Via Appia - Forum

Pełna wersja: Moja własna wyspa złudzeń
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ćmy to dziwne istoty. Lecą do światła, obijając się o drewno. Jestem taki sam.
Nie lubię myśleć o tym, jak się tu znalazłem, ale twarze przeszłości wciąż dopominają się o należytą uwagę. Wszak myślę, iż na każdy czyn przypada jedno poprawne rozwiązanie, tylko ludzie skupiają się bardziej na tym, co już odkryte. Odleciałem za daleko.
Męska choroba omówiona przez Carlina trafia w sam środek penisowej wojny. Byłem dumną rudą ciotą, jednak lewy front pieprzył o ego, prawy tymczasem gadał na temat dystansu. Można się pogubić, co? Kiedy wzrok wypala rozum, tracimy świadomość na moment. Moment ten przeciągamy w umyśle do rubryczek życiorysu, aż nie wiemy co robić, aby być dobrym i zadowolonym w tym samym czasie.
Czasami do latarni zapuka wicher. Mylę go z… realizmem.
Właściwie to sam ustalam swoją rzeczywistość. Każdy to potrafi, wystarczy tylko rozwinąć cierpienie – bo nie mamy pojęcia, przez co i kogo jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Nie wiąże się to z zasadami ogółu, społeczeństwa, systemu. Standard. Emo i inne dziady.
Lampa naftowa oświetla malutką przestrzeń zaokienną, będąc metaforą rozjaśniania umysłu.
Pomiędzy rajem a ziemią są nasze złudzenia.
Jedno pytanie retoryczne. Jest dwóch chłopków, jeden mówi, drugi słucha i nie rozumie. Słuchający oskarża pierwszego o komplikowanie sprawy, lecz mówiący zarzuca drugiemu słabość rozumu. Kto jest winny?
Widok pasterza prowadzącego owieczki na rzeź. Piszę w pamiętniku, którego wyżre sól morska. Próbowałem być poważny - nono. Wesoły - nono. Trudno mieć innych w dupie, kiedy musisz ich obserwować, aby czegoś nie zbroili. Uzbrojeni we frekwencję wbiją ci nóż w plecy. Kto pomógł? Winny…
Wino leje się wprost do kubka. To nie mogło być przesadzone, przesłodzone, przerzynane od wewnątrz. Jesteś wariatem? To dobrze, powaga nie ma racji bytu. Tylko wśród poważnych, nieodważnych komunistów. Dopóki brak uryny w latrynie, jest dobrze.
Powolne zatapianie mózgu przeszył na wskroś szczebiot dzikich drzwi. Umysł dodał łomot.
- Kto tam?
To była cisza. Oznaka samotności, myślowa historyjka.
- Nie wrócę. Kiedyś tęskniłem za tygrysami, nie powiem. Gdy wróciłem jednak, zapomniałem o „biegu pomimo” i potknąłem się o obowiązki. Wywalony na schodach, lizałem krew. Nawet mnie nie namawiaj, nie pójdę.
Dobrze wiedziałem, że tak zrobię. Nie dało się nie pójść. To przywiązanie egzystencjalne - wstać z łóżka, kiedy świt liże, żeby ściany ludzkie dały po pysku.

--------------------------------------------------------------------------------

Niektórzy nie potrafią zrozumieć, dlaczego uciekamy. Brzeg wzbudza nadzieję na współżyjących, biegających wokół ogniska i zdobywających pożywienie. Nie miałem ochoty na łowienie ryb. Nudno. Na pewno z czasem wypracuję sobie jakieś umiejętności przetrwania, przecież nie ma innej drogi.
Wiem, że jest.
Bywają minuty, że przypominam sobie człowieka po drugiej stronie oceanu. Jest bardzo cielesny. Nie mam zamiaru z nim uprawiać seksu. Na razie nie. Ma namiot?
Bum, jest i namiot.
To nie miało być tak… Bez żartów.
Latarnia jest wyłącznością. Oprócz dziennika. Glebowego. W taki sposób funkcjonuje.
Otóż to.

--------------------------------------------------------------------------------

Dzisiejszej nocy zabiłem baranka. Jego ciepła krew spłynęła wolno z siarczystych oczodołów niczym pożoga po palącym się bunkrze, w którym alkoholik zostawił całą ścianę obrzyganą. Nawet odchody zostały święte. Ejrene całuje się z Aresem.
Tak oto powstały śmieszne Wojenki.

--------------------------------------------------------------------------------

Przełom. Zbankrutowałem.

--------------------------------------------------------------------------------

Na mojej własnej wyspie złudzeń rośnie duża jabłoń. Owoce ma seksowne, barwy rozpalające, miąższ wstydliwy.
Dlatego kiedy spotkałem ją, nie mogłem się powstrzymać. Wywołałem pieprznięty chaos.
Samolot przeleciał pas startowy i wpadł do zimnej wody. Trudno określić, jak głębokiej.

--------------------------------------------------------------------------------

Już wiem. Nie, nie wiem. Zbyt dużo nie wiem.
- O czym myślisz?
Jej delikatny głos przywołał na myśli syreny, które nie boją się przyjmować ikry bezpośrednio. Miała małe cycki.
Tak wyglądała lepiej.
Ładniej.
- O tobie, kochana. O drzewie.
- Srać na drzewo.
- To robią już ptaki.
- Srajmy na nie.
Otworzyliśmy zwieracze i uniwersalnie okrężną drogą przeczyściliśmy jelito grube Ziemi. Choć to była ziemia.
- Chcesz jeszcze?
- Nie, to nie może trwać dłużej. Nie wytrzymam.
Przyniosła piłę na napęd siłowy i zerżnęła jabłoń.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Przecie prosiłeś.
- Nie. Nie pragnąłem przyniesienia piły na siłowy napęd.
- Trudno.
- Owszem.
Zabiłem ją. W umyśle. Zginęła w wypadku, w przepaść, samochodem. Łzy świeciły plastikowym blaskiem gówna. Nieistotne – skleję sobie następną.

--------------------------------------------------------------------------------

Próby i błędy. Nie umiem dzisiaj spać.

--------------------------------------------------------------------------------

Tak, to była jedenasta. Wolałem już tę rudą, acz nie chcę oszukiwać i jej nie wskrzeszę. Czajnik. Nie zatonie nigdy, to nie jest dziurawy Titanic, he he. Podłoga. Reflektor wydał się jakiś obcy. Krew. Nóż. Zostałem maniakalny. Siostra leżała załatwiona w kuchni. Nie była… moja… była? Kontrast 4:10, migoczące ciągoty czynią swą powinność. Tylko ja nie wiem gdzie jestem. Nie wiem kto ponosi winę. Czy tylko ja mogę to rozwiązać? Mogę? Tylko? Ja?

--------------------------------------------------------------------------------

Siedzę w latarni i czekam na cud.