboty podążały za nim, w tłumie, jakby chciały je pochłonąć.
Uciekający robot schował się w wieży, która była centrum zasilania, otoczonym przez szare maszynki.
Robercik nie miał pojęcia, jak się zachować – czuł się odepchnięty, samotny i jedyny. Właśnie te uczucia doprowadziły do tego, że ową pierwotną konstrukcją przeznaczenia, prostym i ostrym cepikiem, wyrwał swe serce i umieścił w komorze na źródło zasilania.
Nagle jasność zarządziła w królestwie robotów. Jednakże, ich wyzwoliciel, wybawiciel i awanturnik – Robert – pozbawiony serca, samotny, odepchnięty i jedyny – został stłamszony przez tłum, a jego serce po dziś dzień jest uważane za źródło mocy.
Teraz śpij, cholero.
Kiedy tak przyglądał się temu, co było wokół niego i zastanawiając się nad własnym bytem, uwierzył w jakąś Siłę, która to zrobiła. Może właśnie owo otoczenie było tą energią.
Zauważywszy metalowe słupki i konstrukcje, zaczął je łączyć, a pierwszym jego połączeniem był dziwny cepik, z ostrym zakończeniem na jednym końcu. Później zbudował dom.
Nadal jednak czuł się samotny, postanowił więc wyruszyć w podróż za horyzont.
Dreptał tak, dreptał, aż w końcu znalazł się w ogromnej metropolii, zjadającej własne produkty w sposób identyczny dla robota.
Pierwsze, na co zwrócił uwagę, to inne maszyny, które choć wyposażone były w oczy i uszy, nie posiadały czegoś, co odróżniało Roberta od reszty – serduszka. Czerwone światełko rozjaśniało przestrzeń, a zimne roboty podążały za nim, w tłumie, jakby chciały je pochłonąć.
Uciekający robot schował się w wieży, która była centrum zasilania, otoczonym przez szare maszynki.
Robercik nie miał pojęcia, jak się zachować – czuł się odepchnięty, samotny i jedyny. Właśnie te uczucia doprowadziły do tego, że ową pierwotną konstrukcją przeznaczenia, prostym i ostrym cepikiem, wyrwał swe serce i umieścił w komorze na źródło zasilania.
Nagle jasność zarządziła w królestwie robotów. Jednakże, ich wyzwoliciel, wybawiciel i awanturnik – Robert – pozbawiony serca, samotny, odepchnięty i jedyny – został stłamszony przez tłum, a jego serce po dziś dzień jest uważane za źródło mocy.
Teraz śpij, cholero.