Via Appia - Forum

Pełna wersja: Superbohater
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Gdy się przebudziłem, oparty na prawej ręce, zmęczonym uchem dostrzegłem bzykającego owada. Gdybym zabił tę muchę, prawdopodobnie pająk, który miał ją zjeść zdechłby z głodu, co z kolei spowodowałoby niepojawienie się w przyszłości dzieci tego pająka, co kompletnie zahamowuje tak zwany ciąg życia. Ale koniec tych rozważań, czas skopać kilka dup złoczyńcom.
Wyleciawszy, jak to mam w zwyczaju, przez okno – zauważyłem dwóch przestępców, którzy przedsięwzięli kradzież torebki starszej już nieco kobiety. Młodzi ludzie, a staruszka owe monety wyda pewnie na kolejne figurki przeciwko uniwersalnej symbolice w świątyniach zakłamania, z których wczoraj ratowałem porwane dzieci. Tak czy siak, taki Megahipersuperczłowiek jak ja musi trzymać się sprawdzonych zasad.
Uderzyłem więc jednego od dołu w szczękę i kiedy tamten dopiero zorientował się, co się tu wyprawia, pozbawiłem go przytomności moją super-łydką. Miło. Jak zawsze, po rutynowej bijatyce, naszła mnie super-refleksja. Dotyczyła ona tego, iż każdy jest idealny. Bowiem zarówno najwyższy jak i najniższy dotykają skrajności, a idealność jest gdzieś po środku. Możliwe, że właśnie z tego powodu założyłem grupę Nadsprawni, w której to każdy członek ma jakieś odchyły. Gigaczujek jest niewidomy, Witaciosex nie ma nóg, Hypnohondrik ma schizofrenię. Ten, kto obdarzony słabym słuchem, zwykle miewa wyostrzony wzrok – o dopełnienie tu chodzi. Wzbudziło to zazdrość u Blacktitsa, toteż założył Organizację Brutalnych Ciot w okropnie dużym budynku z szyldem „Psychole są święci”, na który właśnie miałem okazję spojrzeć. Tu jest więcej niż dwie strony. Przyczyny i skutki powodują galimatias w naszych, ciągle jeszcze ludzkich, umysłach.
Natknąłem się na stosik zwłok, co wywołało u mnie nieodparte pragnienie znalezienia Blacktitsa i rozwalenia jego pustego łba o świeżo położone płyty chodnika. Stał na dachu, wiecznie uśmiechnięty. Patrzyłem na niego z super-grozą.
- Ja tu tylko sprzątam - odparł trzymając pistolet.
Wpadłem w gniew.
- Dobrze, że jesteś – piszczała menda – Właśnie zastanawiałem się, czy mrówki mają świadomość bycia. Co o tym myślisz?
- To kolejna perspektywa wśród perspektyw.
- Pochwalasz subiektywizm? Dlaczegóż więc bijesz złodziei?
- Lepiej się po tym czuję.
- Ja też się lepiej czuję po podłożeniu nóżki istocie pozornie myślącej.
Czym prędzej wskoczyłem na owy dach, tym samym zbliżając się w powietrzu do króla przestępczości.
- Wypierdzielać proszę – rzekłem z niemałą dawką super-ironii i nie czekając na to, aż skopie mi krocze, skopałem mu krocze.
Odleciał na pół kilometra, gdzie zaraz się zjawiłem dzięki mej super-szybkości.
- Moje poglądy moralne zmieniają się diametralnie, gdy wpadam w furię – powiedziałem, po czym uśmiechnąłem się nieznacznie, albowiem sarkazm przypadł mi do gustu.
Blacktits się zaśmiał, jednocześnie łkając.
- Ludzi powinno się grzebać nagich – wypowiedział dziwacznym tonem.
Śmiech przez łzy to domena szaleństwa. Uderzyłem go z plaskacza w policzek, oczekując co ten cwaniak zrobi.
- Jesteś bohaterem własnego umysłu – powiedział i super-cholernie mnie to zdenerwowało.
Przysadziłem mu więc tak mocno z kolana, że ciało jego przebiło się przez mury fabryki i wpadło do kotła z czerwoną mazią.
- Musiałeś znowu zabić tych ludzi? Po co udowadniasz to w ten sposób? Nie mógłbyś napisać jakiejś pieprzonej książki? – pytałem nie na żarty.
Wynurzył się cały w czerwieni.
- Aaa…. wiesz, że nawet o tym nie pomyślałem…?
Wykorzystał moment mojego zastanowienia do skoku i przedstawienia mnie z jego oblepionym mazią butem.
- Ludzie to śmieszne zwierzęta. Zwłaszcza, kiedy popełniają błędy – rzekł chichocząc lądujący na krzywe nogi skurczysyn.
- Nienawidzę twojej nienawiści – mówiłem z przejęciem – dlaczego ciągle zabijasz niewinnych?
- To, że Heniek zdechł z głodu jest zasługą tego, że Bronek jeszcze oddycha – odparł naukowym tonem.
- Co za cyrk – westchnąłem.
- Ów cyrk zwany jest cyrkulacją przyrodniczą.
Uderzyłem go w brzuch, aż zwalił się na krzywe plecy.
- Ktoś chce być dobitnie dobry, ale obie skrajności to gówno. Ideał to środek - nie za gruby, nie za chudy. Mnie jednak zawsze brakowało odrobiny hipokryzji z innego worka. Brak jednego to nadmiar drugiego, czyż nie tak? – paplał gorzej niż Niemiec – Ciemność zbliża ludzi i oddala, tak samo jasność. Dlatego światu potrzebna jest odrobinka dystansu.
- Tym usprawiedliwiasz swoje wybryki? – zapytałem, przyciskając jego potylicę do brudnej podłogi.
- Dlaczego miałbym się nie podporządkować i nie być jak optymalnie racjonalnie myślący ludzie, którzy twierdzą, iż za każdy dobry uczynek spotka cię zasłużona kara?
Podbiłem mu oko. Pluł krwią. Może to była maź?
- To, że za zabicie mrówki nie idzie się do więzienia, a za zabicie człowieka tak (podając powód niemyślenia), jest tak egoistyczne jak pozwolenie na zabijanie głupich, a mądrych już nie – ględził ze łzami w oczach. – Zabić czy zostać zabitym? Wolność. Tak sobie wymyśliłem.
Uderzył mnie kolanem w ośrodek prokreacyjny, a następnie przewrócił, i teraz to ja leżałem u dołu, a on na mnie spluwał tą przeklętą czerwoną papką.
- Nie rozumiesz, ja kocham ludzi. Ty tego nie dostrzegasz, tkwisz w schemacie - lubisz się całować ze swoją żoną, uprawiać z nią seks, czy patrzeć na jej uśmiech. Prawdziwa miłość polega również na zabijaniu z miłości, więzieniu z miłości i na kochaniu patrzeć, jak ta osoba cierpi. Jesteś głupim hipokrytą, dlaczego więc okłamujesz innych w mediach i mieszasz im w przeciętnych mózgach?
Trafił w słaby punkt. Jedyny, który nie jest super i nigdy nie będzie. Kontynuował.
- Kochasz ludzkość tylko z jednej perspektywy. Jesteś zbyt niedoskonały jak na superbohatera, nie sądzisz?
Rozwalił mnie na strzępy, wygryzł do kości jestestwa.
- Jesteś celebrytą? A może jednak prostytutką?
Miał sporo racji, dopiero teraz pojmowałem. Nie czekając jednak na dobijającą kwestię dotyczącą mojego wujka z zamiłowaniami pedofilii, przyłożyłem mu do twarzy wyjęte wcześniej z kieszeni żelazko, aż wrzasnąwszy odskoczył.
Zapłakał. Zrobiło mi się go trochę żal.
- W tym królestwie absurdu, jedynym racjonalnym rozwiązaniem jest nieracjonalny śmiech – powiedział i znowu zaczął chorobliwie chichotać.
Pragnął znowu walczyć, jakby to jakoś rozwiązało nasze problemy, bo w końcu byliśmy już wtedy po czterdziestce i ten kryzys wieku średniego, to chyba było właśnie przez ten okres… poczułem zmęczenie.
- Posłuchaj – mówiłem zdyszany – wiem, że każdy człowiek ma inną perspektywę i nawet razem zajmują się psem konającym przy drzwiach do mieszkania, mimo że kilka metrów dalej kona pijak. To dumne zwierzęta. Egoistyczne. Jednak wśród tych oparów absurdu warto jest wierzyć, że nasz wspólny śmiech jest w stanie uratować świadomość od wariactwa.
Moment ciszy.
- Pierdoły jakich mnóstwo – powiedział.
Znów toczyliśmy bitwę, która końca nie miała, bo właśnie esencja i sens wojny tejże ukryty był w jej trwaniu, nie w wygranej którejś ze stron.
W końcu razem, jednocześnie – opadliśmy z sił. Dialog rozpoczął on.
- Mamy wolną wolę, a ja wolę być ponad ten syf.
- Nie możesz się podporządkować?
- Nie. Po prostu lubię zabijać.
- Nie możesz sobie znaleźć jakiegoś... zamiennika?
Blacktits chwilę się zastanowił, jakby kalkulując pewne przewidzenia możliwych skutków.
- Jak na przykład?
- Co powiesz na strzelnicę?
- W piątek o siódmej?
- Jesteśmy umówieni.

Koniec.
Organizacja Brutalnych Ciot, super-groza, super-łydka. Big Grin
Gęsto od cokolwiek filozoficznych przemyśleń, akcja nieprzewidywalna, miejscami przerysowane sytuacje. Wszystko to dopełnia zakończenie - dopasowane do abstrakcyjności i dające zabawną pointę.
Podoba mi się, warte odkopania.

Uważam, że tekst jest bardziej rozrywkowy niż rozwijający, do tego kunsztownością nie powala. Choć korci mnie o więcej, zostawiam 3/5.