Via Appia - Forum

Pełna wersja: Problemy dnia codziennego
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Problemy dnia codziennego


„[...]Jesteśmy pierwszym pokoleniem, któremu wykupiono kolonię w raju. Nie dostaliśmy w użytkowanie świata, dostaliśmy jedną powszechną jadłodajnie. Szkolono nas do sięgania, brania, jedzenia, klepania się po brzuchu. Żadnych naturalnych wrogów, żadnych dzikich zwierząt, nic co stawiałoby nam opór. Wojna, Holocaust, śmierć to tytuły gier komputerowych, napisy na koszulkach, obcojęzyczne fanaberie spikerów telewizyjnych.
[...] A czasami siedzimy i wzdychamy: Jezu, niech przyjdzie jakaś wojna, niech to wszystko wreszcie wybuchnie. Niech będzie po co żyć! [...]”
Dorota Masłowska



- Zakładam partię.- Mówię względem Maurycego, który siedzi sobie, zwyczajnie, jak gdyby nigdy nic, na ławeczce. Siedzi, dodajmy, w sposób niezgodny z przeznaczeniem, to znaczy dupskiem na oparciu. Teraz podnosi wzrok, ociężały, przytępiony. Żyła mu pulsuje na skroni lewej, myśli, znaczy.
- Jaką partię?- Pyta Maurycy, z nutą zdziwienia w głosie.
- Lewicowo-anarchistyczno-zieloną- mówię ja- przeciw pedałom, emigrantom i feministkom. Przeciw podatkom, faszystom i prawicy. Z przekonania antyklerykalną raczej.
Maurycy otwiera gębę ze zdumienia, wzrok mu mętnieje jeszcze bardziej. Twarz w dłoniach chowa i kiwa się w tył i naprzód. Wydaje się być pogrążony w letargu.
- A za czym postulujesz?- Pyta się po chwili.
- Ogólnie jestem za państwem bez podatków, jak wcześniej wspominałem, ale też za wysoką zapomogą socjalną, jak w Szwecji, czy w Niemczech. Opowiadam się za rozdziałem państwa od Kościoła, za polityką pro rodzinną, silną rolą parlamentu i gospodarką opartą na zielonej polityce. Za równym podziałem mężczyzn i kobiet w parlamencie.- Odpowiadam mu.
Maurycy blednie na te słowa, otwiera usta szeroko, prezentując przy tym zęby, które przyprawiłyby o palpitację serca każdego szanującego się stomatologa. Żyła na skroni osiąga imponujące rozmiary, wygląda jak by zaraz miała wybuchnąć.
- Kurwa, Predator- mówi względem mnie Maurycy- ty jesteś jakiś pierdolnięty na głowę człowieku. Przecież tobie już totalnie mózg rozpierdoliło. Ty ćpasz coś? Pijesz za dużo? A może to przez te książki? To one tak mózg wypierdalają z głowy? Co? Powiedz mi Predator, bo ja tego, choćbym kurwa chciał, to ogarnąć tego nie mogę.

Patrzę na niego, teraz ja zgłupiałem. Jakże to? Ja? Pierdolnięty na głowę? Z wypierdolonym mózgiem? Ja!?

Czuję narastającą agresję względem Maurycego, mojego serdecznego przyjaciela, przecież. Przyjaciela od zawsze, którego sobie niezwykle cenię i lubię. Znamy się przecież od zawsze, od przedszkola przecież gdzie razem terroryzowaliśmy naszą grupę. W podstawówce też napierdalaliśmy wszystkich równo, bez względu na płeć. Pełen parytet, i to na tyle lat przed wejściem Polski do UE. Prawdziwy ze mnie reformator polskiego, antyfeministycznego społeczeństwa. Gimnazjum było radosnym przedłużeniem, naszego niemniej radosnego napierdalania.
I pomimo tych serdecznych wspomnień, które nas łączyły, miałem autentyczną potrzebę zapierdolenia Maurycemu w ten jego durny ryj.
- Co to znaczy, kurwa, partię w ogóle!?- Maurycy wznosi zmętniałe oczy, ku niebu.- Źle ci tutaj? Nie odpowiada ci aktualna sytuacja polityczna naszego kraju? W kraju, który jest na 6 miejscu względem gospodarki w Europie, a 17 na świecie!? W kraju Chopina i Pendereckiego? W kraju Piłsudskiego i Wałęsy? W kraju Sienkiewicza i Lema?- Recytuje Maurycy i patrzy na mnie ze złością.
Muszę przyznać że zdębiałem, w szoku byłem, po prostu, nie spodziewałem się tak głębokich myśli po człowieku pokroju Maurycego. Przecież on ma zaledwie 7 komórek życiowych, odpowiadających kolejno za: jedzenie, pice, defekacje, spanie, chodzenie, mówienie i oddychanie. Plus dodatkowo telefon marki SAGEM.
- Nie ma takiej rury, której nie można byłoby odetkać.- Mówię ja filozoficznie.
Maurycy już nic nie mów, nawet nie patrzy na mnie. Wstaje z ławki, i wolnym krokiem udaje się do „Żabki”. Na progu sklepu odwraca się do mnie i mówi:
- Predator, ty idź kurwa lepiej sobie odpocznij chłopie. Bo tobie od tego wszystkiego we łbie się pierdoli. Idź konia zwal, jak ci sperma na łeb bije, czy coś. A jak w żołądku coś czujesz, to idź się wysraj, to ci ciśnienie spadnie.
Powiedział i wszedł do „Żabki”.
- Jesteś zjebany człowieku!- Krzyknął na odchodnym.

Maurycy trochę mnie zasmucił, spodziewałem się że podchwyci mój genialny, bez mała, pomysł. A ten mnie bezczelnie sklął i poszedł do „Żabki” po piwo, czy wódę, chyba.
Ciężko było mi, jednostce obdarzonej, wręcz, niebotycznym inteligentem, obcować z takimi ludźmi jak Maurycy.
Naraz jednak widzę promień Słońca w morzu szamba, przypominam sobie że moje kontakty towarzyskie nie ograniczają się tylko i wyłącznie do Maurycego. Jest jeszcze taki Blacha.


- Siemasz Blacha.- Mówię ja do mojego drugiego serdecznego przyjaciela.
Blacha akuratnie siedzi przy komputerze i napierdala w coś. W jakieś MMO, chyba. Goni jakimś orkiem, czy elfem po lesie z mieczem, z resztą i napierdala w co popadnie. Jest tak zajęty tą grą, że nawet wzroku nie podnosi. Macha mi tylko ręką, lewą, zresztą.
- Wiesz Blacha...- Próbuje rozkręcić rozmowę.- Partię zakładam.
- Tak?- Blacha strasznie śmierdzi, potem, chipsami, colą gazowaną, duszno ma w pokoju. Brudno z resztą też, wszędzie się walają pudełka po pizzy i stare, przepocone strasznie ubrania. Aż strach usiąść dupskiem gdzieś, bo można już potem nie powstać, się przykleić po prostu.- Jaką partię?
No to ja mu streszczam założenia programowe Lewicowo-Anarchistyczno-Zielonej Partii Predatora. Blacha słucha. Czasem zagryza chipsami, bo on w ogóle strasznie gruby jest, okulary przeciera, bo krótkowidzem też jest, czasem głową kiwa, na znak że rozumie co ja do niego w ogóle mówię.
- Co myślisz?- Pytam ja po zreferowaniu programu.
- Wiesz Predator ja tam w polityce nie siedzę.- Mówi ugodowo Blacha i drapie się po pod pachą.
- Ale ja uważam że taka partia jest potrzebna, bo sytuacja w naszym kraju jest rozpaczliwa.
- Predator, ale każdy bunt jest z gruntu rzeczy zły.
Mrugam oczami, co ten Blacha pierdoli?
- Blacha pierdolnięty jesteś- głośno wyrażam dezaprobatę- przecież każdy młody człowiek wie że grunt to bunt. Nie można całe życie siedzieć na dupie.
- Słuchaj Predator- mówi on- ale ty chyba pierdolnięty jakiś jesteś. Przeciw czemu ty właściwie chcesz się buntować? Żyjesz w kraju bez problemów, jesteś dzieckiem git systemu, jesteś pełnoprawnym Europejczykiem, z UE. Jak ci się nie podoba, ten zasrany, gówniany kraj, z resztą, to wypierdalaj stąd w podskokach. Droga wolna, kurwa, gdzie chcesz. Północ, południe, wchód, zachód. Gdzie ci pasuje. Wedle woli.
Jestem oburzony postawą Blachy, wysoce aspołeczna i anty patriotyczną.
- Blacha...- Zaczynam ja.
- Predator jak będziesz fikał to wypierdole ci zaraz z aksa. Jestem knajtem, w końcu, z resztą i ogólnie rzecz biorąc.- Przerywam mi on brutalnie i rozumiem ja że nawet taki Blacha, człowiek inteligentny, bądź co bądź, myśli że mam pierdolca. Tragedia, po prostu.


Opuszczam dom Blachy, z ulgą niemałą, bo jak już wspominałem śmierdzi u niego niemiłosiernie, potem takim i duchota wielka panuje.


„Rano Zamykają Twoje Myśli W Autobusie
I Wywożą Do Miejsca Cierpienia
Do Wolności Podobnej Do Kieratu I Łańcuchów
Dobra Wygrywane Na Loterii
To Te Osiem Godzin Wydzierane Z Życia
I Chleb Codzienny Przejadany Za Darmo
Jak Codzienna Ofiara Chrystusa - Ciało I Krew
Zasypiasz Nad Kubkiem Herbaty...”

Włochaty „Nie chcę przeminąć”


Teraz siedzę na przystanku i czekam na autobus, by mnie do domu zawiózł.
Siedzę ja tak i czekam. Koło mnie 3 staruszki stoją i coś tam pierdolą na temat, który totalnie mnie nie interesuje i absolutnie nie obchodzi. Babcie stoją, czasem patrzą na mnie z ukosa, a nagle jedna podchodzi do kosza, który stoi nieopodal i grzebie w nim. Patrzę ze zdumieniem. Jak to się babinka z powołaniem minęła i śmieciarzem nie została, aż szkoda mi jej. A ta grzebie, wyciąga reklamówkę, nie ekologiczną, z resztą i sobie buty wyciera, najnormalniej w świecie.

Nienawidzę ludzi, obrzydliwe istoty.

Boje się starości, boję się że też kiedyś będę taki stary dziad, w koszu grzebiący po siatki, jakieś, by se buty przetrzeć. Taki ból w sercu, wręcz czuje niebotyczny.
Oprócz tego boje się też głupiej śmierci, na przykład przez zadławienie się, kromką chleba dajmy na to. Albo herbatą się zakrztusić i w wyniku uduszenia pożegnać się z tym światem. Boje się śmierci, ogólnej jako tako, i życia pozagrobowego. Boje się że gdy stanę przed Bogiem, ten najzwyczajniej w świecie mnie zapierdoli, za grzechy moje, rękoma gołymi. No boje się tego spotkania, jako Polak-Katolik, z resztą.

Jedzie autobus, jedzie czerwono-żółta śmierć.


„To są młodzi ludzie, to idzie młodość. Pokolenie najmłodsze, pokolenie kompletnie stracone, bo do cna znieprawione przez telewizję, narkotyki, Internet, oraz polski wilczy kapitalizm. A, więc mówi się o nas ze smutną miną i z taśmociągu szkoły średniej i studiów wychodzimy z etykietką- pokolenie stracone, generacja nic, generacja po nic. Zestaw argumentów jest stały: Internet, komputer, telewizor- osobny świat płynący w kablach, zlepek schematów z kolorowego plastyku, rozświetlający okna wieżowca w zgodnym rytmie, na którym zostaliśmy wyhodowani”

Dorota Masłowska


Przychodzę ja do domu i siadam przy stole, gdzie obiad czeka i rodzice moi.
- Gdzie byłeś?- Pytka się matka.
- W szkole, przecież, środa jest.- Mówię ja.
- Jest ser?- Się ojciec o to pyta.
- I jak było w tej szkole?- To matka.
- Ser gdzie jest?
- Normalnie.- Mówię ja zaczynając jeść zupę pomidorową, z resztą.
- No szlag mnie trafi, jak tego sera ja nie znajdę.- Ojciec wali pięścią w stół.
Matka wstaje, do lodówki podchodzi i bierze kostkę sera i ojcu podaje.
- Czyli jest ser, jednak.- Mówi ojciec ucieszony strasznie.
- No, ale jak to tak, normalnie, synku?- Matka nie ustępuje.
- No partię założyłem.- Mówię ja i referuję rodzicom założenia mojej partii, oraz streszczam rozmowę z Maurycym i Blachą.
Rodzicie milczą, ojciec chyba zaraz dostanie orgazmu, z powodu tego sera, a matka w sufit patrzy.
- Jednego syna mamy, i to takie zjeba.- Mówi matka, ja nie słucham, dalej jem te zupę pomidorową, zresztą.
- Zawsze mogło być gorzej.- Mówi ojciec z namaszczeniem gładząc ser.

Mam ich totalnie i gremialnie w dupie. Wzruszam ja ramionami, wkładam talerz po zupie do zlewu, i idę do pokoju swojego.

Siedzę sobie i słucham sobie Radia Planeta. Czasem prasę czytam, „Wyborczą”, „Rzepę” czasem. Lubię wiedzieć co się na świecie dzieję. Tak z zasady, po prostu.
Wzrok mój pada na zdjęcie Anki, mojej pierwszej i tak naprawdę, chyba jedynej miłości. Nadal ją kochałem, mimo że ponad półtora roku się nie widzieliśmy. Anka w gimnazjum w ciążę zaszła, i co gorsza, kurwa, wcale nie ze mną.

- Słuchaj Predator- mówi Anka względem mnie- chce żebyś wiedział jak jest, a przy okazji chce się wykazać elementarną uczciwością względem ciebie.
- Słucham?- Mówię, czując jak zimny strumień potu po plecach mi spływa. Ton Anki nie wróży nic dobrego.
- Ty sobie lepiej usiądź- Anka wskazuje na ławeczkę- bo cię to zszokować, trochę może.
Czuje jak lewa dłoń zaczyna mi drgać, serce zapierdala mi jak szalone, czuje że blednę.
- Co się stało?- Pytam drżącym głosem.
Anka milczy, w ziemię patrzy. Wygląda tak niewinnie i słodko, a zarazem tak obrzydliwie i żałośnie. Mieszane uczucia względem niej mam, słowem jednym.
- No, kurwa!?- Krzyczę, bo z tego zdenerwowania już wytrzymać nie mogę. Jestem już podkurwiony na maxa.
A ona zaczyna chlipać, płacze jak dziecko małe, wręcz. Przez łzy mówi:
- Ja w ciąży jestem.

Całe moje podkurwienie znika, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Patrzę na płaczącą Ankę i czuje że serce mi się kraje. Smutek i rozżalenie czuje raczej, niż złość względem niej. Po chwili nachodzą mnie jednak wątpliwości, więc mówię:
- Ale ty tę ciąże masz, chyba wiatropylną, bo...
- Przecież to nie twoje dziecko, idioto cholerny!- Krzyczy Anka.
Zdębiałem, szczerze powiedziawszy. Takiej możliwości nie przewidziałem, po prostu.
- To myśmy się niecały miesiąc temu rozstali- mówię ja, kiedy w końcu myśli zebrałem- a ty już zdążyłaś się zbrzuchacić!? Już się skurwiłaś, z pierwszym lepszym!?
Ona nie odpowiada. W ziemię patrzy.
- Tego to, już kurwa, za wiele.- Mówię głosem drżącym z emocji.- Mam cię serdecznie dość! Wypierdalaj z życia mego i serca mego! Wypierdalaj w podskokach, na jednej nodze. Po prostu nie chcę cię widzieć, nigdy więcej!


Anka urodziła pół roku temu, dziewczynkę. Za dwa miesiące bierze ślub.
Spełniła moją prośbę połowicznie, bo faktycznie wypierdoliła z mojego życia, ale z serca, nijak wypierdalać na jednej nodze, w podskokach nie chciała. Dowodem, na ten stan rzeczy było zdjęcie Anki, w złotej oprawie, na mym biurku stojące.

Padam na łóżko, zasłaniam oczy dłońmi.
Umrzeć chce po prostu, położyć się na łączce, wśród kwiatów polnych i tak w glebę wsiąknąć, po prostu. Ziemię użyźnić.

Ja chcę być potrzebny, przydać się komuś na coś, pomóc komuś, czuć sens w tym co robię. Ja chce tylko kochać i kochanym być, czuć wszechogarniającą namiętność, namiętność z nóg zwalającą.
Ja nie chcę być jedynie pustą skorupą ludzką, która jedynie egzystuje, sra, je, rozmnaża się i zdycha. Jak pies, jak kundel, nie przymierzając.

Matka wchodzi do pokoju i się pyta czy czegoś do prasowania nie mam. Mam ochotę wyć z rozpaczy. Ja tu ginę, umieram, wręcz.







„Nie Chcę Przeminąć, W Nicości Zaszyć Się
Umierać W Bólu Jak Zwierzę W Rzeźni. Nie!
Życie Bez Sensu Po Prostu Nie Ma Sensu
Życie Bez Wiary, Miłości I Nadziei
Czy Istnieje Coś Co Wypełnia Twoje Życie
Co Jest Twoim Światem, Co Nie Jest Niczym
Co W Życiu Pozostaje, Czy Warto Żyć Czy Nie
Czy Twoje Narodziny Były Radosnym Dniem Dla Ciebie?
Leżąc W Swoim Łóżku, Gapiąc Się Na Zegar
Czując Się Samotnie, Modlisz Się O Koniec
Leżąc W Swoim Łóżku Modlisz Się O Sen
Bo Wiesz, Że Szaleńcy Mają Ochotę Zabijać”

Włochaty „Nie chcę przeminąć”

Czuję się wrakiem moralnym, bankrutem uczuciowym.
Nie czuję absolutnie nic, nic mnie nie bawi, nie cieszy, nie smuci, od jakiegoś czasu nawet nic mnie nie wkurwia.
Egzystuję na granicy szaleństwa, chodzę do szkoły, pije piwo z „Żabki”, gram na komputerze. Ale to wszystko pustka, nie ma absolutnie żadnego znaczenia, czy wstanę z łóżka, czy zrobię coś czy nie zrobię. Wszystko takie puste, szare, i nijakie. Nie widzę przed sobą przyszłości, nikt i nic mnie nie czeka. Mimo iż mam 542 znajomych na n-k jestem samotny, i to na moje własne życzenie.

Ja pierdole...

Często sobie wyobrażam, że umieram, umieram w chwale, jako bohater. Leżę gdzieś na polu bitwy, okryty czerwono-czarnym, anarchistycznym sztandarem i powoli konam.
W ostatnich chwilach mojego życia widzę Ankę, pochyla się nade mną i słodkim głosem mówi żebym nie umierał jeszcze, że mnie kocha, że chce być ze mną. Że będzie ze mną już na zawsze, że kocha mnie szczerze.
Ja chcę jej powiedzieć, że to nieprawda, z tym wypierdalaniem w podskokach, że tak naprawdę to kocham ją szczerzę, mimo rozlicznych błędów, które ona popełniła.
Jest już jednak za późno. Umieram, umieram jako wielki bohater rewolucji lewicowo-anarchistyczno-zielonej. Umieram.


Maurycy, Blacha i rodzice mają chyba rację, że popierdolony jestem.


„Myśleliśmy, że rzeczywistość nowej Polski pozwoli nam jakoś, mniej lub bardziej spektakularnie, zaistnieć. Myliliśmy się bardzo. Dzisiaj ci, którzy teoretycznie powinni dbać o intelektualne i duchowe zaplecze, jawnie uczestniczą w nachalnym urabianiu najniższych społecznych gustów, bo tylko w ten sposób mogą jakoś zarobić na życie. A przy tym zarabianie pieniędzy to w naszych czasach niezwykle wielki przywilej! Wmawia się nam, że już sam fakt posiadania pracy powinien wystarczać za realizację największych życiowych aspiracji, i my się tak czujemy. Robiąc byle co, wmawiamy sobie, że właśnie uczestniczymy w realizacji nowego, wspaniałego świata i powinniśmy wszystkich całować po rękach, że dany nam był ten zaszczyt.”

Kuba Wandachowicz

Koniec
13 kwietnia 2010
Powiem szczerze: po kilkunastu pierwszych linijkach nie miałem już ochoty dalej czytać. Rozumiem, że język w wypowiedziach bohaterów jest stylizowany na potoczną, na wpół bezmyślną mowę "zwyczajnych polskich nastolatków", jednak pewien umiar powinieneś zachować. Za dużo tego. Za dużo wulgaryzmów i głupoty w wypowiedziach, bardzo to zniechęca.
Lubisz bawić się szykiem zdania. Taki zabieg wprawdzie również składa się na stylizację, ale musisz jednak zachowywać pewne zasady pisowni. W mowie potocznej wygadujemy różne z logicznego punktu widzenia bezsensowne rzeczy, jednak proza jest prozą - tu powinno się stosować reguły językowe. Czasowniki na końcu zdania, lub członu zdania złorzonego nie wyglądają dobrze. Zaimki natomiast nie mają prawa znajdować się na końcu. W języku polskim szyk zdania jest bardzo luźny, ale nie znaczy to, że żadne reguły go nie obejmują i o tym powinieneś pamiętać.
Rażą w oczy również zbędne zaimki.

Przykład:

"Ja chcę być potrzebny, przydać się komuś na coś, pomóc komuś, czuć sens w tym co robię."

Mamy taki dziwny nawyk dodawania "ja" tam, gdzie jest to zupełnie niepotrzebne i pozbawione sensu. Myślę, że to naleciałość z języka angielskiego - tam dodajemy "ja" z tego względu, że nie istnieje odmiana czasownika przez osoby. W języku polskim natomiast istnieje, więc sama forma czasownika wskazuje już osobę - skoro "chcę", to wiadomo już, że to "ja" a nie ktoś inny. Zaimek jest już zupełnie zbędny.

Poza tym sporo niedociągnięć interpunkcyjnych i literówek, ale pozwól, że nie będę już każdego przypadku z osobna Ci wytykał Smile

Dodam jeszcze, że styl wypowiedzi, słownictwo, szyk zdań (a nawet przesłanie i po części fabuła) do złudzenia przypominają mi "Dzień świra". Nie wiem, czy się tym filmem inspirowałeś, czy wzorowałeś, ale jeśli tak, to uwagę mam następującą: klimat filmu zawarty w wypowiedziach (mam na myśli właśnie tę całą składnię, styl wypowiedzi, lanie wody w stylu „...z resztą”, wypełnianie zdania zupełnie równoznacznymi synonimami jednego słowa, np. „Ja tu ginę, umieram, wręcz.” itd.) jest właściwie niemożliwy do przełożenia na prozę. Język pisany, mimo stylizacji itd. musi mieć jednak zachowane pewne normy i nawet, jeśli w książkach widujesz od tych norm odstępstwa to nie znaczy, że są one słuszne i odpowiednie to tego, by się na nich wzorować.

Uff, rozpisałem się, wybaczBig Grin W ramach podsumowania powiem, że tekst byłby naprawdę całkiem ciekawy i miły w odbiorze, gdybyś nie przesadzał z tym, o czym pisałem wyżej.

Pozdrawiam.
Dis.
No mówiłem, Sil! Dzień Świra! xD
Jej, jak mogłem nie zauważyć "z resztą"?...Tongue
No to tak.
Widzę bardzo duże inspiracje filmem "Piątek" z YouTube Big Grin Niektóre akcje są naprawdę bliźniaczo podobne. Co nie zmienia faktu, że parę razy zaśmiałem się pod nosem Smile
Nie będę wymieniał błędów. Mógłbym, ale nie jestem krytykiem, ponadto nie mam ochoty xD Ale radzę ci przeczytać tekst jeszcze raz i poprawić masę literówek. Bo naprawdę, jest ich wręcz od cholery i mam wrażenie, że nie czytałeś tego przed wrzuceniem.
Przekleństwa - to oddzielna sprawa. Czasami były zabawne, czasami ostro przesadzałeś i zdania wychodziły naprawdę dziwnie. I ta rozmowa z rodzicami. Wstawka o orgazmie ojca na widok sera była naprawdę mocna (Big Grin), ale już ten tekst matki, że syn jest zj***m mnie zniesmaczyła. Co to w ogóle za rodzice?
Co ja ci tu mogę powiedzieć... Przeczytaj tekst jeszcze raz - to primo - w związku z czym wyeliminuj literówki i interpunkcyjne błędy. Secundo - często stosujesz szyk przestawny, co nie zawsze ci wychodzi na dobre. Popraw to w niektórych momentach. No i tertio - gdyby nie te błędy, opowiadanie wyglądałoby dużo lepiej.
W każdym razie, jest nieźle, szkoda tylko, że trochę spartaczyłeś niezły pomysł Smile