09-09-2013, 16:18
KAT-yń
Jakaż piękna katastrofa
Świeżej krwi w tekście bez liku
W kapciach z kubkiem ciepłej kawy
Na wygodnym foteliku
Świeżej krwi w tekście bez liku
W kapciach z kubkiem ciepłej kawy
Na wygodnym foteliku
Tupolew sprawuje się dobrze, choć czasami coś strzyka z tyłu kabiny, ale to pewnie nic ważnego - nie znam się na lotnictwie. Wszyscy uspokojeni, odpłynęli w jakiś nieznany mi świat. Może do miejsc z dzieciństwa albo wiosny 1940 roku, wszak obchodzona jest rocznica tejże tragedii. Otwieram gazetę i już na pierwszej stronie widzę wzmiankę o ludobójstwie. Dziadek tam zginął, gdy miałem dwa latka. Na zdjęciach wyglądał na raczej opanowanego człowieka. Poddał się na froncie wraz z pięcioma innymi z grupy patrolowej. Wiem to, bo pisał dziennik. Leży gdzieś na strychu. Opisywał tam gehennę kolegi z wojska, który zwariował. Zabrał ich pociąg z Lwowa jadący ponad dziesięć godzin prosto w kierunku ZSRR. Kazano im kolejno wysiadać i jednych pozbywano się w specjalnych izolatkach, innych wywozili ciężarówką do lasu i zakopywali. Cóż za potworność, a my zmierzamy właśnie w tamte strony. Mój wzrok smaga młodych, oni nie zdają sobie sprawy z tego, że wielu ludzi się dla nich poświęca i gdyby nie ich śmierć, niemożliwe byłoby nasze życie. To nie poczucie winy, bardziej szacunek. Szacunek do... nicości. "Toteż nie po to osoby te ginęły, abyśmy teraz mieli zmarnować czas i nie docenić tego poświęcenia" - czytam w ostatnim zdaniu.
Ma minuta ciszy już minęła, mam dość tych smutnych katastrof. Zaglądam na ostatnią kartkę, jakiś wiersz. Nigdy nie lubiłem poezji, dla mnie to bełkot buńczucznych bobasów. Rafał Wojaczek, nie słyszałem, zapewne jakiś nowy. "Ptak, o którym trochę wiem", oho - szykuje się ubieranie świata w kolorowe piórka.
"Patrzy na mnie moja twarz odbita w chmurze"...
Coś wstrząsa wehikułem. Słyszę dziwne szeptanie między ludźmi. Niemożliwe, że to już. Tak szybko przylecieliśmy?
..."mgły, co wyszła mi z ciała przez szpary w powiekach."
Szepty zmieniają się powoli w szybkie rozmowy, aż w końcu stają się skumulowanym krzykiem zagłuszanym przez warkot silnika. Znikąd czy może lepiej zewsząd, pojawia się gęsty dym.
"A to jest mgła krwi i już za horyzont ścieka."
- Gdzie prezydent? Gdzie prezydent?
- Cholera jasna!
Siedzę wygodnie i nic mnie już nie obchodzi. Zaczynam rozumieć. Śmiać się.
"A mój wydech co także jest krwią, tylko suchą,"
Historia lubi się powtarzać. Małe kropeczki, tak malusieńkie, że aż ledwie widoczne z księżyca, w obliczu pozornie nieskończonego wszechświata naszego umysłu. Turbulencje.
"jest wiatrem pionowym co jeszcze zakotwiczony
w róży płuc jest łodygą krążącego ptaka."
Nie mogę się oderwać. Ogon zajął się ogniem. Samolot niebezpiecznie pochyla się do przodu. W ich oczach widzę strach, mój strach, który uciekł schować się tam, gdzie nic nie potrafiłbym odczuć.
"Lecz że Ziemia się właśnie odwrotnie obraca"
Ta poranna kłótnia z Madzią wydaje się teraz bezsensowna i niepotrzebna. Wszystko jest płytkie. Jak ziemia. Jestem tylko cyfrą w rządku pionków do zbicia lub nie.
"obracają się we mnie płuca aż przez usta
wyszarpną się spomiędzy żeber niby chustka."
Te gonitwy za pieniędzmi, za honorem są nieistotne w obliczu tego, co właśnie nadchodzi. To takie śmieszne dla ateisty.
"Więc póki jeszcze jest niebo, moja twarz rozległa,"
Spadamy w dół. Wszyscy wrzeszczą, biegają, miotają się przerażeni widząc wariata lustrującego ich sparaliżowanym wzrokiem.
"póki nad horyzontem krew świeci jak jutrzenka,"
Napiszą o nas w gazetach, staniemy się sławni. Gdzie jest moja żona? Potrzebuję jej ciepła. Po co nam były te kłamstwa?
"póty ptak zna miarę swego wywyższenia."
Zbliżamy się do ziemi, niedługo do nich dołączymy. Wyciągają swoje ręce i ciągną, ciągną do gleby pełnej robaków i niczego więcej.
"Lecz już, choć o tym nie wie, powoli przecieka"
W dole stoi mój dziadek.
- Показать документы!
- Документы!
"spod tamtego pod ciasne niebo, już pod moją"
Klęczy. Rosjanin przykłada do jego potylicy mały bilecik do nieba. To słaba miejscówka, ale i tak dobrze, że dostał. Tak musi być. Lecimy, by go ocalić. Dziadku, już po ciebie lecę! Nikt nie pozna prawdy, nikt tego nie przeżyje. Trzask. Chaos. Drzwi. Konfetti spalin opada. Kurtyna dymu opada. W końcu opada nasze życie. Pozdrów mój pomnik, mówię do niewidzialnego chłopca.
"powieką się rozpływa w ciężki jak całun obłok"
Ostatkiem magicznych sił, wychylam się spod tuszu gazety i spoglądam na twoją twarz.