Via Appia - Forum

Pełna wersja: Hop i hip po Dublinie
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Wszyscy wiedzą (lub też nie), że Dublin jest magicznym, idealnym miastem położonym na cudownej, zielonej wyspie. Nie każdy jednak jest świadom powodów tych superlatyw.
Podstawową i najważniejszą (chyba) zaletą jest to, że nie ma wschodu. Tam gdzie powinien być wschód jest morze. A jak komuś przyjdzie do głowy, żeby je przepłynąć to natrafi na inną wyspę, na której rządzi Ela (ale fizycznie Optimus Prajm Minister) z Karolem, Łilim, Kejt i ("Look who's Talking?") 'najnowszym-członkiem-arystokratycznej-rodziny'. A jak wiadomo (lub nie) ta własnie rodzinka odpowiada za setki lat zniewalania biednych Irlandczyków, którzy - żeby mieć za co wykramić siedmio(lub więcej)dzietne rodziny - nawiali do Bostonu. Bo tam (to już każdy musi wiedzieć) Hamerykanie po raz pierwszy dokopali Brytom.
Przez serce Dublina płynie rzeka Liffey, z zachodu do morza. Tym samym dzieląc miasto na część północną i południową. Jeszcze nie tak dawno był to bardzo ważny fakt geograficzny. Przytaczając niepoprawny politycznie (przetłumaczony) dowcip 'co oddziela ludzi od zwierząt? Rzeka Liffey' wspaniale obrazuje topografię miasta.
Po stronie południowej mamy zabytki, ratusz, radę miasta, zamek, dwie katedry, zakłady Guinness'a i dwie dzielnice wspaniałych elżbietańskich szeregowców, w których jeden pokój jest jak dwa piętra w polskim bloku. A im dalej będziemy posuwać się na południe tym lepsza będzie pogoda, pejzaże bujne w zieleń i apartamentowce do wynajmu za conajmniej dwa i pół tysiąca ojro na miesiąc. Ponadto znajduje się po stronie południowej najstarszy Dubliński uniwersytet, najdroższy Dubliński uniwersytet, kilka prywatnych ogólniaków i dwa hotele Raddisona. A także (od niedawna) wspaniały stadion Aviva, na którym odbywają się nie tylko mecze rugby.
Natomiast po stronie północnej (pomijając bezpośrednie centrum miasta, zaraz przy rzece) jest destylarnia Jamesona i najstarszy w mieście cmentarz. No dobra, jest też Phoenix Park - jeden z największych parków miejskich (wielkością sam mógłby być miastem) w Europie, w którym znajduje się zoo i siedziba Prezydencka. Tak, drodzy czytelnicy, Irlandia jest niezależnym krajem (no poza małą częścią na północy wyspy) posiadającym wolny rząd i Prezydenta. Tak przynajmniej prezentowała się sprawa północnej części Dublina jeszcze dwadzieścia lat temu. Obecnie jednak postanowiono wprowadzić trochę więcej równowagi, bo jeden zabytkowy kościół (który i tak widać z daleka całkiem dobrze, jak się stoi na moście O'Connell'a po południowej stronie) i jeden zabytkowy szpital (umiejscowiony zaraz koło nowowybudowanego więzienia) to jednak nie są atrakcje warte zbaczania z trasy, gdzie jednak jest ich więcej. Jeszcze do niedawna wycieczkę stanowiło wybranie się na imprezy sportowe na stadionie Croke Park, ale od kiedy jest stadion Aviva nie jest już to niezbędne. Wejście do Phoenix Parku jest zaraz przy rzece, destylarnia też w odległości spacerowej, i muzeum z oryginalną łodzią Wikingów także. Oraz (też całkiem nie tak dawno temu wybudowana) wspaniała hala koncertowa O2 w dokach.
Zatem czego możemy się spodziewać po wizycie w głębi północnej strony Dublina? Przede wszystkim, oby nie za głęboko. Ale sercem północnej strony jest O'Connell street, gdzie możemy podziwiać pomniki i zabytkowy gmach poczty głównej. A także kocioł kulturowy ludzi przewijających sie tysiącami dziennie przez okoliczne sklepy. A dalej? hmm. Jest plaża z możliwością wjazdu samochodem na wybrzeżu, gdzie zupełnie rzadko jest na tyle ciepło, żeby ta wycieczka była przyjemna. Jest Ikea i lotnisko, jak ktoś potrzebuje. Na Ballymun były kiedyś bloki, które wyglądały jak z amerykańskich slumsów. Tylko na jedenastym piętrze były okna (najwidoczniej nikt nie potrafił tak wysoko dorzucić kamieniem), a tak to tylko metalowe płyty. Całkiem apokaliptyczna to była wizja. Ale je wyburzono ze względu na to, że się zaczęły pochylać. A na Finglasie (i broń Boże nie po zmroku) pod Tesco ludzie nie dochodzli z zakupami do samochodu, a wszystkie wózki skradziono i przetopiono albo posłużyły do konstrukcji pojazdów gokartopodobnych. Często spotykane też są wyścigi: rydwanów, rikszy, chartów i wózków z dziećmi.
Po całym Dublinie (jak wielkie kałuże zieleni) porozrzucane są pola golfowe. Pewnie ktoś kiedyś policzył ile ich jest, ale to jest zupełnie bezcelowa statystyka do podania, bo każde ma swoją rangę i renomę i gdzie to jak się z czym je, to jest temat na osobny felieton pewnie.
Można też liznąć trochę lokalnej literatury, jako że Dublińczycy szczycą się swoim Bram Stokerem, Jamesem Joycem, Williamem B. Yeatesem i Samuelem Beckettem.
Jako, że ustanowiony podział już istniał, a na wschodzie nic sie nie dało zrobić miasto zaczęło rozbudowywać się na zachód. Tam znajduje się najnowsza część miasta i tam najlepiej szukać zakwaterunku, jeśli już komuś znudzi się koczowanie w hostelu. Paradoksalnie jednak, w zachodniej części Dublina role odwróciły się. I tak na niechlubnym Clondalkinie odnotowano największą ilość przechwyconych narkotyków na handel, a na Tallafornii (Tallaght) kradzieży i pobić (nie licząc oczywiście centrum miasta w weekend). W zestawieniu Chapelizod, Palmerstown i Lucan są znacznie bezpieczniejszymi miejscami, jak na północny zachód. Ale z racji nowego, tańszego budownictwa wszystkie zachodnie tereny są zamieszkiwane głównie przez imigrantów i ludzi z niższym stanem społecznym, gdzie łatwiej o patologię, jak wiadomo (lub nie).
Odwiedzając Dublin należy pamiętać, że sprzedaż alkoholu jest dostępna w sklepach tylko do godziny dwudziestej drugiej, a w żadnym pubie nie nabędzie się nic po godzinie trzeciej trzydzieści (ale lista takowych wcale nie jest długa, a już tym bardziej nie w tygodniu). Należy się też spodziewać, że na niektórych stacjach benzynowych nie wpuszczą nas do środka po dwudziestej trzeciej i sprzedaż snacków i tytoniu będzie musiała się odbyć przez właz. Nie należy sie także dziwić ilością taksówek nocą, gdyż autobusy nocne (rozjeżdżające się po całym mieście) kursują tylko w soboty.
Jak już się to wszystko opanuje można śmiało hop i hip, a nawet i hep (gulp, czy co tam jeszcze) po Dublinie.
No to Dublin już znam. Bardzo sympatyczny, przyswajalnie napisany przewodnik. Czyta się płynnie. Kilka literówek (pisze się destylarnia a nie destylernia) i niektóre fragmenty niepotrzebnie ujęte w okowy nawiasów, gdyż stanowią na tyle integralną część zdania, że bez nich zdanie jest tak samo płynne. Dałbym 5 na 5 gdybym posiadał taką władzę'

Pozdrawiam Dj.
Fajny, krórtki i przyjemny tekścik, Tiger Smile Byłem dawno temu w Dublinie. Wiele nie zwiedziłem, może czas to nadrobić?

Nie wspomniałeś tylko o wspaniałym zabytku wartym zwiedzenia, czyli o latarni morskiej, do której z centrum trzeba iść z przygodnie napotkanym tubylcem-przewodnikiem przez jakieś dziury w murach, niedokończone budowy, wąskie uliczki, błoto, osiedla przyczep kempingowych z Romami w środku, wielki park (byłbyżesz to ten sam park, o którym wspomiansz?), a później już tylko, cytuję tubylca-przewodnika, "prosto do plaży i jakąś milę w prawo, i już będzie latarnia", a po dotarciu do owej latarni, co zajmuje w sumie jakieś 2 godziny z buta, okazuje się, że do środka nie można wejść, i że ze zwiedzania nici, bo latarania jest przerobiona na jakąś elektrownię czy cuś, więc całą trasę trzeba pokonywać z powrotem, już bez tubylca-przewodnika, co okazuje się dość ryzykownym przedsięwzięciem, szczególnie przechodząc przez osiedle Romów w przyczepach, kiedy targa się za sobą walizkę na kółkach (w tamtą stronę też się ją targało), a na szyi ma się zawieszony drogi aparat fotograficzny, na który Romom ślinka cieknie, bo chyba nie z głodu.

P.S. Za dużo nawiasów nawaliłeś Smile
aj noł, aj noł, nawiasów nie lubią, bo zawadza w czytaniu. jakiś taki nawrót starego nawyku powrócił.
Latarnia to jest w Bray, taka do zwiedzania, ale z buta to zajmuje z dzień tam dojść. Polecam pociągiem, 45min i smyk smyk, prawie prawie. Sam nie byłem, ale znam z opowieści, jak jeden z menadżerów flagę wieszał xD
Natomiast ta latarnia jest tam prawie, gdzie ta plaża, o której wspomniałem (aczkolwiek być może mowa o innej, do której rzeczywiście potrzeba wycieczki trekkingowej).
Dzięki za komenty Smile